Kim Robinson - Czerwony Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Czerwony Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czerwony Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwony Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niezwykle realistyczny opis kolonizacji Marsa przez Ziemian na początku XXI wieku. Dramatyczne dzieje osadników, którzy doprowadzają do totalnej katastrofy, próbując przystosować planetę do zamieszkania.
Czy mimo eksperymentów na ekosferze planety i zbrodniczych posunięć międzynarodowych korporacji finansowych Mars się odrodzi i stanie się dla ludzi prawdziwym domem?
Czerwony Mars Kolejne części cyklu to
i
.
Powieść otrzymała nagrodę BSFA w 1992, Nebula w 1993.
Nominovana do nagród Hugo, Clarke i Locus w 1993.

Czerwony Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwony Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W końcu Arkady wybuchnął dzikim śmiechem i niedźwiedzim uściskiem objął Nadię, ona zaś pchnęła go na nowo powstałe podwójne łóżko; całowali się jak nastolatki i kochali przez całą noc. Od tego czasu spali razem, często się kochając w różowawej poświacie świtu albo w gwiaździste czarne noce, gdy statek lekko huśtał się na cumach. Zawsze kiedy leżeli obok siebie, pogrążeni w rozmowach albo gdy się obejmowali i całowali, towarzyszyło im uczucie unoszenia się, wrażenie lotu. Wydawało się o wiele bardziej romantyczne niż to było możliwe w jakimkolwiek statku powietrznym, pociągu czy statku.

— Najpierw zostaliśmy przyjaciółmi — oświadczył pewnego dnia Arkady — więc to, co nas łączy, jest wyjątkowo wspaniałe, nie sądzisz? — Lekko dźgnął ją palcem. — Kocham cię. — Powiedział to tak, jakby smakował poszczególne słowa. Nadia uświadomiła sobie, że nie wymawiał ich dotąd zbyt często, i że muszą dla niego znaczyć bardzo wiele; były czymś w rodzaju zobowiązania. Kolejną ideą, a te przecież zawsze były dla niego najważniejsze!

— Ja też cię kocham — odparła.

Co rano Arkady krążył teraz nagi tam i z powrotem po wąskiej gondoli, a jego rude włosy jak wszystko inne brązowiały w padającym poziomo porannym świetle Marsa. Nadia obserwowała go z łóżka i czuła się tak spokojna i pełna radości, że musiała co chwilę przypominać sobie, iż to wieczne wrażenie lekkości jest przede wszystkim spowodowane marsjańską grawitacją, a nie przepełniającym ją szczęściem, jak jej się zdawało.

Pewnej nocy już zasypiali, gdy Nadia spytała nagle z ciekawością:

— Dlaczego ja?

— Co? — Arkady już prawie spał.

— Pytałam, dlaczego ja? To znaczy, Arkady Nikołajewiczu, mogłeś się zakochać w każdej innej kobiecie i ona też by cię pokochała. Mogłeś mieć Maję, gdybyś chciał.

Rosjanin prychnął.

— Mogłem mieć Maję! No, sama pomyśl! Cóż za strata, mogłem przeżywać rozkosz z Mają Jekateriną! Razem z Frankiem i Johnem! — Parsknął i oboje roześmiali się głośno. — Jak mogłem przegapić taką frajdę! Ależ jestem głupi! — Chichotał tak długo, że w końcu go lekko uderzyła.

— Już dobrze, niech ci będzie. No to mogłeś mieć jakąś inną… Na przykład… jakąś piękność, Janet, Ursulę, Samanthę…

— Daj spokój — przerwał jej zdecydowanie. Uniósł się i podparł na łokciu, aby spojrzeć jej w oczy. — Ty chyba naprawdę nie wiesz, że jesteś piękna, co?

— Tak, tak, jasne — mruknęła zrzędliwie Nadia.

Arkady zignorował jej ton i mówił dalej:

— Piękno to siła i elegancja, to prawdziwe działanie. To praca, inteligencja i rozsądek. I bardzo często — uśmiechnął się i musnął dłonią jej brzuch — wyraża się w różnego rodzaju krągłościach.

— Oj, tak, krągłości to ja mam — zauważyła Nadia, odsuwając jego rękę.

Arkady pochylił się i próbował ugryźć ją w pierś, ale mu się wymknęła.

— Piękność to ty, Nadieżda Francine. Według moich kryteriów jesteś królową Marsa.

— Tylko marsjańską księżniczką — poprawiła go nieobecnym głosem, zastanawiając się nad jego słowami.

— Tak, to prawda. Nadieżda Francine Czernieszewska, dziewięciopalczasta księżniczka marsjańską.

— Nie jesteś typowym mężczyzną.

— Nie! — Zagwizdał. — Nigdy nie miałem zamiaru być kimś przeciętnym! Z jednym wyjątkiem: przed pewnymi komitetami selekcyjnymi, ma się rozumieć… Typowy mężczyzna! Ha, ha!… stereotypowi mężczyźni dostają Maję. To jest ich nagroda. — I roześmiał się dziko.

Pewnego ranka minęli ostatnie nieregularne wzgórza Cerberusa i wylecieli nad płaską, pokrytą pyłem równinę Amazonis Planitia. Arkady skierował sterowiec w dół, chcieli bowiem umieścić wiatrak w przełęczy między dwoma ostatnimi pagórkami starego Cerberusa. Wiatrak jednakże został źle zaczepiony i otworzył się z trzaskiem, gdy urządzenie znajdowało się dopiero w połowie drogi między statkiem a ziemią, a potem spadł płasko na podstawę. Ze statku nie wyglądało to źle, ale kiedy Nadia ubrała się w walker i opuściła na linie, aby sprawdzić urządzenie, zauważyła, że od podstawy odłamała się płytka grzejnika.

A za płytką coś było! Coś tkwiło w pudełku. Coś ciemnozielonego z domieszką jasnego błękitu! Nadia wsunęła śrubokręt i ostrożnie dotknęła zielonej masy.

— O cholera! — zawołała.

— Co jest? — spytał z góry Arkady.

Nie odpowiedziała, zeskrobała nieco substancji i włożyła do torby na śrubki i nakrętki.

Znów przywiązała się liną.

— Wciągnij mnie z powrotem na górę — poleciła sucho.

— Co się stało? — spytał Arkady.

— Po prostu mnie wciągnij.

Gdy znalazła się na pokładzie, Arkady zamknął za nią luk komory bombowej i przez chwilę obserwował badawczo, jak się wyplątuje z pasów.

— Co się dzieje? Zdjęła hełm.

— Dobrze wiesz, co się dzieje, ty draniu! — Zamachnęła się na niego, a on odskoczył, uderzając w ścianę z wiatraków.

— Auu! — krzyknął. Jego plecy dotykały wiatraków. — Hej! O co chodzi, Nadiu?

Wyjęła torbę z kieszeni walkera i pomachała nią przed zdezorientowanym Arkadym.

— O to! Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś mnie okłamać?! Ty cholerny draniu, masz pojęcie, w jakie bagno nas to wpakuje? Przyleci tu inspekcja i odeśle nas z powrotem na Ziemię!

Arkady potarł szczękę, wytrzeszczając ze zdziwieniem oczy.

— Nie okłamałem cię, Nadiu — odparł poważnie. — Nie okłamuję swoich przyjaciół. Pokaż mi to.

Przez moment mierzyli się wzrokiem, jego ramię zawisło wyciągnięte w kierunku torby, a białka oczu jaśniały wokół tęczówek. Po chwili Arkady wzruszył ramionami, a Nadia zmarszczyła brwi.

— Naprawdę nic nie wiesz? — zapytała ostro.

— Niby o czym?

Zawahała się. Chyba rzeczywiście nie kłamie. To nie w jego stylu, to niemożliwe!

— Przynajmniej niektóre z naszych wiatraków to małe hodowle glonów.

— Co takiego?!

— Te pieprzone wiatraki, które wszędzie rozrzucamy — wyjaśniła — są zapchane nowymi typami glonów… porostami Włada czy czymś takim. Sam zobacz. — Położyła torebkę na maleńkim kuchennym stoliku, otworzyła ją i śrubokrętem wyjęła trochę substancji. Małe gruzełki niebieskawych porostów. Wyglądały jak marsjańskie formy życia opisane w starej tandetnej powieści.

Zapatrzyli się na rozłożone roślinki.

— Niech to jasna cholera! — zaklął Arkady. Pochylał się coraz bardziej, aż jego oczy znalazły się w końcu o centymetr od leżącej na stole substancji.

— Przysięgniesz, że nic o tym nie wiedziałeś? — zapytała Nadia.

— Przysięgam. Nie zrobiłbym ci tego, Nadiu. Wiesz o tym.

Westchnęła ciężko.

— Hmm… ale nasi przyjaciele najwyraźniej nam to zrobili.

Arkady wyprostował się i pokiwał głową.

— To prawda. — Zamyślił się, po czym podszedł do wiatraków i podniósł jeden. — Gdzie to było?

— Za osłoną grzejnika.

Zabrali się do pracy z narzędziami Nadii i otworzyli następne urządzenie. Za płytką znajdowała się kolejna kolonia glonów z Underhill. Nadia podważyła brzegi płyty i odkryli parę małych zawiasów w miejscu, gdzie wierzchołek blaszki dotykał wewnętrznej ścianki zbiorniczka.

— Patrz, to jest tak zrobione, żeby w odpowiednim momencie się otworzyło.

— Ale kto miałby to otworzyć? — spytał Arkady.

— Radio?

— Niech to diabli — Arkady wstał i zaczął spacerować po wąskim korytarzyku. — To znaczy…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czerwony Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwony Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Błękitny Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Zielony Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Green Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - Green Mars
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Czerwony Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Czerwony Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x