L» En-Port (Port wielokrotny). U Sak.
U Inkluzja (Port Odcięty). U- Dekraftunek („prucie" Portu). U Krzyżkraft (nierównoległy, podwójny kraft tensorowy).
!_♦ Krafthole (jednostronny upust energii). U Trans.
U. „Strojenie" czarnych dziur (np, do Studni Czasu).
„Multitezaurus" (Subkod HS)
Zdyszany, padł wreszcie w trawę.
Ciało jednak pamięta, ciato posiada pamięć autonomiczną, pomyślał. Kiedyś biegałem. Kiedyś biegałem często i długo, lubiłem biegać. Ciało pamięta.
A dopiero po sekundzie, gdy złapał oddech: gówno prawda – dwa, trzy tygodnie, nie starsze, wyhodowali je od najprostszych białek, niczego nie pamięta, prócz krwi na-nomatycznej i mechanicznych macic.
Angelika obserwowała go spod ostatniego drzewa zagajnika.
– Powiedziałabym: sześćset metrów.
– No – przytaknął. Słońce biło mu w oczy, osłonił się przedramieniem. – Koło, na ile mogę to ocenić. Ale w górę? Tam – co? Niebo?
– Są metody – zapewniła. Usiadła na wypiętrzonych ponad trawę korzeniach, nożem zeskrobała coś z obcasa. – Wzięli nas w Sak.
– Ten Sak… Coś jak Port, przypuszczam.
– Mniej więcej. To znaczy… domyślam się, że musieli coś takiego zastosować. Znajdowaliśmy się przecież wewnątrz Sol-Portu, a każdy Port opuszczający go musi posiadać autoryzację Rady Pilotów. Mój ojciec jest jej członkiem. Nigdy nie wypuszczono by Kłów z zamkniętym Portem tuż po kradzieży kawałka Ziemi. Takie Kły nie miałyby się też gdzie ukryć wewnątrz Sol-Portu. Przegrana sprawa. Szaleństwo.
– Więc według ciebie co oni zrobili?
– Zawinęli nas w Sak. Zasadniczo jest to taki sam kra-ftunek, co w przypadku Portów; tyle że tu Kły znajdują się wewnątrz ugięcia i stamtąd je podtrzymują. Tak mi to przedstawiano w teorii: że są co najmniej dwa zespoły Kłów. Jeden zawija przestrzeń wraz z nimi samymi; drugi, też zawinięty, utrzymuje normalny Port. Rozumiesz, bąbel w bąblu, cebula.
– W takim razie my znajdowalibyśmy się w tym wewnętrznym Porcie.
– Aha. Bo w końcu – jak inaczej…?
W zamyśleniu pomasował guz na potylicy.
– Czy prowadzi się rejestr Kłów przebywających wewnątrz Sol-Portu? Wystarczyłoby wówczas przeprowadzić szybką inwentaryzację i te brakujące wskazałyby sprawcę. Nie?
Angelika zaśmiała się sarkastycznie.
– To nie jest takie proste. – Wyjęła i założyła czarne okulary. – Pomyśl chwilę.
Podparł się na łokciu, zajrzał w cień, w którym się kryła.
– To jakaś zagadka? Nie znam się na tych waszych supertechnologiach.
Wydęła wargi.
– E. Masz wszystkie dane. To oczywiste. Podpuszczała go, bawiła się jego niewiedzą, widział to. Oczywiście podjął wyzwanie.
– Przemycili je też w Saku! Otworzyli go tylko na moment porwania. Tak? Mam rację?
– Widzisz, już się orientujesz.
– Nie traktuj mnie jak dziecka! – Odwrócił wzrok. – To jak choroba. Upośledzenie nie wynika z mojej winy. Zawsze nienawidziłem tej maniery pielęgniarek i lekarzy: gaworzą do dorosłych pacjentów niczym do przedszkolaków. Ciśnienie tak od tego skacze, że nie zdziwiłbym się, gdyby same te pogwarki doprowadziły do paru szpitalnych zawałów.
– Kurczę, aleś drażliwy, no przepraszam pana bardzo, panie Zamoyski.
Wstał i ruszył w górę strumienia, żeby się napić. Wciąż jednak obracał w myślach zagadkę Saka i wróciwszy, zaatakował Angelikę z kolei z tej strony:
– No ale przecież powinniście się tego spodziewać! Można w Sakach przemycić do i z dowolnego Portu każdą
ilość Kłów! Nie macie żadnych systemów obronnych? Chociażby detekcyjnych – bo ja wiem, jak to się objawia na zewnątrz,…
Angelika wyraźnie się zmieszała.
– To nie jest tak -
– A jak?
Stał nad nią, cień nad cieniem – i pytając, przysunął się jeszcze bliżej. Zreflektował się w pół gestu. Odszedł pod sąsiednie drzewo, oparł się o pień.
Dziewczyna popatrywała na Zamoyskiego ponad szkłami. Zagrał w nim gniew. Czekał już tylko półuśmiechu na jej wargach. Ale nic, tylko patrzyła.
– Co znowu?
– Ty nadal próbujesz mnie złapać na kłamstwie.
– Co?
– Nie wierzysz w ten świat. Oszukujemy cię. Nie będę umiała czegoś wyjaśnić i – voila! – zdemaskowałem iluzję!
– Wyjaśnić, nie wyjaśnić… Ale skoro widzę oczywiste sprzeczności -
– To co? Zróbmy test. – Zatarła dłonie. – Opowiedz mi jakąś historię ze swojego życia. Dowolną. No. Proszę.
– A ty będziesz wynajdywać w niej sprzeczności, tak? Pięknie dziękuję. I tak wiem, że mam kaszanę w pamięci.
– Tchórz.
– To tak się dzieci bawią u jezuitów? W spowiedzi?
– Tchórz, tchórz. Czego się boisz? Introwertyk pieprzony. Trzeba rozmawiać. Nie wiesz, co pamiętasz, dopóki nie spróbujesz tego opowiedzieć. I nie wiesz, co tak naprawdę sądzisz na dany temat, dopóki nie zaczniesz się o to z kimś kłócić. W samotności nie jesteś nawet świadomy swoich sprzeczności. Myślisz, że czemu służy spowiedź? Co, może nie chodziłeś nigdy do psychoanalityka?
– O, nie ty będziesz moim psychoanalitykiem!
– Jakiego cię poznam, takim się zapamiętasz.
Krótkie spięcie: jak zareagować? Zaśmiał się. Patrzyła nań podejrzliwe. Zamilkł i usiadł pod drzewem, miał jej oczy za matową czernią szkieł na dwa wyciągnięcia ręki.
– Słuchają, tak? – mruknął.
– Słuchają i patrzą – przytaknęła. – I w ogóle.
– Czas nie gra na ich korzyść. Powinniśmy już chyba nie żyć, co?
Wzruszyła ramionami.
– Czas też podlega modelowaniu przez Kły. Różne są ugięcia i odcięcia czasoprzestrzeni. To wielka gałąź meta-fizyki. Znam tylko ogólniki.
– Słuchają – powtórzył. -Tak.
Rozpoczęło się wielkie milczenie. Ani ruchu, ani oddechu, ani szelestu tkaniny, by nie spostrzegła się druga osoba. Byli świadomi wzajem nawet własnego skrępowania, i skrępowania tą świadomością. Tu załamuje się savoir vivre, myślał Zamoyski. Od momentu zagrożenia życia tracą rację bytu wszelkie kanony zachowań – bo jakież mogą mieć znaczenie w obliczu końca? Żadnego, żadnego. Zaiste, wolność absolutna.
No ale właśnie sam na sobie doświadczał, że to nieprawda!
Nie rozumiał tego. Co go skuwa, skoro w tym Saku oboje de facto przekroczyli już granicę śmierci i obecna forma ich egzystencji stanowi raczej coś w rodzaju wyrostka robaczkowego podstawowej linii życia? Przecież odczytany z uprzedniej archiwizacji frenu przez McPhersonowych ko-gnitywistów nie będzie nic z tego pamiętać – życie potoczy się nową, równoległą ścieżką.
A zatem? Wierzę czy nie wierzę w tę śmierć?
– Kiedy Judas się dowie? – zapytał.
– Mhm?
– O porwaniu. Kiedy?
Przechyliła w zamyśleniu głowę.
– To zależy, jak to rozegrali. Czy szarpnęli się na akcję maskującą w pełnej skali…
– Stracił przecież kontakt, na pewno się zainteresuje…
– No nie, kontakt został utracony w momencie opuszczenia przez nas Puermageze, na tym to wszak miało polegać: na usunięciu cię poza horyzont zdarzeń. Gdyby się Judas z nami kontaktował, nawet jedynie sprawdzając, czy wszystko jest w porządku, wpływalibyśmy, ty byś wpływał, na jego decyzje.
– Siedemdziesiąt dni! Tak? Więc oni -
– Mówiłam ci: to już przesądzone. – Poprawiła okulary. – Zresztą dziury w infie nie da się niezauważalnie załatać, tak czy owak bardzo szybko wszyscy się dowiedzą, Cesarz pierwszy… Akademickie rozważania, daj sobie spokój.
Читать дальше