– Co wy dzieciaki sobie myślałyście? – wykrzyczała. Obróciła się do mnie. – Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy zrobiłaś te idiotyczne popisówki! – Jej pełne furii spojrzenie opadło na Masonie – A wtedy ty musiałeś iść śmiało i ją naśladować!
Chciałam kłócić się, że to wszystko był jego pomysł, ale wina nie miała w tej sprawie najmniejszego znaczenia. Byłam po prostu szczęśliwa, że nic mu się nie stało. Ale kiedy weszliśmy wszyscy do środka, zaczęło mnie gnębić poczucie winy. Zachowałam się nieodpowiedzialnie. Co by było, gdyby stała mu się poważna krzywda? Zatańczyły mi przed oczami okropne wizje. Mason ze złamaną nogą… złamanym karkiem…
Co ja sobie myślałam? Nikt mnie nie zmusił do tego zjazdu. Mason to zaproponował… ale nie sprzeciwiłam się. Niebiosa wiedzą, że prawdopodobnie powinnam. Mogłabym znieść jakieś kpiny, ale Mason wystarczająco za mną szalał, że jakaś babska sztuczka szybko ukróciłaby to szaleństwo. Wpadłam w sidła ekscytacji i ryzyka – podobnie, kiedy całowałam Dymitra – nie myśląc wiele o konsekwencjach, bo w sekrecie, w głębi duszy, to impulsywne pragnienie bycia dziką, szaloną wciąż się czaiło.
Mason też to miał i było to wymierzone we mnie.
Mentalny głos Dymitra upomniał mnie raz jeszcze.
Kiedy Mason bezpiecznie dotarł do ośrodka, dostał lód na kostkę, wyniosłam nasz sprzęt z powrotem na zewnątrz, stawiając go naprzeciwko magazynów. Kiedy wracałam do środka, przeszłam przez inne drzwi wejściowe niż zwykle. Było ono za wielkim, otwartym gankiem z ozdobnymi drewnianymi poręczami. Ganek był wybudowany w kierunku gór i miał zapierający dech w piersiach widok na szczyty i wzniesienia wokół- jeśli lubisz wystarczająco długo stać na kompletnym mrozie, by to podziwiać – czego wielu raczej nie robiło.
Wspięłam się po kilku stopniach na ganek, otrzepując jednocześnie z butów śnieg. W powietrzu wisiał ciężki zapach, ostry i słodki zarazem. Coś w nim wydawało mi się znajome, ale nim zdążyłam to zidentyfikować, doszedł mnie z cienia czyjś głos.
– Hej, little damphir.
Zaskoczona, zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście był ktoś jeszcze na ganku. Facet – Moroj – opierał się o ścianę niedaleko drzwi. Uniósł papierosa do ust, zaciągnął się nim długo i rzucił go na podłogę. Przydepnął niedopałek i wysłał mi cwaniackie spojrzenie. To był ten zapach, zrozumiałam nagle. Luksusowe papierosy.
Zatrzymałam się ostrożnie i skrzyżowałam ręce na ramionach. Był nieco niższy od Dymitra, ale nie był tak wychudzony jak to Moroje zwykli wyglądać. Długi, ciemnoszary płaszcz – prawdopodobnie zrobiony z niewiarygodnie drogiej kaszmirowo- wełnianej mieszanki – przylegał do jego ciała wyjątkowo dobrze; skórzane, eleganckie buty, które nosił, wskazywały na jeszcze większy wydatek. Miał brązowe włosy, wyglądające jakby celowo stylizowano je na nieco rozczochrane, a jego oczy były niebieskie albo zielone. – światło było zbyt słabe, żeby się upewnić. Stwierdziłam, że miał ładną twarz i oceniłam, że jest kilka lat starszy ode mnie. Wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z uroczystej kolacji.
– Tak? – spytałam.
Jego oczy prześliznęły się po moim ciele. Przyzwyczaiłam się do uwagi, jaką zwracali na mnie chłopcy Moroje. To nie było po prostu zazwyczaj takie bezpośrednie. I zwykle nie byłam zawinięta w zimowe ciuchy, nosząc szlachetną śliwę pod okiem.
Potrząsnął ramionami.
– Po prostu mówiłem hej, to tyle.
Czekałam na więcej, ale jedyne co zrobił, to wcisnął dłonie w kieszenie płaszcza. Również wzruszając ramionami, zrobiłam parę kroków w przód.
– Dobrze pachniesz, wiesz o tym? – spytał niespodziewanie.
Znów się zatrzymałam i spojrzałam na niego zmieszana, co tylko lekko powiększyło jego chytry uśmiech.
– Ja… um, co?
– Dobrze pachniesz – powtórzył.
– Żartujesz sobie? Przez cały dzień się pociłam. Jestem obrzydliwa. – chciałam odejść, ale było coś fascynującego w tym facecie. Nie uważałam go jako takiego za atrakcyjnego; byłam niespodziewanie zainteresowana rozmową z nim.
– Pot to nic takiego. – powiedział, opierając głowę o ścianę i spojrzał zamyślony w górę. – Pot towarzyszy niektórym najwspanialszym chwilom w życiu. Tak, jeśli jest go za dużo, jest stary i nieprzyjemny, robi się całkiem obrzydliwie. Ale na pięknej kobiecie? Upajająco. Jeśli mogłabyś czuć jak wampir, wiedziałabyś o czym mówię. Większość ludzi to psuje i tonie w perfumach. Perfumy mogą być dobre… zwłaszcza, gdy idą w parze z naturalną chemią ciała. Ale ty potrzebujesz tylko nutki. Zmieszaj 20 procent tego i 80 procent własnego potu…mmm. – Przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie – zabójczo sexy.
Nagle przypomniałam sobie Dymitra i jego wodę po goleniu. Tak. Tamto było zabójczo sexy, ale nie miałam zamiaru mówić temu gościowi o tym.
– No cóż, dzięki za lekcję higieny. – powiedziałam. – ale nie posiadam żadnych perfum oraz wybieram się właśnie pod prysznic, by zmyć z siebie te potne mechanizmy. Wybacz.
Wyciągnął paczkę papierosów, oferując mi poczęstunek. Poruszył się tylko o krok bliżej, ale to wystarczyło, bym wyczuła u niego coś więcej. Alkohol. Potrząsnęłam głową na jego propozycję, a on wyjął jednego dla siebie.
– Zły nałóg. – powiedziałam, obserwując jak go podpalał.
– Jeden z wielu. – odpowiedział, wolno się zaciągając. – Jesteś tu z Akademią św. Władimira?
– Jop.
– Więc będziesz strażnikiem, gdy dorośniesz?
– Oczywiście.
Wypuścił z płuc dym i patrzyłam jak szybuje w ciemną noc. Nadzwyczajne zmysły wampira, czy nie, cudem było, że mógł wyczuć coś poza zapachem tych papierosów.
– Jak długo potrwa, nim będziesz dorosła? – spytał – mógłbym potrzebować strażnika.
– Kończę szkołę na wiosnę. Ale już dałam komuś słowo. Wybacz.
W jego oczach zabłysło zaskoczenie.
– Tak? Komu?
– Wazylisie Dragomir.
– Ah – wyszczerzył się w ogromnym uśmiechu. – Wiedziałem, że byłaś kłopotliwa tak szybko, jak cię tylko zobaczyłem. Jesteś córką Janine Hathaway.
– Jestem Rose Hathaway. – poprawiłam go, nie chcąc być definiowana przy użyciu mojej matki.
– Miło cię poznać, Rose Hathaway. – wyciągnął do mnie odzianą w rękawiczkę dłoń, którą uścisnęłam z lekkim wahaniem. – Adrian Iwaszkow.
– I ty myślisz, że ja jestem kłopotliwa? – wymamrotałam. Iwaszkowie byli rodziną królewską, jedną z najbogatszych i najpotężniejszych. Stanowili typ ludzi, którzy byli przekonani, że zdobędą wszystko co zechcą i tym samym mogą wchodzić innym w drogę. Nie zdziwiła mnie więc jego arogancja.
Zaśmiał się. Jego śmiech był przyjemny, głęboki i prawie melodyjny. Przywiódł mi na myśl kapiący z łyżki ciepły karmel.
– Wygodne, co? Nasza reputacja nas wyprzedza.
Potrząsnęłam głową.
– Nic o mnie nie wiesz. I znam jedynie tę twojej rodziny . O tobie nie wiem nic.
– A chcesz? – spytał kpiąco.
– Wybacz. Nie interesują mnie starsi faceci.
– Mam dwadzieścia jeden lat. Nie tak wiele więcej od ciebie.
– Mam chłopaka. – to było małe kłamstewko. Mason nie był właściwie moim chłopakiem, ale myślałam, że Adrian da mi spokój jeśli pomyśli, że jestem zajęta.
– Śmieszne, że nie wspomniałaś o tym od razu. – wydumał Adrian. – To nie on podbił ci to oko, czy nie?
Poczułam, że się czerwienię, pomimo panującego zimna. Łudziłam się, że może nie zauważy tego oka, co było zwyczajnie głupie. Z jego wampirzym wzrokiem, prawdopodobnie dostrzegł to w momencie, gdy weszłam na ganek.
Читать дальше