Sadau poczuł nagłe ciepło w żołądku. Żołądek podszedł mu do gardła. Przełknął z wysiłkiem ślinę.
– Powiedział, że jeśli zrobisz to jeszcze raz, to… to…
– Mów dalej.
– … przyjedzie do tej nędznej nory, którą zwiesz swoim pałacem, i wypruje ci trzewia. A potem każe ci je zjeść.
Ku zaskoczeniu Sadau, król ryknął śmiechem, dźwięcznym i donośnym. Garncarz otworzył oczy i zamrugał. Król wstał z tronu i podszedł do niego.
– A co z głową mojego brata? – zapytał.
– Wrzuciłem ją do Luanu.
– Jak, twoim zdaniem, powinienem cię za to ukarać, mały człowieczku? – zapytał król. Był tak blisko, że Sadau czuł zapach jego jaśminowych perfum.
– Błagam, nie wbijaj mnie na pal, panie – zawył Sadau. – Daj mi czystą śmierć. Nie chciałem cię obrazić.
– Czy uznałbyś za sprawiedliwe, gdybym kazał ściąć ci głowę i wrzucić ją do Luanu? – zapytał król.
Sadau skinął głową z tępą miną. Wszystko było lepsze od wbicia na pal.
– Sprowadźcie kata – rozkazał król. Nie musieli czekać długo, nim potężnie zbudowany mężczyzna wszedł do komnaty i zatrzymał się obok garncarza. Sadau obejrzał się na niego i zobaczył, że w dłoni trzyma wielki topór z zakrzywionym ostrzem. Zaczął dygotać. – Nie wolno się spóźniać z dostarczeniem wiadomości dla króla – oznajmił Ammon. – Wszyscy wiedzą, że królowie łatwo wpadają w gniew i kochają rozlew krwi. Pochyl głowę.
Z oczu Sadau popłynęły łzy, garncarz pochylił się jednak, odsłaniając kark. Król skinął dłonią i kat uniósł topór. Sadau widział przed sobą jego cień.
Topór pomknął w dół. Sadau zacisnął powieki. Kat jednak zatrzymał go w ostatniej chwili, pozwalając, by zimny metal lekko dotknął karku garncarza. Sadau zemdlał i upadł na twarz.
– Zanieście go do domu – rozkazał młody król – a kiedy się ocknie, powiedzcie mu, żeby na przyszłość wystrzegał się tajemnic. Tajemnice są jak ziarno. Można je schować głęboko w ziemi, ale zawsze wychodzą na światło.
Pierwszy ze strażników pokłonił się nisko.
– Jak rozkażesz, panie. Czy mogę ci zadać jedno pytanie?
Król skinął głową. Strażnik odchrząknął.
– Dlaczego darowałeś mu życie?
– Dlatego, że miałem taką władzę – odparł król. – Masz jeszcze jakieś pytania?
– Nie, panie.
– Świetnie. Kiedy już odstawisz garncarza do domu, przyprowadź Anwara. Niech przyjdzie do moich komnat.
Żołnierz pokłonił się. Potem razem z towarzyszem dźwignęli nieprzytomnego Sadau i wynieśli go z pałacu.
Gdy przyszli żołnierze, Anwar był zajęty nauczaniem. Sześciu starszych studentów zajmowało się skomplikowanym problemem budowlanym, dotyczącym ciężarów i naprężeń. Anwar pokazał im plany budynku i teraz wspólnie starali się określić, czy budowla się nie zawali. Wiedział, że dojdą do wniosku, iż tak się stanie. Wtedy powie im, że to plany gmachu muzeum w Egaru i będą musieli powtórzyć obliczenia.
Lubił uczyć. Uwielbiał obserwować, jak umysły jego studentów się otwierają. Młodzi byli dla niego źródłem nieustannego zachwytu z uwagi na swą z pozoru niewyczerpaną, instynktowną wyobraźnię. Ich umysłów nie zamknęły jeszcze mury tradycji.
Gdy przyszli żołnierze, Anwar przez moment był poirytowany. Nakazał uczniom, żeby kontynuowali obliczenia pod jego nieobecność i wypisali na tabliczkach wnioski, do których dojdą, a potem opuścił klasę. Zarzucił na chude ramiona płaszcz z czerwonego filcu i wyszedł w światło słońca przed dwoma żołnierzami. Stare oczy zaszły mu łzami od jasnego blasku. Przymrużył powieki i ruszył przed siebie, oddalając się od nowego gmachu uniwersytetu. Czekał już na niego rydwan z woźnicą. Wdrapał się na platformę.
– Nie jedź za szybko – ostrzegł woźnicę. Mężczyzna uśmiechnął się i strzelił z bata nad głowami dwóch koni.
Na szczęście jazda nie trwała długo. Gdy Anwar wysiadł z rydwanu przed wzniesionym z cegieł pałacem, poczuł ogromną ulgę. Zerknął na ginach, jak zwykle z pewnym niesmakiem. Był kiepsko zbudowany, brzydki i kwadratowy. Architekci okazali bardzo niewiele wyobraźni.
Królewski strażnik zaprowadził go do komnat Ammona. Monarcha leżał na blacie twarzą do dołu, a młody niewolnik masował jego nagie ciało. Anwar w milczeniu zatrzymał się w drzwiach. Król wsparł się na łokciu, rozciągając usta w chłopięcym uśmiechu.
– Cieszę się, że cię widzę, nauczycielu – rzekł.
– Zaproszenie do twego domu zawsze jest dla mnie przywilejem, panie – odparł Anwar. Ammon odesłał chłopaka, włożył na szczupłe ramiona płaszcz z grubego niebieskiego jedwabiu i wyszedł do ogrodu. Powietrze przesycał uderzający do głowy zapach kwitnących drzew. Król położył się na trawie i skinął dłonią na Anwara, zapraszając go, by spoczął obok niego.
– Jak życie na uniwersytecie? – zapytał.
– Za rok będzie lepiej – odparł Anwar. – A za dwa lata jeszcze lepiej. Niektórzy z moich studentów już teraz wiedzą więcej od nauczycieli. Niektórych zatrudnię jako wykładowców.
– Świetnie. Wiedza to klucz do przyszłości – stwierdził Ammon. – Pamiętam, jak mnie tego uczyłeś.
– Byłeś znakomitym uczniem, panie. Być może najlepszym, jakiego w życiu miałem.
– Być może? – zapytał Ammon z szerokim uśmiechem. – W rozmowie z królem nigdy nie używa się tego słowa. Nie jesteś dyplomatą Anwarze.
– Obawiam się, że masz rację, panie.
Ammon rozejrzał się wokół, zauważył czekającego na rozkazy sługę i wezwał go.
– Przynieś coś zimnego do picia dla mnie i dla mojego gościa – rozkazał. Mężczyzna pokłonił się nisko i pobiegł do pałacu. Król z powrotem położył się na trawie. Jego naoliwiona skóra błyszczała w blasku słońca. – Awatarowie wyrżnęli jedną z grup naszych łupieżców.
– Tak, jak przewidywałeś, panie. Jak rozumiem, brat nie będzie już zatruwał ci życia.
– Nie będzie. Niestety, zginął. Ciekawe jednak jest to, że nieprzyjaciel wysłał tylko grupkę Vagarów pod dowództwem jednego Awatara.
– To był Viruk?
– Nie kto inny. To bardzo słaba reakcja na naszą prowokację. Co to może oznaczać?
– Że są słabsi, niżby się zdawało, panie.
– W rzeczy samej. Niemniej jednak nie uważam, żeby to była odpowiednia chwila, by na nich uderzyć.
– Czy można zapytać, dlaczego tak sądzisz, panie? Sługa przyniósł złote puchary, wypełnione po brzegi sokami z kilku różnych owoców. Ammon podziękował mu i usiadł.
– Ten, kto uderzy pierwszy, nawet jeśli zwycięży, będzie osłabiony. Niewykluczone, że moja armia mogłaby podbić pięć miast. Ale ponieślibyśmy ogromne straty. Jak wówczas moglibyśmy odeprzeć atak wrogich plemion?
– Sądzę, że słusznie rozumujesz, panie – zgodził się Anwar. – To znaczy, że korzystne byłoby, gdyby to nasi wrogowie zaatakowali pierwsi.
– W rzeczy samej. A tak się składa, że to właśnie planuje Judon z Patiaków.
– W czym mogę ci pomóc, panie?
Ammon wypił łyk soku.
– Nasi ludzie w pięciu miastach nie mogą udzielić Judonowi żadnego wsparcia, gdy już zaczną się działania wojenne. Muszą zrobić coś dokładnie przeciwnego. Ze wszystkich sił pomagać Awatarom.
– Przekażę im tę wiadomość. Jeden z moich agentów wyjeżdża dzisiaj ze złotem dla pajistów. Obawiam się jednak, że oni nie będą zadowoleni z takiego rozkazu. Nienawiść do Awatarów czyni ich ślepymi na bardziej dalekosiężne cele.
Читать дальше