Borys Strugackij - Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugackij - Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stanisław Krasnogorow, informatyk z instytutu naukowo-badawczego, zostaje wezwany na przesłuchanie. Sprawa dotyczy jego kolegi, ale wkrótce okazuje się, że to tylko pretekst. Służby bezpieczeństwa interesują się przede wszystkim Stanisławem. Nie jest on bowiem zwykłym człowiekiem. Posiada niesamowity tajemniczy dar…

Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mój przyjaciel, co mówić nieprzyjemnie, Niedawno temu jakby napluł mi w pierś: Strzelal do słonia, trafił we mnie I teraz ma zamiar mnie zjeść.

…A jeżeli to o mnie i o Wikoncie? Uśmiechnął się. i nagle znowu poczuł swoje fałszywe wąsy — mokre, śmierdzące pakuły pod nosem. „Strzelał do słonia, trafił we mnie…” Nieźle. Coś w tym jest. Wikont zawsze uważał, że nasza wyobraźnia przerasta nasz świat: wszystko, co wymyślono — istnieje. Każdy wiersz to zbiornik Prawdy. Po prostu nie zawsze możemy zrozumieć, jakiej i o czym… Przecież wiemy o wiele więcej, niż rozumiemy. I to jest nasze nieszczęście i szczęście jednocześnie…

Matowieje zloto ogniska, dymi i gaśnie.

Dożyć by, bracie, do rana — tak blisko, lecz druh mój uwędzić mnie chce!

…Otóż to — na pewno. Jak prawo natury. Nic ująć, nic dodać: uwędzić. Nie, Wikoncie, poprosił. Ja i tak jestem z tobą, jestem twój na zawsze. Chociaż twoje paskudztwo, Bóg da, zniszczę. Bo tak nie wolno. Bo są rzeczy, których robić nie wolno. Są rzeczy, które są potrzebne, bardzo potrzebne, ale jednocześnie nie wolno ich robić. Nie zawsze potrafimy to wytłumaczyć. Zrozumieć. Sformułować. Trzeba się starać. Koniecznie trzeba się starać. Ale nawet jeżeli nie uda się ani zrozumieć, ani sformułować, trzeba poczuć (po prostu grubą skórą duszy): tego robić nie wolno.

Piosenka się skończyła. Zaczął jąod początku, zaśpiewał pełnym głosem, a kiedy znowu się skończyła, poszedł dalej sam, bez piosenki. Wszystko było widać jak na dłoni. Mgła została za nim, z przodu była tylko zwyczajna ciemność z rzadkim śnieżkiem, a księżyc, mimo że zżarty latami jak walonki przez mole, świecił nieźle i pozwalał wybierać, gdzie można postawić nogę (pół martwą z chorym rozwalonym kolanem), a gdzie — w żadnym wypadku. Kapcie zgubił, szedł boso, ale nie wiedział o tym…

Teraz już się przyzwyczaił, jak przyzwyczajał się zawsze i wszędzie, i w każdej sytuacji. Wiedział, że przejdzie dokładnie tyle, ile trzeba, i nikomu ani niczemu nie pozwoli się zatrzymać. Zawsze starał się być uczciwy i to przede wszystkim z samym sobą. Znał siebie jako dość twardego, nie tyle dobrego, co porządnego człowieka, który nie umiał i nie chciał kłamać i nadawał temu za duże znaczenie. Jednak uczciwość jest walutą moralności. Polityka nie przyjmuje tej waluty, ma swoją, ale póki światem będą rządzić nieuczciwi albo, ‘w najlepszym wypadku, umiarkowanie uczciwi ludzie, poty świat będzie nieuczciwy albo, w najlepszym wypadku, umiarkowanie uczciwy (w różnych okolicznościach, od wydarzenia do wydarzenia, jeżeli to jest korzystne dla dobra sprawy, devant les enfants, dla prasy i telewizji). Albo — albo. Wikont zawsze miał do tej idei sceptyczny stosunek. Uczciwość — to coś w rodzaju mądrości u ładnej kobiety: dobrze, ale nie za to ją kochamy…

Wikont jest cynikiem. Ale jest też naukowcem. Zna cenę uczciwości. Wie, że uczciwość nie ma ceny. Jak życie. Albo jest, albo jej nie ma. Jest cenna sama z siebie…

Opamiętał się. Co mi jest? Z kim rozmawiam? Czy to nie ja… Ale przecież przed chwilą ktoś był obok. Siedział w fotelu i patrzył w ogień przez długą szklankę ze scotchem…

Dookoła nic się nie działo. Szedł. Ruszał nogami z rozwalonymi kolanami, które bolały niesamowicie. Prawie nic nie pamiętał, zapomniał oNikolasie, o Wanieczce, o Michaelu… i już oczywiście na dobre zapomniał o tych nieznajomych ludziach, którzy tej nocy tak czy inaczej byli „przekonani”… Dobrze pamiętał tylko, że jeżeli z przodu pojawią się nieznajomi, trzeba schować się w krzakach, a kiedy to nie pomoże — puścić palce lewej ręki; jeżeli z przodu pojawią się światła i błyszczące reflektory, to będzie Kronid — wtedy trzeba będzie wyjść na środek drogi i skrzyżować ręce. Bardzo wątpił, czy zdoła w razie potrzeby puścić palce — jeżeli być do końca uczciwym, to nawet był pewien, że nie potrafi tego zrobić…

…Światła pojawiły się niespodziewanie i bardzo blisko. Opamiętał się, ruszył do nich, zamachał wolną ręką. Niski rozgrzany samochód ze świstem i zgrzytem hamulców szarpnął się, jakby odchylając się od niego z obrzydzeniem i przeleciał obok. Nie zdążył nikogo zauważyć w kabinie, a za nim huczał i jechał drugi — mały sztabowy transportowiec, prezent poprzedniego ministra obrony — zapchany chłopakami Artioma, ślepy i głuchy w swoim mokrym zielonym opancerzeniu, w śmierdzących chmurach spalin i płonących opon…

Odrzucił go strumień powietrza, nie potrafił utrzymać się na nogach i upadł na beton, nie czując bólu i nawet nie rozumiejąc, że spadł.

— Alkoholicy, przez Boga przeklęci — nerwowo powiedział Kronid, siedzący za kierownicą pakarda. — Przecież o mały włos go nie zabiłem, łajdaka…

— A może chciał, żeby go zabić? — warknął Artiom, ponuro gryząc cygarniczkę, z papierosem. — Wdziałeś go?

— Nie.

— Wąsaty z pakułami. Na pewno zbiegł z „psychiatryka”.

Śmierci szukać.

Kuźma Iwanowicz powiedział melancholijnie: „Wszyscy umrzemy”. Zabrzmiało to w jego ustach jak prognoza, ale nikomu nie przyszło do głowy, na ile ta prognoza okaże sią krótkoterminowa.

— Cholera, spóźnimy się— powiedział Kronid.

— A co się, martwisz? — zapytał Kuźma Iwanowicz. — Przecież to magik.

— Strzeżonego Pan Bóg strzeże.

— Jego i tak Pan Bóg strzeże… — zauważył Kuźma Iwanowicz, a Dinara nagle, po raz pierwszy, odezwała się z tylnego siedzenia nieznanym, jakby zdartym głosem: — Przestańcie gadać! Zamknijcie się, na miłość boską1.

I wtedy zobaczyli na poboczu adiabatę z otwartymi przednimi drzwiami).

Nic z tego nie widział i nie słyszał. Nie mógł tego usłyszeć, nawet gdyby znajdował się blisko nich, w ich kabinie, pod kroplówką i z maskątlenowąna twarzy. Wydawało mu się, że siedzi na starym, rozwalonym krześle, w małym pokoiku Wikonta, obok samego Wikonta, grzebiącego w drewnianej misce, w której było pełno fajek, antykwaryczne kielichy świecą rubinem (albo topazem), za nimi połowa życia, przed nimi — druga, pełna ukrytego sensu, i Wikont mówi w swojej zwyczajnej pogardliwej manierze: „Można znać swoje przeznaczenie i — nie rozumieć go. Tak jest nawet lepiej, bo jest powiedziane: wspominam słońce… i w ogóle staram się zapomnieć, że tajemnica jest nieładna. Tajemnica jest nieładna, mój Staku. Jeżeli chcesz mieć tanią kiełbasą, będziesz ją musiał robić z ludzkiego mięsa…”

— Nie! — powiedział stanowczo, i w tej chwili maleńka, prawie mikroskopijna plamka martwej materii zatrzymała jego oddech.

…Palce ściśnij, zdążył pomyśleć chaotycznie, już się dusząc, już w ogóle bez powietrza. Mocniej. Wikonta nie złapiesz… Palce.

Od Autora

Każdy bez wyjątku bohater tej książki ma kilka prototypów. Cechy charakteru tych prototypów są pomieszane w każdym z bohaterów w dość dowolnych proporcjach. To samo można też powiedzieć o najbardziej wyrazistych z opisanych w książce sytuacji. Dlatego, mimo że nawet bardzo dużo w tej książce jest po prostu kalką z rzeczywistości, nie ma sensu zadawać pytań w rodzaju: „Kto jest kim, co jest czym, gdzie i kiedy dokładnie się to stało?”.

Większość z zacytowanych w książce „maszynowych” aforyzmów autor zaczerpnął ze zbioru Gry komputerowe (Lenizdat, 1988). Korzystając z okazji, autor chciałby złożyć podziękowania i wyrazy zachwytu twórcy programów komputerowych D. M. Lubiczowi.

Примечания

1

MGB — Ministierstwo Gasudarstwiennoj Biezopasnosti (Ministerstwo Bezpeczzeństwa Państwowego).

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»

Обсуждение, отзывы о книге «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x