Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Weźmiesz, ale czekanem w łeb! Na razie ja tu dowodzę. I pytam się – zagrzmiał Dydyński – co to ma znaczyć?! – Wskazał na skowanych szaraczków, a jego twarz nagle stała się ponura. – Siła waćpan Gedeonów znalazłeś – pół zaścianka. I co my niby mamy z nimi zrobić? Do Łańcuta ciągnąć?

– Gedeona nie znaleźliśmy. A to są Dwerniccy, tfu, co gadam, Dwerkowie, chłopi zbuntowani. Będą oni teraz rolę orać dla pana starosty, sprzężaj odrabiać trzy dni w tygodniu, jako konstytucje stanowią. Założy im się zaraz księgę dworską i wszystkie powinności ustanowi.

– Chyba się waszmości rozum pomieszał! To jest szlachecka wieś, a tamci to herbowi szaraczkowie, o czym wie byle kiep w Sanockiem.

– Tacy z nich szlachcice jak ze mnie biskup – zarechotał Zegart. – To są ludzie z urodzenia plebeiae conditionis et ignobiles. Nic im nie pomogą wywody, atestacje, konfirmacje i co tam jeszcze diabeł im podpowie! Będą kijem bierać i po trzy dni w tygodniu pańskiego odrabiać! Za każdy łan kmiecy!

– Waść zapomniałeś, po co tu przyszliśmy?! Mieliśmy łapać Gedeona Dwernickiego, który waszmości spostponował, a nie szlachtę chłopić! Jego mość Stadnicki nic mi o tym nie mówił!

– A po co miał mówić?! Twoja rzecz pojmać Gedeona. A moja – zaprowadzić tu prawo i sprawiedliwość, czyli dokonać egzekucji kaduka na tych oto plebejach!

– Dydyński sum! – wybuchnął Jacek. – Ja jestem od pojedynków, zwad i zajazdów, a nie od schłopiania wolnych szlachciców! To jest crimen, pospolita zbrodnia! Jak się o tym szlachta dowie, trudno będzie nas z kawałków do trumny pozbierać!

– Panie Dydyński, uspokój się, waść! – wrzasnął Zegart siny z wściekłości. – Tyś się za dużo naczytał romansów rycerskich, Długosza i Kromera! Ty mi tu nie strugaj, proszę, Zawiszy Czarnego, boś nie Sulimczyk, ale Nałęcz. A przy tym wywołaniec i banita, jak my wszyscy. Dzisiaj żyjem, jutro gnijem. Przeszkadza ci cnota, tedy ją wycharchnij! Zawadza sumienie, to je winem zalej, jak robaka!

Veto, panie Zegart. Ja nie pozwolę na takie poniżanie szlachty!

– Szlachty?! Jakiej szlachty? Lepiej spytaj się ich, waść, czy autentyk mają, przywileje na wioskę, pergaminy, gdzie napisano, że są nobilis, a nie poczciwi!

– Pytaj się dębiny, kto jej kazał rosnąć nad wszelkie krzewiny!

– Stój!

Dydyński nie czekał. Skoczył konno w stronę Dwernickich, dopadł do Kołodruba, zamachnął się i ciął szablą. Z krótkim, urywanym brzękiem pękł łańcuch obejmujący kłodę na szyi i rękach szlachcica! Jacek nad Jackami skoczył ku kolejnemu Dwernickiemu, przerąbał okucie deski. A kiedy następny szlachetka wzniósł doń jak do świętego Jana z Dukli ręce skrępowane długim łańcuchem, Jacek uderzył szablą jak piorunem i z metalicznym chrzęstem strzaskał okowy i kajdany.

Dwerniccy krzyknęli jak jeden mąż. Wszyscy rzucili się do wybawcy, klękali przed jego koniem, wyciągali doń skrępowane ręce, jak jeńcy uwolnieni z tatarskiego jasyru. A urodzony Jacek Dydyński z Niewistki, herbu Nałęcz, szlachcic osiadły, z familii starszej niż weneckie katedry i włoskie zamki, przecinał więzy, rąbał dyby i kajdany. Kiedy on, polski pan odziany w przepyszną karmazynową delię ze złotymi pętlicami, z diamentowymi guzami, z których każdy wart był więcej niż pół Dwernik, niósł wolność na ostrzu swej husarskiej szabli biednym, zahukanym szlachetkom w znoszonych giermakach, ferezjach i siermięgach, wyglądał jak święty archanioł, który zstąpił z nieba, aby ochronić maluczkich przed zniszczeniem.

– Szatmar! – wycharczał pobladły Zegart. – Do mnie! Do rusznic! Mierzyć w Dydyńskiego!

– Semeni! – rzucił krótko Jacek nad Jackami. – Brać na cel Zegarta!

Żołnierze Stadnickiego pogłupieli. Z początku nie wiedzieli, kogo słuchać, ale semeni, czy to, że byli bardziej karnym wojskiem, czy też Dydyński miał większy mir między nimi, skoczyli konno i pieszo w stronę pana Jacka. Z metalicznym szczękiem odwiedli kurki od pistoletów i rusznic, z trzaskiem opuścili krzoski na zębate kółka zamków arkebuzów. Dopiero wówczas sabaci zaczęli biec w stronę Zegarta, a potem stanęli obok niego ramię w ramię.

– Nie rób żadnych głupstw, Zegart! – warknął Dydyński. – Wsadź dupę w troki i ruszaj na gościniec. Spotkamy się w Łańcucie i tam zdamy sprawę przed starostą! Myślże, człecze, bo to zaboli cię mniej niż kula. A jak nie pomyślisz, tedy każę cynglów ruszać! I tak ci łeb obrobię, że stare baby będziesz na jasełkach straszyć!

Zegart zawahał się. Już wiedział, że przegrał. Nie mógł dostać pola Dydyńskiemu. To była oczywista prawda, o której wiedział każdy z jego żołnierzy.

Opuścił broń...

I wtedy padł strzał!

Jacek pochylił się w kulbace. Na jego plecach wykwitła szkarłatna plama.

Semeni dali ognia z kilkudziesięciu kroków, prosto w umorusane łby sabatów i dworskich hajduków.

Podniósł się wrzask, krzyk, jęki, rżenie i kwik wierzchowców. Dym spowił podwórze przed dworkiem Dwernickich. A potem przeorały go błyski ognia z luf arkebuzów oraz pistoletów ludzi Zegarta.

Najwierniejszy sługa Diabła Łańcuckiego wyleciał z kulbaki, padł na ręce swoich sabatów, zawył z bólu, omdlał. Dydyński uderzył czołem o przedni łęk kulbaki; wiedziony ostatnią wolą obrócił się na bok, spojrzał za siebie...

I przymknął oczy.

W zdeptanym, zrytym końskimi kopytami ogrodzie za dworem stał Przecław z dymiącym pistoletem w dłoni. Jacek Dydyński wypuścił szablę z ręki, osunął się na ziemię, pomiędzy ciała zabitych. Chciał jeszcze wstać, ale nie mógł, krew trysnęła z okrutnej rany w plecach, spłynęła na delię obszytą wilczurem, na pętlice, adamaszki, jedwabie i aksamity... Na kindżał nabijany turkusami, szablę husarską w czarnej pochwie ozdobionej srebrem. Na Nałęcza wyrytego na sprzączce ciężkiego rycerskiego pasa...

Strzały z ganku rozległy się zupełnie niespodziewanie, a pozbawieni dowódcy semeni rozpierzchli się, gdy kilku z nich padło od zdradliwych kul. Ze stopni stoczył się na zakrwawione, zadymione podwórze ogromny szlachcic bez prawej nogi i lewego oka. Chwycił wystrzelony arkebuz za lufę – niby maczugę – a potem wpadł między przeciwników. Jednym ruchem rozłupał łeb najbliższemu z kozaków, uderzeniem z zamachu zdruzgotał żebra hajdukowi, połamał ręce sabatowi zbrojnemu w szablę i pistolet. I poszedł dalej, rozwalając głowy, krusząc żebra, obojczyki i karki.

Berynda skoczył za nim z pistoletem w ręku. Potem pobiegła Konstancja, Samuel, Krzysztof i jeszcze kilku Dwernickich. To wystarczyło. Bez wodzów wojsko Stadnickiego było już tylko zbójecką watahą opryszków i włóczęgów. Pierwsi pierzchli z placu boju hajducy. Za nimi, porwawszy rannego Zegarta, sabaci. Po nich umknęli w opłotki semeni i cała reszta hałastry.

Samuel strzelił z rusznicy do Przecława, wciąż tkwiącego w miejscu i wpatrującego się w milczeniu w zakrwawionego starszego brata. Kiedy kula świsnęła Dydyńskiemu tuż nad ramieniem, zadygotał, rzucił precz pistolet, porwał za cugle, a potem śmignął w ogród, jak szarak umykający przed polowaniem. Samuel widział, jak pędził na wronym wierzchowcu w dół pagórka, jak wpadł w Wetłynkę i przebył ją skokiem, a potem znikł w lesie za rzeką...

Gedeon stanął w milczeniu nad zalanym krwią Jackiem Dydyńskim. Wziął szeroki zamach, aby zadać cios łaski i przerwać cierpienia zajezdnika. Konstancja skoczyła ku krewniakowi jak tygrysica, złapała go za ręce. I choć z równym powodzeniem mogłaby zatrzymać szarżującego wołu, Gedeon zamarł, nie zadając ciosu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Diabeł Łańcucki»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x