Nie wiem jak reszta, ale ja nawet nie próbowałam kryć wyrazu zaskoczenia na twarzy.
Lucy uśmiechnęła się do nas, prawie złośliwie, jakby wiedziała, że nas ma.
– Nie chce się skontaktować z Urzędem do spraw Ludzi i Istot Magicznych. Bardzo mu zależy na tym, żeby tego uniknąć. Porucznik Peterson twierdzi, że istoty magiczne nie mają z tą sprawą nic wspólnego, a to, że Maeve Reed mieszka blisko miejsca pierwszego wypadku, to zbieg okoliczności. Twierdzi, że nawet istota magiczna by czegoś takiego nie przeżyła. – Rozejrzała się po pokoju, patrząc po kolei na wszystkich nas. – Nie wierzę w to. Widziałam istoty magiczne, które szybko dochodziły do siebie po obrażeniach, których człowiek by nie przeżył. Widziałam, jak jeden z was spadł z wieżowca, a potem wstał, otrzepał się i poszedł dalej. – Znowu pokręciła głową. – Nie, to ma coś wspólnego z waszym światem, prawda?
Z ledwością powstrzymywałam się od tego, by nie spojrzeć na któregoś z moich strażników.
– Czy powiecie mi prawdę, jeśli pozwolę wam porozmawiać z rannym? Porucznik Peterson zarządził, że mamy nie mieszać w to istot magicznych. Ten ranny to moja przykrywka. Zawsze mogę powiedzieć, że szukałam kogoś, kto pomoże mu się przystosować do warunków wielkiego miasta. A że akurat znalazłam was, to już nie moja wina.
– Sądzisz, że jest spoza miasta? – spytałam.
– Jasne, że nie ma na czole napisu „nigdy nie byłem w dużym mieście”, ale kiedy po raz pierwszy usłyszał buczenie monitora rejestrującego pracę serca, zaczął krzyczeć. Pochodzi z miejsca, w którym nigdy nie widziano nowoczesnego sprzętu. Pielęgniarki mówiły, że musiały zabrać z jego sali telewizor, bo gdy go włączyły, o mało nie dostał ataku serca.
Spojrzała na mnie.
– Porozmawiaj ze mną, Merry, proszę. Porozmawiaj ze mną. Nie powiem porucznikowi. Nie mogę. Proszę, pomóż mi to powstrzymać, cokolwiek to jest.
Spojrzałam na Doyle’a, Mroza i Rhysa. Galen wrócił z kuchni, ale rozłożył szeroko ręce i wzruszył ramionami.
– Ostatnio nie miałem za wiele do czynienia z pracą detektywa, więc chyba nie powinienem zabierać głosu.
– Królowej to się nie spodoba – odezwał się niespodziewanie Nicca. Mówił wyraźnie, ale zarazem cicho, jakby był dzieckiem szepczącym z obawy, że ktoś go może podsłuchać.
– Nie mówiła, że nie wolno nam dzielić się informacjami z policją – powiedział Doyle.
– Naprawdę? – spytał Nicca jeszcze ciszej.
Odwróciłam się na kanapie, by Nicca spojrzał mi prosto w twarz.
– To prawda, królowa nie zakazała nam rozmów z policją.
Westchnął ciężko.
– Dobrze. – Znowu odpowiedź dziecka. Dorośli powiedzieli mu, że nie będzie kłopotów, a on im uwierzył.
Jeszcze raz wymieniliśmy spojrzenia, po czym powiedziałam:
– Rhysie, powiedz jej o zaklęciu.
Tak też zrobił, podkreślając przy tym, że nie jesteśmy pewni, czy na dworach pozostał jeszcze ktoś, kto mógłby rzucić to zaklęcie, i że to mógł być jakiś człowiek – czarownik albo wiedźma. Byliśmy pewni tylko jednego: nie był to nikt z Dworu Unseelie.
– Skąd możecie mieć pewność? – spytała Lucy.
Po raz kolejny wymieniliśmy spojrzenia.
– Wierz mi, Lucy, królowa nie musi się martwić przestrzeganiem praw obywatelskich. Jest bardzo dokładna, kiedy kogoś przesłuchuje.
Wpatrywała się w nas badawczo.
– A jak dokładni mogą być twoi strażnicy?
Zmarszczyłam brwi.
– O czym mówisz?
– Słyszałam plotki o tym, co królowa robi ze swoimi ludźmi. Czy potraficie zrobić coś równie skutecznego bez pozostawiania śladów?
Uniosłam brwi.
– Czy prosisz nas o to, o co myślę, że nas prosisz?
– Proszę was o powstrzymanie tego czegoś przed ponownym uderzeniem. Ranny w szpitalu nie chciał rozmawiać z policją ani z pracownikiem Urzędu do spraw Ludzi i Istot Magicznych. Wpadł w panikę, kiedy zaproponowałam, że możemy pomóc mu skontaktować się z ambasadorem, jeśli pracownik urzędu mu nie odpowiada. Widząc, jak go przeraziła perspektywa rozmowy z ambasadorem, pomyślałam, że wy moglibyście go przestraszyć jeszcze bardziej.
– Niby dlaczego? – spytałam.
– Ambasador nie jest sidhe.
– Co mielibyśmy z nim według ciebie zrobić?
– Oczekuję, że zmusicie go do mówienia. Cena nie gra roli. Mamy ponad pięciuset martwych, prawie sześciuset. Poza tym, z tego, co mówi Rhys, wynika, że jeśli te duchy nie zostaną powstrzymane, powrócą do życia. Nie chcę mieć na głowie stada zmartwychwstałych starożytnych bogów biegających z żądzą mordu w oczach po całym mieście. Musimy to powstrzymać, zanim będzie za późno.
Zgodziliśmy się pojechać z nią do szpitala, ale najpierw zadzwoniliśmy do Maeve Reed. Powiadomiliśmy ją o tym, że duchy martwych bogów zostały wskrzeszone, by ją zabić. Co oznaczało, że stoi za tym ktoś z Dworu Seelie i, co więcej, ma na to pozwolenie króla.
Lucy mnóstwo razy błysnęła swoją odznaką, by nas przeprowadzić przez wykrywacze metalu z naszymi pistoletami i nogami. Moi ludzie musieli nawet pokazać dokumenty potwierdzające, że są królewskimi strażnikami, zanim pielęgniarka zaprowadziła nas na piętro. W końcu stanęliśmy przy łóżku mężczyzny… no, w każdym razie czegoś rodzaju męskiego. To coś było malutkie i bezkształtne. Mędrzec też był mały, ale proporcjonalnie zbudowany. Miał być właśnie takiego rozmiaru, jakiego był; istota leżąca w łóżku, z kołdrą naciągniętą po szyję, najwyraźniej nie.
Pochodzę z Dworu Unseelie i nie przerażają mnie istoty o najbardziej wymyślnych kształtach, ale w tym osobniku było coś, co zjeżyło mi włosy na głowie. Musiałam odwrócić wzrok, jakby był odrażający, chociaż wcale nie był.
Nie tylko ja miałam ten kłopot. Rhys i Mróz wręcz odwrócili się plecami do łóżka. Ich reakcja wskazywała na to, że obaj go znają. Czyżby rzucono na niego anatemę? Może złamał jakiś starożytny zakaz? Doyle nie odwrócił wzroku, ale on nigdy tego nie robił. Galen rzucił mi spojrzenie, które mówiło, że jest tak samo zaskoczony i zmieszany jak ja. Kitto stał tuż przy mnie, trzymając mnie za rękę jak dziecko.
Zmusiłam się do tego, by ponownie spojrzeć na niego, starając się ustalić, co w nim sprawiało, że miałam ochotę stąd uciec. Miał trochę ponad dwie stopy wzrostu, jego malutkie stopy tworzyły malutkie wybrzuszenia na kołdrze. Coś powodowało, że jego ciało wydawało się zniekształcone, mimo że wszystko było na miejscu. Jego głowa była trochę za duża w porównaniu z resztą ciała. Oczy miał o wiele za duże w stosunku do twarzy. Odnosiło się wrażenie, jakby zostały przeniesione z innej twarzy. Nos pasował do oczu, ale ponieważ reszta twarzy była malutka, też wydawał się za wielki.
Nicca podszedł do niego z uniesionymi rękami.
– Och, Bucca, co się z tobą stało?
Mała postać na łóżku początkowo ani drgnęła. Potem, wolno, uniosła rękę cieniutką jak zapałka. Położyła swoją malutką bladą dłoń na brązowej ręce Nicki.
Kitto wzniósł twarz mokrą od łez do światła.
– Bucca-Dhu, Bucca-Dhu, czym teraz jesteś?
W pierwszej chwili myślałam, że Kitto zjadł słowo albo dwa; dopiero potem uświadomiłam sobie, że nie. On zapytał dokładnie o to, co chciał wiedzieć.
– Wygląda na to, że dwóch z nas go zna – stwierdził Doyle.
Nicca skinął głową, klepiąc delikatnie swojego znajomego po ręce. Przemówił do niego w jakimś starym celtyckim języku o melodyjnej intonacji. Mówił zbyt szybko, bym mogła to stwierdzić z całą pewnością, ale raczej nie był to szkocki, gaelicki ani irlandzki.
Читать дальше