Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ukrywa Kozaka? To dziwne. Czyżby jakiś posłaniec?
– Kto go tam wie.
– Świetnie – mruknął Dantez. – Moja mała ladacznico, spisałaś się doprawdy doskonale.
* * *
– Grozi nam konfederacja – rzekł Przyjemski. – Kalinowskiego opętał diabeł i myśli tylko o zniesieniu Chmielnickiego. A w chorągwiach wrze!
Marek Sobieski obracał w rękach pułkownikowską buławę, przymknął oczy.
– Kiedy Radziwiłł nie dopuścił do prolongaty sejmu, armia koronna została bez zasług i kapitulacji. Panowie towarzystwo poczekaliby na ćwierci do następnego sejmu, ale nie pod buławą Kalinowskiego, który nie ma w wojsku poważania. Dlatego lada dzień wybuchnie bunt! A jeśli nawet nie będzie buntu, to zdławi nas Chmielnicki.
Sobieski słuchał.
– Nie sprzeciwiałem się wyprawie na Kozaków, bo moją powinnością słuchać rozkazów! Jednak jego mość hetman odrzucił plan mój i pana Odrzywolskiego, aby założyć obóz pod Bracławiem lub Rajgrodem. Jego mość hetman odrzuci każdy plan, który nie pochodzi od niego samego lub od jego zausznika, psiego syna Danteza. Pod Batohem nie ma nawet połowy armii koronnej. Nie przyszły do nas pułki Lanckorońskiego ani Konradzkiego. Nie ma chorągwi z Zadnieprza. Garstka nas jest w obozie. Z tymi siłami Kalinowski chce pobić Chmielnickiego. Z jednej strony Kozacy i Tatarzy, z drugiej hetman, który rwie się do walki, choć sił mu na to nie starczy. A z trzeciej nasi właśni żołnierze. Chciałem tedy spytać, panie Marku, po czyjej stronie waszmość się opowiesz?
– Nie sądzisz chyba, panie bracie, że stanę po stronie buntowników?!
– A więc wspierasz Kalinowskiego? – rzekł Przyjemski.
– Jestem winien posłuszeństwo hetmanowi.
– Czarne chmury zawisły nad Rzecząpospolitą, panie Marku. – Przyjemski podkręcił wąsa. – Ja jestem starym żołnierzem. Byłem przy szturmie Magdeburga. Oglądałem w Rzeszy rzezie i miasta wypalone. Nie chcę, aby to samo działo się w Koronie. A tymczasem sejm zerwany, wojsko się buntuje, Chmielnicki znowu łeb podnosi... Rzeczpospolita to jakoby lew między wilkami. Póki jest silny, boją się go kundle pruskie, cesarskie, szwedzkie i moskiewskie. Ale gdy pada, wtedy najmniejszy wilczek ze zgrai rzuci się mu do gardła. A my wokoło samych wrogów mamy! Na wschodzie moskiewski tyran, co ludzi wiesza i ścina. Na południu Turczyn, dalej Habsburgowie. Na północy Szwedzi i elektor brandenburski, który rad by nam wydrzeć Prusy Królewskie i Wielkopolskę. Jeśli tedy nie uporządkujemy spraw kozackich, gorze nam!
– Rzeczpospolita jest światłem – powiedział ponuro Sobieski. – Jeśli zginie, to wraz z nią zniknie ostatni płomyk wolności, jakiej żaden naród na świecie nigdy nie doznawał. Ja wiem, że wolność nasza jedynie szlachty dotyczy, jednak w przyszłości przeniesiona być może na inne stany.
– Rzeknij to na sejmiku, a gotowa cię szlachta rozsiekać – mruknął Przyjemski. – Nie za ten koncept ze światłością, jeno o przeniesieniu praw na inne stany. Tego chyba cię u Nowodworskiego wyuczyli i w Akademii Krakowskiej. Rzeczpospolita to naród szlachecki. My zaś, rycerstwo Korony i Litwy, jesteśmy jego zbrojnym ramieniem. Jeśli nie stanie naszej szlacheckiej armii, upadnie ojczyzna. Nie pozwólmy tedy wydać Kalinowskiemu na rzeź rycerstwa koronnego! Chcę – Przyjemski spojrzał Sobieskiemu prosto w oczy – abyś przystąpił, waszmość, do konfederacji wojskowej. Nie ma innego ratunku, niż pozbawić Kalinowskiego dowództwa.
– Nie może to być! Ja przysięgałem!
– Jak tedy chcesz poradzić sobie z Kozakami? Lada dzień dojdzie do walki, w której szans nie mamy. Zresztą, powiem krótko: jeśli nie przystąpisz ty, twoi żołnierze to uczynią. Nie mamy wyboru.
– Mamy – rzekł Sobieski. – Mamy, panie Przyjemski. Taras, bywaj tu!
Zza zasłony wyszedł młody Kozak, skłonił się nisko.
– Jasne wielmożne pany – rzekł. – Oto list od wojska zaporoskiego.
Wyciągnął rękę z pismem w stronę Przyjemskiego. Generał przyjął je z wahaniem.
A potem złamał pieczęć i wbił wzrok w rządki liter. Czytał...
– Nie może to być! – krzyknął. – Starszyzna zaporoska chce zawrzeć z nami rozejm i odstąpić Chmielnickiego. To bardzo dobra wieść.
– Deputacja w Taraszczy czekać będzie – rzekł Taras.
– O tym, czy ktoś tam pojedzie, zadecyduje hetman – mruknął Sobieski.
– Kalinowski każe powiesić posłańca – mruknął Przyjemski. – Ty nie rozumiesz, panie Marku, on nie chce pokoju! Ja mu wierzyłem do chwili, gdy nasłał na mnie tego diabła Danteza. Ten szelma wyzwał mnie na pojedynek, chciał zabić.
– Dantez?! Niemożliwe!
– A jednak. Widziałeś kresę na jego policzku? To od mojego ostrza. Zatem winniśmy pogadać z Kozakami o pokoju.
– Skąd mamy wiedzieć, że naprawdę go chcą? A jeśli to podstęp Chmiela?
– Wasze miłoście – rzekł Taras. – Ja sam gotów wam jestem do nóg upaść i prosić, abyście około ugody mieli staranie. Oto nadciąga chwila, która zadecyduje o naszym losie: jeśli będziemy krew sobie upuszczać, tedy koniec nastanie Ukrainy i Rzeczypospolitej. Ogień je pochłonie i otchłań piekielna, Moskwa, Szwecja i Habsburgi. Zawrzyjcie pokój, zanim nie będzie za późno. Bo jeśli wy tego nie zrobicie, któż to uczyni? Detyny wasze już karłami będą, bo się urodzą w niewoli, a nasze – niewolnikami cara. Tedy wybierzcie mądrze, póki macie husarię skrzydlatą i dział czterdzieści na podorędziu. Póki za wami stoi wielka Rzeczpospolita. Bo później żadnego wyboru nie będzie. Wtedy sąsiedzi zdecydują o naszym losie.
Sobieski podniósł wzrok.
– Jak ja mam uwierzyć w dobre chęci Wyhowskiego po tylu mordach na Ukrainie, tylu buntach i podstępach Kozaków? Wybacz, Tarasie, nie mogę!
Kozak nic nie powiedział. Po prostu uderzył w struny, zagrał i zaśpiewał:
Raz w niedzielę bardzo rano raniusieńko
Nadleciały sokoły z dalekiej obcej strony
I usiadły, przypadły pośród lasu na wspaniałym
drzewie, na orzechu
I uwiły sobie gniazdo purpurowe,
Zniosły jajo perłowe
I dzieciątko wysiedziały sobie...
Sobieski poczuł, że coś w nim pęka, coś się załamuje. Buława wypadła mu z ręki. Przyjemski zdjął dłoń z rapiera. Duma Tarasa była jak balsam na krwawe rany.
– Wieki temu – rzekł bandurzysta – pradziadowie wasi uczynili coś, co zadziwiło świat. Oto zagrożeni przez Krzyżaków, przyjęli do piersi swojej Litwinów. W Horodle i Krewie dali swe własne herby szczerozłote, krwią sarmackich przodków oblane, ludowi, który ledwie z pogaństwa wyrósł. Dali mu wolność, jakiej jeszcze nie znał. A w zamian za gest tak wspaniałomyślny, starłszy w proch psich synów teutońskich, Bóg dał im wielką Rzeczpospolitą. A wszystko dlatego, że dokonali czegoś, czego nie uczyniłaby żadna nacja na świecie. Bądźcie godnymi swych pradziadów albo gińcie! Wybierajcie, jaśnie oświeceni panowie.
– Mówisz, jakbyś Długosza, Starowolskiego i Bielskiego czytywał – mruknął Sobieski. – Ale to Kalinowski, nie ja, zadecyduje o wszystkim.
Światło pochodni rzuciło na ściany namiotu kawalkadę rozmazanych cieni. Przez otwór wejściowy wpadli rajtarzy w skórzanych koletach, wamsach i czarnych pelerynach. Dziesięć ostrzy, pięć luf skierowało się w stronę Sobieskiego i Przyjemskiego. Zrobiło się cicho, gdy do namiotu wszedł Dantez, a za nim, poprzedzany przez dwóch hajduków, hetman Marcin Kalinowski.
– Co to ma znaczyć?! – wybuchnął Przyjemski.
Francuz dał znak. Rajtarzy opuścili broń. Taras skulił się, widząc Kalinowskiego, ale hetman patrzył na Sobieskiego, a jego wzrok był więcej niż złowróżbny.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.