Terry Pratchett - Nacja

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Nacja» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Rebis, Жанр: Альтернативная история, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Nacja: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nacja»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W świecie przypominającym nasz, lecz będącym jego alternatywną wersją, wybucha epidemia, a wielka fala powoduje ogromne zniszczenia. Większość ludzi ginie, cywilizacja się chwieje. Tymczasem na małej, zagubionej pośrodku oceanu wyspie o nazwie Nacja przy życiu pozostaje jako jedyny nastoletni Mau. Nie jest już chłopcem, ale też nie stał się jeszcze mężczyzną — kataklizm przerwał obrzęd inicjacji. Musi się zmierzyć z utratą najbliższych, wyrzutami Praojców i złością na bogów oraz rozpocząć życie na nowo w samotności. Tylko że Mau nie jest na wyspie sam — przebywa na niej dziewczynka z rozbitego statku, a wkrótce zaczną pojawiać się ocaleli ludzie. Nie wszyscy jednak mają pokojowe zamiary, zwłaszcza plemię ludożerców…

Nacja — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nacja», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Z małym pocałunkiem sypkiego piasku kanu dotknęło plaży.

Mau wyskoczył i w ostatniej chwili przypomniał sobie o ofierze. Powinna nią być czerwona ryba za szczęśliwą podróż, a przecież nie mógł nie nazwać tej podróży szczęśliwą, choć była tak dziwna. Nie złowił czerwonej ryby, ale cóż, wciąż był chłopcem, a bogowie wiele wybaczają chłopcom. Przynajmniej pomyślał o tym. To na pewno zostanie mu policzone.

Nie było innych kanu. A powinno być wiele. Nawet w ciemnościach wszystko wyglądało nie tak, jak powinno. Nikogo tu nie było; nikt nie wiedział, że Mau stoi na brzegu.

Spróbował jednak:

— Halo! To ja, Mau! Wróciłem!

Zaczął płakać, co tylko pogorszyło sprawę. Wcześniej płakał w kanu, ale to była tylko woda spływająca po twarzy i nikt o jego płaczu nie wiedział. Teraz jednak łzom towarzyszył głośny szloch, skapywały z oczu, nosa i buzi, niepowstrzymane. Płakał za rodzicami, płakał, bo się bał, bo było mu zimno i był zmęczony, a do tego nie mógł dłużej udawać, że nie czuje lęku. Ale płakał przede wszystkim dlatego, że nikt o jego płaczu nie wiedział.

W lesie coś go usłyszało. I w ukrytym świetle ognia błysnął ostry metal.

Na zachodzie zgasło światło. Noc i łzy zabrały Nację. Gwiazda Wody dryfowała wśród chmur jak morderca chyłkiem opuszczający miejsce zbrodni.

Rozdział 2

Nowy Świat

Ranek był jaśniejszym odcieniem nocy. Mau czuł się, jakby w ogóle nie spał, skulony na ziemi wśród szerokich liści palmy kokosowej, na pewno jednak chwilami jego ciało i umysł wyłączały się, jak gdyby robiły próbę generalną przed śmiercią. Obudził się, a może ożył przy martwym, szarym świetle, zesztywniały i zziębnięty. Fale ledwie się wybrzuszały przy brzegu, morze zaś miało tę samą barwę co niebo, które wciąż płakało.

Piasek, błoto i gałęzie drzew zatamowały strumień, który spływał z góry, i kiedy Mau próbował dokopać się do słodkiej wody, ta tylko się sączyła. W końcu był zmuszony spijać deszczówkę skapującą z liści — miała smak popiołu. Laguna zasypana była odłamkami rafy, w której wielka fala zrobiła szeroką wyrwę. Zaczął się przypływ. Mała Nacja, piaszczysta wysepka na skraju laguny, została pozbawiona wszystkich drzew prócz jednego, będącego teraz już tylko gołym pniem z pozostałymi na nim, na przekór wszystkiemu, kilkoma liśćmi.

Znaleźć żywność, znaleźć wodę, znaleźć schronienie… to należało zrobić w obcym miejscu, bo to było obce miejsce, mimo że Mau się tutaj urodził.

Widział, że wioska zniknęła. Wielka fala zmyła ją z wyspy. Kilka pali znaczyło miejsce, gdzie długi dom stał od… od zawsze. Wielka fala zdołała rozbić rafę. Taka fala nawet nie zauważyłaby osady.

Nauczył się lustrować wybrzeże, kiedy brał udział w wyprawach z ojcem i wujami. I teraz, podnosząc wzrok, odczytywał historię wielkiej fali zapisaną w przewróconych głazach i połamanych drzewach.

Osada była zwrócona na południe. Musiała. Z pozostałych trzech stron wyspę chroniły urwiste, kruszące się klify, w których huczały i pieniły się morskie groty. Fala nadeszła od południowego wschodu. Jej szlak wyznaczały połamane drzewa.

Wszyscy pewnie wylegli na brzeg, zebrani wokół wielkiego ogniska. Czy słyszeli ryk fali przy trzasku ognia? Wiedzieli, co zapowiada? Gdyby podjęli szybką decyzję, mogliby ruszyć Wielką Doliną Świń ku wyżej położonym terenom za polami. Ale część fali już by sunęła z rykiem po wschodnim zboczu (porośniętym tylko trawą, nic by jej tam nie spowolniło) i tam by się z nią spotkali.

A potem toczący się kocioł skał, piasku, wody i ludzi przebił się pewnie przez zachodnią część rafy, do głębokowodnego prądu, gdzie ludzie zamienili się w delfiny.

Coś jednak zostało. Fala zostawiła za sobą ryby, błoto i kraby ku wielkiej radości szynkowców, szarych kruków i oczywiście ptaków Praojców. Tego ranka na wyspie aż kłębiło się od ptactwa. Ptaki, których Mau nigdy nie widział, sprzeczały się z tymi znajomymi, zwyczajnymi.

Byli też ludzie, zaplątani w połamane gałęzie, na wpół pogrzebani w błocie i liściach, ot, kolejny element zrujnowanego świata.

Zajęło mu kilka długich sekund, nim zdał sobie sprawę, na co patrzy, że coś, co wydawało mu się złamaną gałęzią, było ramieniem.

Rozejrzałsię powoli i zrozumiał, skąd tu tyle ptakówi dlaczego się kłócą…

Zaczął biec. Nogi niosły go i biegł, wykrzykując imiona, długim zboczem pod górę, minął położone niżej pola, zasypane odpadkami, minął wyższe plantacje, za wysoko nawet jak na wielką falę, i dotarł prawie na skraj lasu. I tam usłyszał własny głos, jak odbija się echem od klifów.

Nikogo. Ktoś musi jednak być…

Wszyscy pewnie czekali na dole na kogoś, kto nie był już chłopcem i dopiero miał stać się mężczyzną.

Udał się do Zakątka Kobiet — oczywiście całkowicie zakazanego dla wszystkich mężczyzn — i zaryzykował szybki rzut oka przez wielki żywopłot otaczający ogrody, nietknięte tutaj, wysoko, przez wodę, nie zauważył jednak, żeby coś się poruszyło, i żaden głos się nie odezwał w odpowiedzi na jego wołania.

Czekali na plaży. Widział ich wyraźnie w myślach, jak rozmawiają, śmieją się, tańczą wokół ogniska, nie było jednak srebrnej nici, niczego, co by ich mogło przyciągnąć z powrotem.

Czekali na nowego mężczyznę. Fala musiała na nich spaść jak wielki młot.

Gdy schodził na pola, podniósł złamaną gałąź i zaczął nią wymachiwać, bezskutecznie próbując odegnać ptaki. Tuż nad zalanym lądem, gdzie wcześniej leżała osada, wszędzie natykał się na ciała. Początkowo trudno je było rozpoznać, tak zaplątane były w gałęzie i zszarzałe, jak zmieszane z popiołem błoto. Będzie musiał ich dotykać. Trzeba było je przenieść. Wkrótce nadejdą świnie. Myśl o świniach pożerających… Nie!

Za chmurami na wschodzie dostrzegł pewną jasność. Jak to możliwe? Minęła kolejna noc? Czyżby zasnął? Gdzie był? Ale zmęczenie z pewnością dopadło go teraz. Przeciągnął kilka liściastych gałęzi i oparł o dużą skałę, żeby się pod nimi schronić. Wpełznął do środka i poczuł, jak szarość błota, deszczu i posiniaczonego nieba po cichu się sączy, wypełnia go i zalewa.

I zaczął śnić. To musiał być sen. Czuł, jak staje się dwiema osobami. Jedna z nich, szare ciało z błota, zaczęła szukać szczątków tych, których nie zabrała wielka fala. Robiła to ostrożnie i jak najdelikatniej, gdy tymczasem drugi Mau został w środku, zwinięty w kłębek, i śnił.

Kim jestem, robiąc to wszystko? — zastanawiał się szary Mau. Kim jestem teraz? Stałem się podobny do Locahy, odmierzam zarysy śmierci. Lepiej dzisiaj być nim niż Mau… bo tutaj leży ciało. I Mau go nie zobaczy, nie podniesie go i nie zajrzy mu w oczy, boby oszalał, więc ja to zrobię za niego. A to ciało tutaj ma twarz, którą oglądał każdego dnia swego życia, ale nie pozwolę mu jej zobaczyć.

Pracował tak długo, aż niebo pojaśniało i zza smugi pary na wschodzie wyszło słońce, a wtedy las eksplodował pieśnią ptaków, pomimo lekkiego deszczu. Szary Mau przeczesywał niższe zbocza, a gdy znalazł jakieś ciało, zaciągał je albo zanosił (niektóre były na tyle małe, że dawał radę je udźwignąć) na plażę i do miejsca w wodzie, skąd widać było prąd. Zwykle można tam było spotkać żółwie, ale nie dzisiaj.

On, szary cień, znajdował kawałki skał i duże bryły rafy, a było ich wszędzie naprawdę dużo, i przywiązywał je do ciała pędami papierośli. A teraz muszę wziąć nóż i wyciąć otwór dla duszy, myślał szary Mau, żeby dusza szybko opuściła ciało, a potem oddać je falom tam, skąd prąd zabierze je w morskie głębiny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Nacja»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nacja» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Nacja»

Обсуждение, отзывы о книге «Nacja» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x