Wyraz twarzy Sholta zmienił się na chwilę. – Tak, moje wiedźmy. – Zwrócił na mnie spojrzenie swoich trzykolorowych oczu. – Nie wiedziałem, że masz moc w dłoni.
– Bo nie mam – powiedziałam.
– Myślę, że Nerys nie zgodziłaby się z tobą.
– Nie wiem, ja nie chciałam jej… – Zabrakło mi słów, by wyrazić to, co zrobiłam Nerys.
– Co się stało? – spytał Doyle.
– Czarna Agnes okłamała sluaghów. Powiedziała im, że jeśli połączę się z Meredith, stanę się czystą sidhe i nie będę już dłużej ich królem. Przekonała ich, że powinni mnie chronić przede mną samym, chronić mnie przed sztuczkami czarownicy sidhe.
Uniosłam ze zdziwienia brwi.
Spojrzał na mnie. – Ale przekonałem Agnes i całą resztę, że im nie zagrażasz.
Nasze oczy się spotkały. – Widziałam, w jaki sposób ją przekonywałeś.
Skinął głową. – Agnes prosiła, żebym ci podziękował – nigdy przedtem nie było jej ze mną tak dobrze. Myśli, że ty to sprawiłaś swoją magią.
– Nie jest zła z powodu tego, co stało się z Nerys? – spytałam.
– Dalej chce twojej śmierci, ale teraz się ciebie boi. Masz moc ciała, taką samą, jak twój ojciec – kto by przypuszczał? – W jego oczach pojawiło się coś, czego jeszcze nigdy w nich nie widziałam. Uświadomiłam sobie nagle, że był to strach. Nie tylko Czarna Agnes wystraszyła się tego, co zrobiłam.
– Moc ciała – powtórzył Doyle. – Co chcesz przez to powiedzieć, Sholto?
Sholto podał mu miecz. – Weź go i idź do mojego pokoju. Zobaczysz, co nasza mała księżniczka zrobiła. Nerys skazana jest na wieczne cierpienie. Mam prośbę: zabij ją swoim mieczem, zanim zawieziesz Meredith do domu. Doprowadzę was bezpiecznie do taksówki, na wypadek gdyby moi sluaghowie nie byli… całkowicie posłuszni. – Jego słowa, gesty, wszystko mówiło, że nie jest zbyt zadowolony z widoku Doyle’a.
Doyle wziął miecz i ukłonił się lekko. – Jeśli potrzebujesz przysługi, chętnie ci ją wyświadczę w zamian za imię zdrajcy, który cię wysłał do Los Angeles, żebyś zabił księżniczkę.
Sholto pokręcił głową. – Nie mogę zdradzić tego imienia, jeszcze nie teraz. Utrzymam je w tajemnicy do czasu, kiedy nie będzie mi już potrzebne albo rozmówię się ze zdrajcą osobiście.
– Jeśli zdradzisz nam jego imię, pomoże to dostarczyć księżniczkę bezpiecznie na dwór.
Sholto roześmiał się, tym dziwnym gorzkim śmiechem, który uchodził u niego za normalny. – Nie powiem wam, kto mnie tu przysłał, ale mogę się domyślić, kto tego chciał, zresztą wy też. Meredith uciekła z dworu, bo stronnicy księcia Cela zaczęli wyzywać ją na pojedynki. Gdyby ktoś inny stał za tym, królowa wkroczyłaby do akcji i powstrzymała go. Uważałaby to za znieważenie członka rodziny królewskiej – nieważne, że Meredith jest niepełnej krwi, pozbawiona magii i śmiertelna. Ale za tym stał jej ukochany syneczek i wszyscy o tym wiedzieliśmy. Dlatego też Meredith uciekła, bo nie wierzyła, żeby królowa utrzymała ją przy życiu, skoro Cel pragnął jej śmierci.
Doyle wysłuchał tych oskarżeń ze spokojną miną. – Myślę, że przekonasz się, że nasza królowa nie jest już tak pobłażliwa wobec książęcych… ekstrawagancji.
Sholto znów się roześmiał i był to śmiech pełen bólu. – Kiedy opuszczałem dwór ledwie kilka dni temu, wydawała się bardzo pobłażliwa dla tych, jak to ująłeś, „ekstrawagancji”.
Twarz Doyle’a była w dalszym ciągu spokojna, jakby Sholto nie mógł go niczym wyprowadzić z równowagi. Myślę, że Sholta nic tak nie denerwowało, jak to, że Doyle był tak spokojny. Doyle doskonale o tym wiedział. – Pożyjemy, zobaczymy. Na razie mam obietnicę królowej, że księżniczce nic się nie stanie.
– Skoro chcesz w to wierzyć… Teraz jednak chciałbym cię poprosić, żebyś pomógł mi zadać śmierć komuś, kto jest dla mnie ważny.
Doyle wstał z łatwością, zupełnie jakby kilka chwil temu nie był o krok od śmierci, podczas gdy ja nie byłam pewna, czy zdołam się podnieść sama. To jeszcze jedna zdolność, której z powodu ludzkiej krwi byłam pozbawiona.
Obaj w tym samym czasie podali mi ręce i pociągnęli mocno. – Spokojnie, chłopcy – powiedziałam. – Potrzebuję pomocy w staniu, nie w lataniu.
Doyle spojrzał na mnie. – Jesteś blada. Jak poważnie jesteś ranna?
Potrząsnęłam głową i odsunęłam się od nich. – Nie aż tak bardzo. To głównie szok po tym… po tym, co zrobiłam Nerys.
– A co takiego jej zrobiłaś? – spytał.
– Chodź, to sam zobaczysz – powiedział Sholto. – Warto rzucić na to okiem. – Spojrzał na mnie. – Wiadomość o tym, co zrobiłaś, dojdzie do dworu szybciej, niż ty się na nim zjawisz. Meredith, Księżniczka Ciała, nie będzie już jedynie córką Essusa.
– To bardzo rzadkie, żeby dziecko miało ten sam dar, co rodzic – powiedział Doyle.
Sholto podszedł do drzwi, zapinając płaszcz. Ubranie w miejscu, gdzie była macka, którą odciął Doyle, nasiąkło krwią. – Chodź, Doyle’u, Posiadaczu Bolesnego Płomienia, Baronie Słodki Języczku, chodź i zobacz, co zdziałała Meredith swoim darem.
Pierwszy tytuł był mi znany, ale nie drugi. – Baron o Słodkim Języku? – zdziwiłam się. – Pierwsze słyszę.
– To bardzo stary przydomek – powiedział.
– Daj spokój Jesteś zbyt skromny – roześmiał się Sholto. – To królowa tak cię nazwała, prawda?
Spojrzeli na siebie i znów coś ciężkiego zawisło w powietrzu. – Imię to nie znaczy tego, co sugerujesz, Sholto – powiedział Doyle.
– Ależ ja niczego nie sugeruję, po prostu uważam, że przydomki mówią same za siebie. Prawda, Meredith?
– Baron Słodki Języczek nasuwa pewne skojarzenia – przyznałam.
– To nie to, o czym myślicie – obstawał przy swoim Doyle.
– Cóż, z pewnością nie zostałeś obdarzony tym przydomkiem z powodu swojego daru wymowy – powiedział Sholto.
To akurat była prawda. Doyle nie wdawał się w długie wywody, nie był też zbyt dobrym pochlebcą.
– Jeśli twierdzisz, że twój przydomek nie ma nic wspólnego z seksem, wierzę ci – powiedziałam.
Doyle ukłonił się nieznacznie. – Dziękuję.
– Królowa nie nadaje swoim milusińskim przydomków nie związanych z seksem – stwierdził Sholto.
– Owszem, nadaje – odparłam.
– Niby kiedy?
– Wtedy, gdy uważa, że przydomek będzie przeszkadzał osobie, która go będzie nosić. Królowej sprawia przyjemność irytowanie wszystkich wokół.
– To akurat prawda – przyznał Sholto. Położył rękę na klamce.
– Jestem zaskoczony, że nikt nam nie przeszkadzał – powiedziałam.
– Nałożyłem małe zaklęcie niechęci na drzwi. Żaden śmiertelnik nie będzie tu chciał wejść, a i niewiele istot magicznych. – Zaczął otwierać drzwi.
– Nie bierzesz ze sobą swojej… kończyny? Może da się ją przyszyć?
– Odrośnie – powiedział.
Musiałam chyba wyglądać niezbyt mądrze, bo uśmiechnął się na poły z wyższością, na poły przepraszająco. – Jest kilka pożytków z bycia nocnym myśliwcem. To jeden z nich. Każda utracona część ciała mi odrasta. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał: – W każdym razie, jak dotąd.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc nawet nie próbowałam.
– Wydaje mi się, że księżniczka potrzebuje odpoczynku, więc jeśli mamy jeszcze zobaczyć twoją przyjaciółkę… – Doyle zawiesił głos.
– Oczywiście. – Sholto otworzył przed nami drzwi.
– A co z tym całym bałaganem? – spytałam. – Nie możemy ot, tak sobie stąd wyjść, jak gdyby nigdy nic, zostawiając kawałek macki i krew na całej podłodze.
Читать дальше