Harry Harrison - Zima w Edenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Harry Harrison - Zima w Edenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Phantom Press, Жанр: Альтернативная история, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zima w Edenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zima w Edenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nadejście nowego lodowca zagraża istnieniu Ziemi i gatunkowi ludzkiemu. Stojąc w obliczu zagrożenia. dinozaury muszą wykorzystać swą znajomość biologii, aby zawładnąć terytorium ludzi i przetrwać.
Kerrick wraz ze swą żoną i synkiem wyrusza na pomoc ludzkości. Wśród jaszczurów żyje istota, której celem jest zniszczenie przeciwnej kultury. To właśnie knowania Vanite doprowadzają do nieustannych starć i tragedii. Kerrick zna jednak sposób na wymuszenie rozejmu.

Zima w Edenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zima w Edenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dobrze, że mieli jeszcze źródło z czystą wodą.

Gdy znaleźli się znowu za względnie bezpieczną zaporą, ostrożnie wyjęli trujące strzałki i zrzucili krępujące ich warstwy tkaniny. Herilak zastał Sanone w ich zwykłym miejscu spotkań i powiedział mu o swych odkryciach.

— Nawet przez chwilkę nie widzieliśmy murgu, nauczyły się trzymać od nas z dala.

— Należy przerwać tamę…

— To bezskuteczne. Odrośnie znowu. Pnącza z każdym dniem zbliżają się do doliny. Trzeba sobie to powiedzieć. Murgu dowiedziały się wreszcie, jak nas pokonać. Nie w bitwie, lecz przez powolny, nie powstrzymany rozrost trujących roślin. W końcu zwyciężą. Nie możemy ich powstrzymać, jak nie da się zatrzymać przypływu.

— Przypływ codziennie się cofa.

— Murgu nie. — Herilak opadł na ziemię, czując się pokonany, stary i zmęczony jak mandukto. — Zwyciężą, Sanone, zwyciężą nas.

— Nigdy nie słyszałem u ciebie takich słów, silny Herilaku. Czeka nas bitwa. Prowadziłeś nas przedtem, wygrywałeś.

— Teraz przegramy.

— Przejdziemy pustynią za zachód.

— Pójdą za nami.

Sanone spojrzał na zgarbione ramiona wielkiego łowcy i czując jego rozpacz, złamał się. Czy Kadair pragnie zetrzeć Sasku z powierzchni ziemi? Czy po to szli śladami mastodonta, by znaleźć na ich końcu zagładę? Nie mógł w to uwierzyć. Ale jak można wątpić?

Niespokojne okrzyki przerwały mu ponure rozmyślania. Obejrzał się, by sprawdzić, co oznaczają. Łowcy biegli ku nim wskazując rękoma i krzycząc. Herilak chwycił śmiercio-kij, skoczył na nogi. Z wielkim hukiem wyschłym łożyskiem gnała żółta od mułu ściana wody i szybko wypełniała koryto. Przerażeni Sasku i Tanu uciekali przed pędzącą masą.

— Tama pękła! — zawołał Herilak. — Czy wszyscy są bezpieczni?

Sanone przyglądał się rwącej przez dolinę mętnej wodzie, nie dostrzegł w niej ciał, jedynie wymyte krzaki i inne śmieci. — Rzeka pozostała w starych brzegach. Widzisz, już opada. Jest jak zawsze.

— Póki nie odbudują tamy, nie odtworzą jej. To nic nie znaczy.

Nawet ten nieoczekiwany widok nie był w stanie rozproszyć rozpaczy Herilaka. Stracił wszelką nadzieję, gotował się na śmierć. Nie uniósł nawet głowy, gdy wokół rozległy się krzyki, rozejrzał się dopiero wtedy, gdy Sanone szarpnął go za ramię.

— Coś się stało — zawołał mandukto, po raz pierwszy z nadzieją w głosie. — Pnącza, spójrz na pnącza! Kadair nie porzucił nas, nadal podążamy jego śladami.

Wysoko nad nimi masa pnączy oderwała się od urwiska, zadrżała i spadła na dno doliny wzbijając pył. Gdy opadł, zobaczyli, że podtrzymujące je, grube łodygi są szare i popękane. Woskowane, zielone liście w oczach opadały i traciły połysk. W oddali oderwała się następna wielka plątanina pnączy i ześlizgnęła się do doliny.

— Coś się tam stało, coś niezrozumiałego — powiedział Herilak, wyrwany z rozpaczy przez zaskakujące wydarzenia. — Muszę sprawdzić.

Z nastawionym śmiercio-kijem biegł doliną, wspiął się na barykadę. Po drugiej stronie rzeki urwiska przeciwnego brzegu odległe były jedynie o strzał łuku. Coś się na nich poruszyło; przyklęknął z wycelowaną bronią. Na szczycie ściany pokazało się murgu, potem dalsze. Ich wstrętne dłonie o dwóch kciukach były puste. Stały bez ruchu, gapiąc się rozszerzonymi oczami.

Herilak opuścił broń. Były za daleko, chciał zresztą zrozumieć, co się dzieje.

Przyglądały mu się w milczeniu, jak i on im. Rozdzielała ich szeroka rzeka, lecz przepaść dzieląca była szersza od morza. Herilak nienawidził murgu i wiedział, że szparki ich oczu lśniły od takiej samej nienawiści. Co się więc stało? Dlaczego zerwały tamę, zwaliły pnącza?

Duże murgu, stojące najbliżej, odwróciło się i poruszyło rękoma w nagłym skurczu, gdy podeszło drugie i coś podało. Pierwsze chwyciło to w obie dłonie, spojrzało — potem zwróciło wzrok na Herilaka. Wykrzywiło otwarte usta w niezrozumiałym uczuciu, okręciło się na pięcie i rzuciło trzymany przedmiot przez zwężenie doliny. Herilak patrzył, jak wznosi się powoli, uderza w zaporę i niknie wśród skał.

Gdy spojrzał znów na urwisko, murgu już nie było. Łowca czekał, lecz nie powróciły. Dopiero wtedy zszedł po ścianie zapory i stanął nad rzuconym mu przedmiotem. Z sapaniem przyłączył się do niego Sanone.

— Widziałem… to — powiedział. — Stały i patrzyły się na ciebie, nic nie robiły, rzuciły coś tylko — potem odeszły. Co to jest?

Był to jakiś pęcherz w kształcie dyni, szary i gładki. Herilak trącił go nogą.

— To może być niebezpieczne — ostrzegał go Sanone. — Uważaj.

— To może być wszystko — łowca uklękną i dotknął palcem. — Jest tylko jeden sposób sprawdzenia.

Odłożył śmiercio-kij i wyciągnął kamienny nóż, sprawdził kciukiem jego ostrze. Przerażony Sanone cofnął się, gdy Herilak nachylił się i naciął pęcherz.

Skóra zewnętrzna była twarda. Przycisnął mocniej i pociągnął nożem, aż nagle ustąpiła. Wyciekł z niej pomarańczowy płyn.

W środku było coś ciemnego. Herilak wyciągnął to czubkiem noża. Sanone stał obok, przyglądał się pilnie.

Patrzył na ukryty wewnątrz srebrny nóż Kerricka. Nóż z gwiezdnego metalu, który zawsze nosił na szyi.

— To Kerricka — powiedział Sanone. — Nie żyje. Zabiły go, zabrały mu nóż i przysłały jako znak jego śmierci.

Herilak wziął ostrze i uniósł wysoko, aż zalśniło w słońcu.

— Tak, to znak — ale mówi nam, że Kerrick żyje! On to sprawił — nie wiem jak — ale to on. Nie zginął na północy, lecz żyje. I pokonał murgu. — Herilak rozłożył ramiona w geście obejmującym całą dolinę.

— To wszystko dzięki niemu. Pokonał je. Przerwały tamę i zniszczyły swe pnącza — a teraz odeszły. Tak mówi nóż. Możemy tu zostać. Dolina znów należy do nas.

Trzymał nóż wysoko w świetle słońca, krzyczał z radości i obracał nim tak, że lśnił i rzucał błyski.

— Zwyciężyliśmy! Zwyciężyliśmy!

— Przegrałaś, Vaintè — powiedziała Lanefenuu, patrząc jednym okiem na stojącą przy niej wyprostowaną postać, drugim na ohydne, pokryte futrem ustuzou tkwiące po drugiej stronie doliny, które przyglądało się im również. Potem skinęła na Akotolp, by podeszła. — Czy zniszczenie się dokonało?

Uczona ustawiła kończyny w wykonanie-jak-polecono.

— Wypuszczono wirus. Jest nieszkodliwy dla innych roślin i zwierząt, lecz oznacza pewną śmierć dla wszystkich świeżo zmutowanych komórek. Zginą. Wirus pozostanie w ziemi, tak iż zginą również niedojrzałe nasiona.

Vaintè ledwo zauważyła Akotolp, odepchnęła ją na bok, by podejść bliżej do eistai i zaprzeczyć jej ostatnim słowom.

— Nie możemy przegrać. Muszą być zniszczone.

Mówiła tak gwałtownie, że ruchy towarzyszące jej słowom czyniły całą wypowiedź niewyraźną. W ostatnim geście zwróciła się do Lanefenuu, grożąc jej każdym swym ruchem.

— Nie można przerwać walki. Nie możesz jej zakończyć. Wyrażenia były tak mocne, że Akotolp odskoczyła z krzykiem przerażenia, a przyglądające się Yilanè uniosły broń w obawie o bezpieczeństwo Lanefenuu. Odesłała je machnięciem ręki, po czym zwróciła się ze wstrętem do Vaintè.

— Ustuzou-Kerrick zna cię dobrze, Vaintè. Powiedziało, że mnie nie posłuchasz, że zlekceważysz me rozkazy, jeśli nie przekażę ich osobiście. Miało rację. Nie posłuchałaś mnie, Vaintè, choć przysięgałaś być mą fargi.

— Nie możesz tego zrobić…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zima w Edenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zima w Edenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zima w Edenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Zima w Edenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x