Mirosław Jabłoński - Czas wodnika

Здесь есть возможность читать онлайн «Mirosław Jabłoński - Czas wodnika» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas wodnika: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas wodnika»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zwolennicy demokracji amorficznej, osiadli na Ampis, dochodzą do wniosku, że nadchodzi ich czas… Kto wie, moze to także Twój czas?

Czas wodnika — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas wodnika», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wreszcie – gdy wszystko zostało już ukradzione, załadowane, pospawane, zatankowane, połatane, zdrutowane, a szmugiel przeszedł przez kontrolę celną – urządzono wielkie picie. Następnego dnia bladym świtem Conseller miał ruszyć w podróż. Lindsay był zbyt pijany tej nocy, by widzieć, że wokół nich odbywa się cicha ewakuacja – kto mógł odsuwał się jak najdalej od niewygodnego sąsiedztwa. Załogi pobliskich frachtowców zostały rozpuszczone na urlopy i przepustki, sprzęt zgrupowany w odległym punkcie kosmoportu, ludzie ewakuowani. Zostały tylko służby i wachty. Rano, gdy skacowany Burt znalazł się w sterowni, port przypominał wymarłe miasto. Żaden statek niczego nie ładował ani nie tankował, transportowce stały w garażach – słowem, wszystko było przygotowane do mającej nastąpić katastrofy. Na wieży kontrolnej był tylko jeden oficer i radiowiec, za to służby medyczne, pożarnicze i walki ze skażeniami nawet w nadkomplecie.

Oficer był młody, niedoświadczony i bardzo się bał. Widać było wyraźnie, że jako najmłodszemu wlepiono mu tę służbę dopiero wczoraj.

Lindsay zebrał potrzebnych mu ludzi w sterowni, kazał stulić gębę oficerowi na wieży i przystąpił do procedury startu.

Ciężko to szło. Conseller z trudem budził się do życia, powoli do sprawności dochodziły podzespoły, trzewia statku mruczały z dezaprobatą raczej niż z ochotą. Wszystko to przypominało reanimację Frankensteina. Burt miotał się w sterowni, był wszędzie, popychał oporne wskazówki, walił pięścią w pulpity, aż wreszcie doprowadził do tego, że Gogo zameldował niepewnym głosem:

– Jest moc, panie kapitanie!

Lindsay zamarł; cały czas miał jeszcze nadzieję, że coś niezależnego od niego uniemożliwi ten lot. Ale stało" się! Zajął swoje miejsce, przypiął się parcianymi pasami do fotela i grzmotnął pięścią w kwadratowy taster wielkości płyty chodnikowej. Przycisk rozjarzył się czerwonym światłem i w tym złowróżbnym blasku nastąpił start. Przez moment jeszcze nic się nie działo, ale potem, skądś z dołu, z piekła samego, rozległ się głuchy grzmot. Statek zadygotał, zatrząsł się i rozwibrował.

Grzmot narastał, przybierał coraz wyższe i groźniejsze tony, wskaźniki i płyta komputera rozmazały się Burtowi przed oczami. Zielona skala wysokościomierza stała twardo na zerze. Huk ogłuszał wszystkich i niemal zabijał. Do tego dołączyły się jakieś gromowe potrzaskiwania i sieknięcia jakby rozpadających się wręg i pancerza. Grzmot z dołu przeszedł nagle i prawie niezauważalnie w śpiewne zawodzenie i zielony słupek wysokościomierza drgnął nieznacznie.

– Stoimy na ogniu! – wrzasnął Burt do mikrofonu.

Nikt mu nie odpowiedział. Nie było po co. Ze wszystkich sił starali się pomóc Consellerowi w wydostaniu się z grawitacyjnej matni, wpierali nogi w podłogę, ściskali poręcze foteli i z zaciśniętymi zębami pchał go w górę centymetr po centymetrze. Szedł, podnosił się! W przeraźliwym wyciu, z napiętymi do granic możliwości mięśniami wznosili się. Wibracje nieco ustały, przedzierali się przez atmosferę i nic nie widzieli w pokrytych bielmem ekranach. Ton silników zmienił się raz jeszcze – poruszali się w coraz rzadszej atmosferze. Zielona skala opadła znowu nieco, chowając w obudowie trzydzieści kilometrów dzielących ich od powierzchni Nowej Proximy.

Lindsayowi wydawało się, że lot w próżni pozwoli mu wreszcie odpocząć. Lecieli, silniki nie działały, więc nie mogły się rozlecieć, statek, o dziwo, był szczelny. Tu i ówdzie coś nawalało, pękało, przepalało się, ale Burt i jego załoga nakradli kilka ton szmelcu, którym uzupełniali ubytki. Te "części zamienne" pochodziły najwyraźniej z równie starych gratów jak Conseller, tylko już rozebranych na śrubki. Nie można było mieć do nich zaufania, lecz oni nie mieli innego wyjścia. Więc ufali.

Mimo tych pozorów spokoju i bezpieczeństwa dwie rzeczy nie dawały spać Lindsayowi. Pierwszą było lądowanie na Selenii. Gdy Burt pomyślał tylko, że lot nie będzie trwał wiecznie, że z każdym dniem zbliżają się do portu docelowego, to właściwie przestawał myśleć. To, co.będzie się dziać, przechodziło jego wyobraźnię. I nie tylko jego. Reszta" ' załogi myślała podobnie, szykując zawczasu (jako że potem mogło już ^nie być okazji!) kozła ofiarnego. To był ten drugi problem. Seksbomba był tropiony zawzięcie po wszystkich pokładach przez żądnych krwi ludzi uważających się już po trosze za jego ofiary. Garbus znosił ze spokojem większość zaczepek, ale czasem, doprowadzony do ostateczności, wykrzykiwał to, czego się po nim spodziewano, i co doprowadzało wszystkich do wściekłości.

Pomiędzy Seksbombą a resztą załogi wytworzyło się sprzężenie zwrotne – ludzie judzili go, chcąc usłyszeć kasandryczne wrzaski kaleki, a usłyszawszy wpadali w tym większą złość i stawali się bardziej okrutni.

– Zdechniecie! Wszyscy zdechniecie! – wrzeszczał Seksbomba. – Ja wam to załatwię! Nikt, kto ze mną latał, nie wrócił cały. Dobrze, gdy wracali żywi. Ale wy nie, wy zdechniecie w najgorszy sposób – eksplodujecie w próżni. Najpierw wybuchną wasze oczy i jaja, a potem krew, zanim zastygnie w lód, rozwali wasze ciało na kawałki! Strzępy zmarzniętej na kamień skóry i szare bryły mózgów będą się wałęsać w pustce przez wieczność. Taki będzie wasz koniec, bydlaki! A ja wrócę, ja zawsze wracam…

Ludzie wokół niego dyszeli podnieceni i przerażeni roztaczaną wizją, ślinili się w chorobliwej żądzy samoudręczenia się. Taki wydawał się ich cel, a męczenie Erreta było jedynie środkiem do niego.

Ej, Seksbomba – odzywał się któryś, gdy kaleka zdyszany, spocony i wyczerpany milkł po swej tyradzie. – Opowiedz nam, jaką to panienkę miałeś ostatnio?

Skurwysyny – mówił cicho Erret. – Jesteście bandą wstrętnych trupojadów, zawszonych onanistów poczętych ze spermy smoka Na, a jest to najwstrętniejsze nasienie w całym kosmosie…

Lindsay rozpędził kilka takich seansów. Mimo że natykał się na nie zupełnie przypadkowo, spostrzegł, że załoga podejrzewa go, że ich tropi. A Erret? Nie wyglądało nawet na to, że jest mu wdzięczny. Sam nigdy nie skarżył się, a raz wezwany przez Burta i wypytywany, milczał jak zaklęty. Jedynie wychodząc z kabiny dowódcy, murszejącej jak wszystko na tym statku, powiedział:

– Moja chwila zbliża się. Czuję to!

Lindsay, który pomyślał, że Seksbomba mówi o gnębiącym go lądowaniu, o mało nie wybuchnął. W ostatniej chwili zdał sobie sprawę, że zachowałby się tak samo jak inni – i zmilczał. Ale też rzadziej zaczął wychodzić z kabiny, spędzając w niej większość czasu. Nie chciał nawet przypadkiem być zmuszony do interwencji w obronie Erreta. Tylko on jeden zwracał się do niego w ten sposób, ale i to nie budziło wyraźnej wdzięczności garbusa. Chyba wolał być Seksbombą.

Lot ciągnął się nieznośnie. W drugim miesiącu podróży odebrali sygnał Patrolu ostrzegający o obecności w sektorze statku Czarnego Johna, ale Lindsay zignorował tę informację. Korsarz musiałby chyba na głowę upaść, by napadać na frachtowiec Kompanii Wschodniogalaktycznej. W całym zamieszkanym kosmosie wiadomo było, że jej statki to najnędz-niejszy łup. Właściwie nawet nie łup, a kłopot. Cóż by począł Czarny John z trzema milionami ton rudy yrru? Lindsay nie potrafił sobie wyobrazić tego, bo nie miał pojęcia, do czego służy yrr.

Jedyne niebezpieczeństwo, jakie mogło im grozić ze strony Czarnego Johna i Patrolu równocześnie, to walka, na której polu mógł się zawieruszyć nieruchawy Conseller. Wtedy przepowiednia Seksbomby mogła się łatwo spełnić, ale o tym Lindsay wolał nie myśleć. Miał przyjemniejsze tematy. Drugi miesiąc lotu to, według wszystkich podręczników psychologii kosmicznej, okres największego nasilenia marzeń seksualnych. Na statku nie było aparatury symulacyjnej, więc Burt musiał polegać na własnej wyobraźni i pamięci. W porównaniu z innymi dziedzinami życia w tej materii miał bogate doświadczenie i jego myśl hasała teraz po bezdrożach erotyki niczym nie skrępowana. Miłe te rojenia przerwane zostały brutalnie i zdecydowanie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas wodnika»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas wodnika» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Rosamunde Pilcher - Czas burzy
Rosamunde Pilcher
Colleen McCullough - Czas Miłości
Colleen McCullough
Poul Anderson - Stanie się czas
Poul Anderson
Robert Silverberg - Czas przemian
Robert Silverberg
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Andrzej Sapkowski - Czas pogardy
Andrzej Sapkowski
Leonardo Banegas - Sweet-Jab
Leonardo Banegas
Vitaly Mushkin - Blow job. Bloody sex
Vitaly Mushkin
Отзывы о книге «Czas wodnika»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas wodnika» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x