Anthony Burgess - Mechaniczna pomarancza

Здесь есть возможность читать онлайн «Anthony Burgess - Mechaniczna pomarancza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mechaniczna pomarancza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mechaniczna pomarancza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dzieje się to w przyszłości nieokreślonej i w mieście też nie całkiem określonym. Tylko nieliczne realia wskazują, może niechcący, że to Anglia i poniekąd Londyn. Więc jakby
w tej specyficznej i nadzwyczaj ważkiej odmianie zwanej dystopia: na krytyce politycznej i społecznej zbudowany, posępny, do katastrofizmu skłonny rodzaj utopii. Kolejne w szeregu imponujących dzieł, jakie stworzyli nie tylko George Orwell, bo i Zamiatin, Aldous Huxley, Ayn Rand, Karin Boye i wielu innych. A teraz Anthony Burgess.
Jednak niedaleka to przyszłość i pod niektórymi względami łatwo kojarząca się
dniem dzisiejszym…

Mechaniczna pomarancza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mechaniczna pomarancza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jest pewien osobnik — ciągnął Mini od Nie i We Wnętrz — niejaki F. Alexander, autor literatury wywrotowej, co ryczał i domagał się twojej krwi. Oszalał z pragnienia, żeby ci wpakować nóż w serce. Ale już nie będzie ci zagrażał. Wzięliśmy go pod klucz.

— A miał być jak drużek — powiedziałem. — Był mi jak matka rodzona! taki on był.

— Bo dowiedział się, że go skrzywdziłeś. Przynajmniej — poprawił się Mini oczeń bystro — pomyślał i uwierzył w to, że go skrzywdziłeś. Wbił sobie do głowy, że jesteś odpowiedzialny za śmierć kogoś bliskiego mu i drogiego.

— Znaczy się — bałaknąłem — że mu ktoś powiedział.

— Był o tym przekonany — rzekł Mini. — Był niebezpieczny. Więc zamknięto go dla jego własnego dobra. Jak również dodał — dla twojego.

— To miłe — rzekłem. — To zaiste miłe z waszej strony.

— Kiedy stąd wyjdziesz — truł dalej Minister — nie będziesz miał żadnych kłopotów. O wszystko się zatroszczymy. Będziesz miał dobrą pracę i wysokie zarobki. Bo nam pomagasz.

— A pomagam? — ja na to.

— Przyjaciołom zawsze się pomaga, nieprawdaż? — i złapał mnie za grabę, a ktoś zawołał: — Uśmiech! — i ułybnąłem się nie pomyślawszy, jak z uma szedłszy, i zaraz błysk błysk i trzask błysk trrrach porobili zdjęcia mnie i Ministrowi od Nie i We Wnętrz jacy z nas przyjaciele. — Dobry z ciebie chłopiec powiedział ten wielki członio. — Grzeczny i dobry chłopczyk. A teraz, no proszę, mały prezencik.

I cóż oni wnieśli, o braciszkowie, jak nie wielkie błyszczące pudło i od razu wiedziałem, co to. A to było stereo. Postawili mi je przy wyrku i otworzyli i jakiś fagas wetknął jego przewód do gniazdka w ścianie. — Co ma być? — zapytał jakiś pinglarz w oczkach na klufie i w rękach trzymawszy mnóstwo ślicznych, błyszczących koszulek pełnych muzyki. — Mozart? Beethoven? Schönberg? A może Carl Orff?

— Dziewiąta — rzekłem. — Niezrównana Dziewiąta.

I poszła Dziewiąta, o braciszkowie moi. Tamci się zaczęli grzecznie, cicho i spoko wygrużać, a ja leżałem z zamkniętymi oczyma, słuszając tej przewoschodnej muzyki. — Dobry, dobry chłopiec — powiedział Mini Wnętrz i poklepawszy mnie w pleczo też się wyniósł. Tylko jeden członio, zostawszy, powiedział mi: Proszę się tu podpisać. — Uchyliłem powiek na tyle, żeby podpisać, nie wiedząc, o braciszkowie moi, co podpisuje i nawet się tym nie interesując. Po czym zostawili mnie już samego z tą przecudowną Dziewiątą Ludwika Van.

Och, co za wspanialstwo i niam niam niam. Jak zaczęło się Scherzo to już widziałem tak dokładnie samego siebie, jak biegnę i biegnę jakby na oczeń leciutkich i tajemniczych nogach, robiąc moją brzytwą do gdryk ciach ciach po całej mordzie wrzeszczącemu światu. A przede mną jeszcze była ta część powolna i ta wunder bar ostatnia śpiewająca. Byłem wyleczony jak trza.

7

— To co teraz, ha?

Byłem ja, Wasz Pokorny a Piszący Te Słowa, i trzech moich kumpli, to znaczy Len, Rick i Bycho, a Bycho zwał się Bycho z powodu że miał to gromadne grube szyjsko i takie na balszoj gromkie głosiszcze, kak raz budź to wielki jakiś gromadny byk ryczał boouuuuu. Siedzieli my w Barze Krowa zastanawiając się, co zrobić z tak pięknie rozpoczętym, a wieczór był chujnia mrok ziąb zima sukin kot choć suchy. Wszędzie krugom jakieś wpychle już dobrze na haju od tego co plus welocet i syntemesk i drenkrom, i jeszcze taki siaki maraset, co cię wynosił poza ten niecharoszy nastojaszczy świat do takiego kraju, gdzie idzie zobaczyć Pana Boga i Wsiech Jego Aniołów i Świętych w lewym buciorze i do tego rozbłyski prysk i bryzg na całe mózgłowie. A doiliśmy stare mleczko z żyletami w środku, tak się u nas mówiło, żeby się naostrzyć i być gotów na niemnożko tego brudnego, co to dwadzieścia w jedno, ale znacie już ten cały razkaz.

Wszyscy byliśmy jak z żurnała wycięci, to znaczy według tamtej mody oderżnięci, w bardzo szerokie sztany i bardzo luźne czarne połyskliwe skórzane jakby kubraki na rozpiętą koszule, z takim jakby szalikiem wetkniętym pod szyją. I był tagda sam szczyt mody, żeby se dać starą brzytwą po głowie, tak że baszka była ciut nie sawsiem łysa i tylko z włosami po bokach. Ale na starych nożyskach wciąż to samo: te buty po nastojaszczy horror szoł wielkie i gromadne w sam raz żeby mordę wkopać do środka.

— To co teraz, ha?

Byłem jakby najstarszy w naszej czwórce i wsie patrzyli na mnie jak na wożatego, ale dostawałem nieraz takiej przydumki, że Bychowi już łazi po czaszce, czy aby nie przechwycić, niby że taki gromadny w sobie i że ten głos gromki wydobywa się z niego, kiedy wkroczy na wojenną ścieżkę. Ale pomysły, o braciszkowie moi, to szły zawsze od Niżej Podpisanego: no i w dodatku liczyło się, że ja byłem ten sławny i miałem swoje zdjęcia i artykuły o mnie w żurnałach i cały ten szajs. A do tego miałem też najlepszą robotę z naszej czwórki, niby w tym Centralnym Archiwum Narodowym jako spec od muzyki przy gramopłytach i za to całkiem horror szoł kasabubu połuczałem co tydzień do karmana i jeszcze na boczku mnogo mnogo fajniutkich płyt dla samiutkiego siebie za bezdurno.

Tego wieczora w mołoczni Pod Krową był cały tłum normalnie mużyków i psioch i dziuszek i małyszów, a wszystko śmiejaszcze i dudlące, i przez ten szumny bałach i bełkot tych, co już w trakcie na orbicie, z tym ich: — Gropsze pychnie tu pad fallikniego i roba czmuch we prąg zabiczupełni prze trupajcach! — i przez cały ten szajs przebijał się jakiś dysko pop na stereo i to był Ned Achimota śpiewający: Ten dzień, oj, ten dzień! Przy barze siedziały trzy dziule oderżnięte w sam wierch mody nastolowatej, znaczy się, długie nie uczesane włosy wykraszone na biało i sztuczny cyc wysterczony na metr albo więcej, i uch uch jakie obcisłe spódniczki, krótkie, a pod nimi wsio białe i aż pieniące się, i Bycho wciąż powtarzał: — Ej, posunęli by my w to, we trzech. Staremu Lenowi nic zależy. Niech się stary Len obszcza ze swoim Bogiem. — A Len tylko powtarzał: — Jaja że ci śmaja. Gdzie ten duch? że wsie za jednego i jeden za wsiech, no gdzie, bojku? — Nagle poczułem się oczeń oczeń ustawszy i równocześnie pełen jakby takiej łaskotliwej energii, więc powiedziałem:

— Aut aut aut aut raus.

— Raus a dokąd? — zapytał Rick z mordą jak u żaby.

— A tak normalnie luknąć, co się hapnie na tym ogromnym świecie — odparłem. Ale w rzeczy samej, o braciszkowie, czułem się po nastojaszczy znudzony i jakoś tak beznadziejnie, a to czustwo nieraz mnie zaskakiwało w tych dniach. Więc odwróciłem się do jakiegoś członia, co siedział koło mnie na tej długiej pluszowej ławie, ciągnącej się u ścian krugom po całej mołoczni, do tego, znaczy się, członia, co tak bulgotał na cyku, i piąchnąłem go tak oczeń bystro ech ech ech w brzucho. Ale on daże nie poczuł, braciszkowie, i dalej bulgotał swoje: — Przeto jak cnototo pod prę gdzież na kłamaszcie i po popkormaku? — Więc my raz i wytoczyli się w tę wielką zimową noc. I.dawaj po Marghanita Road, a że patrole mili poli cyjne dużo się tam nie udzielały, więc natrafiwszy my na starego chryka, co jak raz wracał z kiosku wyszedłszy po gazetę, bałaknąlem ja do naszego Bycha: — No, fajno fajn, Bychu bojku! wolnoć, jeśli chuć po temu czując i łakniesz. — W tych czasach już coraz to częściej wydawałem tylko rozkazy i z boku się przyglądałem, jak oni je wykonują. Tak i tu Bycho wziął mu ładować uch uch uch, a tamci dwaj go podcięli, aż ruchnął, i kopali go cha cha śmiejaszczy leżącego, a potem dali mu odpełznąć damoj, tam gdzie mieszkał, tak jakby skowytającemu sobie cichutko.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mechaniczna pomarancza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mechaniczna pomarancza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Mechaniczna pomarancza»

Обсуждение, отзывы о книге «Mechaniczna pomarancza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x