Orson Card - Planeta spisek

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Planeta spisek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Planeta spisek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Planeta spisek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mieszkańcy księstwa Mueller na planecie Spisek tylko z pozoru żyją w średniowieczu. Choć mieszkają w zamkach i toczą wojny używając broni rodem z czasów europejskiego rycerstwa, posiedli imponującą wiedzę z zakresu inżynierii genetycznej. Wszyscy Muellerowie mają właściwość natychmiastowego gojenia się ran, a nawet regeneracji utraconych lub bezpowrotnie uszkodzonych części ciała. Co jakiś czas jednak w wyniku eksperymentów pojawiają się mutacje… Jeżeli tylko ktoś okaże się być mutantem, traci wszystko i przestaje być uznawany za istotę ludzką.
Syn i spadkobierca księcia, Lanik, jest mutantem i tajemnica ta wychodzi na jaw. Dla Lanika chwila ta nie jest początkiem upadku. Wprost przeciwnie…

Planeta spisek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Planeta spisek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Leżeliśmy razem na piasku. Wszyscy mieliśmy rozłożone ramiona. Ja leżałem w środku zwinięty w kłębek i kiedy zapadałem się w piasek, czułem, jak inni dołączają do mnie, jeden po drugim. Ich pieśń rozbrzmiewała w mym umyśle, a piasek wchłonął mnie i poniósł w dół.

Zawsze poprzednio zatrzymywałem się na warstwie skały. Ale teraz skała zmiękła i ogarnęła mnie jak zimne błoto, zamykając się znów nade mną. Im byłem głębiej, tym skała stawała się cieplejsza i wydawało mi się, że coraz szybciej opadam, aż gorąco stało się niemal nie do zniesienia i nawet kiedy już przestałem się pogrążać, skała wrzała i skręcała się wokół mnie.

Wsparty wiedzą kilkuset Schwartzów nade mną, z łatwością odnalazłem Anderson, tym razem nie jako wybrzuszenie na powierzchni, lecz jako wysuniętą krawędź płyty skalnej pływającej po morzu ciekłego granitu.

Prądy i falowania były niewiarygodnie wolne, ale kiedy znalazłem wyspę, natychmiast zacząłem wypychać spod niej magmę.

W miejscu, gdzie byłem, osiadanie płyty wydawało się wolne, ale na powierzchni od pierwszej chwili rozpoczęły się zniszczenia. Skała zapadała się gwałtownie, a każdy budynek i wszystkie żywe istoty powywracały się na ziemię. Potem, w miarę jak wyspa wciąż osiadała, z obu stron wdarło się na nią morze i wielką falą spiętrzyło się pośrodku, wzdłuż całej długości, z północy na południe.

Na skutek przełamania skalnej płyty, gorąca magma wytrysnęła na powierzchnię, uderzyła w ocean i wznosiła się wyżej i wyżej, aż dotarła do nieba, wyrzucając z morza gorący popiół, parę, błoto i lawę. Ocean zawrzał i wszystko, co pozostało jeszcze przy życiu w tej części morza, zostało uśmiercone, kiedy kilometry sześcienne wody zamieniły się w parę.

Wszystko to wydarzyło się dlatego, że ja, mając do pomocy siłę wszystkich Schwartzów, zmusiłem ziemię do działania. A ziemia usłuchała, nieświadoma upływu czasu, a zatem i konsekwencji tych działań. Dopiero kiedy rozbrzmiały wrzaski śmierci, ziemia zbuntowała się i w tym momencie Schwartzowie mnie opuścili. Teraz musieli pracować, by zapobiec rozerwaniu się ziemi na kawały, by powstrzymywać ziemską skorupę od strząśnięcia z siebie tego irytującego życia, które przysparzało tak wiele bólu, a tak mało radości. Musieli tamować przypływ roztopionej skały, która wznosiła się, pragnąc uciec, i torowała sobie drogę ku wszystkim tym miejscom, które zadrżały, gdy wyspa zapadła się.

Ja jednak nic nie wiedziałem o ich pracy. Miałem co innego do roboty, ponieważ ziemia wrzeszczała z powodu zamordowania pół miliona ludzi, a ja byłem jedynym słuchaczem.

Wielu z tych, co umarli, było niewinnych. To właśnie oni będą nawiedzać mnie od tamtej chwili: rybacy niewinnie zarzucający sieci w Zatoce Brittońskiej, kiedy na wybrzeże napłynęły olbrzymie fale; ludzie w wysokich budynkach w Hess, Gill i Izraelu, którzy zostali zabici, gdy konstrukcje nie wytrzymywały fali wstrząsów idącej od Anderson; oraz jakże wielu ludzi z Anderson, którzy byli wprawdzie siewcami złudzeń, ale nie mordercami, i chcieli dla innych tylko dobra.

Jednak dla ziemi nie było różnicy między niewinnymi i winnymi, między tymi, których śmierć nie służyła żadnemu celowi, a tymi, którzy musieli umrzeć, jeśli ludzkość na Spisku miała znaczyć cokolwiek. Ziemia wiedziała, że nie jest to tak, jak ze żniwami na polu. Nie mogła pojąć ludzkiej logiki, która doprowadziła do takiego rozstrzygnięcia. Ziemia wiedziała tylko, że my zebraliśmy się tam w Schwartz i kazaliśmy jej samej zamordować ludzi, którzy znajdowali się tak daleko, że nasze działanie w żadnym razie nie mogło być samoobroną.

Skały jęczały przerażająco, jakby mówiąc:

— Zawierzyliśmy wam, daliśmy wam moc, posłuchaliśmy was, a wy użyliście nas do zabijania! Zdrajca! — krzyczały, kiedy gorąco przetaczało się tam i z powrotem po mym ciele.

W jednej chwili straciłem wszystkie punkty odniesienia, wszystkie związki z rzeczywistością, całe poczucie czasu. Wtedy, w Anderson, wrzask zabitego człowieka trwał sekundy — tym razem wrzask ziemi trwał wiecznie. Nie miał końca, ponieważ nie było czasu, i przez nieskończoność czułem nieskończenie wielkie cierpienie i marzyłem tylko o jednym. Nie o śmierci, ponieważ śmierć zwiększyłaby jedynie wrzaski kamienia, ale raczej o unicestwieniu, spowodowaniu, bym nie istniał nigdy, bym nigdy nie żył, ponieważ me życie osiągnęło ten właśnie punkt, a był on nieosiągalny, nie do zniesienia, niemożliwy.

— Zdrada — wrzeszczała skała przez wieczność.

— Przebacz mi — błagałem.

A kiedy w końcu czas wrócił i nieskończoność minęła, skała wypluła mnie, piasek mnie wyrzygał, zostałem wyrzucony w powietrze i pomknąłem głową naprzód ku gwiazdom.

Wznosiłem się, a potem wznoszenie ustało i spadłem z powrotem na ziemię. Miałem to samo uczucie jak wtedy, kiedy dałem krok ku krawędzi przepaści, w ciemność, zanim wzeszła Niezgoda, i zastanawiałem się, czy mimo wszystko piasek mnie przyjmie, czy może tym razem uderzę o powierzchnię i po prostu zatrzymam się, połamany i spłaszczony; moja krew wsiąknie w piasek, a słońce wysuszy me ciało na skórę, a potem na proch.

Jednak nawet w powietrzu triumfowałem. Choćbym teraz umarł, wykonałem pierwszą i najtrudniejszą część pracy. I przeżyłem to, nawet jeśli tylko na chwilę. Usłyszałem najstraszniejszy wrzask ziemi i żyłem.

Wtedy zacząłem słuchać, wciąż spadając, i zdałem sobie sprawę, że wrzask się nie skończył. Wciąż go słyszałem, nawet w powietrzu, oddzielony od ziemi. Jeśli będę żył, będę go słyszał zawsze.

Spadłem na piasek, a on ustąpił, niósł mnie, pozwolił mi zapaść w siebie powoli i w końcu znów leżałem na powierzchni. Spoczywałem tam, ale nigdy nie miałem już zaznać spokoju. Ziemia nigdy nie zamierzała przebaczyć mi, że zawiodłem jej zaufanie — skała po prostu nie mogła tego zrobić. Ale, mimo że nie przebaczyła, była dla mnie ciągle cierpliwa. Znała moje serce i była gotowa podtrzymywać me życie. Tak długo, jak będę chciał żyć, ziemia mi żyć pozwoli.

Schwartzowie leżeli wokół mnie. Po długiej chwili uświadomiłem sobie, że płaczą. Potem, co było dziwne, wspomniałem Mwabao Mawę, śpiewającą pieśń poranną wysoko nad ziemią, w Nkumai. Melodia ta dźwięczała w mej głowie bez końca. Po raz pierwszy zrozumiałem urzekające piękno tej pieśni. Była to pieśń zabójcy marzącego o śmierci. Była to pieśń o sprawiedliwości, utęsknionej, lecz nie dopełnionej.

Leżeliśmy tam, zbyt wyczerpani, by się poruszać.

Po wielu godzinach — czy może minął już cały dzień albo wiele dni? — ogromna chmura pary z morza, która wzniosła się ku niebu po zatopieniu Anderson, przypłynęła nad Schwartz i po raz pierwszy od tysiącleci spadł tam deszcz. Woda dotknęła bogatych w żelazo gór; woda pociekła na piasek i ochłodziła go; woda zmieszała się ze łzami na twarzach ludzi ze Schwartz, zmazała i zmyła ich płacz, a Helmut wstał, podszedł do mnie w ulewie i rzekł:

— Przeżyłeś, Laniku.

— Tak — odrzekłem, albowiem naprawdę to, co mówił, brzmiało: „Laniku, kocham cię, a ty wciąż żyjesz”, a ja mówiłem naprawdę: „Helmut, kocham cię i wciąż żyję”.

— Zrobiliśmy to, co zrobiliśmy — rzekł Helmut — i nie będziemy tego żałować, ponieważ było to potrzebne, nawet jeśli nie było dobre. Ale bez względu na wszystko, prosimy cię, abyś odszedł. Nie wyrzucamy cię, ponieważ gdyby nie ty, wydarzyłyby się gorsze rzeczy, ale proszę cię, Laniku, zostaw nas i więcej nie wracaj.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Planeta spisek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Planeta spisek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Planeta spisek»

Обсуждение, отзывы о книге «Planeta spisek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x