Jacek Dukaj - Xavras Wyżrn

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - Xavras Wyżrn» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Xavras Wyżrn: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Xavras Wyżrn»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Książka składa się z dwóch powieści: Zanim noc i Xavras Wyżryn.
Pierwsza z nich to przejmujący, utrzymany w realiach VII wojny światowej opis przejścia do innego, niedostępnego dla ludzkich zmysłów świata. Bohater – cynik i hitlerowski kolaborant – dopiero w obcym wymiarze przekonuje się, czym są naprawdę dobro i zło.
Powieść Xavras Wyżryn należy do popularnego gatunku ‘historii altrnatywnych’. W 1920 roku Polska przegrała wojnę z bolszewikami. Kilkadziesiąt lat później partyzanci z Armii Wyzwolenia Polski pod wodzą samozwańczego pułkownika Xavrasa Wyżyna usiłują wyzwolić kraj spod sowieckiej dominacji. Oddział uzbrojony w bombę atomową rusza w kierunku Moskwy.

Xavras Wyżrn — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Xavras Wyżrn», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chciał to pokazać i wiedział, że mu się nie uda, Xavras znowu będzie górą, ludzie zobaczą w telewizji zwłoki i zaklną w intencji Wyżryna, to wampir, on jest wampirem żyjącym na ich hollywoodzkich wyobrażeniach wojny, walki, śmierci, ogniskuje ich sny, wysysa wiarę w rzeczywistość, kradnie marzenia.

Smith wiedział to wszystko i filmował dalej. Nie mógł inaczej; to nie kołpak był dla niego, lecz on dla kołpaka. Racją jego istnienia była funkcja, jaką pełnił; Xavras Wyżryn natomiast – Xavras Wyżryn – co usprawiedliwiało jego istnienie, co dawało mu tę moc? Komu był potrzebny?

Filmował z przekleństwem przysiadłym mokro na wargach, bo jakoś podświadomie, unoszony ciepłymi falami owego niezrozumiałego odurzenia, poznał prawidłową odpowiedź na swe pytanie: to mnie, to także mnie potrzeba Wyżryna. Te dziesiątki godzin wielokrotnie przeglądanych nagrań, wszystkie te filmy – czyż nie przebiegał po mnie dreszcz? Czyż tym samym nie przyznawałem racji jego krwawemu istnieniu?

Filmował pomordowanych pobratymców Xavrasa, boleśnie świadomy, iż oni nawet teraz, martwi, mimowolnie służą Nieuchwytnemu; iż nawet tym suchym przekazem faktów on sam, Ian Smith, wspomaga Wyżryna w jego dziele roznoszenia zarazy śmierci. Są w ciele Zwierzęcia pasożyty, które rosną na cudzym cierpieniu i nieszczęściu, i to jest normalne, i temu nikt się nie dziwi, tak zawsze było i będzie; ale wzrost Xavrasa nie jest dla Zwierzęcia przykry, tu nie ma mowy o wyzysku, Xavras żyje ze Zwierzęciem w symbiozie. Złączyli swoje krwiobiegi.

Smith filmował. Czynił swą powinność, oddając w imiemu Xavrasa daninę okrutnemu bóstwu. Zimne, suche, pozbawione radości i namiętności zło Wyżryna, pozbawione nawet cynizmu, w którym są przecież kryształy ironii, to zazwyczaj pozwala cynikowi wzbudzić w ludziach coś rodzaju gorzkiej litości, współczującej sympatii; to spokojne, przyziemne zło Wyżryna, jakiego właśnie doświadczył, doprowadzało Amerykanina do cichego szaleństwa, tym bardziej, że w żaden sposób nie potrafił logicznie umotywować tego odczucia, bo ono opierało się na czym innym, nie na faktach, nie na czynach – wszak cóż takiego zrobił Xavras? Pokazał mu masowe groby, dowód zbrodni Armii Czerwonej i AWP, i zabronił filmować drugi z nich, bo to mogłoby zaszkodzić telewizyjnemu wyobrażeniu o Armii Wolnej Polski; tyle, nic więcej, nic mniej. Czy to czyniło z niego potwora? Z całą pewnością nie. A jednak – wrażenie było po prostu przerażające.

Filmował otwarte usta, w których kłębiły się błyszczące w jasnym słońcu muchy, bezmięsne wargi, dziurawe policzki, palce czarno-białe, gnijące płaty mięśni na schnących szkieletach – i jeszcze go skóra swędziała od niedawnej bliskości Xavrasa Wyżryna. W małych rzeczach objawiają się rzeczy wielkie, prawda przegląda się w szczegółach – i Smith przed chwilą właśnie dojrzał tę prawdę, prześwitywała ona spomiędzy krótkich zdań wypowiadanych przez Wyżryna, przezierała z jego pospolitej twarzy, nieefektownego ubioru, rozpaczliwie szamotała się pod gęstą siecią jego szarych gestów, małych słów, przywar i słabości nieoryginalnych i zwyczajnych, póz świadomie przesadzonych i banałów ośmieszających wygłaszającego je, wszystkich tych zachowań mających na celu tylko i wyłącznie pomniejszenie pułkownika w cudzych oczach. Prawda była nazbyt przerażająca, by Amerykanin zdołał ją wyartykułować będąc całkowicie trzeźwym, przeczyła powszechnie uznanym dogmatom, przekreślała oczywistości, negowała najgłębsze jego przekonania.

Prawda wyglądała bowiem w ten sposób, że w rzeczywistości – w rzeczywistości Xavras Wyżryn był dokładnie taki, jakim malowała go telewizja.

Wieczorem ogniska. Mogli sobie pozwolić, bo to był teren gęsto zamieszkany; zatrzymali się na przełęczy między trzema wioskami i miasteczkiem, przez które biegła linia kolejowa, oczywiście od wielu już lat nie wykorzystywana: nie było w ESW choć jednego odcinka torów, po którym mógłby się bezpiecznie poruszać pociąg. W miasteczku biły dzwony, chyba na wieczorną mszę: widzieli z przełęczy w świetle zachodzącego słońca biały budynek świeżo wzniesionego kościoła. Smith stał i filmował, na gwałt potrzebował jakiejś psychicznej odtrutki, a scena urzekła go swym pięknem, rozciągająca się przed nim i pod nim panorama niziny z malowniczo położonym nad rzeką miasteczkiem, jak przejrzewającym owocem ziemi, przywiodła mu na myśl obrazy wczesnych impresjonistów, wszystko tu było miękkie, jakby zatrzymane w fali gorącego powietrza wraz z pochwyconym obrazem miejsca wstępującego gdzieś wzwyż , ku niebu, na którym zasypiały młode chmury; światło i cień snuły się po powierzchni gruntu całymi stadami nici babiego lata, włókna pastelowych kolorów biegły kilometrami przez pola, łąki, rzekę, las, następne pola, a słońce wciąż zachodziło i zachodziło i cały ten ciepły kilim tonął powoli w sączącej się już z głębin cieni nocy. Dzwony biły. Stał i patrzył, a ponieważ na głowie miał kołpak, jego spojrzenie posiadało moc spojrzenia demiurga.

Ktoś musiał doń podejść od tyłu, bo wtem posłyszał cudzy oddech, niesynchroniczny z własnym.

– Wołają mnie.

– Kto?

– One.

– Dzwony?

– Dzwony. Tak. Widzi pan to? Widzi pan? W takich chwilach…

– Tak.

Dopiero po kilku minutach wyłączył kołpak i obejrzał się, i wtedy się okazało, że to ów przygarbiony chudzielec, którego spostrzegł był w dniu masakry w dolinie, tylko że teraz nie ma na sobie stuły, co innego przewiesił przez ramię, włoda z podwójnym magazynkiem mianowicie. Był to kościsty ciemnowłosy mężczyzna po czterdziestce, o smutnych piwnych oczach pod brwiami jak dwa pociągnięcia Japońskim pędzlem umazanym w bardzo gęstym tuszu. Palił papierosa. Smith poprosił o jednego. Podsunięto mu pod nos wielką, posrebrzaną papierośnicę.

– Muszę się przyzwyczaić. – Zakaszlał. – Pan jest księdzem?

– Aha. Ian Smith, jeśli się nie mylę?

– Alias Jachim Weltzmann.

– Gienek Śmiga.

Ksiądz uścisnął dłoń Smitha, nie odwracając się doń, patrząc przed siebie, na nizinę zanurzoną w słońcu i cieniu.

Ian zdjął kołpak, wsunął go sobie pod pachę. – To wciąż jest Strefa – rzekł, wskazując ręką z papierosem miasteczko i kościół.

– Strefa, Strefa. A czy pan wie, że ja nigdy w życiu, ani razu nie odprawiłem zwykłej mszy w zwykłym kościele? Czasami wręcz cieszę się z tej wojny. Straszne, prawda?

– Należy ksiądz do oddziału Wyżryna? Ten karabin… Śmiga posłał Smithowi złe spojrzenie.

– Ja widziałem, co wy tam puszczacie w tej waszej telewizji – warknął. Strzepnął z peta popiół, lewą dłoń wsunął do kieszeni. – Czy imam w Armii Proroka, czy ksiądz w AWP, jednakie potwory, fanatyzm buchający czarnym płomieniem z nawiedzonych oczu. Co to ma być, do cholery? Chcecie z nas zrobić jakichś Murzynów skaczących w rytm bębna dookoła ogniska?

– Ksiądz, jak widzę, jest z tych, którzy terroryzm i islam mają za synonimy.

Śmiga zmarszczył brwi; Smith zrozumiał, że znowu źle obliczył pole rażenia swych słów.

– Chciałem powiedzieć – poprawił się – że dla patrzących z zewnątrz nie ma większej różnicy, w imię czego te stosy trupów. Koran czy Biblia, co za różnica, zło to samo.

Śmiga milczał przez chwilę.

– Tylko to widzicie, co? – mruknął wreszcie, rozbawiony, choć zarazem posępny. – No tak. Filmuj pan, filmuj, dobrej zabawy.

Chciał odejść, ale Smith złapał go za ramię.

– Niech mi ksiądz powie.

– Co?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Xavras Wyżrn»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Xavras Wyżrn» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Xavras Wyżrn»

Обсуждение, отзывы о книге «Xavras Wyżrn» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x