George Martin - Taniec ze smokami
Здесь есть возможность читать онлайн «George Martin - Taniec ze smokami» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2011, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Taniec ze smokami
- Автор:
- Издательство:Zysk i S-ka
- Жанр:
- Год:2011
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Taniec ze smokami: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Taniec ze smokami»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Taniec ze smokami — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Taniec ze smokami», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Było też coś jeszcze...
– Szalik. – Bran rozejrzał się niespokojnie, ale nigdzie nie zauważył żadnego kruka.
Wszystkie czarne ptaszyska opuściły ich razem ze zwiadowcą. Nikt ich nie słuchał. Mimo to wolał mówić cicho. – Szalika na jego ustach nigdy nie pokrywa lód, jak brodę Hodora.
Nawet kiedy zwiadowca mówi.
Meera przeszyła go ostrym spojrzeniem.
– Masz rację. Nigdy nie widzieliśmy jego oddechu, prawda?
– Tak.
Każdemu „hodorowi” Hodora towarzyszył biały obłoczek. Gdy Jojen albo jego siostra się odzywali, ich słowa również było widać. Nawet łoś wypełniał powietrze ciepłą mgiełką oddechu.
– Jeśli nie oddycha...
Bran przypomniał sobie opowieści Starej Niani. Za Murem żyją potwory, olbrzymy i ghule, skradające się cienie i umarli, którzy chodzą – mówiła, przykrywając go gryzącym, wełnianym kocem. Ale nie mogą przejść, dopóki Mur jest mocny i ludzie z Nocnej Straży dochowują wierności. Śpij, mój mały Brandonie, mój chłopcze. Niech ci się przyśnią słodkie sny. Tu nie ma potworów . Zwiadowca nosił czerń Nocnej Straży, ale co, jeśli w ogóle nie był człowiekiem, lecz jakimś potworem i prowadził ich na pożarcie innym potworom?
– Zwiadowca uratował Sama i dziewczynę przed upiorami – zaczął z wahaniem Bran.
– Prowadzi mnie do trójokiej wrony.
– A dlaczego ta trójoka wrona nie przyjdzie do nas? Dlaczego nie spotkała się z nami pod Murem? Wrony mają skrzydła. Mój brat słabnie z każdym dniem. Jak długo jeszcze zdołamy iść?
Jojen zakasłał.
– Dopóki nie dotrzemy na miejsce.
Wkrótce potem znaleźli obiecane jezioro i skręcili na północ, tak jak kazał zwiadowca. To była łatwa część.
Wody zamarzły, a śnieg padał już tak długo, że Bran stracił rachubę dni. Jezioro zmieniło się w bezkresne białe pustkowie.
Tam, gdzie lód był gładki, a grunt pagórkowaty, posuwali się naprzód bez trudu, ale tam, gdzie wiatr usypał potężne śnieżne zaspy, niekiedy trudno było określić, gdzie się kończy jezioro, a zaczyna brzeg. Nawet drzewa nie były niezawodnymi przewodnikami, bo na jeziorze zdarzały się porośnięte lasem wyspy, a na lądzie rozległe bezdrzewne obszary.
Łoś szedł tam, gdzie zechciał, nie zważając na życzenia dosiadających go Meery i Jojena. Na ogół wędrował pod osłoną drzew, ale tam, gdzie brzeg zakręcał na zachód, zmierzał na skróty po zamarzniętym jeziorze, przedzierając się przez zaspy. Lód chrzęścił pod jego kopytami. Na otwartej przestrzeni wiatr był silniejszy. Lodowaty północny wicher świszczący na jeziorze przedzierał się przez warstwy wełny i skóry, aż wszyscy drżeli z zimna. Kiedy dął im prosto w twarz, zasypywał ich oczy śniegiem i byli prawie ślepi.
Godziny upływały im w milczeniu. Wśród drzew przed nimi pojawiły się cienie, długie palce zmierzchu. Tak daleko na północy zmrok zapadał szybko. Bran bał się tej myśli. Każdy dzień wydawał się krótszy od poprzedniego, a choć za dnia też było zimno, nocą mróz stawał się okrutny.
Meera znowu kazała im się zatrzymać.
– Powinniśmy już znaleźć tę wioskę – stwierdziła cichym, dziwnie brzmiącym głosem.
– Czy mogliśmy ją minąć? – zapytał Bran.
– Mam nadzieję, że nie. Musimy odnaleźć schronienie, nim zapadnie noc.
Miała rację. Jojen miał sine wargi, a jej policzki przybrały ciemnoczerwoną barwę.
Policzki samego Brana odrętwiały, brodę Hodora skuła zaś lita pokrywa lodu. Śnieg oblepiał mu nogi niemal do kolan. Olbrzym zachwiał się już kilkakrotnie. Nikt nie był tak silny jak Hodor, nikt. Jeśli nawet jego mocarne mięśnie słabły...
– Lato znajdzie wioskę – odezwał się nagle Bran. Jego słowa zamieniły się w mgiełkę unoszącą się w powietrzu. Nie czekał na odpowiedź Meery, tylko zamknął oczy i opuścił kalekie ciało.
Gdy tylko wśliznął się w skórę Laty, martwy las ożył nagle. Tam, gdzie przedtem panowała cisza, słyszał teraz wiatr szumiący między drzewami, dyszenie Hodora, odgłos wydawany przez łosia rozgrzebującego nogą ziemię w poszukiwaniu pokarmu. Jego nozdrza wypełniły znajome wonie mokrych liści i zeschłej trawy, smród gnijącej w chaszczach martwej wiewiórki, kwaśny odór ludzkiego potu, piżmowy zapach łosia.
Jedzenie. Mięso . Zwierzę wyczuło jego zainteresowanie. Zwróciło łeb ku wilkorowi, pochylając wielkie poroże.
To nie jest zwierzyna łowna – wyszeptał chłopiec do zwierzęcia, z którym dzielił skórę. Zostaw go. Biegnij .
Lato zerwał się do biegu. Pędził po powierzchni jeziora, wzbijając łapami fontanny śniegu. Drzewa stały w ciasnym szyku jak ludzie przed bitwą, wszystkie spowite w biel.
Wilkor biegł po korzeniach, głazach i po starym śniegu, pękającym z trzaskiem pod jego ciężarem. Łapy miał wilgotne i przemarznięte. Następne wzgórze porastały sosny. W powietrzu unosił się intensywny zapach ich szpilek. Gdy wbiegł na szczyt, zatoczył krąg, węsząc, a potem uniósł łeb i zawył.
Czuł zapachy. Ludzkie zapachy.
Popioły – pomyślał Bran. Woń jest stara i słaba, ale to popioły . Czuł zapach spalonego drewna, sadzy i węgla drzewnego. Wygasłego ognia.
Strząsnął śnieg z pyska. Wiatr dął w porywach, trudno więc było złapać trop. Wilk obracał się to w tę, to w tamtą, nie przestając węszyć. Ze wszystkich stron otaczały go śnieżne zaspy oraz wysokie drzewa obleczone w biel. Wysunął ozór, by poczuć smak lodowatego powietrza. Jego oddech zamieniał się w mgiełkę, płatki śniegu topniały mu na języku. Gdy potruchtał w stronę zapachu, Hodor natychmiast ruszył za nim. Łoś potrzebował więcej czasu, by się zdecydować, Bran wrócił więc z niechęcią do własnego ciała.
– W tamtą stronę – rzekł. – Ruszajcie za Latą. Poczułem zapach.
Gdy zza chmur wyjrzał pierwszy skrawek sierpa księżyca, wreszcie znaleźli wioskę.
Mało brakowało, by po prostują minęli.
Widziana z powierzchni lodu, niczym się nie różniła od dziesiątków innych miejsc położonych na brzegu. Okrągłe kamienne chaty schowane pod zaspami równie dobrze mogłyby być głazami, wzniesieniami albo zwalonymi na ziemię kłodami, podobnymi do tych, które wczoraj Jojen błędnie wziął za budynki. Rozgrzebali wówczas śnieg, ale znaleźli pod nim tylko połamane gałęzie i butwiejące pnie.
Wioska była pusta. Mieszkający w niej ongiś dzicy opuścili ją, podobnie jak wszystkie inne, które dotąd mijali wędrowcy. Niektóre puszczono z dymem, jakby mieszkańcy chcieli się upewnić, że nie zdołają wrócić do nich ukradkiem. Tę jednak oszczędzono.
Pod śniegiem znaleźli kilkanaście chat oraz długi dom o dachu z darni i solidnych ścianach z grubo ciosanych kłód.
– Nareszcie znajdziemy osłonę przed wiatrem – ucieszył się Bran.
– Hodor – potwierdził Hodor.
Meera zsunęła się z grzbietu łosia. Dziewczyna i jej brat pomogli Hodorowi wyjąć Brana z kosza.
– Może dzicy zostawili tu coś do jedzenia – zasugerowała.
Nadzieja okazała się jednak płonna. W długim domu znaleźli tylko popioły wygasłego ognia, mocno ubite klepisko i wnikający aż do kości ziąb. Przynajmniej jednak mieli dach nad głowami i ściany z kłód osłaniające przed wiatrem. Nieopodal płynął strumień, pokryty cienką warstewką lodu. Łoś musiał go rozbić kopytem, żeby się napić. Gdy Bran, Jojen i Hodor byli już bezpiecznie ulokowani, Meera przyniosła im kilka kawałków lodu do ssania. Bran drżał, przełykając zimną wodę.
Lato nie wszedł za nimi do środka. Bran czuł głód wielkiego wilka, cień swego własnego.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Taniec ze smokami»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Taniec ze smokami» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Taniec ze smokami» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.