Robert Silverberg - Czas przemian

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Czas przemian» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas przemian: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas przemian»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ludzka kolonia na nieprzyjaznej, ubogiej planecie Borthan, pozbawiona kontaktu z Ziemią, wypracowała niespotykany nigdzie indziej system społeczny. Człowiek jest w niej skazany na samotność w tłumie — normy i zasady społeczne zakazują mówienia o sobie i swoich potrzebach czy uczuciach, bo to prowadzi jakoby do zbytniego pobłażania sobie, litowania się nad sobą i zepsucia moralnego. Kinnall Darival, syn arystokraty, pisze pamiętnik (rzecz sama w sobie niebywała), w którym używa słów “ja”, “mnie” (uznawanych powszechnie za obsceniczne) — licząc, że poruszy w ludziach jakąś czułą strunę i zdoła odmienić swój świat.

Czas przemian — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas przemian», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

17

Poza północno-zachodnią bramą miasta (bo w tamtym kierunku poniosły mnie nogi) wielka ciężarówka przejechała koło mnie z łoskotem, rozbryzgując kołami wpółzamarznięte błoto, które mnie całkowicie zachlapało. Zatrzymałem się, żeby zeskrobać zimną maź z obuwia, ciężarówka zatrzymała się również i kierowca wylazł z szoferki wykrzykując: — Ma się powód do przeprosin. Nie chciałem tak cię upaćkać!

Ta grzeczność tak mnie zdumiała, że wyprostowałem się na całą wysokość i przestałem wykrzywiać twarz. Kierowca uważał zapewne, że jestem słabym, przygarbionym latami człowiekiem, zdziwił się więc niezmiernie widząc moją przemianę i zaśmiał się serdecznie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wtedy on przerwał milczenie i oświadczył: — Jest miejsce w szoferce, jeśli potrzebujesz, lub masz ochotę jechać.

Od razu przyszły mi do głowy fantastyczne myśli: zawiezie mnie na wybrzeże, wsiądę na statek handlowy płynący do Manneranu i w tym szczęśliwym tropikalnym kraju zdam się na łaskę ojca mej więźnej siostry i skończą się wszystkie moje udręki.

— Dokąd jedziesz? — spytałem.

— Na zachód, w góry.

A więc nici z Manneranu. Mimo to przyjąłem jego propozycję. Nie podpisał ze mną kontraktu o odpowiedzialności, ale mniejsza z tym. Przez parę minut nie rozmawialiśmy. Z zadowoleniem słuchałem plaskania opon o mokry śnieg na drodze i myślałem o zwiększającej się odległości pomiędzy mną i policją Glainu.

— Cudzoziemiec, prawda? — przemówił wreszcie.

— Istotnie. — Obawiając się, iż wszczęto pogoń za uciekinierem z Salli, zacząłem mówić, trochę za późno, miękkim śpiewnym akcentem mieszkańców południa, który przejąłem od Halum i miałem nadzieję, że nie zwróci uwagi, iż poprzednio miałem wymowę sallańską. — Podróżujesz z rodowitym Mannerańczykiem, który uważa, że zima u was jest ciężka, trudna do zniesienia.

— Co sprowadziło cię na północ? — zapytał.

— Sprawy majątkowe matki. Pochodziła z Glainu.

— Jak się z tobą obeszli prawnicy?

— Och, jej pieniądze roztopiły im się w rękach i nic nie zostało.

— Znana historia. Brakuje ci więc gotówki, co?

— W ogóle nie mam — przyznałem.

— Tak, tak, rozumie się twoją sytuację, bo samemu było się w podobnej. Może uda się coś dla ciebie zrobić.

Po sposobie jego mówienia, niestosowaniu strony biernej powszechnie przestrzeganej w Glinie zorientowałem się, że tez musi być cudzoziemcem. Odwróciłem się, żeby spojrzeć mu w oczy i powiedziałem: — Czy mówiący ma rację, że ty również nie jesteś stąd?

— To prawda.

— Mówisz obcym akcentem. Z jakiejś zachodniej prowincji?

— Och, nie, nie.

— Chyba nie z Salli?

— Z Manneranu — oświadczył i wybuchnął głośnym śmiechem. Żeby wybawić mnie ze wstydu i zmieszania, powiedział: — Dobrze naśladujesz ten akcent, przyjacielu. Ale nie musisz się dłużej trudzić.

— W twoim głosie nie słyszy się tego akcentu — wymamrotałem.

— Żyło się długo w Glinie — wyznał — i jego język stał się zlepkiem różnych narzeczy.

Nie zwiodłem go ani przez moment, nie starał się jednak ustalić mej tożsamości i wydawało się, iż nie dba o to, kim jestem ani skąd pochodzę. Rozmawialiśmy swobodnie. Powiedział mi, że posiada tartak w zachodnim Glinie, w górach Huishtor, gdzie rosną wysokie drzewa miodowe o żółtych igłach. Nim ujechaliśmy dalszy kawałek drogi, zaproponował mi pracę drwala w swoim obozie. Płaca marna, przyznał, ale oddycha się świeżym powietrzem i me pojawiają się tam nigdy urzędnicy państwowi, a takie rzeczy, jak dokumenty, nie mają żadnego znaczenia.

Naturalnie zgodziłem się. Obóz jego był pięknie położony nad lśniącym górskim jeziorem, które nigdy nie zamarzało, ponieważ wpadał do niego ciepły strumień mający źródło, jak mówiono, pod Wypaloną Niziną. Wyniosłe, pokryte lodem szczyty Huishtoru wznosiły się ponad nami, a niedaleko znajdowała się Brama Glinu, przejście prowadzące z Glinu na Wypaloną Nizinę. Właściciel zatrudniał setkę ludzi, szorstkich i nie przebierających w słowach, wykrzykujących wciąż bez wstydu “ja” i “mnie”, ale pracowali ciężko i byli uczciwi. Nigdy dotychczas nie zetknąłem się z takimi ludźmi. Zaplanowałem sobie, że zostanę tu przez zimę, będę oszczędzał i wyjadę do Manneranu, jak już będę miał czym opłacić przejazd. Od czasu do czasu dochodziły do obozu wieści ze świata i dzięki temu dowiedziałem się, że władze Glinu poszukują pewnego młodego księcia z Salli, który podobno stracił rozum i wędruje gdzieś po Glinie. Septarcha Stirron gorąco pragnie, aby ten nieszczęsny młody człowiek powrócił do ojczyzny i został poddany koniecznej opiece lekarskiej. Podejrzewając, że drogi i porty są pod obserwacją, przedłużyłem pobyt w górach do wiosny, a ponieważ moje obawy pogłębiły się, zostałem również przez lato. W sumie spędziłem tam ponad rok.

Przez ten czas zaszły we mnie wielkie zmiany. Pracowaliśmy ciężko, powalając wielkie drzewa w każdą pogodę, ścinając ich gałęzie i ciągnąc pnie do tartaku. Dzień pracy był długi, często chłodny, ale wieczorem podawano dużo gorącego wina i co dziesięć dni sprowadzano gromadę kobiet z pobliskiego miasta, byśmy mieli rozrywkę. Ciężar ciała wzrósł mi znów o połowę, miałem twarde mięśnie i wyrosłem tak, że przewyższyłem najtęższego drwala w obozie, żartowano sobie nawet na temat mego wzrostu. Wyrosła mi gęsta broda i zniknęła młodzieńcza pucołowatość twarzy. Towarzystwo drwali odpowiadało mi bardziej, niż obecność dworzan, wśród których dawniej przebywałem. Paru tylko umiało czytać, a o etykiecie żaden nic nie wiedział, ale byli weseli, łatwi w pożyciu i nie nękały ich niezaspokojone potrzeby ciała. Nie chciałbym, żebyś wyobrażał ich sobie jako ludzi otwartych i skorych do zwierzeń, dlatego że mówili “ja” i “mnie”. Pod tym względem zachowywali Przymierze i byli może nawet w pewnych sprawach dyskretniejsi niż wykształceni ludzie. Wydawali się bardziej pogodni niż ci, którzy mówią w stronie biernej i używają zaimków nieosobowych i możliwe, iż w czasie pobytu wśród nich zakiełkował we mnie zarodek wywrotowca, ziarno zrozumienia podstawowych błędów Przymierza, które później Ziemianin Schweiz doprowadził do pełnego rozkwitu.

Nic im nie powiedziałem o swojej wysokiej pozycji społecznej, ani o swoim pochodzeniu, widząc jednak, jaką mam delikatną skórę, łatwo mogli wywnioskować, że nigdy w życiu ciężko nie pracowałem, a mój sposób wyrażania się wskazywał, że jestem człowiekiem wykształconym, jeśli nie wysoko urodzonym. Nie ujawniłem też swojej przeszłości i nikt się nią nie zainteresował. Oznajmiłem jedynie, że przybyłem z Salli, bo i tak zdradzał mnie mój akcent. Bynajmniej nie starali się wnikać w szczegóły mego życia. Przypuszczam, że mój pracodawca domyślił się, iż muszę być tym zbiegłym księciem, którego poszukuje Stirron, ale nigdy mnie o to nie pytał. Po raz pierwszy żyłem mając zmienioną tożsamość, przestałem być jaśnie paniczem KinnaUem, drugim synem septarchy, a byłem tylko Darivalem, wielkim chłopem, drwalem z Salli.

Wiele nauczyłem się dzięki tej przemianie. Nigdy nie zachowywałem się jak młody szlachcic — chełpliwy i pozwalający sobie na wszystko. Fakt, że jest się drugim synem, zmusza do pewnej pokory nawet arystokratę. Nie mogłem jednak wcześniej opanować uczucia dystansu wobec zwykłych ludzi. Zawsze mi usługiwano, kłaniano się i rozpieszczano mnie. Ludzie zwracali się do mnie uniżenie, okazywali mi szacunek, nawet jako dziecku. Byłem przecież synem septarchy, to znaczy króla, septarchowie bowiem są dziedzicznymi władcami i dzięki temu kroczą w poczcie królów, który bierze swój początek od zasiedlenia Borthanu i jeszcze wcześniej, poprzez gwiazdy, aż od samej Ziemi, od wymarłych i zapomnianych dynastii jej starożytnych narodów, a nawet wodzów z przedhistorycznych jaskiń, tatuowanych ł noszących maski. Ja stanowiłem cząstkę tego pochodu, jako mężczyzna krwi królewskiej, wywyższony swoim urodzeniem. A jednak w tym obozie drwali w górach zrozumiałem, że królowie nie są niczym innym, jak tylko wyniesionymi wysoko ludźmi. To nie bogowie ich namaszczają, ale raczej wola ludzi i ludzie mogą pozbawić ich piastowanej godności. Gdyby Stirrona obalono w wyniku powstania, a na jego miejsce został septarchą ten obrzydliwy czyściciel ze Starego Miasta Salli, to czy ten czyściciel nie dołączyłby do mistycznej procesji królów, a Stirron nie byłby zepchnięty w proch? I czy synowie tego czyściciela nie szczyciliby się swą krwią, chociaż ich ojciec był niczym przez większą część życia, a ich dziad czymś jeszcze mniejszym? Wiem, wiem, mędrcy mówiliby, że pocałunek bogów spoczął na tym czyścicielu, wynosząc go, a także jego potomstwo — uświęcając ich na wieki. Kiedy jednak wycinałem drzewa na zboczach gór Huishtor, ujrzałem monarchię w nieco innym świetle, a sam zdegenerowany, zdałem sobie sprawę, że jestem tylko człowiekiem wśród ludzi i że zawsze tak było. To, kim zostanę, zależy tylko od mych wrodzonych zdolności oraz od mych ambicji, a nie od tego czy innego pochodzenia.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas przemian»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas przemian» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - He aquí el camino
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Rządy terroru
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Poznając smoka
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Old Man
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Nature of the Place
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Voyage to Procyon
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Reality Trip
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Maski czasu
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Księga Czaszek
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Prądy czasu
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Czas przemian»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas przemian» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x