W końcu kaszel ustąpił na tyle, że mogłem się zorientować, co się dzieje wokół mnie. Ludzie wrzeszczeli i brzmiało to tak, jakby ktoś się przepychał, z kimś szarpał. Otworzyłem oczy i przymknąłem je pod naporem jasnego światła, potem wyciągnąłem szyję, nadal trochę kaszląc.
W pokoju znajdowało się o wiele więcej ludzi niż na początku. Większość z nich miała na sobie kamizelki kuloodporne i hełmy z przyciemnianą plastikową osłoną na oczy. Krzyczeli na strażników z Treasure Island, którzy z kolei wrzeszczeli na nich, aż powychodziły im żyły na szyi.
– Cofnąć się! – krzyknął jeden z tych nowych. – Cofnąć się, ręce do góry. Jesteście aresztowani!
Miss Gestapo rozmawiała przez komórkę. Jeden z tych nowych zauważył ją, przesunął się szybko w jej kierunku i ręką w rękawiczce wytrącił jej telefon z dłoni. Aparat poszybował w powietrzu wzdłuż niewielkiego pomieszczenia, z brzękiem rozbijając się o podłogę na tysiące kawałków. Wszyscy zamilkli.
Milczenie zostało przerwane, kiedy kilku nowych wtargnęło do pokoju. Dwóch z nich chwyciło moich oprawców. Złapali Miss Gestapo pod pachy, obrócili ją i gwałtownym ruchem obwiązali jej nadgarstki plastikowymi kajdankami. Na widok jej miny prawie zdobyłem się na uśmiech.
Jeden z tych nowych odsunął się od drzwi. Na ramieniu trzymał kamerę, poważny sprzęt rzucający oślepiające białe światło. Sfilmował cały pokój, a mnie okrążył dwukrotnie. Złapałem się na tym, że zawisłem zupełnie bez ruchu, jakbym pozował do zdjęcia.
To było absurdalne.
– Mógłbyś mnie stąd zdjąć? – wydusiłem z siebie, nawet niewiele się krztusząc.
Dwoje kolejnych, bo była wśród nich również kobieta, podeszło do mnie i zaczęło mnie odpinać. Podnieśli swoje plastikowe osłony z oczu i uśmiechnęli się do mnie. Na ich pagonach i hełmach widniały czerwone gwiazdki.
Poniżej czerwonych gwiazdek znajdowały się emblematy: CHP – Kalifornijski Patrol Drogowy. To była policja stanowa.
Już chciałem zapytać, skąd się tutaj wzięli, gdy ujrzałem Barbarę Stratford. Najwyraźniej zatrzymali ją na korytarzu, ale teraz wtargnęła do środka, przepychając się łokciami.
– Tutaj jesteś – powiedziała, klękając obok mnie i obdarowując najdłuższym i najmocniejszym uściskiem, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem.
I wtedy to do mnie dotarło – Guantánamo na Zatoce zostało odbite przez policję. Byłem uratowany.
Zostawili mnie w pokoju sam na sam z Barbarą, skorzystałem z działającego prysznica, żeby się opłukać – nagle poczułem wstyd z powodu oblepiającego mnie moczu i rzygowin. Kiedy skończyłem, oczy Barbary były mokre od łez.
– Twoi rodzice... – zaczęła.
Czułem, że zaraz znowu zwymiotuję. Boże, moi biedni rodzice. Przez co oni musieli przejść.
– Są tutaj?
– Nie – odparła. – To skomplikowane.
– Co?
– Jesteś nadal aresztowany, Marcusie. Jak wszyscy w tym miejscu. Nie mogą po prostu tutaj wpaść i otworzyć szeroko drzwi. Każdy, kto się tutaj znajduje, będzie musiał przejść przez rozprawę sądową. To może trwać, no cóż, to może trwać całymi miesiącami.
– Będę musiał tu siedzieć miesiącami?
Chwyciła moje dłonie.
– Nie, myślę, że dość szybko będziemy mogli postawić cię przed sądem i wypuścić za kaucją. Choć dość szybko to relatywne stwierdzenie. Nie sądzę, żeby dzisiaj miało się cokolwiek wydarzyć. Ale będą cię traktować humanitarnie, nie tak jak tamci. Dostaniesz prawdziwe jedzenie. Nie będziesz przesłuchiwany. Twoja rodzina będzie mogła cię odwiedzać. To, że pozbyliśmy się DBW – stwierdziła – nie oznacza, że możesz sobie stąd ot tak wyjść. Staramy się oczyścić świat z dziwacznej wersji wymiaru sprawiedliwości, którą oni ustanowili, i zastąpić ją starym systemem. Systemem opartym na sędziach, otwartych sprawach sądowych i prawnikach. Więc możemy się postarać, żeby cię przenieśli do wydziału dla nieletnich na lądzie, ale Marcusie – zaznaczyła – tam może być naprawdę ciężko. Naprawdę, naprawdę ciężko. To jest prawdopodobnie najlepsze dla ciebie miejsce, dopóki cię stąd nie wyciągniemy za kaucją.
Wyciągnąć za kaucją. Oczywiście. Przecież jestem kryminalistą – jeszcze nie postawiono mnie w stan oskarżenia, ale pewnie znajdą mnóstwo zarzutów. Już same nieczyste myśli na temat rządu były praktycznie nielegalne.
Ponownie ścisnęła moje dłonie.
– To jest do dupy, ale tak właśnie musi być – mówiła dalej. – Ważne, że to koniec. Gubernator wykopał ze stanu DBW i zlikwidował wszystkie punkty kontrolne. Prokurator generalny wydał nakaz aresztowania funkcjonariuszy organu ochrony porządku publicznego zamieszanych w „stresujące przesłuchania” i tajne aresztowania. Pójdą do więzienia, Marcusie, i to dzięki tobie.
Popadłem w otępienie. Słyszałem słowa, ale one prawie nie miały sensu. Niby już było po wszystkim, ale nie do końca.
– Posłuchaj – ciągnęła. – Została nam jakaś godzina lub dwie, zanim się to wszystko ułoży, zanim po ciebie wrócą i znowu cię gdzieś wsadzą. Co chcesz robić? Przejść się po plaży? Coś zjeść?
Mają tutaj niesamowitą stołówkę, włamaliśmy się do niej po drodze. Same pyszności.
W końcu padło pytanie, na które mogłem odpowiedzieć.
– Chcę znaleźć Ange. Chcę znaleźć Darryla.
Próbowałem Sprawdzić numery ich celi na jakimś dostrzeżonym właśnie komputerze, ale nie znałem hasła, więc pozostał nam tylko spacer po korytarzach i nawoływanie ich po imieniu. Więźniowie odpowiadali nam zza drzwi swoich cel, krzyczeli lub błagali nas, żebyśmy ich wypuścili. Nie rozumieli, co się właśnie wydarzyło, nie mogli zobaczyć, jak kalifornijskie jednostki specjalne SWAT zabierają skutych w kajdanki strażników zgromadzonych na nabrzeżu.
– Ange! – wołałem wśród zgiełku – Ange Carvelli! Darryl Glover! To ja, Marcus!
Przeszliśmy przez cały korytarz, ale nam nie odpowiedzieli. Czułem, że zaraz się rozpłaczę. Wywieziono ich na statkach za granicę – pewnie byli w Syrii lub w jakimś jeszcze gorszym miejscu. Miałem ich już więcej nie ujrzeć.
Usiadłem, oparłem się o ścianę korytarza i położyłem dłonie na twarzy. Zobaczyłem Miss Gestapo, widziałem, jak uśmiecha się z wyższością, pytając mnie o login. To wszystko przez nią. Pójdzie za to do pierdla, ale to za mało. Pomyślałem, że gdy ją znowu spotkam, chyba ją zabiję. Zasługiwała na to.
– Chodź – ponagliła mnie Barbara – Chodź, Marcusie. Nie poddawaj się. Tutaj jest więcej takich cel.
Miała rację. Wszystkie mijane przez nas drzwi były stare i zardzewiałe i pochodziły jeszcze z czasów, kiedy wzniesiono tę bazę. Ale na samym końcu korytarza zwisały nowe pancerne drzwi grubości słownika. Otworzyliśmy je i weszliśmy do ciemnego korytarza znajdującego się po drugiej stronie.
Mieściło się tam czworo kolejnych drzwi do celi, drzwi bez kodów kreskowych. Wszystkie były wyposażone w elektroniczną klawiaturę.
– Darryl? – zawołałem. – Ange?
– Marcus?
To była Ange, jej głos dochodził zza najodleglejszych drzwi. Ange, moja Ange, mój anioł.
– Ange! – zawołałem. – To ja, to ja!
– O Boże, Marcus – wydusiła z siebie, a potem słychać już było tylko łkanie.
Zacząłem walić w pozostałe drzwi.
– Darryl! Darryl, jesteś tu?
– Tutaj – rozległ się słaby, zachrypnięty głos. – Jestem tutaj. Ja naprawdę bardzo, bardzo przepraszam. Proszę. Strasznie mi przykro.
Jego głos brzmiał jak głos człowieka... złamanego. Wykończonego.
Читать дальше