— Zwie się Vaintè, kiedyś była mą efenselè, teraz jest odrzucona i pogardzana. Kiedyś była mądrą przywódczynią. Teraz idzie za nią tylko śmierć.
Patrzyły w ponurym milczeniu, jak ciemny kształt wznosi się i zbliża do nabrzeża, wysłając przed sobą uderzające o drewno drobne fale. Ambalasei zastanawiała się nad wejściem na własne uruketo i odpłynięciem, lecz zrozumiała, że już na to za późno, gdy Fafnepto uniosła hèsotsan. Nie można było zlekceważyć tego gestu. Ładunek uruketo był bardzo niemiły.
Fafnepto zeskoczyła na brzeg i ruszyła ku nim, trzymając mocno hèsotsan. Tuż za nią szła nieuzbrojona Vaintè. Ambalasei wyraziła odmowę i niechęć.
— Fafnepto, czy masz powód, dla którego przychodzisz w tak obraźliwy sposób i zwracasz uwagę na broń?
— Ważny powód, Ambalasei. Jest tu tylko jeden hèsotsan i ja go trzymam. Dlatego wydaję rozkazy. Saagakel, Eistaa Yebéisku, poleciła mi szukać was i znaleźć. Wrócić z uruketo, które zabrałyście bez jej zezwolenia.
— Myli się. Miałam jej zezwolenie na korzystanie ze zwierzęcia.
— Tak, lecz Saagakel uważa, że wykorzystałaś go w sposób sprzeczny z jej pierwotnym zamiarem.
— Sprawa do dyskusji. Jak sądzę, chcesz zabrać to zwierzę do Saagakel. Możesz je wziąć.
— Ciebie też, Ambalasei. Eistaa chciała i twego powrotu. Odmowa nie zostanie przyjęta.
Ambalasei wygięła się pogardliwie.
— Jeśli odmówię — zabijesz mnie, łowczynio?
— Tak. I wykorzystam umiejętności twej asystentki, każąc jej zakonserwować twoje ciało, bym mogła z nim wrócić na dowód wykonania zadania. Może Saagakel zawiesi twą wygarbowaną skórę na ścianach miasta.
— Cicho! — rozkazała Enge tak mocno, że Fafnepto okręciła się ze wzniesioną bronią. — Niedopuszczalne-żałosne, by równie mało warta istota zwracała się tak do uczonej klasy Ambalasei. Rozkazuję milczenie i natychmiastowe odpłynięcie uruketo.
Fafnepto trzymała broń w pogotowiu, patrząc zimno na Enge, oczekiwała jej ataku. Wystąpiła Vaintè okazując groźbę-niemożliwości.
— Ona jest niezdolna do przemocy — powiedziała. — To Enge, będąc Córą Życia-Śmierci, nie może nikogo skrzywdzić. Fafnepto opuściła hèsotsan, wyrażając pogardę.
— Więc to o niej mówiła eistaa. Nie potrzebujemy jej, nic nas nie obchodzi. Wróci tylko uruketo i Ambalasei. Takie mam rozkazy. Mam też zabić każdą, która stanie mi na drodze.
Vaintè wyraziła zgodę.
— Mądra decyzja. Te stworzenia szerzą bunt. Zabicie ich to akt łaski. Dziwię się, że eistaa tego miasta pozwala im żyć.
— Tu nie ma eistai — powiedziała Enge z zimną pogardą. — Odejdź. Nie jesteście mile widziane. To miasto Ugunenapsy i nie chcemy was tutaj.
— Nie chcecie? To ładne miasto. Trudno uwierzyć. Porozmawiam z eistaa.
— Czy nie słyszałaś, głupia istoto? — spytała Ambalasei. — Tu nie ma eistai. Wyhodowałam to miasto, wiem więc, co mówię.
Z uruketo rozległo się głośne, choć zdyszane i niewyraźne wołanie o uwagę. Po płetwie schodziła Akotolp. Robiła to niezdarnie ze wzglądu na swą tuszę i niesiony pojemnik.
— Nauczycielko… Ambalasei — powiedziała. — To Vaintè, której służę. Powinnaś jej posłuchać, bo jest mądra we wszystkim. To ja zaniosłam jej twe notatki, są tu teraz, a ona je zrozumiała i przyprowadziła nas tutaj.
— Dość już powiedziałaś — stwierdziła pogardliwie Ambalasei. — W imię nauki przywiozłam ci wyniki mych badań, moje odkrycia. A ty, jak je wykorzystałaś? Przywiodłaś tutaj te wstrętne istoty. Teraz zabierzesz je z powrotem.
— Dość już próżnego gadania — poleciła Fafnepto. — Oto moje rozkazy. — Skinęła na Elem. — Masz natychmiast z całą załogą opuścić uruketo, bo wróci ono do swego miasta. Zaraz odpływamy do Yebéisku — oboma uruketo.
— A co z nimi? — spytała Vaintè, wskazując na Enge. — I z ich miastem?
— Nie obchodzą mnie. Odpływamy.
— Zostaję.
— Jak wolisz — Fafnepto zwróciła się do nieruchomej Elem. -”Czy moje rozkazy są niejasne? Precz z uruketo.
Akotolp położyła na ziemi przyniesiony przez siebie pojemnik i otworzyła go. Vaintè nachyliła się i wzięła coś ze środka. Fafnepto zauważyła ruch, odwróciła się, by sprawdzić, co się dzieje. Szybko uniosła broń.
Spóźniła się. Hèsotsan wyjęty przez Vaintè z pojemnika szczęknął raz, łowczyni zgięła się i upadła. Zgromadzone zesztywniały ze zgrozy. Wszystkie, poza spodziewającą się tego Akotolp. Podeszła i wyjęła hèsotsan z rąk nieżywej. Zadowolona z siebie stanęła obok Vaintè.
— Teraz — powiedziała Vaintè — będziecie słuchać moich poleceń.
Morderstwo zostało dokonane bardzo szybko, niewątpliwie tak właśnie miało być. „Po wszystkim jest bardzo łatwe do zrozumienia” — pomyślała Ambalasei. Fafnepto stała przed nimi wyprostowana, dumna ze swych umiejętności łowieckich, swej siły i broni. Nie wiedziała, że w miastach są łowczynie przewyższające drapieżnością wszystkich mieszkańców lasu. Vaintè rozkazywała, a ta tłusta idotka Akotolp jej słuchała. To ona przyniosła hèsotsan, umożliwiła zabójczy podstęp, była nawet na tyle bezczelna, aby ukryć broń wśród zapisków naukowych Ambalasei! Uczona zwróciła się do Akotolp, wyrażając gniew i obrzydzenie każdym ruchem swego ciała.
— Gruba-była-uczennico, teraz tęga-wykonawczynio-zabójczego-spisku! Zwróć mi natychmiast sprawozdania naukowe, bo jesteś niegodna ich posiadania.
Akotolp ugięła się przed mocą wściekłości, zapominając o trzymanym hèsotsanie, próbowała bezskutecznie coś powiedzieć. Wsparła ją Vaintè.
— Wielka Ambalasei, za bardzo się gniewasz na lojalną Akotolp. Bardzo dawno temu zobowiązała się mi służyć i teraz wypełniła jak zawsze wiernie swą obietnicę. Nie ma oczywiście zamiaru skrzywdzić swej nauczycielki. Obie cię szanujemy i uznajemy twą wielką mądrość. Jestem ci również wdzięczna za przeprowadzone na tym nowym kontynencie badania, bo umożliwiły mi dotarcie tutaj i wykonanie zadania.
— Miałaś polecenie zabicia Fafnepto? — zapytała Ambalasei z rozpaloną piersią.
— Śmierć Fafnepto była godna pożałowania, lecz konieczna. Obie służyłyśmy Saagakel i przybyłyśmy tu na jej polecenie. Niestety, Fafnepto nie przystała na moją wersję pierwszeństwa zadań. Ponieważ takim Yilanè jak ona nie można niczego wytłumaczyć, musiała niestety zapłacić zbyt wysoką cenę za swe zadanie. Akotolp, oddaj mi hèsotsan, nim kogoś niechcący zabijesz. Nie machaj nim tak, niczego jeszcze nie zrobiłaś. Wypełniłaś jedynie swój obowiązek, przysłużyłaś się swej eistai, za co jestem ci wdzięczna. Oczywiście, zwrócisz Ambalasei jej notatki?
— Jeśli sobie tego życzysz, Vaintè.
— Wypełniasz nie moje życzenie, lecz polecenie wielkiej uczonej, której obie będziemy słuchać.
Ambalasei wyraziła niewiarę, gdy Akotolp postawiła przy niej pojemnik i szybko odeszła.
— Vaintè, czy wykonasz wszystkie moje życzenia? A jeśli zechcę pozostać w nowym mieście?
Vaintè ułożyła ramiona w wyrazie żalu.
— Niestety, to niemożliwe. Saagakel, eistaa Yebéisku, wysłała mnie, bym zabrała cię do jej miasta. Tak się stanie. Wszystkie twoje notatki, zabrane przez Akotolp z Alpèasaku, są teraz na uruketo i tam pozostaną. Dołączysz do nich. — Zwróciła się do Gunugul, która zeszła z płetwy i stała równie nieruchomo jak inne, zesztywniała od nagłości i od zgrozy wydarzeń. — Powinnaś mieć dość mięsa i wody na powrót do Yebéisku. Czy tak jest?
Читать дальше