Mirosław Jabłoński - Czas wodnika
Здесь есть возможность читать онлайн «Mirosław Jabłoński - Czas wodnika» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czas wodnika
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czas wodnika: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas wodnika»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czas wodnika — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas wodnika», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Hoover nie miał rodziny. Po prostu w odpowiednim czasie nie ożenił się uznając, że charakter jego pracy nie pozwala mu na posiadanie żony i dzieci. Sam był sierotą i gdy na ostatnim roku uninauki podał, gdzie chce w przyszłości pracować, nikt się temu nie sprzeciwiał ani nie dziwił. Wybór był w sumie dobry, ale Hoover znów w odpowiednim czasie nie wykształcił w sobie zdolności do obcowania z ludźmi różnymi od siebie i to mu przeszkadzało w pracy.
Przyjaciółki miewał rzadko, akurat tyle, by nie podpaść żonatym i wzdychającym do wolności kolegom. Seks – zdaniem Hoovera – był śmieszny, a uprawianie go – poniżające, toteż jego dziewczyny szybko zniechęcały się i rezygnowały z uczynienia go spontanicznym i bardziej otwartym. W końcu Hoover doszedł do jedynie w tym wypadku słusznego wniosku, że akt kupna i sprzedaży czyni miłość fizyczną mniej śmieszną i mniej poniżającą. Jedyną w ogóle możliwą do przyjęcia i uczciwą. Kupując ją był pewny, że jego godność w tej transakcji nie tylko nie ucierpi, ale nawet nie uczestniczy. Sam akt nabycia, taki jak przy zakupach w markecie, unormalniał ją w jego oczach i odmitologizowywał. To wreszcie było to.
Dopracowawszy się tej filozofii Hoover poczuł się niemal szczęśliwy. Najgorszy problem został rozwiązany. Inspektor pracował cały tydzień, weekend spędzał w wiadomy sposób i wszystko to doskonale funkcjonowało do czasu, gdy wreszcie kazano mu wykorzystać zaległe urlopy. To był cios. Wolnego było tyle, że Hoover zaczął się obawiać, iż na urlopie doczeka emerytury. Chodził po domu i nudził się, bo w odpowiednim czasie nie wykształcił w sobie żadnych innych zainteresowań poza zawodowymi. Nie polował, niczego nie kolekcjonował, nie uprawiał żadnych sportów poza strzelaniem do tarczy i walką wręcz. Dziwił się, dlaczego – skoro zdarzają się odwołania inspektorów z urlopów, cała literatura sensacyjna jest takimi przykładami wprost naszpikowana! – jego nie wzywają? Czy mają dość ludzi? Na pewno nie, ale zawzięli się w jego wypadku, by wreszcie można było zamknąć statystykę firmy.
Wyszedł przed dom. Duszne powietrze niemal go ogłuszyło. Odetchnął raz i drugi czując, że prawie się dusi. Powoli przychodził do siebie, wyjście z klimatyzowanego wnętrza nie było bezbolesne. Hoover postał chwilę, nasłuchując zbawczego dzwonka holofonu, a nie usłyszawszy go powlókł się do basenu. Stanął na brzegu i długo zastanawiał się, czy warto wskoczyć do ciepłej wody. Nie zdecydował się ostatecznie i poszedł do nastawni, by włączyć urządzenie wytwarzające fale. Wrócił, stanął na słupku i właśnie przymierzał się do skoku, gdy usłyszał stłumiony terkot holofonu. Chcąc się zatrzymać, wykonał jakiś niezgrabny krok w powietrzu i runął do wody. Wściekłymi wymachami rąk wydobył się na powierzchnię, chwycił się brzegu basenu i wykasłując wodę, podciągnął się w górę. Pognał do domu, drzwi prawie nie zdążyły się przed nim otworzyć, więc lekko poturbowany dopadł aparatu. Przed ociekającym wodą Hooverem zmaterializował się Szef Inspektoratu, Kenzo IAkado. Hoover zamierzał zasalutować, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i niezdarnie odgarnął mokre włosy z czoła. – Witaj, chłopcze – powiedział Akado, poprawiając się w swoim skórzanym fotelu.
Towarzyszyło temu znajome skrzypienie i Hoover poczuł się prawie szczęśliwy. Akado był stary, siwy, pomarszczony jak zleżałe jabłko i sympatyczny jak gnom.
Witam pana – powiedział grzecznie Hoover, a w duszy narastał mu radosny niepokój.
Przepraszam, że cię niepokoję podczas wypoczynku… – Akado przeleciał wzrokiem po stojącym w kałuży wody inspektorze, dla którego każde słowo szefa było niczym niebiańska muzyka – ale zaszły pewne sprawy…
Hoover wypuścił ze świstem powietrze przez zaciśnięte usta.
…które zmusiły mnie do tego. Nadeszła prośba o wysłanie jakiegoś inspektora w dość odległe miejsce, na Ampis. Wiesz, gdzie to jest?
Hoover nie miał pojęcia, ale było mu to obojętne. Ważne było jedno – jest zadanie, jest praca, jest przydział.
– Nie mam pojęcia – powiedział nad miarę radośnie. Akado spojrzał nań badawczo.
Inspektor pomyślał, że stary może podejrzewać, iż cieszy się on nie z otrzymanego zadania, ale z tego, że znów nie wykorzysta całego zaległego urlopu, postanowił więc ograniczyć swój entuzjazm. Szef włożył palec za ściśnięty krawatem kołnierzyk koszuli i odkleił go z ulgą od szyi.
– Upał – stwierdził Hoover bez sensu.
Wiadomo było, że do czasu naprawienia wysadzonych przez terrorystów urządzeń meteo bada się smażyć mimo klimatyzacji.
– Ampis to zapadły kąt – powiedział Akado z westchnieniem tak głębokim, jakby to była jego wina. – Nie ma tam żadnych zakładów super-high-tech, nie ma bogactw, w ogóle niczego. Poza tym daleko do głównych szlaków komunikacyjnych, stuprocentowe zachmurzenie, prawie ciągłe opady, niska kultura materialna. Planeta żyje z deszczu w przenośni i dosłownie. Hodują tam kopratę, która wymaga dużo wilgoci. Tak to w skrócie wygląda. Oczywiście, jest tam kosmoport, stolica, a w niej gubernator, ale jak to działa w praktyce, nie mam pojęcia.
Hoover też nie miał pojęcia, ale w tej chwili takie drobiazgi nie liczyły się zupełnie. Był tylko ciekaw, po co ma tam lecieć. Akado na razie nie kwapił się z oświeceniem go w tej kwestii. Sapał pod nosem, bawiąc się -jak przypuszczał Hoover – niecierpliwością inspektora. Szef miał swoje słabości, które jako szefowi właśnie należało wybaczyć. W końcu Hoover nie wytrzymał.
– Niech pan powie, co się tam dzieje, na tej Ampis?
Akado posapał jeszcze chwilę. Potem westchnął, skrzywił się i wytarł czoło chusteczką.
– Przeklęty upał – powiedział i zamilkł.
Hoover przestępował z nogi na nogę, ale nie odważył się ponowić pytania.
Wprost nie wiem, co ci powiedzieć, chłopcze – Akado schował chusteczkę do kieszeni. – Sam nie wiem, co się tam stało. Dostaliśmy pełną ozdobników prośbę o przysłanie kogoś kompetentnego, a motywacja była zastąpiona wysoce enigmatycznym zwrotem, że,,na planecie dzieje się coś dziwnego, co może być niebezpieczne dla całej Federacji". Koniec cytatu.
– Nic więcej? – zapytał zawiedziony Hoover.
– Podpis. R.R. Rolison, gubernator. I jeszcze jego sekretarz o jakimś dziwnym nazwisku.
– Kiedy mam tam lecieć?
Akado zafrasował się.
– Nic pilnego, nic pilnego – wyrzucił z siebie pośpiesznie. – Jeżeli chcesz jeszcze wypocząć…
– Pan wie, że nie chcę! – zdenerwował się Hoover. – Za dwie godziny będę u pana!
– Nic pilnego – powtórzył z rezygnacją i pewnym roztargnieniem Akado, a potem zebrał się w sobie, jakby podjął ważną decyzję. – Jest jeszcze jedna sprawa. Chodzi o to, że dobrze by było, gdybyś to potraktował jako sprawę prywatną, takie nieoficjalne śledztwo, rozumiesz?
Hoover nie rozumiał.
– To proste! – zapalił się Akado. – Jesteś przecież na urlopie! Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś pojechał zwiedzić Ampis, piękną, deszczową planetę. A przy okazji dowiesz się tego i owego. Na miejscu będziesz działał, jak to się mówi, z otwartą przyłbicą, ale tu, u mnie, nie dostaniesz żadnego zlecenia, żadnych diet, rozkazu wyjazdu, nic! Masz do wykorzystania dwa lata urlopu i nie wolno mi cię nigdzie oficjalnie wysłać, nawet gdyby cały Rząd Federacji został porwany! Jasne? Hoover skinął głową.
Hoover nawet nie pofatygował się do Inspektoratu. Nie było takiej trzeby. Udający się na wycieczkę pracownik nie ma podstaw do pogrania sprzętu, zaliczki ani taśm pamięciowych. Pracownik na urlopie jest wolny i niezależny. Taka sytuacja męczyła Hoovera, który nie lubił żadnych niejasności.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czas wodnika»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas wodnika» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czas wodnika» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.