Jacek Dukaj - Xavras Wyżrn

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - Xavras Wyżrn» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Xavras Wyżrn: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Xavras Wyżrn»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Książka składa się z dwóch powieści: Zanim noc i Xavras Wyżryn.
Pierwsza z nich to przejmujący, utrzymany w realiach VII wojny światowej opis przejścia do innego, niedostępnego dla ludzkich zmysłów świata. Bohater – cynik i hitlerowski kolaborant – dopiero w obcym wymiarze przekonuje się, czym są naprawdę dobro i zło.
Powieść Xavras Wyżryn należy do popularnego gatunku ‘historii altrnatywnych’. W 1920 roku Polska przegrała wojnę z bolszewikami. Kilkadziesiąt lat później partyzanci z Armii Wyzwolenia Polski pod wodzą samozwańczego pułkownika Xavrasa Wyżyna usiłują wyzwolić kraj spod sowieckiej dominacji. Oddział uzbrojony w bombę atomową rusza w kierunku Moskwy.

Xavras Wyżrn — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Xavras Wyżrn», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wiedział, że dobrze czyni, a jednak była w nim jakaś brudna złość na samego siebie. Kiedy tak patrzył z pod-góry na płaską, trójwymiarową Violettę, ciężko mu było odnaleźć w tym żyjącym kawałku mięsa kobietę, swoją żonę. Musiał się ograniczać do dookolnych ommatidiów powietrznych, wypełniających kuchnię i nie wykraczających poza jej wymiary. A wtedy odbierał to już jako nienaturalne. Jego człowiekoid, którym poruszał ostrożnie

i w skupieniu, by drobnym drgnięciem swego nieciała nie rozedrzeć nałożonych nań trójwymiarowych ubrań i nie ukazać się Violetcie straszliwym potworem z jej koszmarów, co niechybnie wpędziłoby ją w obłęd; jego człowieko-id, stworzony w męce i mozole długich dni i nocy trenowania ręki; człowiekoid, ten płaski przekrój fragmentu Prawdziwego Jana Hermana Trudnego, wyciągniętego z p odgóry w naddół wskroś domu; on, w którego ramionach. Violetta odzyskiwała teraz utracony spokój – był wszak jednym wielkim kłamstwem, oszustwem, manipulacją: równie dobrze mogłaby obejmować manekina, lalkę poruszaną przez Trudnego za pomocą systemu sznurków, marionetkę po prostu; to było wręcz nieprzyzwoite. A jednak… mimo wszystko… wiedział, iż zarazem było to dobre, właściwe – tak postąpić powinien.

Nazajutrz rano wymaszerował swym człowiekoidem na Piękną, a gdy tylko człowiekoid zniknął za jej zakrętem, podniósł go w podgórę razem z otaczającym go cienką obwódką ubraniem. Rozumiał już przestrzeń i jej właściwości na tyle dobrze, by wykonywać tego typu czynności odruchowo, bez namysłu; w istocie opanował wszystkie sztuczki, które swego czasu prezentował był mu Sznic. Najdłużej rozgryzał trik ze znikającą ścianą, ponieważ przyjął błędne założenie, iż żydowski mag faktycznie wyjął jej okazały fragment. A nic podobnego: zawaliłaby się przecież, a w każdym razie nie dała z powrotem tak doskonale i bez najmniejszego śladu zlepić. Zaczął już podejrzewać magię; niepotrzebnie. Rzecz cała opierała się na złudzeniu: ściany nie tknięto, to światło i powietrze z podwórza przerzucono tuleją naddolną lub podgórną bezpośrednio do holu – bo w czwartym wymiarze linia prosta niekoniecznie musi oznaczać linię prostą, i nikt tu się nie modli do Euklidesa.

Drugi lutego był dla Jana Hermana dniem zamknięcia.

Wpierw wsunął człowiekoida do pokoju podporucznika Hoffera, który to pokój znajdował się w kompleksie budynków dawnych koszar Wojska Polskiego, teraz służących Wehrmachtowi. Hoffer właśnie coś pisał przy stoliku, rozebrany do kalesonów, jeszcze nie ogolony: miał dzień wolny lub nocną służbę. Pojawienia się człowiekoida Trudnego nie usłyszał, jedynie poczuł na skórze lekkie wzruszenie powietrza (nie ma bowiem dla swobodnych gazów nie wymuszonego przejścia w naddół czy podgórę).

– Hoffer – rzekł człowiekoid.

Hofferem zatrzepało, jak po przyłożeniu silnego prądu; poderwał się, obrócił, rzucił do tyłu.

– Cco…?

– Zabić mnie usiłowałeś. Strzelałeś do mnie. Nie udało ci się, lecz ty potem jeszcze niejedną noc i niejeden dzień przeczatowałeś w budynkach naprzeciwko mego domu, gotów mnie zamordować. Powiedz mi: dlaczego?

Podporucznik sięgnął do pasa przy spodniach od munduru, przewieszonych przez oparcie krzesła, i wyciągnął lugera; przeładował go i wycelował w człowiekoida.

– Jakżeś tu wlazł? Kogo przekupiłeś? Gadaj! Bo zastrzelę jak psa!

Trudny sięgnął w naddół i wyrwał Niemcowi pistolet. Zszokowany podporucznik zagapił się w swe puste dłonie: luger po prostu zniknął.

Człowiekoid podszedł bliżej.

– Dlaczego?

Hoffer otrząsnął się i podniósł na niego wzrok. Wrzasnął, skoczył i z szerokiego zamachu walnął człowiekoida w szczękę. Człowiekoid ani drgnął; za to Hoffer, blady i pozbawiony tchu, zwalił się bezwładnie na kolana, ściskając przedramię prawej ręki, z której pięści ściekała wolno krew. Trudny widział kości tej dłoni: były zdruzgotane. Nierozsądnie tak z całej siły bić w kamień.

Człowiekoid przykucnął przed Hofferem.

– Dlaczego? – szepnął.

Podporucznik szlochał przez zaciśnięte ze śmiertelnego gniewu zęby.

– Co ty wiesz… Czy ty w ogóle jesteś w stanie zrozumieć upokorzenie? Co? Co?!! Możesz to pojąć…? Gówno możesz, honoru u was ni krzty. No dalej, wykończ mnie! Myślisz, że boję się bólu? No?! Dalej!!

Trudny wyjął człowiekoida z pokoju Hoffera. Włożył go do swego gabinetu nad warsztatami, w siedzibie „Trudny Export-Import" przy Kruczej. – Józek. Józek Szczupak wrzasnął.

– Szef żyje…! Niech mnie szlag… Nie słyszałem, jak szef wchodził.

Człowiekoid podszedł do biurka, pochylił się nad nim.

– Józek, co ty robisz w moim fotelu?

– Aa… nic – Szczupak, uśmiechając się przepraszająco, Pospiesznie wstał. Widział, że Jan Herman nie odwraca od niego oczu i nieswojo się czuł pod tym spojrzeniem; cofnął się do okna. (Trudny w rzeczy samej przez człowiekoidowe nibyoczy nie widział zupełnie nic, bo nie był w stanie w swym czterowymiarowym ciele wykształcić dowolnie zróżnicowanych tkanek i wszystko – w tym Szczupaka – obserwował poprzez rozbudowany system powietrznych ommatidiów; a znaczna ich część pozostawała nieodmiennie skierowana na samego człowiekoida, chociażby właśnie dla kontroli, czy patrzy on dokładnie na rozmówcę).

– Nic?

– Noo, ktoś musiał poprowadzić firmę przez ten czas, jak szefa nie było. Szef wie, co tutaj się…

– Chciałeś sprzedać firmę Majorowi. Szczupak przełknął ślinę.

– Wszyscy myśleli, że szef nie żyje; nawet, za przeproszeniem, szefa żona. Ja tylko…

– W lewej kieszeni spodni masz nóż. Połóż go na biurku. Szczupak zbladł.

– Ależ co szef…

– Weź mi tu, kurwa, nie dyskutuj! Nóż! Położył go w rogu biurka.

– A teraz mi powiesz, od kiedy kablujesz Szwabom. Szczupaka zatkało. Pot wystąpił mu na czoło. Trudny widział jego szaleńczo bijące serce.

– Ja…

– Wpierw szantażował cię Łysy, ale potem to był już twój wybór; przyzwyczajenie. Łatwo się przyzwyczaić. Kiedy zacząłeś? Ile ofiar masz na koncie? Kto cię prowadził? Brylantowy Leutnant, prawda?

– Skąd…?

– Mówisz przez sen.

– Aaa-aarrr!

Złapał za nóż, otworzył go i przyskoczył do człowiekoida. Trudny nie czekał, podniósł i rzucił Józka Szczupaka w podgórę. Po dziesięciu minutach lotu Szczupak udusił się; chwilę potem zamarzł i rozpadł się na kawałki. Dwa miesiące później niektóre z nich, lekko nadpalone, spadły na Marę Imbrium, wznosząc przy uderzeniu o grunt małe chmury księżycowego pyłu. Leżą tam do dzisiaj.

Po załatwieniu sprawy z Józkiem człowiekoid Trudnego wszedł od strony korytarza do pokoiku pani Madzi.

– Dzień dobry.

– O mój Boże…!

– Były może jakieś telefony?

Wieczorem odwiedził w jego prywatnym mieszkaniu Standartenfuhrera Waffen-SS Hermana Janosa.

– Więc jednak żyjesz! – promieniał Janos, częstując człowiekoida Trudnego kieliszkiem sherry. – Nie masz pojęcia, jak się cieszę! Czego to ludzie nie opowiadali, żebyś tylko słyszał…

– Co takiego mianowicie?

– A, szkoda gadać! Ważne, że jesteś z powrotem, cały i zdrowy. Tyle zamówień czeka!

– To koniec, Janos.

– Hę?

– Zamykam interes i wynoszę się stąd z rodziną.

– Niby dokąd?

– Do Ameryki. Janos zaśmiał się.

– Do Ameryki! Ciekawym, jak…

– Niech cię o to głowa nie boli, to moja sprawa. Janos przestał się śmiać i usiadł w fotelu naprzeciwko człowiekoida.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Xavras Wyżrn»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Xavras Wyżrn» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Xavras Wyżrn»

Обсуждение, отзывы о книге «Xavras Wyżrn» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x