Stanisław Lem - Eden

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Eden: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą ale zderzyli się z nią

Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Obstrzelany pies boi się karabinu.

– Słuchajcie - powiedział Koordynator - zdaje mi się, że to martwy punkt. Jesteśmy w kropce. Co począć dalej? Remonty - remontami, to rozumie się samo przez się, ale chciałbym…

– Nowa ekspedycja? - podpowiedział Doktor. Inżynier uśmiechnął się niewesoło.

– Tak? Ja zawsze z tobą. Dokąd? Do miasta?

– To oznaczałoby pewne starcie - szybko rzucił Doktor. - Bo nie przejedziesz inaczej jak Obrońcą. A na szczeblu cywilizacji, który zdołaliśmy osiągnąć wspólnym wysiłkiem - mając pod ręką wyrzutnię antyprotonów, ani się obejrzysz, jak zaczniesz strzelać. Powinniśmy unikać walki za wszelką cenę. Wojna jest najgorszym sposobem gromadzenia wiedzy o obcej kulturze.

– Wcale nie myślałem o wojnie - odparł Koordynator. - Obrońca jest właśnie doskonałym ukryciem, bo tak wiele może wytrzymać. Wszystko zdaje się wskazywać na to, że ludność Edenu jest głęboko rozwarstwiona - i że z warstwą, która podejmuje rozumne działania, nie mogliśmy dotąd nawiązać kontaktu. Rozumiem, że wypad w stronę miasta gotowi potraktować jako przeciwuderzenie. Został nam jednak nie zbadany kierunek zachodni. Dwóch ludzi całkowicie wystarczy do obsługi wozu, reszta może zostać i pracować w rakiecie.

– Ty i Inżynier?

– Niekoniecznie. Możemy pojechać z Henrykiem, jeśli chcesz.

– W takim razie będę potrzebował kogoś trzeciego, obznajomionego z Obrońcą - powiedział Inżynier.

– Kto chce jechać?

Chcieli wszyscy. Koordynator uśmiechnął się mimo woli.

– Ledwo armaty przestają huczeć, jad ciekawości ich zżera - zadeklamował.

– No to jedziemy - oświadczył Inżynier. - Doktor chce oczywiście być z nami jako przedstawiciel rozsądku i łagodności. Doskonale. Dobrze, że zostajesz - mówił do Koordynatora - bo znasz kolejność robót. Najlepiej postawcie od razu Czarnego nad jednym ciężarowcem, ale nie zaczynajcie wykopów pod rakietą, dopóki nie wrócimy. Chciałbym sprawdzić jeszcze statyczne obliczenia.

– Jako przedstawiciel rozsądku chciałbym spytać, jaki jest cel tej wyprawy? - powiedział Doktor. - Otwierając sobie drogę, wstępujemy w fazę konfliktu, czy chcemy tego, czy nie.

– Podaj kontrpropozycję - odparł Inżynier. Stali w cichym, śpiewnym nieomal szumie rosnącego żywopłotu, który rychło miał już wyróść im ponad głowy. Słońce rozłamywało się na białe i tęczujące iskry w jego żylastych splotach.

– Nie mam żadnej - wyznał Doktor. - Wypadki nieustannie wyprzedzają nas, a dotychczas wszystkie ułożone z góry plany zawodziły. Może najrozsądniejsze byłoby powstrzymanie się od jakiegokolwiek wypadu. Za kilka dni rakieta będzie zdolna do lotu - okrążając planetę na małej wysokości, będziemy mogli, być może, dowiedzieć się więcej i swobodniej niż teraz.

– Nie wierzysz w to chyba - zaoponował Inżynier. - Jeżeli nie możemy dowiedzieć się niczego, badając wszystko z bliska, cóż powie nam lot na ponadatmosferycznej wysokości? A rozsądek, mój Boże… Gdyby ludzie byli rozsądni, nie znaleźlibyśmy się tu nigdy. Cóż rozsądnego jest w rakietach, które lecą do gwiazd?

– Demagogia - mruknął Doktor. - Wiedziałem, że was nie przekonam - dodał. Poszedł powoli wzdłuż szklistej przegrody.

Tamci wracali ku rakiecie.

– Nie licz na sensacyjne odkrycia - przypuszczam, że na zachód ciągnie się teren podobny do tego tutaj - powiedział Koordynator do Inżyniera.

– Skąd wiesz?

– Nie mogliśmy upaść akurat w środku pustynnej plamy. Na północy - fabryka, na wschodzie miasto, na południu - pogórze z „osiedlem” w kotlinie - najprawdopodobniej siedzimy zatem na skraju pustynnego języka, który rozszerza się ku zachodowi.

– Możliwe. Zobaczymy.

X

Kilka minut po czwartej spodnia klapa ciężarowa drgnęła i opuściła się wolno w dół, jak szczęka żarłacza. Znieruchomiała skośnym pomostem w powietrzu - do ziemi brakowało od jej brzegu więcej niż metr.

Zgromadzeni pod rakietą stali po obu stronach włazu z zadartymi głowami. W ziejącym wnętrzu ukazały się najpierw szeroko rozstawione gąsienice, z narastającym pomrukiem sunęły prosto, jakby wielka maszyna chciała skoczyć w powietrze, przez mgnienie widzieli jeszcze szarożółty spód, nagle ten ogrom nad ich głowami chybnął się, gwałtownie przechylił się w przód, uderzył obiema gąsienicami w zwisający pomost, aż gruchnęło, zjechał po nim na dół, przekroczył metrowy rozziew, złapał przodami gąsienic grunt, szarpnął go, przez ułamek sekundy zdawało się, że obie z wolna mielące wstęgi profilowanych płytek staną, ale targnęło i unosząc do poziomu swój spłaszczony łeb, Obrońca pojechał kilkanaście metrów po równym, aż zamarł ze śpiewnym pomrukiem.

– No, a teraz, kochani - Inżynier wystawił głowę przez mały tylny właz - chowajcie się do rakiety, bo będzie gorąco, i nie wyłaźcie, aż za jakieś pół godziny. A najlepiej wyślijcie przedtem Czarnego, niech zbada szczątkową radioaktywność.

Klapa zamknęła się. Trzej ludzie weszli do tunelu i zabrali z sobą automat. Wnet w wylocie tunelu pokazała się, wypchnięta od środka, tarcza, która szczelnie wypełniła cały otwór. Obrońca nie ruszał się - wewnątrz Inżynier przecierał ekrany, sprawdzał wskazania zegarów, aż powiedział spokojnie:

– Zaczynamy.

Krótki i cienki, z góry i z dołu ujęty walcowatymi zgrubieniami ryj Obrońcy zaczął pomału sunąć na zachód.

Inżynier naprowadził zbite szkliwo żywopłotu na skrzyżowanie czarnych nitek, zerknął w bok, łowiąc położenie trzech tarczek - białej, czerwonej i niebieskiej - i nacisnął nogą pedał.

Ekran przez ułamek sekundy był czarny, jak zasypany sadzą, zarazem powietrze z dziwnym odgłosem, jakby jakiś gigant powiedział, wciskając usta w ziemię, „UMPF!” - uderzyło w Obrońcę, aż się zakołysał. Ekran znowu pojaśniał.

Płomienisty obłok rozprężał się kuliście na wszystkie strony, powietrze falowało wokół niego gwałtownie, jak płynne szkło. Lustrzany żywopłot znikł na przestrzeni dziesięciu metrów, z zapadliska o wywiniętych, wiśniowo rozżarzonych brzegach biła para. Piasek w odległości kilkunastu kroków zeszklił się po wierzchu i sypał w słońcu iskrami. Na Obrońcę padał polatujący, nieważki prawie, biały popiół.

Dałem troszkę za dużo - pomyślał Inżynier, ale powiedział tylko: - Wszystko w porządku, jedziemy. - Przysadzisty kadłub drgnął i dziwnie lekko potoczył się ku wyrwie. Ledwie zahuśtali się, przejeżdżając przez nią, na dnie tężała odrobina płomienistej cieczy - roztopiona krzemionka.

Właściwie jesteśmy barbarzyńcami - przemknęło Doktorowi przez głowę. - I co ja tu robię?…

Inżynier poprawił kierunek i przyspieszył. Obrońca sunął jak po autostradzie, wewnętrzna, miękka powierzchnia gąsienic cichutko mlaskała na prowadzących rolkach. Robili prawie sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, wcale tego nie czując.

– Można otworzyć? - spytał Doktor. Siedział nisko, w małym fotelu, nad ramieniem miał ekran, wypukły, podobny do okrętowego iluminatora.

– Oczywiście, że można - zgodził się Inżynier - tylko…

Uruchomił sprężarkę. Z wieńca u obsady wieżyczki trysnął ostrymi jak igły strumykami bezbarwny roztwór, spłukując z pancerza resztki radioaktywnego popiołu. Potem zrobiło się jasno - pancerny łeb otwarł się, jego wierzch zesunął się do tyłu, boki zapadły w głąb kadłuba - i jechali osłonięci już tylko biegnącą dokoła siedzeń grubą, wygiętą szybą, przez otwarty wierzch wpadł wiatr i rozburzył im włosy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Eden»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanislaw Lem - Eden
Stanislaw Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Patrol
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Eden»

Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x