– Przypuszczam, że dziś nie będziesz jeździł na nartach, co? – wskazał na kostkę Masona, natychmiastowo wywołując jego oburzenie.
– Co, myślisz, że to mnie spowolni? – spytał Mason.
Jego gniew zmniejszył się, zastąpiony przez palącą potrzebę udowodnienia swoich możliwości – którą on i ja dzieliliśmy. Lissa i Christian spojrzeli na niego, jakby był szalony, ale wiedziałam, że nic co byśmy nie powiedzieli, mogłoby go zatrzymać.
– Chcecie z nami iść? – spytałam Lissę i Christiana.
Lissa pokręciła głową.
– Nie możemy. Musimy iść na obiad organizowany przez Contas.
Christian jęknął.
– Właściwie, to ty musisz iść.
Trąciła go łokciem.
– Ty też. W zaproszeniu wyraźnie napisano, że mam zabrać ze sobą gościa. Ponadto, to jest właściwie tylko rozgrzewka przed większą imprezą.
– Którą? – spytał Mason.
– Wielki obiadem Priscilli Voda – westchnął Christian.
Widząc go tak rozgoryczonego, miałam ochotę się uśmiechnąć.
– Najlepszej przyjaciółki królowej. Wszyscy snobistyczni arystokraci tam będą, i będę musiał założyć garnitur.
Mason posłał mi uśmiech. Jego wcześniejszy antagonizm zniknął.
– Narty brzmią coraz lepiej, co? Mniejsze wymagania co do stroju.
Zostawiliśmy morojów i wyszliśmy na dwór. Mason nie mógł rywalizować ze mną w ten sam sposób co wczoraj; jego ruchy były wolne i niezgrabne. Ciągle, był dobry kiedy wszystko rozważyłam. Uraz nie był tak zły jak się obawialiśmy, ale rozważnie starał się szusować po najprostszej trasie.
Księżyc w pełni wisiał w ciemnościach, jarząc się w srebrzystej bieli. Światła elektryczne przytłaczało większość z jego oświetlenia na ziemi, ale tu i tam, w cieniu, księżyc rzucał swój blask.
Chciałam, żeby to wystarczyło, aby uwidocznić okoliczny łańcuch górski, ale jego szczyty ciągle pozostawały pod osłona ciemności. Zapomniałam popatrzeć na nie gdy było jaśniej.
Bieg był dla mnie niezwykle łatwy, ale zostałam z tyłu z Masonem i tylko od czasu do czasu dokuczałam mu, stwierdzeniem, że jego narciarskie tempo mnie usypia. Nudnie albo nie, miło było być na zewnątrz. Aktywność fizyczna pobudzała moją krew wystarczająco, by pomimo mroźnego powietrza czuć się ciepło.
Punktowe światła oświetlały śnieg, zamieniając je w ogromne morze bieli z połyskującymi kryształkami płatków. Jeśli udałoby mi się odwrócić i zablokować światła z mojego pola widzenia, mogłabym spojrzeć w górę i zobaczyć, jak gwiazdy rozlewają się na niebie. Były sztywne i krystaliczne na czystym, zimowym niebie.
Byliśmy poza domem przez większą część dnia, ale tym razem, szybko zakończyłam nasz spacer udając, że jestem zmęczona, by Mason mógł odpocząć. Mógł sobie radzić z łatwym podbiegiem ze skręconą kostką, ale mogłabym powiedzieć, że to zaczynało mu szkodzić.
Razem udaliśmy się z powrotem do schroniska, idąc bardzo blisko siebie i śmiejąc się z czegoś, co widzieliśmy wcześniej.
Nagle, w zasięgu pola widzenia zobaczyłam smugę bieli i śnieżka rozbiła się o twarzy Masona. Natychmiast przeszłam do obrony, szarpiąc go do tyłu i rozglądając się dookoła. Dochodzące z obszaru kurortu okrzyki i wrzaski dowodziły, że byliśmy blisko okolicznych hangarów, które osłaniały sosny.
– Zbyt wolno, Ashford – zawołał ktoś – Nie płacą za bycie zakochanym.
Więcej śmiechów.
Eddie Castile, najlepszy przyjaciel Masona i kilku innych nowicjuszy ze szkoły wychyliło się zza kępy drzew. Za nimi usłyszałam jeszcze więcej okrzyków.
– Nadal chcemy cię wziąć do naszej drużyny, oczywiście jeśli chcesz. – powiedział Edie. – Nawet jeśli robisz uniki jak dziewczyna.
– Drużyna? – spytałam podekscytowana.
W Akademii rzucanie się śnieżkami było surowo zabronione. Pracownicy szkoły w niewytłumaczalny sposób bali sie, że rzucalibyśmy się śnieżkami wypełnionymi szklanymi odłamkami albo żyletkami. Nie miałam pojęcia skąd mogło im przyjść to głowy, że mielibyśmy posiadać takie rzeczy i używać ich w tym celu.
Nie żeby bitwa na śnieżki była tak buntownicza, ale po tym całym ostatnim stresie, rzucanie w ludzi śnieżkami, zabrzmiało w tej chwili, jak najlepszy pomysł na świecie. Mason i ja popędziliśmy za innymi. Perspektywa zakazanych walk dała mu nową energię i była powodem, dla którego zapomniał o bólu w kostce.
Nastawialiśmy się na walkę ze śmiertelnym zapałem. Bitwa szybko stała się przygwożdżaniem tak wielu osób, jak to możliwe, przy jednoczesnym odpieraniu ataków ze strony pozostałych.
Byłam tak nadzwyczajnie dobra w obu tych rzeczach, że wkrótce posunęłam się dalej i strzelałam głupie odzywki do swoich ofiar. Po jakimś czasie, ktoś zauważył co robimy i krzyknął na nas.
Ciągle się śmiejąc, będąc pokryci śniegiem; postanowiliśmy wracać do swojego schroniska. Nasz nastrój był tak dobry, że wiedziałam, iż sprawa z Adrianem została dawno zapomniana. Rzeczywiście, Mason spojrzał na mnie na chwilę zanim weszliśmy do środka.
– Przepraszam… ym… za to że wcześniej naskoczyłem na ciebie i Adriana.
Uścisnęłam jego rękę.
– W porządku. Wiem, że Mia czasem potrafi opowiadać przekonywujące historie.
– Tak… ale nawet jeśli byłaś z nim… nie żebym miał jakieś prawo…
Wpatrywałam się w niego, zaskoczona, że jego zwykłe nieco aroganckie oblicze zastąpiła nieśmiałość.
– A nie masz? – spytałam.
Uśmiech powrócił na jego usta.
– Mam?
Odwzajemniając uśmiech, zrobiłam krok do przodu i go pocałowałam. Jego wargi były niesamowicie ciepłe w porównaniu do chłodnego powietrza. To nie był tak wstrząsający pocałunek, jaki miałam z Dymitrim przed wyjazdem, ale był słodki i miły – przyjazny rodzaj pocałunku, który może mógłby przerodzić się w coś więcej. Przynajmniej ja tak to widziałam. Sądząc po minie Masona, jego świat właśnie się zatrząsł.
– Wow – powiedział, otwierając szeroko oczy. Księżyc sprawiał, że wyglądały na srebrzysto niebieskie.
– Widzisz? – powiedziałam – Nie ma się o co martwić. Ani Adrianem, ani nikim innym.
Pocałowaliśmy się znowu – tym razem nieco dłużej – zanim w końcu powlekliśmy się do swoich pokoi. Mason był wyraźnie w lepszym nastroju, tak bardzo jak tylko mógł być. rzuciłam się na łóżko z uśmiechem na twarzy.
Pod względem technicznym nie byłam pewna czy byliśmy teraz parą, ale z pewnością byliśmy tego bliscy. Ale kiedy zasnęłam, śniłam o Adrianie Ivashkov.
Znowu staliśmy na werandzie, tyle że teraz było lato. Powietrze było kojące i ciepłe, słońce wisiało na jasnym niebie, rozświetlając wszystko złotym światłem. Nie byłam tak długo na słońcu, od czasu kiedy mieszkałam wśród ludzi.
Wszystko dookoła; góry i doliny były zielone i żywe, nawet ptaki śpiewały. Adrian stał oparty o poręcz werandy i je obserwował. Z opóźnieniem zareagowałam, gdy mnie zobaczył.
– Oh. Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
Uśmiechnął się.
– Miałem rację. Jesteś piękna kiedy jesteś czysta .
Instynktownie, dotknęłam skóry wokół mojego oka.
– Zniknął – powiedział.
Nawet bez możliwości zobaczenia tego, jakimś cudem mu uwierzyłam.
– Nie palisz.
– Zły nawyk. – powiedział i skinął głową na mnie. – Boisz się sie? Nosisz dużo ochronnych ubrań.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w dół. Nie zauważyłam swoich ciuchów. Miałam na sobie parę koloryzowanych dżinsów, które kiedyś widziałam, ale nie mogłam sobie na nie pozwolić. Moja bawełniana koszulka była tak krótka, że pokazywała mój brzuch i kolczyk w pępku.
Читать дальше