Mirosław Jabłoński - Czas wodnika
Здесь есть возможность читать онлайн «Mirosław Jabłoński - Czas wodnika» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czas wodnika
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czas wodnika: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas wodnika»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czas wodnika — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas wodnika», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Tylko, że tu ludziom trzeba było stworzyć warunki, które wszędzie są za darmo – uzupełnił Hoover.
Dreszcze i szczękanie zębami minęły i czuł się na siłach podjąć rozmowę. Scopolicky skinął głową.
– Tak. Rząd obiecał uruchomienie regularnej linii promowej na End, a stamtąd można dalej, jeżeli tylko są pieniądze. A forsa była, byli tacy, co myśleli, że mieszkać będą na sąsiedniej planecie, a na Ampis tylko latać do pracy. Ale linii promowej jak nie było, tak nie ma, a ludzi przybyło trochę. Trochę się urodziło i tak powstało Rainy City, Deszczowe Miasto. Nikt o nas nie dbał, sami je zbudowaliśmy, wyposażyliśmy, stworzyliśmy władze, a nawet mianowaliśmy gubernatora, bo wiedzieliśmy, że i tak nikt przy zdrowych zmysłach nie przyleci tu rządzić, a "zesłańca" nie chcieliśmy. Wszelkie władze i urzędy funkcjonują jak w całej Federacji i nasz gubernator został przez nią zatwierdzony. Prawdę powiedziawszy, nie byliśmy Federacji do niczego potrzebni ani ona nam. Jedyny kontakt to wysyłka kopraty statkiem,,Goody'ego" i przywóz magnetycznych sejtów odwrotną pocztą.
– A teraz? Co się stało teraz, ze zwróciliście się do Rządu?
– Już dojeżdżamy – powiedział Scopolicky. – Najlepiej będzie, jak wyjaśni panu to sam gubernator.
Pałac gubernatora był dość jasno oświetlony jak na ciemności panujące na planecie. Hoover zdążył się już do nich przyzwyczaić, więc zmrużył oczy, gdy samochód wtoczył się na podjazd. Wysiadł i stojąc pod przypominającym muszlę daszkiem, czekał na swego przewodnika. Na tyle, na ile mógł to dostrzec, nie wychylając nosa na deszcz, siedziba gubernatora przypominała swą architekturą budowle wieku kolonialnego. Być może była nawet wierną kopią posiadłości jakiegoś wicekróla.
Niech pan wejdzie – podszedł do niego Scopolicky. – Tutaj wszystko jest otwarte, a etykieta nad wyraz swobodna. Niech pan tylko nie pluje na podłogę, a wszystko będzie w porządku. Zresztą teraz zaprowadzę pana do apartamentu, musi się pan przebrać, wysuszyć… Spotkamy się na kolacji, przyjdę po pana.
Tylko, że ja nie bardzo mam się w co przebrać. W podróży wszystko kupowałem, wystarczał mi więc pasek bankowy.
W szafie znajdzie pan wszystko, co potrzeba – uspokoił go Scopolicky, otwierając przed inspektorem drzwi apartamentu. – Niech pan się czuje jak u siebie w domu. Porozmawiamy w czasie kolacji, wtedy dowie się pan wszystkiego.
Hoover został sam. Przez chwilę stał na środku pokoju nie ruszając się z miejsca i oglądał wnętrze godne najwybredniejszego sybaryty. Białe, złocone meble w stylu Ludwika któregoś tam, ciężkie aksamitne obicia i zasłony, lustra i mnóstwo dziwnych przedmiotów niewiadomego przeznaczenia. Za to nigdzie najprymitywniejszego nawet odbiornika holo. Tylko zwykły telefon, który inspektor i tak z trudem rozpoznał. Był zamaskowany w porcelanowej figurce psa.
Zajrzał do szafy. Była pełna ubrań, garniturów, swetrów, kurtek, na półkach koszule, bielizna, na drążku krawaty, a w osobnej przegrodzie kilka przeciwdeszczowych kombinezonów. Było jasne, że podejmowani tu goście hołdowali najrozmaitszym modom. Kombinezony były w różnych kolorach i Hoover wybrał dla siebie granatowy ze złotymi lampasami i naramiennikami. Do tego wysokie buty. Dorzucił jeszcze bieliznę i tak wyekwipowany poszedł się wykąpać. W przeciwieństwie do obfitości wody na zewnątrz ta ujarzmiona w rury nad wyraz smętnie sączyła się z prysznicowego sitka. Hoover, zaintrygowany tym, usiłował organoleptycznie dociec jej właściwości.
Nie stwierdził nic ponad to, czego dowiedział się, moknąc na płycie kosmodromu – że woda jest oleista, przezroczysta, bez zapachu, za to ma dziwny mdławy i zarazem cierpki smak, przypominający sok owoców brungo. Inspektor westchnął i zabrał się do mycia, a po skończonej toalecie ubrał się i zastanowił, czy iść samemu na poszukiwanie gubernatora, czy też czekać na jakiś znak życia od Scopolicky'ego. Wreszcie wybrał inne rozwiązanie, złapał za łeb porcelanowego kundla i odczekawszy aż w jego łaciatym, białobrązowym uchu rozlegnie się sygnał, powiedział do ogona.
– Zero!
– Centrala! Słucham? – odezwał się jakiś piskliwy głosik.
– Z sekretarzem Scopo… Nie, dziękuję, już nie trzeba – przerwał Hoover widząc, że drzwi jego apartamentu otwierają się i staje w nich sam wzywany.
Odstawił telefon na miejsce.
– Jestem gotowy – powiedział.
Ruszyli obaj korytarzem wyłożonym chodnikiem z jakiegoś szorstkiego tworzywa. Hoover odniósł wrażenie, że to naturalny materiał i przez cały czas przyglądał mu się, podejrzliwie patrząc pod nogi.
– To włókno kopraty – rzucił mimochodem Scopolicky, otwierając przed inspektorem drzwi.
Znaleźli się w obszernej, białej i prawie pustej sali, jeżeli nie liczyć wielkiego podłużnego stołu, senatorskich krzeseł z wysokimi oparciami i szczupłej szatynki w kanarkowym kombinezonie. Właśnie ku tej kobiecie sekretarz poprowadził Hoovera, a gdy zatrzymali się przed nią, powiedział:
– Inspektor Hoover, gubernatorze. Gubernator Roma Ridley Rolison.
Dokonawszy prezentacji usunął się na bok, a zdziwiony inspektor przywitał się z panią gubernator. Dłoń miała małą, ciepłą i niespodziewanie mocną.
– Proszę siadać – odezwała się Roma Rolison. – Kolacja stygnie! W trakcie posiłku nie rozmawiali i Hoover odniósł wrażenie, że pomimo zapewnień Scopolicky'ego o swobodzie obyczajów dopytywanie się o cel misji byłoby nietaktem.
Okropność! – ocenił w myśli ten stan rzeczy.
Przyzwyczajony był działać w pośpiechu, nie oglądając się na dobre obyczaje. Ale odezwał się dopiero, gdy otarł usta serwetką.
– To też koprata? – zażartował pod adresem jedzenia.
– Czy było aż tak złe? – zaniepokoiła się gubernator, jakby sama sterczała nad nim w kuchni.
Hoover wzruszył ramionami. Widocznie okazywanie poczucia humoru również nie należało tutaj do dobrego tonu.
– Inspektor żartował, Threear – powiedział pobłażliwie Scopolicky, ratując Hoovera przed palnięciem następnego głupstwa. – Wprowadziłem go już nieco w nasze sprawy, głównie mówiliśmy o historii.
– Ach, tak – odparła z roztargnieniem w głosie gubernator.
– Znać było, że nie zrozumiała związku, ale widocznie była do tego przyzwyczajona, bo nie dopytywała się dalej. Hoover westchnął.
– Przejdźmy do gabinetu – zaproponowała. – Przy kawie porozmawiamy o naszych sprawach.
Hoover rączo zerwał się od stołu. Myślał tylko o tym, że im szybciej dowie się, o co chodzi, tym prędzej zacznie działać i będzie mógł niedługo zabrać się do ukochanej pracy. Właściwie już pracował.
– Czy pan wie – zapytała gubernator Rolison, gdy przeszli do jej gabinetu – dlaczego nazywają mnie Threear?
– Wiem – odparł Hoover i pomyślał, że jeżeli pani gubernator takie ma pojęcie o zdolnościach inspektorów, to sprawa, dla której go wezwała, nie powinna mu zająć więcej niż pół godziny i będzie zmuszony wrócić do domu.
– Nie, dopiero następnym rejsem pijaczyny "Goody'ego" – sprostował, przypominając sobie, że jest to jedyny sposób opuszczenia tego zapomnianego przez Federację miejsca. Reprezentacyjnym krążownikiem szos Threear nie dotarłby na End.
W gabinecie kawę podała im piskliwa osóbka z centrali łączności i zostali sami.
– Sprawa, dla której wezwaliśmy pana, jest nietypowa – zaczął Scopolicky, chcąc ułatwić zadanie pani gubernator.
Hoover potulnie skłonił głowę, choć w duchu pomyślał, że pan sekretarz gówno wie, jakie to sprawy są dla inspektorów typowe, a jakie nie. Zmilczał jednak, nie chcąc opóźniać rozwoju wypadków.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czas wodnika»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas wodnika» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czas wodnika» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.