Ostatecznie,skończyłam w jednym z odrzutowców Akademii. Silniki ryknęły wokół nas, gdy samolot wystartował. Dymitr mruknął coś o szybkim powrocie i zostawił mnie samą na swoim miejscu. Patrzyłam prosto przed siebie, studiując każdy detal siedzenia przede mną. Ktoś usiadł obok mnie i okrył kocem moje ramiona. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że cała drżę.
– Jestem zimna. – powiedziałam. – Jak mogę być tak zimna?
– Jesteś w szoku. – odpowiedziała Mia.
Obróciłam głowę i spojrzałam na nią, studiując jej blond loki i duże, niebieskie oczy. Coś w widzeniu jej uwolniło moje wspomnienia. Wszystko wróciło z powrotem. Ścisnęłam swoje zamknięte oczy.
– O Boże. – wydyszałam. Otworzyłam oczy i ponownie skupiłam je na niej. – Uratowałaś mnie – uratowałaś mnie gdy wysadziłaś akwarium. Nie powinnaś tego robić. Nie powinnaś wracać.
Wzruszyła ramionami.
– A ty nie powinnaś wracać po miecz.
Właściwa uwaga
– Dziękuję. – powiedziałam – To, co zrobiłaś… nigdy bym nawet o tym nie pomyślała. To było genialne.
– Nie wiedziałam o tym – dumała, uśmiechając się ze smutkiem – Woda nie jest użyteczną bronią, pamiętasz?
Dusiłam się ze śmiechu, chociaż tak naprawdę, nie uważałam swoich starych słów za tak zabawne. Już nie.
– Woda jest wspaniała bronią – powiedziałam ostatecznie. – Kiedy wrócimy, będziemy musieli znaleźć praktyczne sposoby na wykorzystanie jej.
Jej twarz rozjaśniła się. Zapał błysnął w jej oczach.
– Chciałabym. To więcej niż nic.
– Przykro mi… z powody twojej mamy.
Mia po prostu kiwnęła głową.
– Jesteś szczęściarą, że ciągle masz swoją. Nawet nie wiesz jaką.
Odwróciłam się i ponownie zaczęłam wpatrywać się w siedzenie przede mną. Następne słowa, które wyszły z moich ust, zaskoczyły mnie:
– Chciałabym żeby tu była.
– Jest. – powiedziała zaskoczona Mia. – Była z grupą, która przeprowadziła nalot na dom. Nie widziałaś jej?
Potrzasnęłam głową.
Zamilkłyśmy. Mia wstała i wyszła. Minutę później, ktoś jeszcze usiadł obok mnie. Nie musiałam jej widzieć, zęby wiedzieć kim była. Po prostu wiedziałam .
– Rose. – powiedziała moja matka. Po raz pierwszy w moim życiu, słyszałam niepewność w jej głosie. Może strach. – Mia powiedziała, że chcesz mnie widzieć.
Nie odpowiedziałam. nie patrzyłam na nią.
– Czego… czego potrzebujesz?
Nie wiedziałam czego potrzebuję. Nie wiedziałam co robić. Szczypanie w moich oczach stało się nie do zniesienia i zanim się zorientowałam, zaczęłam płakać. Duży, bolesny szloch ogarnął moje ciało. Łzy, które tak długo powstrzymywałam, spływały mi po twarzy. Strach i żal, które wyparłam ze swojego czucia, ostatecznie wybuchły, paląc mnie od środka. Ledwie mogłam oddychać. Moja matka objęła mnie ramieniem i ukryłam swoją twarz w jej klatce piersiowej, szlochając coraz mocniej.
– Wiem. – powiedziała łagodnie, obejmując mnie mocniej. – Rozumiem.
Rozdział dwudziesty trzeci
Ociepliło się w dniu mojej ceremonii molnija . W rzeczywistości, było tak ciepło, że dużo śniegu w miasteczku akademickim zaczęło topnieć, spływając po kamiennych ścianach budynku akademii, wąskimi, srebrnymi strugami. Do końca zimy było jeszcze daleko, więc wiedziałam, że wszystko znów zamarznie w ciągu następnych kilku dni. Ale teraz, cały świat sprawiał wrażenie, jakby płakał.
Wyszłam z incydentu w Spokanie z niewielkimi siniakami i skaleczeniami. Oparzenia po więzach były moją najgorszą raną. Ale ciągle trudno mi było uporać się, z tym, że spowodowałam śmierć; że ją widziałam. Nie chciałam niczego więcej, niż tylko zwinąć się w kłębek i nie rozmawiać z nikim, może poza Lissą. Ale czwartego dnia po powrocie do Akademii, moja mama znalazła mnie i powiedziała mi, że przyszedł czas, żebym otrzymała swoje znaki.
Zajęło mi kilka chwil, zanim załapałam, o co jej chodziło. Potem dotarło do mnie, że ścinając głowy dwóm strzygom, zarobiłam dwa znaki molnija . Moje pierwsze. Świadomość tego ogłuszyła mnie. Całe moje życie, zważywszy na moją przyszłość, jako strażniczki, było oczekiwaniem na znaki. Uważałam je za sprawę honoru. Ale teraz? Znaki molnija, były czymś, o czym chciałabym zapomnieć.
Ceremonia miała miejsce w budynku strażników, w dużym pokoju używanym do spotkań i bankietów. W ogóle nie przypominał wspaniałej jadalni w kurorcie. Był wydajny i praktyczny, tak jak strażnicy. Prosty i ciasno utkany dywan, w niebieskoszarym odcieniu. Nagie, białe ściany trzymały oprawione czarno-białe zdjęcia św. Vladimira przed lat. Nie było tam żadnych innych dekoracji ani Fonfarów; już w tym momencie powaga i siła tego momentu były widoczne.
Byli tu wszyscy strażnicy z kampusu – ale nikt z nowicjuszy. Tłoczyli się w głównym pokoju, stając w grupkach, ale nie rozmawiając. Kiedy ceremonia się rozpoczęła, bez słowa stanęli w uporządkowany sposób i patrzyli na mnie.
Usiadłem na stołku w kącie pokoju, pochylając się do przodu, z włosami zasłaniającymi przód mojej twarzy. Za mną, strażnik nazywający się Lionel przyłożył igłę do tatuowania do tyłu mojej szyi. Znałam go, odkąd tylko zaczęłam uczęszczać do Akademii, ale nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że jest wykwalifikowany w tatuowaniu znaków molnija.
Zanim zaczął, odbył szeptaną rozmowę z moją matką i Albertą.
– Ona nie ma „znaku obietnicy. – zauważył. – Nie ukończyła szkolenia.
– Zdarza się. – powiedziała Alberta. – Zabiła. Zrób molnija , a znak obietnicy dostanie później.
Wobec przechodzącego przez moje ciało bólu; nie spodziewałam się, że tatuaże będą bolały tak bardzo, jak bolały. Ale przygryzłam wargę i siedziałam cicho, kiedy Lionel tatuował znaki. Proces ten wydawał się ciągnąć bez końca. Gdy skończył, wyjął kilka luster, i manewrując nimi, pokazał mi tył mojej szyi. Dwa malutkie, czarne tatuaże, były tam, tuż obok siebie, odcinając się na mojej zaczerwienionej, wrażliwej skórze. Molnija oznaczało w rosyjskim "błyskawicę", co miał symbolizować ich poszarpany kształt. Dwa znaki. Jeden dla Isaiaha, jeden dla Eleny.
Gdy tylko je zobaczyłam, zabandażował je i dał mi wskazówki jak o nie dbać, dopóki się nie zagoją. Większość z nich przegapiłam, ale pomyślałam, że mogę o nie zapytać później.
Wciąż byłam tym wszystkim wstrząśnięta.
Po tym, wszyscy zebrani strażnicy podchodzili do mnie, jeden po drugim. Każdy z nich, dał mi jakąś oznakę sympatii – uścisk, pocałunek w policzek – i miłe słowa.
– Witamy w szeregach. – powiedziała Alberta, jej zwietrzała twarz wygładziła się, gdy mnie uścisnęła.
Dymitr nie powiedział nic, gdy przyszła jego kolej, ale jak zawsze, jego oczy powiedziały mi wszystko. Duma i czułość wypełniły jego twarz, a ja przełknęłam łzy. Oparł delikatnie jedną rękę na moim policzku, przytakną i odszedł.
Myślałam, że zemdleję, kiedy Stan – instruktor, z którym walczyłam od swojego pierwszego dnia w Akademii – uścisną mnie i powiedział:
– Teraz jesteś jedną z nas. Zawsze wiedziałem, że będziesz jedną z najlepszych.
Gdy podeszła do mnie moja matka, nie mogłam powstrzymać łzy, która spłynęła po moim policzku. Otarła ją, po czym przesunęła palce na tył mojej szyi.
– Nigdy nie zapomnij. – powiedziała mi.
Nikt nie powiedział „gratuluję” i cieszyłam się z tego. Śmierć nie była czymś, czym można było się ekscytować.
Читать дальше