Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

światłem bezpośrednio w źrenice. Skafander zapośredniczył mu wzrok, gdzieś na powierzchni tej chropowatej skorupy znajdowały się, odporne na atmosferę Rosy i żrącą chemię jej oceanu, semiorganiczne ślepia, którymi patrzył będzie na świat przez najbliższe godziny.

Przed wejściem do śluzy doktor Katzinger po raz ostatni obejrzał się wstecz – spojrzenie zatoczyło stuosiemdziesięciostopniowy łuk, zanim nawet zdążył się poruszyć w swej technozbroi – i zobaczył Herlego: siedzącego w fotelu, z nogą założoną na nogę, palącego tego swojego beznikotynowego papierosa i gapiącego się w sufit. Sufit habitatu znajdował się tak nisko, że kapłan w skafandrze musiał uważać, by weń nie walić przy każdym kroku.

Wyszedłszy ze śluzy na zewnątrz habitatu, misjonarz mimowolnie zatrzymał się, bo przyssane do jego gałek ocznych oftalmoktory bluzgnęły mu w źrenice tak intensywnym widokiem, że z niemożności niedowierzającego zamrugania złapał doktora naraz ciężki, choć chwilowy stupor. Stał więc i patrzył, a że patrzył nie swoimi, nie ludzkimi oczyma, widział co innego niż na ekranach monitorów i w gęstych holografiach, na podstawie których to obrazów skonstruował sobie dotychczasowe wyobrażenie Rosy. Teraz planeta szczerzyła do niego zęby. Skafander CGS-u był urządzeniem należącym już do generacji nie tyle inteligentnych sług, co inteligentnych komplementatorów: on nie pomagał człowiekowi – on go uzupełniał. Nie narzędzie – a nieorganiczne ciało. To, co docierało do zewnętrznych receptorów skafandra, i to, co wstrzykiwał on oftalmoktorami w oczy i mózg Katzingera – otóż to nie było to samo. Po drodze informacja napotykała szereg filtrów oraz poddawana była licznym przekształceniom. Teraz doktor widział niewidzialne; niewidzialne – lecz przecież istniejące, realne. Góry płonęły szkarłatem radioaktywności. Fioletowe fronty cieplejszego powietrza sunęły ku niebu jak dno piekła. Z horyzontu biły weń koślawe pioruny, porozczapierzane zachłannie w krótkie łapy o tuzinie elektrycznych szponów. Samo powietrze w różnych miejscach posiadało różną barwę, czasami było przejrzyste, czasami mniej, czasami w ogóle. Ziemia się poruszała. W rzeczywistości – rzeczywistości homo sapiens – poruszało się co innego, ale ksiądz odbierał teraz prawie całe spektrum promieniowania elektromagnetycznego. Cisza pulsowała mu w uszach sambą rozpędzonej krwi.

Podmuch wiatru, jak cios kowalskim młotem, uderzył go w plecy i Katzinger uczynił pierwszy krok na drodze ku oceanowi. Habitat Herlego zbudowano na zboczu ciasnego wąwozu dochodzącego do samego brzegu morza, pod wysokim nawisem Zebu; w porze drugiego słońca rwała tędy rzeka amoniaku i siarki. Więc w dół; stromo. Ksiądz zaczął schodzić. Stopy golema zagłębiały się w świecącej glebie, wiry zimnego błota tańczyły dookoła metalu. Z wiatrem, który wiał z tyłu (znów obejrzał się, nie poruszając głową), nadpłynęły powietrzne węże: długie, delikatne nici, wolą oftalmoktorów obdarzone barwą dojrzałych poziomek. Były to polimerowe warkocze, tkane w górnych warstwach atmosfery z materii kamiennych chmur przez ogniste huragany podczas peryhelialnych przejść Rosy. Kamienne chmury pozostawały widoczne na bezgwiezdnym nieboskłonie czernią jeszcze głębszą od czerni tła; czy teraz był dzień, czy teraz była noc, na powierzchni nie rozpoznasz, słońc, gwiazd, księżyców, niczego stąd nie zobaczysz, mógł zadzierać głowę i gapić się w nieskończoność, kamerami, ślepiami skafandra, własnymi oczyma, jednaki mrok. Niebo jak dno piekieł. Pełzały po nim trudno odróżnialne monstra. Kamienne chmury nazwano tak z racji ich ciężaru właściwego, niosły między innymi wielką liczbę cząsteczek pierwiastków lokowanych w Mendelejewie bardzo daleko, zawierały też zawiesiny polikwasów, pochodnych molibdenu, wolframu.

Katzinger szedł pod tymi chmurami-niechmurami, powietrzne węże wyprzedzały go, wijąc się z wdziękiem na wysokości jego głowy; niektóre spadały na ziemię i wtedy je deptał, bardzo szybko gasły. Oprócz pulsu, słyszał teraz także własny oddech, niebezpiecznie przyspieszony.

Dotarłszy na brzeg, przystanął na moment. Ocean lizał parzystokopytne buciory skafandra. Ciecz nieprzejrzysta, breja ciężka i ciemna, lepka maź organiczna – po widnokrąg. Fale jak zmarszczki na obliczu starca. W tych głębinach żyją Wodniki, rozumna obca rasa. Posiadają dusze. Trzeba zejść, zanieść Słowo Boże. Wszyscyście moimi dziećmi. Kimże jesteśmy, rzecze Ojciec Święty, by odmawiać innym światła prawdziwej wiary. W tych mrokach. W tej ciemności. Spojrzał, a nie poruszył głową ni oczyma. Co to za prawda i jaki Bóg, jakie zbawienie dla tego świata.

PIORUNY BIJĄ W CIEMNE NIEBO, GDY ZSTĘPUJE DO OCEANU.

Obraz drugi

Dopiero co go zbudowali. Miał siedemset kilometrów średnicy i obracał się przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, jeśli patrzeć odsłonecznie. Prędkość kątowa pozwalała na utrzymanie w obręczy ciążenia bliskiego l g, choć nie było to znowu takie ważne, skoro na jeden torus przypadały zaledwie cztery osoby obsługi. W gruncie rzeczy singulator mógł działać – i de facto działał – w pełni automatycznie; podczas operacji dokonywanych na tkance czasoprzestrzeni, gdy ciął, skręcał i nicował grawitację, żadna istota zrodzona z kobiety i mężczyzny nie mogła zastąpić ani kontrolować sztucznej inteligencji. Kronos Inc., która, jako właścicielka patentu, posiadała monopol na budowę i eksploatację singulatorów, obsadzała ludźmi owe wielkie konstrukcje głównie dla zapewnienia komfortu psychicznego pasażerom szalup. Było to z gruntu irracjonalne, lecz gdy w grę wchodzi ekonomia, racjonalne jest wszystko to, co zwiększa zyski, a podróżni lepiej się czuli, wiedząc, że „czuwa człowiek", chociaż z równym powodzeniem mógłby on czuwać i próbować kontrolować wybuch supernowej. Po prawdzie nie było to znowu takie zupełnie nieuprawnione porównanie. Singulatory budowano na tak ciasnych orbitach przygwiazdowych, aby ułatwić im pobieranie energii potrzebnej dla przekłucia się przez czasoprzestrzeń. Przygotowujący się do pracy singulator musiał się objawiać odległym astronomom fenomenem w rodzaju czarnej dziury, tworząc z zasysanych, długich dżetów krótkookresowy asymetryczny dysk akrecyjny. Szalupa musiała podchodzić po ściśle określonym torze, by uniknąć przypadkowego spopielenia w infernalnych uściskach wyciągniętych daleko w próżnię, ąuasiprotuberancyjnych macek gwiazdy. W żadnym razie nie była to naturalna orbita: komputer szalupy co i rusz strzelał z dysz milisekundowymi udarami korekcyjnymi, miotając wektorem przyspieszenia stateczku, niby kurczącą się i rozciągającą włócznią grawitacji, na niemal wszystkie strony. Podobna taktyka podejścia wymuszała umieszczenie pasażerów w kokonach antyprzeciążenio-wych, które mogli opuścić dopiero po przejściu przez płaszczyznę singulatora i „przekłuciu" się za jego pomocą w punkt docelowy.

Na pokładzie panowała więc cisza, zamknięty w swym kokonie Krush-Brown nie słyszał żadnych rozmów, może tylko przyspieszone oddechy innych podenerwowanych podróżników. Sam przecież też się bał. Cóż z tego, że w teorii technologia jest niezawodna; cóż z tego, że nie zanotowano jeszcze żadnych wypadków – metoda jest nowa, to dopiero czwarty uruchomiony singulator, licząc także ten w Układzie Słonecznym, i dopiero dwunaste jego „przekłucie". Wprawdzie zasadę, dzięki której latają samoloty, również niewiele osób faktycznie pojmuje, lecz podróże powietrzne weszły już do kultury jako niepodważalna oczywistość i posiadają status normalności, jak kalkulator czy żarówka, a singulatury to wciąż jest w pięćdziesięciu procentach science fiction. Więc bał się jak inni. Szalupą szarpało na boki, jakby potrząsał nią jakiś olbrzym, usiłujący po grzechocie zawartości rozpoznać, z czym ma do czynienia. Ktoś zaczął głośno kląć w kantońskim dialekcie. Nagle uspokoiło się, wektor grawitacji znieruchomiał.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «W Kraju Niewiernych»

Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x