Gdybym musiała dotknąć Bezimiennego tą swoją nową magiczną dłonią tak, by ona zadziałała, zginęłabym. Zamierzałam jednak zastosować magię tak, jak ludzie strzelają z pistoletów. Zaczynają z dużej odległości, stopniowo zbliżając się do celu. I strzelają cały czas, dopóki mają amunicję.
Wyciągnęłam przed siebie lewą rękę, kierując ją w stronę potwora, z otwartą dłonią i myślą o krwi, właśnie myślą o krwi, a nie z samym słowem „krew”. Pomyślałam o jej smaku, słonawym, metalicznym; o tym, jaka jest świeża i gorąca, o tym, jak zasycha. Myślałam o zapachu krwi i o tym, że świeżo utoczona zawsze pachnie mięsem jak surowy hamburger.
Myśląc o krwi, zaczęłam iść w stronę Bezimiennego.
Zrobiłam ledwie kilka kroków, kiedy ból powrócił, moja krew wlała się z powrotem w moje żyły i potknęłam się. Upadłam na kolana, rękę wciąż jednak mając skierowaną na potwora. Byłam pewna, że Kitto przestał krwawić. Krzyknęłam i zobaczyłam, że olbrzymie oko zaczyna się we mnie wpatrywać, jakby widziało mnie po raz pierwszy. Ból zaćmił mi wzrok i odebrał głos, oddech. Dławiłam się z bólu. Potem złagodniał, najpierw troszkę, potem bardziej. Kiedy mgiełka cofnęła się sprzed moich oczu, zobaczyłam, że z ran Bezimiennego leci krew, nie tak jak krew powinna tryskać, tylko jak strumienie wody, szybciej. W końcu, gdy ból zupełnie zniknął, krew zaczęła lecieć z wszystkich ran, jakie zadano tego dnia potworowi. Z każdej dziury po kuli, z każdego zadraśnięcia.
Bezimienny ruszył w moją stronę ciężkim krokiem. Wiedziałam, że jeśli mnie dosięgnie, zabije mnie, więc musiałam go zatrzymać.
Pomyślałam tym razem nie o krwi, a o ranach, nie o krwawieniu, a o zabijaniu. Chciałam go zabić.
Rany zaczęły się otwierać jedna po drugiej. Wyglądało to tak, jakby jakieś gigantyczne, niewidzialne ostrze zadawało potworowi wciąż nowe pchnięcia. Krew zaczęła lecieć szybciej, aż w końcu Bezimienny był nią pokryty od stóp do głów. Potem krew wytrysnęła z niego prawie czarną falą. Rozlała się i dotarła do mnie, aż w końcu klęczałam w gorącym strumieniu krwi, a on wciąż jeszcze krwawił.
A im bardziej krwawił, tym spokojniejsza się stawałam. Spokój wypełnił mnie całą. Klęczałam w coraz większym strumieniu krwi, patrząc na potwora, który pochylał się nade mną, i nie czułam strachu. Nie czułam nic oprócz magii. W tej chwili żyłam, oddychałam i cała byłam zaklęciem. Moja magiczna dłoń użyła mnie tak, jak ja użyłam jej. W starej magii to, kto jest panem, a kto sługą, nigdy nie jest pewne.
Bezimienny wznosił się nade mną jak wielka krwawa góra, był już ledwie kilka jardów ode mnie. Słyszałam jego ostry oddech. A potem eksplodował. Tak jakby każda kropelka krwi wybuchła w tym samym momencie. Powietrze stało się czerwone od krwi i nagle miałam wrażenie, jakbym znalazła się pod wodą. Przez chwilę myślałam, że się utopię, potem jednocześnie zakrztusiłam się i próbowałam wypluć krew.
Coś dużego uderzyło mnie w bok głowy i upadłam na pokrytą krwią ziemię. Nawet teraz potwór usiłował zabrać mnie ze sobą. Pokryty posoką Kitto i Mędrzec na jego ramieniu to były ostatnie rzeczy, jakie zobaczyłam, zanim ciemność wypełniła cały mój świat.
Kiedy odzyskałam przytomność, unosiłam się w powietrzu. W pierwszej chwili pomyślałam, że to sen. Potem ujrzałam Galena, który również się unosił, ale był poza zasięgiem moich rąk. Odkryłam, że wszystkie istoty magiczne, które były ze mną u Maeve, unoszą się w powietrzu. Magia była wszędzie, wypełniała powietrze jak wielobarwny pokaz ogni sztucznych, latając wokół nas jak stada fantastycznych ptaków, które nie znały nieba śmiertelników. Całe lasy rosły i więdły na naszych oczach. Śmierć pojawiała się i znikała. To było tak, jakby czyjeś sny i koszmary senne maszerowały przed moimi oczami w jasnym kalifornijskim słońcu. Był w tym jakiś surowy urok, prosta magia.
A potem ta magia rozlała się na Rhysa, Mroza, Doyle’a, Kitta, Niccę, nawet na Mędrca. Patrzyłam na drzewo unoszące się obok Nicki i znikające w nim. Mędrzec był pokryty kwitnącą winoroślą. Umarli ludzie podeszli do Rhysa i wmaszerowali w niego, podczas gdy on krzyczał. Mróz był pokryty przez coś, co wyglądało jak śnieg. Zmiatał to swoją zdrową ręką, ale nie mógł tego powstrzymać. Ujrzałam też Doyle’a ukrytego za czymś czarnym i wijącym się; potem magia w końcu odnalazła Galena i mnie i okazało się, że unosimy się ledwie kilka stóp od siebie. Byliśmy spowici zapachami i kolorami. Czułam zapach róż i krew pojawiła się na moim nadgarstku, jakbym skaleczyła się kolcami. Pomyślałam, że wszyscy odzyskali to, co oddali Bezimiennemu, tylko ja i Galen nic nie odzyskaliśmy, bo nic mu nie oddaliśmy. Myślałam, że to nas ominie, ale myliłam się. Magia uwolniona z jego ciała chciała znów w kimś być.
Coś białego jak wielki ptak wzbiło się z krwawej miazgi i zaczęło lecieć w moim kierunku. Galen krzyknął „Merry!” i błyszczący kształt uderzył we mnie, ale nie wyleciał z drugiej strony. Przez chwilę widziałam świat jak za mgłą. Poczułam swąd spalenizny, a potem znów zapadła ciemność.
Do czasu, gdy ja i Galen odzyskaliśmy ponownie przytomność, pozostali uwięzili Bezimiennego w ziemi, wodzie i powietrzu. Musieli go uwięzić. Nie mogli go zabić, ale nie mogli też pozwolić, by wrócił do sił i dalej był na wolności.
Maeve Reed łaskawie pozwoliła nam użyć swojej dużej posiadłości jako miejsca pochówku, chociaż to nie było dokładnie to, co zrobiliśmy. Bezimienny został zarówno pochowany, jak i nie. Został uwięziony w miejscu, które nie było ani tym, ani tym.
Maeve zaproponowała, byśmy zamieszkali w jej domku gościnnym, który był większy niż domy wielu ludzi. To rozwiązywało nasze problemy mieszkaniowe i sprawiało, że byliśmy w pobliżu na wypadek nowego ataku Taranisa.
Zawsze myślałam, że to Andais jest szalona, ale zmieniłam zdanie. Taranis jest zdolny zrobić wszystko, byleby tylko uratować swoją skórę, dosłownie wszystko. Dobrzy władcy nie myślą w ten sposób.
Bucca-Dhu znajduje się w areszcie prewencyjnym Dworu Unseelie. Musieliśmy powiadomić o wszystkim Andais. Mamy świadka na to, co zrobił Taranis, ale to nie wystarczy, by obalić władcę panującego od tysiąca lat. To będzie koszmar tak chodzić wokół niego na paluszkach. Ale nie można pozwolić, by pozostał u władzy.
Taranis wciąż nalega, bym złożyła mu wizytę. Ani mi się śni!
Rhys z łatwością uporał się z duchami starych bogów. Odzyskał moc, którą kiedyś musiał oddać Bezimiennemu, tak samo jak i pozostali. Co to oznacza w praktyce?
Ano to, że Rhys mówi do siebie w pustym pokoju… chociaż jeśli jest pusty, to dlaczego słychać w nim głosy? Mróz może oszronić moje okno w środku lata lodową koronką. Doyle potrafi nagle zniknąć z pola widzenia i nikt z nas nie może go znaleźć. Jestem pewna, że nie jest niewidzialny, ale równie dobrze może być. Nicca umie sprawić, że drzewo nagle zakwitnie, tylko się o nie opierając. Kitto rozmawia z wężami. Wypełzają z trawy, by mu się pokłonić, jakby był ich królem. To zdecydowanie onieśmielające, że jest tak wiele węży, których się nie widzi, dopóki nie zechcą, byś je ujrzał. Mędrzec potrafi utrzymać pojedynczy kwiat jaśminu przy życiu przez dwa tygodnie bez podlewania. Po prostu trzyma go za uchem, a on nie więdnie.
Co do mnie i Galena, to dotknęła nas tak wielka ilość obcej magii, że jeszcze nie wiemy, co nas czeka. Doyle uważa, że nowe moce przyjdą za jakiś czas. Moc na dobre wypełniła moją drugą dłoń. Dzięki temu mogę sprawić, że każda istota zacznie krwawić. Wszystko, czego potrzebuję, to malutka ranka. Jestem Księżniczką Ciała i Krwi. Dłoń krwi ostatni raz była widziana w czasach Balora. Dla tych, którzy nie są obeznani z kulturą staroceltycką: to było tysiące lat przed narodzinami Chrystusa.
Читать дальше