Marcin Wolski - Antybaśnie

Здесь есть возможность читать онлайн «Marcin Wolski - Antybaśnie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Antybaśnie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Antybaśnie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jak rodzą się antybaśnie? Metoda jest dobrze znana: bierzemy małe i wielkie dziwactwa naszej rzeczywistości i wiążemy je z wątkami o baśniowym rodowodzie. Proste? Wcale nie. Potrzeba wyrobionego zmysłu obserwacji i na poły alchemicznych umiejętności łączenia wody i ognia, by podobny mariaż nie okazał się budzącym niesmak mezaliansem. Wolski posiadł obydwie zdolności.
Pierwsze strony książki nie zapowiadają tego, co ma nastąpić dalej. Na początku afirmacja potęgi miłości, gdzieś tam niepozorna aluzja do Tylko Beatrycze Parnickiego, naraz obraz się ukonkretnia, jest stos, jest tłum, jest domniemana czarownica – dziecko jeszcze – i ludzie, którzy nie powinni w tym miejscu być. Jak łatwo przewidzieć, efekt takiego połączenia może być tylko jeden: nieliche zamieszanie. Nagle – bach! – zmienia się gwałtownie sceneria, lądujemy w zupełnie innym czasie i miejscu. Obraz to znany aż za dobrze, daruję sobie więc przymiotniki i powiem tylko: a to Polska właśnie. Aluzja do Parnickiego obiecuje ciekawą lekturę, znajoma rzeczywistość jednak zniechęca najbardziej tradycyjnym ze swoich odcieni: szarością.
Pogrążony ze szczętem w tej szarości młody sanitariusz Marek Kazimierzak, jak przystało na kogoś, komu przypadł w udziale niewdzięczny obowiązek ciekawego rozwijania fabuły, dość niespodziewanie (ale przecież nie dla nas) odkrywa wokół siebie mnóstwo zagadek i pakuje się w kłopoty. Uwikłany w zdarzenia, które niekoniecznie potrafi połączyć w logiczną całość, nasz bohater doprowadza czytelnika do tego, co w książce najważniejsze – do antybaśni. Wielbicielom Wolskiego nie trzeba raczej wyjaśniać, o co chodzi, dobrze znają oni bowiem Amirandę i okolice. Cóż można jednak powiedzieć tym, którym Amiranda jest obca? Wyjaśnić, że to państwo w alternatywnym świecie – to przecież za mało. Ową rzeczywistość alternatywną wiążą z naszą więzy ścisłe, choć nieco pokrętnej natury. Te zwichrowania powodują, że szklana góra na skutek niekompetencji wykonawców przekształca się w szklany dół, Kopciuszek zaś okazuje się "elementem antymonarchistycznego spisku określonych sił, z tak zwaną Dobrą Wróżką na czele", i to elementem obdarzonym wdziękami, powiedzmy, dyskusyjnej jakości. I tak dalej.
Tego rodzaju dziwy wywracają klasyczny baśniowy porządek do góry nogami. A to oznacza, że nie będzie tu dane czytelnikowi spocząć w sielskiej atmosferze kosmicznej sprawiedliwości, która nagradza czystość serca i myśli lub przynajmniej uszlachetnia cierpienie, zło zaś oddziela wyraźnie od dobra. Zawodzą w świecie antybaśni prawa znane nam z dziecięcych opowieści, antybaśniowy element ujawnia się najdobitniej w kpiarskim stylu, w karykaturalnym humorze, w degrengoladzie świata przedstawionego. W pierwszym, właściwym cyklu antybaśni to wszystko rzeczywiście śmieszy, chociaż gdyby zastanowić się nad naturą tego rozbawienia, niewątpliwie wydałaby się ona co najmniej podejrzana. Nie może być inaczej: aluzje do rzeczywistości zbyt często sięgają do znanych nam z mniej lub bardziej bezpośredniego doświadczenia przypadków, na myśl o których zwykliśmy na co dzień zgrzytać zębami. Śmiech oswaja tu zatem i w pewien sposób unieważnia głupstwa codzienności. Nic dziwnego, Antybaśnie z 1001 dnia wywodzą się przecież bezpośrednio z tradycji społeczno-politycznej satyry i takiegoż kabaretu.
Odniosłem jednak wrażenie, że tradycja ta zawodzi w drugim z antybaśniowych cyklów, zawartych w tomie. Wiekopomne czyny genialnego detektywa Arthura Darlingtona pozbawione są kpiarskiej lekkości wcześniejszych opowieści i w konfrontacji z nimi, miast bawić – nużą. Pomysły wydają się jakby zwietrzałe, humor – banalny. Ta część na pewno nie zachwyca.
Zastanawiam się również nad pomysłem fabularnego obudowania właściwych antybaśni. Wolski wykorzystał ramową konstrukcję do skomplikowania relacji wewnątrz świata przedstawionego (powiedzmy, że fikcyjny status Amirandy zostaje zakwestionowany), a także do otwarcia struktury utworu – zawieszone wątki mają być kontynuowane w kolejnej księdze pt. Włóczędzy czasoprzestrzeni. Wykorzystując znany motyw książki w książce – zarazem więc książki o książce – wprowadza autor zupełnie odrębne porządki, które nijak do siebie nie przystają. Dwa wzajemnie zależne układy fabularne różnią się środkami wyrazu tak bardzo, że trudno oprzeć się wrażeniu lekturowego dysonansu. O ile bowiem w przypadku wyimków z amirandzkiej historii kpina i groteska kształtują pełnię obrazu, o tyle wyczyny Marka Kazimierzaka relacjonowane są już w tonie poważniejszym (chociaż nadal niepozbawionym humoru), co wydaje się zresztą wyraźną intencją autora. Związek obuporządków okazuje się czysto mechaniczny, sztuczny i wymuszony, i mimo iż fabuła wyraźnie taki rozdźwięk sankcjonuje, wrażenie niespójności w odbiorze całego tomu pozostaje.
Powiedzmy sobie jednak wprost: to antybaśnie stanowią rdzeń tej książki, to one objętościowo dominują, przyćmiewając resztę. Przypuszczam, że można sobie uczynić ze zbioru samych antybaśni autonomiczną lekturę bez szkody dla radości czerpanej z przewracana kolejnych stronic (do takiej zresztą koncepcji blisko było pierwotnemu wydaniu książki). A że teraz dostajemy jeszcze coś dodatkowo? Cóż, nadmiar w tym wypadku nie powinien zaszkodzić.
Warto zatem zawitać do trapezoidalnego królestwa. Jeżeli więc tak się niefortunnie złożyło, że nie zdołałeś, Szanowny Czytelniku, zlokalizować w swojej szafie tajemnego przejścia do amirandzkiej rzeczywistości, nie pozostaje Ci nic innego, jak sięgnąć po tom prozy Marcina Wolskiego, by przekonać się, jakie to atrakcje Cię ominęły.

Antybaśnie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Antybaśnie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ale nie zdążyłem przekazać mu informacji o tym spotkaniu.

– Zdążymy po.

– Gdzie się umówiłeś z kurierem?

– W marmurowym hallu.

– Dlaczego właśnie tam?

– Przede wszystkim dlatego, że tam nie ma okien.

– A co z wejściem?

– Kurier potrafi wejść. Dostarczono mu klucz.

– Chodźmy więc.

Hall marmurowy znajdował się na trzecim piętrze. Ze skrzydła, przez które weszli, należało przejść czterema korytarzami. Ludo i Verger poszli kwadrans wcześniej przodem, aby zabezpieczyć miejsce spotkania. Już od wylotu korytarza Tunder zauważył postawną sylwetkę czekającego.

– Cieszę się bardzo – zaczął i urwał.

Był dość spostrzegawczy i dlatego zdziwił go brak obok gościa obu ochroniarzy. Czyżby się gdzieś zawieruszyli? Dopiero rzut oka pod ścianę wyjaśnił wszystko, chociaż z cienia ledwie wystawały nogi Vergera. Ciało Luda dostrzegł sekundę później za palmą. „Zasadzka!" – pomyślał Tunder. Chciał sięgnąć po broń, ale uczuł na plecach dotyk spluwy trzymanej przez „Ocelota".

„Zdrada!" – przemknęło przez myśl funkcjonariuszowi. Ale przecież „Ocelot" należał do najwierniejszych współpracowników Siódemki. Uśmiech zbliżającego się kuriera wyjaśniał wszystko: zdradę Siódemki i arcychytre wyprodukowanie siłami policyjnymi autentycznej organizacji terrorystycznej, która bez niego i obu wtyczek stanowiła nie kontrolowaną tajną broń o sile równej jawnie działającej dywizji. Jako zawodowiec ocenił szansę i nie próbował nic zrobić, przymknął tylko oczy nie chcąc oglądać klingi. Z marmuru łatwiej zmywać krew niż z klepki – pomyślał – dlatego tu wyznaczyli spotkanie.

* * *

13 maja o godzinie 11.02 Generał-Nadliktor otworzył z dwuminutowym opóźnieniem posiedzenie dowództwa Pretorii. Odprawy, które prowadził on lub Prefekt, nie należały do długich. Ogólny przegląd sytuacji, dyspozycje dzienne. Pytania i wyjaśnienia. Wszyscy już wiedzieli, że tego dnia za półtorej godziny wystartuje helikopter Regenta (nie wiedzieli, który z trzech) i uda się w podróż. Musieli wiedzieć, albowiem odpowiednie polecenie wydawano z krótkim wyprzedzeniem służbie nadzoru i kontroli lotów. Należało zrealizować wytyczną „czyste niebo". Przy takich okazjach na parę godzin odwoływano wszelkie loty sportowe, szybowcowe, sanitarne. Zamykano trzy spośród czterech korytarzy stołecznego lotniska. Dwa samoloty wczesnego ostrzegania startowały z baz i wypatrywały wszelkimi dostępnymi środkami nielegalnych wyrzutni rakietowych lub jakichkolwiek niepokojących zjawisk na trzech ewentualnych trasach przelotu. Choć dziś każde dziecko mogło się domyślić, że kurs z grubsza przebiegać będzie na południe. Tam bowiem odbywało się Święto Młodości – doroczne wybory Miss Amirandy. Tradycyjnie w noc po wyborze oddawała ona swoją cześć w łożnicy Regenta. Toteż obok normalnego składu jury – w którym zasiadali esteci, tancmistrze, dyktatorzy mody, reżyserzy filmowi, fotograficy i specjaliści od reklamy – obowiązkowy był jeszcze udział lekarza hymenologa i specjalisty od lojalności. Przed finałami, w warunkach hipnozy, badał on podświadomość kandydatek i te, których jaźń zawierała najmniejsze choćby inklinacje antypaństwowe, profilaktycznie eliminowano. Na szczęście uroda chodziła zazwyczaj w parze z głupotą i obojętnością polityczną.

Wszyscy woleli dni, kiedy Regent leciał na południe. Teren rozciągał się tam płaski i wyjąwszy obszar Parku Narodowego – bezleśny, gęsto zamieszkany.

Już miano kończyć operatywkę, gdy dyżurny Major-Liktor wywołał z sali Piątkę. Po chwili również Szóstkę. Niezwłocznie dołączył do nich sam Nadliktor.

– Co się stało?

– Gwardia lotniskowa złapała faceta z fałszywym paszportem… – przekazuje Piątka, któremu podlega kontrwywiad.

– Uciekał?

– Przeciwnie. Chciał się dostać.

– I to jest aż tak alarmujące?

– Posiadał przy sobie plastikową broń, niewykrywalną przez tradycyjne czujniki, ale miał pecha i trafił na przejście eksperymentalne, gdzie takie rzeczy już wyłapujemy.

– Coś powiedział?

– Nic, ale udaremniono mu połknięcie karteczki z prostym szyfrem telefonicznym. Jest to szyfr, którym, jak niedawno ustaliliśmy – melduje Piątka – posługuje się Tajna Organizacja Terrorystyczna: Grupa Zero.

– Czy ustalono już personalia tego człowieka?

– Komputery tradycyjnie zawiodły, ale starzy pracownicy nie. Nasz gagatek od lat niesłusznie uważany był za zmarłego. Wyjątkowo niebezpieczny typ. Jeden z przywódców rebelii sprzed ćwierć wieku na pancerniku „Chluba Meranii" – Albin Ketes.

* * *

O dwunastej dziesięć Regent zjadł drugie śniadanie składające się z chudego boczku, oliwek, kawioru, dwóch rolmopsów i bitej śmietany. Najjaśniejszy pan miał bowiem gust dziwny i niewybredny. Potem podpisał kilkanaście odmownych decyzji w sprawie ułaskawienia, zajrzał w dekolt nowej stenotypistce i strzeliwszy setkę centaurówki. wyszedł do ściśle wyselekcjonowanej grupy dziennikarzy.

Miał przygotowanych kilka komunałów na temat sprawczej roli młodości i perspektyw życiowych młodzieży w Amirandzie. Na koniec na oczach wszystkich uzdrowił epileptyka, wyprostował garbuskę i ożywił utopione przed pięciu godzinami dziecko. Potem odpowiedział na złożone parę dni wcześniej na piśmie pytania.

– Podobno szerzy się u was terroryzm? – zapytał korespondent z Rurytanii.

– W minimalnym stopniu, w gruncie rzeczy istnieją małe grupki bez znaczenia, jako że pozbawione są jakiegokolwiek społecznego poparcia. Ponieważ jednak często insynuuje się nam nadmierną represyjność i brak liberalizmu, pragnę zapytać się szanownych redaktorów, czyż istnienie odosobnionego wprawdzie, sporadycznego terroryzmu nie jest dowodem naszej otwartości i postępowości? No, ale czas na mnie…

Windą zjechał na kondygnację szybkich połączeń.

– Co komputer wylosował? – zapytał swego sekretarza.

– Maszyna numer dwa – odparł ów.

– Pilot?

– Najlepszy. Dwadzieścia lat nienagannej służby. Trójka dzieci w elitarnych zamkniętych zakładach wychowawczych, czyli w naszych rękach, żadnych złych skłonności, latał z Waszą Miłością wiele razy.

– No, to startujemy. Mam nadzieję, że tym razem wybiorą Mulatkę.

– Upodobania Najjaśniejszego Pana sterują suwerennymi myślami jury.

Na trzech dziedzińcach trzy śmigłowce zapuszczały silniki.

* * *

W białej Wieży Sprawiedliwości kilku wysokich funkcjonariuszy pochyla się nad czymś, co było nie tak dawno Albinem Ketesem. – Czemu nic nie mówi? – zżyma się Piątka. Zaraz zacznie, skopolin zadziała za dwie minuty – mówi funkcjonariuszka w kitlu.

– A jeśli trenował zaciski podświadomości? – niepokoi się Nadliktor, który po pożegnaniu Regenta przybiegł do pokoju przesłuchań.

– Wzmocnimy dawkę.

Siódemka rzuca okiem na ścienny zegar: 12.41. Już od jedenastu minut stalowy ptak Regenta znajduje się w powietrzu.

– Dlaczego kolega działa w takim pośpiechu? – Siódemka zwraca się do Piątki. – To straszny twardziel, ale podczas jednej ze wstępnych obróbek wyrwało mu się: „Nie męczcie się, chłopaki, za parę godzin i tak będzie po herbacie…”

– Po herbacie? – marszczy się Nadliktor. – Co to ma znaczyć? Teraz się dowiemy.

Początkowo z ust Ketesa dobywa się bełkot, potem można zacząć wyławiać pierwsze słowa przerywane chichotem.

– Przegraliście, już po was, krwiopijcy, koniec z Roderykiem…

Ogromne napięcie maluje się na twarzach zgromadzonych oficjeli.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Antybaśnie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Antybaśnie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Antybaśnie»

Обсуждение, отзывы о книге «Antybaśnie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x