– Król i Królowa muszą być małżeństwem – zgodziła się – i mieć dzieci.
Dotknęła jego włosów.
– To nie jest Grecka Formuła, co?
– Nie, siwieję.
Pocałował ją w czoło.
– A ty straciłaś tamtą bliznę. Dar od starego zabitego Króla i Królowej. Zastanawiam się, jak bardzo odmłodniejemy.
Mrugnęła do niego.
– Mam nadzieję, że nie cofniemy się bardziej niż do wieku dojrzewania.
Wyszła z łazienki.
– Weź tusz i złap trochę snu – zawołała z drugiego pokoju. – Kiedy chcesz, żeby cię obudzić?
Obudzić, pomyślał. Nigdy.
– Powiedzmy o drugiej.
– Dobra.
Jego umysł poruszony był przez uczucie radości i strachu. Usłyszał, że drzwi łączące pokoje zamykają się, i zaczął pracować nad wydostaniem się z sukienki.
Mavranos wyciągnął dłoń w mrok szerokiego holu i poklepał prawą pierś Kleopatry.
Rzeźbione i pomalowane ciało kobiecego kształtu, którego dotknął, było galionem wielkiego, mechanicznie kołysanego okrętu, znajdującego się przy schodach do Cleopatra’s Barge, jednego z barów w Caesars Pałace.
– Jasne – powiedział Arky ze zmęczonym uśmiechem do Diany i Dinh – wy, dziewczyny, idźcie przodem i rzućcie parę żetonów. Muszę zażyć swoje piwo i będzie mi tu dobrze z Cleo.
Diana wzięła Nardie pod łokieć i poszły z powrotem przez wyłożony chodnikiem hol do sali gier. Torebka Diany, pękata od zwiniętego starego dziecięcego kocyka, kołysała się pomiędzy obiema kobietami.
– Rozumiem – odezwała się Nardie nieco oschle – że nie sprzedał Królowi ręki tego starucha i że planujecie pobrać się w sobotę.
Diana zerknęła na nią, ukrywając zaskoczenie.
– Masz rację w obu wypadkach. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
– Niepowodzenie z Królem – nie; to nie jest w porządku, jak o mnie chodzi. Nie chcę wprzęgać swego konia do wozu outsidera. Jak wiesz, mój przyrodni brat jest także całkiem dobrym kandydatem. Mogłabym postawić na niego. A co do tego, kogo poślubisz, to nie jest mój interes.
– Jest, jeśli zostajesz z nami. Wiem, że tydzień temu usiłowałaś uwieść Scotta.
Nardie skrzywiła się i zrobiła taką minę, jakby zamierzała splunąć.
– Uwieść go? Uciekłam od niego. Powiedziałam mu, że powinien się zabić – szarpnięciem uwolniła swoje ramię z uchwytu Diany. – Nie chcę was wszystkich; nadal jestem zawodniczką. Tylko dlatego ty…
– Bardzo cię kusi, żeby do niego wrócić? Do brata?
Wargi Nardie odsłoniły zęby i Dinh odetchnęła… a potem jej wąskie ramiona opadły i tylko westchnęła.
– Do diabła, tak. Gdybym była z nim, nie musiałabym cały czas myśleć, mieć się na baczności. Za każdym razem, kiedy znajdę się koło automatu telefonicznego, który dzwoni, myślę, że to może być on, i chcę podnieść słuchawkę. Nie zrobiłabyś tak?
Znajdowały się pomiędzy rzędami podzwaniających i stuko-czących automatów do gry, za którymi, na wyniesionych ponad poziom podłogi kamiennych ołtarzach stali nieruchomi niczym posągi młodzi mężczyźni w pancerzach, hełmach i spódniczkach rzymskich żołnierzy; a para, przebrana za Juliusza Cezara i Kleopatrę, poruszała się pomiędzy tłumem gości, zapraszając łaskawie wszystkich do Caesars Pałace i napominając ich, żeby się dobrze bawili. Tło dla pełnej elektrycznych błysków aktywności stanowiły doryckie kolumny, marmury oraz ciężkie purpurowe kotary, i Diana zastanawiała się, co prawdziwy klasyczny Rzymianin, przybywszy tu z przeszłości, pomyślałby o tym lokalu.
– Arky powinien był pójść z nami – szepnęła Nardie, trącając Dianę łokciem i zaplatając swojąrękę za pasek jej torebki. – Myślę, że właśnie dostąpimy zaszczytu audiencji u Kleopatry. Istotnie, w ich kierunku, po wzorzystym dywanie, kroczyła kobieta w nakryciu głowy Neferetiti oraz w białej sukni, ściągniętej złotym paskiem.
– Zapyta nas, dlaczego nie gramy – powiedziała Diana.
Obie dotykały wciśniętego do torebki dziecięcego kocyka, który był teraz ciepły, a nawet gorący.
Diana czuła, że coś zmienia się obok niej w otoczeniu oraz w głębi jej umysłu.
Nagle większość świateł zgasła, śmiechy i dźwięczące dzwonki umilkły, a podłoga zakołysała się. Diana westchnęła, zrobiła krok wstecz, by utrzymać równowagę, i poczuła, że weszła na elastyczną trawę.
Chłodna bryza pachniała drzewami i morzem, a nie banknotami i nowymi butami; idąca im naprzeciw kobieta była wyższa, nieobliczalnie wysoka, ana głowie, nad wysokim bladym czołem, miała koronę ze srebrnym półksiężycem. Jej oczy skrzyły się zmiennym, białym światłem.
Nardie stała nadal blisko Diany i ściskała mocno jej rękę; kiedy jednak bogini podeszła bliżej, Dinh odsunęła się i odbiegła w tył, w cienie kołyszących się drzew, oświetlonych księżycowym blaskiem.
Diana wytężyła wzrok, starając się obserwować zbliżającą się postać z największą ostrością. Ponad nią wznosiła się teraz zimna i nieludzko piękna twarz, która przywoływała na myśl rysy nocnego nieba. Gdzieś daleko wyły psy, lub raczej wilki, a o skały uderzały fale. Na rozchylonych wargach Diany osiadła słona mgiełka.
Nagle poczuła chłód w kolanach i dotarło do niej, że klęczy na mokrej trawie.
Kiedy bogini przemówiła, jej głos był niemal jak muzyka – niczym dźwięki wydobywane z nieorganicznych strun i brzęczącego srebra.
– Oto moja córka, którą sobie upodobałam.
Ale Diana usłyszała nagle gwałtowny stukot monet, wpadających do pojemnika jednorękiego bandyty; a przez moment był to odgłos wystrzelonych łusek, spadających na trotuar po wyrzuceniu ich z gorącej komory nabojowej szybko przeładowującego się, półautomatyczego pistoletu, podczas gdy trafiona kobieta przewracała się, mając trzy dziury w głowie – i Diana zawróciła, i zaczęła czołgać się szaleńczo po pokrytej rosą trawie w kierunku drzew, w których cieniu ukrywała się już Dinh.
To moja śmierć, pomyślała Diana. Jestem do niej zapraszana.
– Czasami ktoś ryzykuje życie – przemówiła bogini za jej plecami – by ocalić swoje dzieci.
Nadal zwrócona ku drzewom, Diana zatrzymała się i pomyślała o nocy, podczas której zabito jej matkę; ona sama zaś ocalała i została znaleziona przez Ozziego i Scotta.
Oraz o Olivierze i Scacie.
Zmusiła się do tego, by przestać dyszeć, a zacząć oddychać głęboko.
– Zrobiłaś to? – spytała cicho. – Mogłabyś… uciec przed tą śmiercią, gdybyś nie zatrzymała się po to, by mnie ukryć w bezpiecznym miejscu, w którym mogłabym zostać znaleziona?
Nie było odpowiedzi, więc w końcu Diana odwróciła się, nadal klęcząc, i spojrzała w górę.
Trzęsła się, ale nie odrywała spojrzenia od oczu bogini.
– Wstań, córko – powiedział głos – i przyjmij moje błogosławieństwo.
Diana podniosła się i pochyliła nieco ku przodowi, przeciwstawiając się nabierającemu siły wiatrowi od morza. Nad jej głową przeleciały sowy.
– Moja… przyjaciółka – zaryzykowała Diana. – Czy ona także może zostać pobłogosławiona, Matko?
– Nie widzę żadnej przyjaciółki.
Diana przeniosła wzrok z twarzy, która pochylała się nad nią na niebie, i zerknęła w ruchliwe cienie pod drzewami za sobą.
– Nardie – zawołała. – Wyjdź.
– Umrę.
Na twarzy Diany wykwitł zmęczony uśmiech.
– Nie od razu.
– Nie jestem – szłochnęła Nardie z cienia – odpowiednio ubrana!
– Nikt nie jest. Ona to wybaczy. Wyjdź, jeśli nie jesteś zbyt przerażona. Zrozumiem, jeśli się boisz.
Читать дальше