Stella powoli ulegała elokwencji ojca. Zaczynała żałować, że go skrzywdziła. Nie wiedziała, co począć, i czuła się bardzo nieszczęśliwa.
— Dałaś się opętać ludziom, którzy za doliody usiłują sprzedać Celestię — ciągnął dalej prezydent. — Czy twoje sumienie nie powiedziało ci, że pomagając im zdradzasz nie tylko ojca, nie tylko boskie przykazania, lecz i cały świat, w którym żyjesz; że zdradzasz Celestię?… I dla kogo? Dla kogo popełniłaś zdradę? Czy Kruk wart jest twojej miłości? Przecież chyba zdajesz sobie sprawę, że opętał cię tylko dlatego, aby użyć jako narzędzia swych perfidnych planów. Zabiegał o twe względy nie dla ciebie, lecz dla twego posagu, dlatego, że jesteś moją córką. Szkoda, że nie byłaś świadkiem, gdy on, jak brudny handlarz z targowiska, kłócił się ze mną o twój posag. A teraz zdradza Celestię, bo mu te diabły obiecały więcej, niżby zarobił na małżeństwie z tobą. W tym miejscu Summerson popełnił fatalny błąd — błąd, który podważył wszystkie jego dotychczasowe argumenty. Nie wiedział bowiem, że Stella była poinformowana o treści rozmów Kruka z ludźmi z Astrobolidu. — Nieprawda! — przerwała mu hardo. Prezydent zaniemówił na chwilę.
— A, więc to tak! — wyrzucił wreszcie z pasją. — Więc więcej wierzysz temu podłemu zdrajcy niż własnemu ojcu! Nie przypuszczałem, że aż do tego stopnia jesteś zaślepiona. Biedna, głupia dziewczyno! Może również mu wierzysz, że jesteś pierwszą i jedyną dla niego — chwycił się ostatniego argumentu. — Mógłbym dostarczyć ci niemało dowodów, jak nikczemnie cię oszukiwał. Choćby taka Brown…
— Nieprawda! — padło stanowczo i chłodno.
— Porozmawiamy więc inaczej.
Na myśl, że Stella jako córka prezydenta wierzy w swoją bezkarność, Summersona poniosły nerwy.
— Otóż wiedz — cedził wolno każde słowo — że są prawa wyższe nad miłość ojcowską. Jako prezydent świata rozkazuję ci powiedzieć, gdzie ukrywają się Kruk i Roche!
Stella poruszyła się niespokojnie na fotelu. Nic więcej.
— Milczysz? Otóż oświadczam ci, że powiesz. Jeśli nie mnie, to w dyrekcji policji. Dziewczyna zbladła:
— Tego nie zrobisz! Jak by to wyglądało? Dopuścić do takiego skandalu! Słowa te prezydent uznał za ironię.
— Mów natychmiast, gdzie oni są! No! Prędzej, bo nie mam czasu. Widzisz to? — pokazał jej pierścionek. — Pamiętaj więc, że wiem więcej, niż przypuszczasz.
Odpowiedziało mu milczenie.
— Przekażę cię policji! Nie żartuję! Cisza.
Doprowadzony do ostateczności Summerson położył rękę na słuchawce telefonu. Spojrzał groźnie na córkę.
— No?
Nie doczekał się odpowiedzi. Połączył się więc z dyrekcją policji, każąc sobie przysłać inspektora śledczego.
— Wiedz, że prezydent jest dość potężny, aby nikt nie odważył się uważać za skandal tego, co zarządzi — wyrzucił z pasją. — No, powiedz wreszcie, gdzie oni są. Jeszcze masz czas…
Stella zacięła się. Minuty upływały. W drzwiach stanął inspektor Clips.
— No? — rzucił prezydent jeszcze raz w stronę córki. — A więc dobrze — zawyrokował, z wysiłkiem hamując gniew. — Będzie pan towarzyszył mojej córce do dyrekcji policji — oznajmił inspektorowi. I podchodząc do Stelli rzucił jej w ucho: — Tam z ciebie wycisną!
Dziewczyna poszła z inspektorem nie próbując stawiać oporu, milcząca, zastygła w nagłym osłupieniu.
Tymczasem Summerson połączył się z dyrekcją policji.
— Fred? Słuchaj! Przekazałem ci Stellę na przesłuchanie. Chodzi o to, że ona pewno wie, gdzie się ukrywa Kruk. Oczywiście nie rozmawiaj z nią sam, bo ciebie dobrze zna i to osłabiłoby wrażenie śledztwa. Wybierz kogoś inteligentnego. Masz Milda pod bokiem? Aha, no dobrze, to nie odrywaj go od pracy. A kogo proponujesz? Dwóch? Dobrze. Tak, oni się nadadzą. Uprzedź ich: mają do czynienia z córką prezydenta. Nie śmią, ma się rozumieć, ani jej uderzyć, ani zachowywać się tak, jak wy to umiecie. Niech działają tylko na wyobraźnię. Mogą badać przy niej tamtą, żeby wiedziała, co jej grozi. No, muszą pokazać swoją inteligencję. W razie powodzenia i awans, i premia. Skoro Stella albo ta reporterka coś wyśpiewają, donieś mi natychmiast.
Położył słuchawkę. Był trochę zły na siebie, że nie kazał Godstonowi zameldować sobie o przebiegu wypadków z okresu ostatnich 20 minut, dzielących go od poprzedniej rozmowy. Jednocześnie ważył w myślach jeszcze coś innego.
Wreszcie zdecydowanym ruchem sięgnął do telefonu i wezwał Godstona do siebie. Minęło jednak kilkanaście minut, a dyrektor policji się nie zjawiał. Coraz większy niepokój ogarniał prezydenta.
Nagle brzęczyk telefonu poderwał Summersona z fotela.
— Halo! Kto? Aha, z dyrekcji policji. Tu Summerson.
— Ekscelencja pozwoli, że złożę meldunek — rozległ się głos w słuchawce.
— Mów pan.
— Badanie Daisy Brown nie dało na razie wyników. Znów zemdlała podczas chłosty. Odbywało się to zgodnie z instrukcją dyrektora Godstona, w obecności córki jego ekscelencji. To wywarło na niej silne wrażenie.
— Do rzeczy. Przesłuchiwał pan moją córkę?
— Tak jest. Miałem ten zaszczyt.
— I co powiedziała?
— Zeznanie wręcz rewelacyjne. Po prostu trudno mi uwierzyć. Panna Stella oświadczyła, że zbiegowie, to znaczy Kruk, Roche…
Słowa urwały się nagle.
— Halo, halo! Mów pan dalej! No, no — gdzie jest Kruk?! Halooo!..
Nie było odpowiedzi. Prezydent uderzył gwałtownie w widełki, raz, drugi, trzeci. Sygnału nie było. Rzucił słuchawkę i sięgnął do drugiego aparatu. Ten również był nieczynny. Czyżby centrala uległa uszkodzeniu?
Naraz stanęła mu przed oczyma scena sprzed dwóch dni, gdy również w najbardziej krytycznym momencie została przerwana pewna rozmowa telefoniczna. Tylko że wtedy stało się to za jego wolą i udziałem.
Zerwał się z fotela i podszedł do ściany, gdzie wielki plan Celestii patrzył na niego groźnym okiem stu pierścieni-poziomów.
Odsunął ruchomą część ramy i palce szybko raz po raz przebiegły po trzech guzikach.
Zamarł w oczekiwaniu. Ściana jednak nie rozsuwała się. Zdziwiony ponowił próbę. Znów bez rezultatu.
Czoło pokryły mu krople zimnego potu.
Siląc się na spokój jeszcze raz położył palce na guzikach. Naciskając począł wolno powtarzać w pamięci cyfry klucza:
— 2, 3, l, l, l, 3, 2, 2, l, l, 3, 3, 3…
Nie dokończył. Sączące się dotąd jednostajnie z sufitu białe światło zamigotało i zgasło.
W pierwszej chwili uczuł, że ogarnia go strach. Opanował się jednak. Może przyczyną tego wszystkiego jest jakieś uszkodzenie w sieci?
Podszedł po omacku do fotela i usiadł. Nagle przypomniał sobie przerwaną rozmowę. Zapragnął wstać i biec przed siebie. Dokąd? Zapewne do dyrekcji policji, a stamtąd wprost do kryjówki Kruka, którą Stella zdradziła.
„Oni tam wiedzą, skąd ten drab działa. A ja nic, nic, nic…”
Miał wrażenie, że już znajduje się w piekle. Otworzył oczy jak najszerzej, ale wszędzie panowała grobowa ciemność.
Wstał powoli i podążył w kierunku drzwi. Znalazł się w hallu. Tam również panowała ciemność. Udało mu się dotrzeć wreszcie do wyjścia. Przyłożył ucho do metalu. Dość jednostajny szum dochodził z tamtej strony jakimś złowrogim dźwiękiem.
Naraz usłyszał odgłos przyśpieszonych kroków, krótką wymianę słów za drzwiami i gwałtowne pukanie.
— Otwórz! To ja, Kuhn. Otwórz, na miłość boską, szybko. Przynoszę ważne wiadomości. Summerson przeraził się.
Читать дальше