Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Przeszliśmy – odezwał się komputer głosem Tanii Javal. – Witamy w Układzie Słonecznym.
– Uwierzę, jak zobaczę – warknął ten, który wcześniej klął po kantońsku.
Pozostali jednak odetchnęli z ulgą. Kokony otworzyły się, zapaliły się światła sufitowe. Ściany zmieniły teksturę na matową boazerię, z podłogi wyłonił się dywan i meble: fotele, stoliki, barek, fortepian – w stylu coś pośredniego pomiędzy wiktoriańskim a barokowym. Ostatni z pasażerów wygrzebał się wreszcie z kokonu, i ostatni kokon zniknął pod dywanem.
– Za godzinę i piętnaście minut spotkamy się z „lonesco" korporacji Kronos, który już bezpośrednio przewiezie państwa na orbitę Ziemi. Tymczasem możecie państwo odpocząć. Łącza standardu KLV i MS400 dostępne od zaraz; aktualizowana tabela opóźnień zwrotnych pod QDel. Przekąski i trunki wliczone w koszt biletu.
– Ja myślę! Przy takiej cenie!
Ciążenie było stałe, chociaż szalupa nie korzystała już z silników. Posiadała kształt wielkiego młota i tuż po przebiciu się przez tkankę czasoprzestrzeni przeszła w ruch wirowy, symulując dla pasażerów l g.
Krush-Brown usiadł w kącie, nalał sobie szkockiej. Jego sąsiad, niski blondyn bez immortalizacji, nabijał sobie fajkę. Krush-Brown dostrzegł koloratkę i spojrzał na identyfikator. Izydor Blackwood.
– Pan jest z tym Świerszczem? – zagadnął. – Widziałem, jak wsiadaliście. Ksiądz skinął głową.
– Właśnie przyszła informacja – mruknął. – Słyszał pan może, umarł Jan LVII.
– A, papież.
– Papież. Lecimy na konklawe.
– Na co?
– Wybierać nowego papieża – wyjaśnił Blackwood i zapalił fajkę. – On jest kardynałem.
– Kto?
Ksiądz wskazał ruchem głowy boczną grodź.
– Trzeba było sporo dopłacić – westchnął. – Musieli dopiero zamontować cały równoległy system.
– Ale przecież widziałem, ma jakiś skafander…
– Nie nadaje się do kokonu. Potrzebny był wtórny system zamknięty. Tam teraz – ponownie wskazał głową -jest sześćdziesiąt pięć stopni Celsjusza, osiem atmosfer, azot i dwutlenek węgla i niewiele więcej.
– Pan też jest kardynałem?
– Nie, nie! – zaśmiał się Blackwood. – Wziął mnie tylko jako przewodnika. W końcu lecimy na Ziemię. Nigdy tam nie był.
– A jak poprzednio wybierali papieża? To co?
– Ba, to było przecież jeszcze przed singulatorami i wszystko ograniczała prędkość światła. W ogóle nie było mowy, żeby w konklawe brał udział ktokolwiek spoza Układu Słonecznego. Stanowiło to coś w rodzaju naturalnej, fizycznej bariery uniemożliwiającej Obcym włączanie się w wybór papieża; wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale Rzymu nie da się przemieścić, a jego położenie w oczywisty sposób uprzywilejowuje ludzi, mieliśmy monopol. Singulatory go rozbiły. Spodziewam się schizmy.
– O?
– Tak, tak, niech się pan nie dziwi, to jest bardzo poważna kwestia. Zaczęło się od tego papieskiego orzeczenia w sprawie Wodników z Rosy. Roma locuta, causa finita, okay; ale sprawa nie była bynajmniej zakończona, bo po Wodnikach przyszli następni Obcy, a wówczas nie było już powodów do czynienia wyjątków i teraz oto mamy jedenaście różnych gatunków posiadających dusze, łącznie z ludźmi i Świerszczami. Schemat ewangelizacji pozostawał wciąż taki sam i w końcu nie można już było dłużej zwlekać z wyświęcaniem autochtonów. Oczywiście na różnych planetach poszło to w różnym tempie, bo Wodniki, na przykład, to intelektualnie coś w rodzaju jaskiniowców, Heptersi znowuż – umysłowo porozszczepiani do kompletnego chaosu, a chociażby Świerszcze – płciowo nieokreśleni; więc były opóźnienia z powodu tych kumulujących się kłopotów interpretacyjnych, obowiązywała doktryna „byle nie za mojego życia". No ale skoro już wyświęcono jednego Łaskawca… nie dało się tego zatrzymać. A w ewangelizacji i nauczaniu na ich ojczystych planetach nie było lepszych od samych tubylców, toteż logiczną rzeczy koleją obejmowali oni własne diecezje – o ile nie potykali się gdzieś po drodze na gatunkowych idiomach i nie podpadali Kongregacji Doktryny Wiary, co zazwyczaj kończyło się prewencyjną ekskomuniką latae sentatiae, bo z uwagi na potężne opóźnienie decyzyjne stosowano zasadę reakcji podług scenariuszy pesymistycznych, zawsze lepiej uderzyć mocniej, niż niechcący przyzwolić na wypaczenie Dobrej Nowiny. I tak oto mamy nieludzkich biskupów i kardynałów. Póki Einstein trzymał nas mocno w garści, nie było jeszcze tak źle, bo poza misjonarzami i stosownymi urzędami Watykanu mało kogo to obchodziło: dziesiątki i setki lat świetlnych stąd, niech się dzieje, co chce, cóż to w końcu ma za znaczenie. Ale teraz… Do śmierci kolejnego papieża Kronos wybuduje singulatory we wszystkich zamieszkanych układach i na konklawe przylecą kardynałowie co do jednego. A już dzisiaj ludzie stanowią zaledwie trzy piąte składu elekcyjnego.
– Jak to możliwe…?
– Bardzo prosto. – Blackwood wydmuchnął dym, zaraz zassany przez klimatyzację szalupy. – Dziewięćdziesiąt osiem procent katolików nie należy do gatunku homo sapiens.
– Żartuje pan!
– Skąd! Nawet nie wiem, czemu tu się dziwić; to było wszak poniekąd oczywiste. Skoro istnieją w kosmosie inne inteligentne rasy, to suma ich populacji bez wątpienia bije na głowę ludzkość, absurdem byłoby utrzymywać co innego. Miliardy gwiazd, a tu jedna Ziemia – i ludzi miałoby być więcej niż wszystkich innych rozumnych razem wziętych? No absurd. Więc już w momencie wydania orzeczenia o posiadaniu duszy przez Wodników było jasne, że prędzej czy później staniemy się w łonie katolicyzmu etniczną mniejszością. Stopień religijności ludzkości jako takiej i popularność katolicyzmu na Ziemi nie ma tu nic do rzeczy, bo chociażby każdy człowiek był katolikiem – i tak pozostawalibyśmy w mniejszości. Albo zatem nie należało uznawać Obcych za bliźnich – albo się teraz nie dziwmy bezpośrednim konsekwencjom. Zaś każde wyjście pośrednie odbiłoby się nam rychło potwornym kacem postkolonializmu, to już nie ta epoka, zupełnie nie ta mentalność.
– A nie macie jakichś zabezpieczeń w doktrynie?
– Jakich niby?
– Bo ja wiem… – Krush-Brown wzruszył ramionami. -Tradycja, na przykład…
– Co: tradycja? Ma pan na myśli ignorowanie zmian? To nigdy i dla nikogo nie była dobra strategia. A poza wszystkim – postępu po prostu nie da się zignorować. Trzeba zająć stanowisko. Kościół nigdy się nie uchylał. A poczynione przed wiekami wykładnie nijak się mają do świata dzisiejszego, to są rzeczywistości niekompatybilne, wzajemnie nieprzystające; tradycja – ona też podlega ewolucji. Cóż święty Paweł powiedziałby na widok Świerszcza? Diabeł, powiedziałby; potwór, apage, apage. I cóż dzisiejszy katolik rzekłby na tradycję średniowieczną? Też nie lepiej. A wszak nie ma tu mowy o żadnym odstępstwie, herezji. To po prostu postęp; wszystkiego: nauki, kultury, polityki, religii. Jest ciągłość – ale nie ma tożsamości.
– No ale ten panekumenizm prowadzi przecież donikąd! To znaczy…
– Dokąd prowadzi, to ja dobrze wiem. Schizma jest nieunikniona. Pomimo wszystko większość ludzi nie zaakceptuje papieża, który oddycha chlorem, znosi jaja, żyje tysiąc lat, zjada własne odchody, nie ma twarzy ani rąk i nie potrafi mówić po angielsku – a tym to się skończy, to tylko kwestia czasu.
– Rany boskie…
– Aha.
– Co im wtedy do łba strzeliło wypowiadać się o duszach Wodników?! Zaćmienie mieli, czy co?
– Pan nie rozumie, panie Krush-Brown. – Ksiądz pokręcił głową. – Nie jest pan wierzący, prawda? No właśnie. Pan nie rozumie: to nie jest i wtedy też nie była kwestia politycznej strategii. To kwestia wiary, uczciwości myśli i czystości sumienia. Nie można wierzyć, wiedząc, że wierzy się w kłamstwo. Inaczej wpadamy w jawną hipokryzję, a to już nie jest wiara. Skoro zatem czujemy, skoro posiadamy głębokie wewnętrzne przekonanie, iż są to nasi bracia w Bogu – jakże moglibyśmy odwrócić się do nich plecami? To już konkwistadorzy Corteza i Pizarra byliby lepsi, bo oni przynajmniej faktycznie wierzyli w zwierzęcość Indian. A my? Co mielibyśmy na swoją obronę? Tylko egoizm i fałszywe poczucie dumy. Krush-Brown wychylił szkocką do dna.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.