Orson Card - Planeta spisek

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Planeta spisek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Planeta spisek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Planeta spisek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mieszkańcy księstwa Mueller na planecie Spisek tylko z pozoru żyją w średniowieczu. Choć mieszkają w zamkach i toczą wojny używając broni rodem z czasów europejskiego rycerstwa, posiedli imponującą wiedzę z zakresu inżynierii genetycznej. Wszyscy Muellerowie mają właściwość natychmiastowego gojenia się ran, a nawet regeneracji utraconych lub bezpowrotnie uszkodzonych części ciała. Co jakiś czas jednak w wyniku eksperymentów pojawiają się mutacje… Jeżeli tylko ktoś okaże się być mutantem, traci wszystko i przestaje być uznawany za istotę ludzką.
Syn i spadkobierca księcia, Lanik, jest mutantem i tajemnica ta wychodzi na jaw. Dla Lanika chwila ta nie jest początkiem upadku. Wprost przeciwnie…

Planeta spisek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Planeta spisek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie — odparłem.

Nie zrobił nic. Obserwował mnie tylko.

— Wody — powiedziałem.

Skinął głową. Zmusiłem się do powstania, do oparcia się na dwóch łokciach, kiedy odstąpił ode mnie na krok. Czy szedł po pomoc? Zatrzymał się i przykucnął na skałach. Był nagi i nie miał nic przy sobie. Nie miał nawet butelki z wodą. Znaczyło to, że woda jest w pobliżu. Dlaczego czekał? Powinno być dla niego jasne, że nie mogę mu niczym zapłacić. Czy też może nie uważał mnie — potwora — za człowieka? Musiałem się napić, bo groziła mi śmierć.

— Wody — powtórzyłem.

Tym razem nie odpowiedział, nawet nie skinął głową. Popatrzył tylko na piasek. Czułem, jak bije moje serce — miarowo i z wigorem. Trudno było uwierzyć, że nie tak dawno zatrzymało się. Skąd przyszedł ten chłopak? Dlaczego nie przynosi wody? Czy chce dla zabawy obserwować, jak umieram?

Spojrzałem na piasek, za jego wzrokiem. Piasek poruszał się.

Przesypywał się wolno na prawo i lewo. W niektórych miejscach tworzyły się małe zagłębienia, piasek osypywał się, zsuwał się do czegoś cicho, szemrząc, zapadając się, aż powstało koło o średnicy około półtora metra, które bezgłośnie wypełniło się lekko wirującą wodą, czarną wodą, wodą, która mnie oślepiła odbitym światłem słonecznym.

Młodzieniec popatrzył na mnie. Niezgrabnie uniosłem się — bolał mnie każdy mięsień z wyjątkiem mego mocnego, młodzieńczego serca — i podczołgałem do wody. Była teraz spokojna. Spokojna i chłodna, głęboka i smaczna, a ja zanurzyłem w niej głowę i piłem. Unosiłem głowę, żeby odetchnąć, dopiero wtedy gdy musiałem.

W końcu ugasiłem pragnienie, podniosłem się, a potem opadłem na piasek obok. Byłem zbyt zmęczony, żeby zastanawiać się, dlaczego z piasku wytrysnęła woda i skąd chłopak wiedział, że ona tu wytryśnie. Zbyt zmęczony, żeby się zastanawiać, dlaczego teraz woda wsiąka w piasek i zostawia mokrą plamę, szybko parującą w słońcu. Zbyt zmęczony, żeby udzielić jasnej odpowiedzi chłopakowi, gdy spojrzał na moje ciało i spytał:

— Dlaczego jesteś taki? Taki dziwny?

— Bóg mi świadkiem, że to nie z mojej woli — powiedziałem i znów zasnąłem.

Tym razem, zasypiając, nie oczekiwałem śmierci. Przeciwnie, byłem pewien, że pozostanę przy życiu. Wiarę tę czerpałem w jakiś irracjonalny sposób z tego, że szczęśliwym przypadkiem znaleziono mnie tuż obok źródła na bezwodnej pustyni.

Kiedy znów się zbudziłem, była noc, a ja zapomniałem zupełnie o chłopcu. Otworzyłem oczy i w świetle księżyca zobaczyłem jego przyjaciół.

Wszyscy milczeli. Siedzieli wokół mnie — tuzin poczerniałych od słońca mężczyzn ze spłowiałymi włosami. Ich oczy nieruchomo wpatrywały się we mnie. Byli żywi, ja także, i nie miałem nic przeciwko temu.

Powiedziałbym cokolwiek, poprosiłbym ich o schronienie, gdyby coś nie odciągnęło mej uwagi. Przyjrzałem się memu ciału jakby od środka. Zauważyłem, że nie było w nim nic szczególnego. Coś tu było bardzo nie w porządku.

Nie. Coś tu było bardzo w porządku.

Nic nie ściągało mnie na lewą stronę i trzy nogi nie usiłowały zrównoważyć dwóch. Plecy nie wyginały mi się w dziwaczny łuk, pod którym mogłyby spocząć podczas snu wszystkie kończyny. Nie szczypało mnie powietrze, boleśnie wciągane przez dodatkowy nos.

Od środka czułem jedynie dwie ręce, dwie nogi, płeć, z którą się urodziłem, normalną twarz. Nie czułem nawet piersi. Nawet tego.

Podniosłem swą lewą rękę (tylko jedną!) i dotknąłem klatki piersiowej. Zaokrąglały ją tylko mięśnie. Była twarda od mięśni. Poklepałem się po torsie, a moja ręka była energiczna i silna.

Co było rzeczywiste? Co było snem? Czyż nie przebywałem na statku w zamknięciu przez kilka miesięcy? Czy to również była halucynacja? Jeżeli tak, to jak się tu znalazłem? Nie mogłem uwierzyć, że ponownie stałem się normalny.

Wtedy przypomniał mi się chłopak i woda, która wytrysnęła na pustyni. Więc to także był sen. Kiedy umierałem, wydarzyły się rzeczy niemożliwe. Sny o wodzie. Sny o zdrowym i normalnym ciele. To były sny umierającego. Czas się rozciągnął w ostatnich chwilach życia, jakie mi jeszcze pozostały.

Ale przecież moje serce biło zbyt mocno jak na umarłego. I byłem tak pełen życia, jak kiedyś, zanim w ogóle wyjechałem z Mueller. Jeżeli to ma być śmierć, chcę jej jeszcze, pomyślałem.

— Czy je odcięliście? — spytałem ich.

Przez chwilę nikt nie odpowiadał. Potem jeden z nich zapytał:

— Odcięliśmy?

— Odcięliście — rzekłem. — Bym stał się właśnie taki. Normalny.

— Helmut powiedział, że ich nie chcesz.

— To niczego nie da. Odrosną.

Mój rozmówca wyglądał na zaskoczonego.

— Nie sądzę — powiedział. — Zreperowaliśmy to.

Zreperowali. Poprawili to, co setka pokoleń Muellerów usiłowała uleczyć i nie mogła. Więc do tego właśnie doszli Schwartzowie. Arogancja dzikusów.

Wzbierało we mnie uczucie pogardy, ale zreflektowałem się. Nie wiedziałem, co zrobili, lecz nie powinno to dać takich wyników. Jeśli coś odcinano radykalnemu regeneratowi, musiało to odrosnąć. Radykalnemu regeneratowi rosły kończyny w najdziwaczniejszych miejscach i ciągle dochodziły nowe, aż umierało się od samego ich ciężaru i niewydolności. A oni odcięli me piersi i wszystkie inne dodatki, a rany zagoiły się normalnie, bez żadnych blizn.

Ciało moje odzyskało swą właściwą formę. Kiedy chłopak wpatrywał się w piasek, trysnęła woda, a ja ją piłem. Pozorna arogancja tych ludzi — czy nie była to, mimo wszystko, jedynie pewność siebie? Jeśli to, co widziałem i czułem, istniało w rzeczywistości, ci ludzie, ci Schwartzowie, mieli coś niezwykle cennego, coś nie do uwierzenia.

— Jak to zrobiliście? — spytałem.

— Od środka — rzekł mężczyzna, uśmiechając się promiennie. — Pracujemy tylko od środka. Czy chcesz teraz kontynuować swój marsz?

Było to pytanie absurdalne. Ja, bezradny potwór, umierałem z pragnienia na pustyni, a oni uratowali mi życie i wyleczyli moje zniekształcenia. Teraz spodziewali się, że dalej powędruję przez piaski, jakbym wypełniał jakieś zadanie, które zostało opóźnione przez ich interwencję.

— Nie — odpowiedziałem.

Siedzieli w milczeniu. Na co czekali? W Mueller nikt nie ociągałby się z zaproszeniem obcego do swego domu — zwłaszcza jeśli obcy był bezradny — i z ofiarowaniem mu schronienia. Chyba że myślałby, iż ten człowiek to wróg, ale wówczas przy pierwszej sposobności strzeliłby do niego z łuku. Ci ludzie natomiast czekali.

Co kraj to obyczaj.

— Czy mogę zostać z wami? — zapytałem.

Skinęli głowami. Ale nic nie dodali.

Straciłem cierpliwość.

— Czy wobec tego zabierzecie mnie do domu?

Spojrzeli po sobie. Wzruszyli ramionami.

— Co masz na myśli? — zapytali.

Zakląłem w duchu. Jeden język na całej planecie, a oni nie rozumieją tak prostego słowa jak „dom”.

— Dom — powtórzyłem. — Tam, gdzie zwykle żyjecie.

Znowu rozejrzeli się wokół i ten, który ze mną rozmawiał, rzekł:

— Żyjemy w tej chwili. Nie potrzebujemy specjalnego miejsca, by żyć.

— Dokąd idziecie, aby nie być na słońcu?

— Jest przecież noc — zdziwił się mężczyzna, jakby nie rozumiejąc. — Nie jesteśmy na słońcu.

Nie prowadziło to do niczego. Ale byłem zdziwiony i zadowolony, że jestem w takiej formie, iż mogę prowadzić rozmowę. Będę żył! Znowu zdrowy, silny i rozmowny, to było jasne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Planeta spisek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Planeta spisek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Planeta spisek»

Обсуждение, отзывы о книге «Planeta spisek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x