Krzysztof Boruń - Proxima

Здесь есть возможность читать онлайн «Krzysztof Boruń - Proxima» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: ISKRY, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Proxima: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Proxima»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Proxima — Wyprawa Ziemian na Astrobolidzie wystartowała w 2404 roku i po 131 latach podróży (częściowo w hibernacji), dotarła do układu Proxima Centauri. Badając pełną żywych istot Temę, zamrożone miasta Urpy czy gazowe olbrzymy przeżywają wiele przygód i odkrywają ślady zaawansowanej cywilizacji technicznej. Wykorzystując jej zdobycze ruszają w dalszą podróż do Alfa Centauri

Proxima — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Proxima», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Spojrzeli na niebo. Chmury pędziły szybko i bardzo nisko, chwilami nawet zasłaniając zawieszoną nad jeziorem lampę. Za to na wschodzie, w przerwach między chmurami, dawał się już zauważyć słaby poblask.

Nie był to jeszcze świt, lecz jego zapowiedź. Ingrid pojęła bolesną prawdę, że od zaginięcia Renego minęło ponad sześćdziesiąt godzin. Życie jej męża stało pod wielkim znakiem zapytania. Pomyślała, czy położenie rannej Zoe, samotnej i bliskiej śmierci w skalistej pustyni Nokty, nie było lepsze niż Renego w tej chwili.

Zoe… Na wspomnienie córki Ingrid ogarnęło przygnębienie. Ona sama, zahartowana życiem, łatwiej zniosłaby cios. Ale jak śmierć Renego przyjęłaby

Zoe? Kochała ojca bardzo. Ingrid była przygotowana na wszystko — oprócz tego, by mogła powiedzieć córce, że jej ojciec nie żyje. Dobrze pamiętała ostrzeżenia Willa, by oszczędzała Zoe wszelkich gwałtownych wstrząsów psychicznych, bo mogą się okazać zgubne dla jej zdrowia.

Ingrid drgnęła. Gdzieś w dali, poza oświetloną taflą wody trzykrotnie błysnęło ostre światło. Wytężyła wzrok. Na linii horyzontu utrzymywał się nadal niezmącony mrok.

Grzmot nie nadszedł — to nie była błyskawica.

Przez chwilę zatrzymali się w locie, usiłując przebić wzrokiem nieprzeniknioną czerń. Na powierzchni jeziora pluskała woda, czasami wiatr porywał strzępy piany. To były jedyne bezpośrednio uchwytne oznaki ruchu w przyrodzie.

Jezioro kończyło się tylko pozornie. Gmatwanina drobnych niebieskich wysepek i pływających kęp zlewała się w fałszywy brzeg, do którego nie można było dobrnąć. W miarę przebywanej drogi brzeg ten rozrywał się na przesmyki, zatoki i większe połacie czystej wody.

Pobieżne choćby zbadanie tych wszystkich kęp wegetacji zajęłoby wiele dni. Niestety, Ingrid nie umiała już teraz zupełnie określić, z której strony pojawiły się błyskania. Polecieli w ich kierunku, lecz chyba już minęli tę wysepkę, jedną z wielu podobnych do siebie. Ingrid, wyczerpana nerwowo, była skłonna wierzyć, iż uległa złudzeniu.

Wiatr przycichł. Postrzępione rzadkie obłoki wolno wynurzały się spod widnokręgu. Noc wyraźnie bladła. Na wschodzie różowiały wysokie, jeszcze nieśmiałe pręgi zórz.

Byli nad brzegiem jeziora, — w pobliżu obelisku, gdy w powietrzu zapłonęła rakieta. Po niej druga. Trzecia nieomal otarła się o Ingrid, oświetlając z bliska jej twarz krwawą łuną.

Szu włączył radio wzywając Włada.

— Odpowiadam na sygnały — usłyszeli w słuchawkach głos fizyka. Kalina czekał na wzgórzu oddzielającym zarosły puszczą brzeg jeziora od takyrowej pustyni, zamienionej teraz na lądowisko i bazę ekip poszukiwawczych. Hansa i Allana nie było. Polecieli już z psami na drugą stronę jeziora.

— Ktoś sygnalizował reflektorem z przeciwległego brzegu, tam, gdzie są te trzy wysepki niedaleko ujścia rzeki — wyjaśnił Wład. — Przed chwilą znów powtórzyły się sygnały, więc odpowiedziałem rakietami. Halo, Hans! Halo., Al! Co tam u was?

— Lecimy nad wyspami! — usłyszeli głos Hansa. — Są tu jakieś groty. Ciemność i cisza. Nikogo tu… — urwał nagle.

W tej samej chwili w dali, po drugiej stronie jeziora, znów pojawiły się błyski — powtórzyły się trzykrotnie, w równych odstępach.

PRZYJACIEL CZY WRÓG?

Renę przetarł oczy i przeciągnął się leniwie w fotelu.

Przez okna samolotu, — służącego za bazę wyprawy do Kotliny Pięciokąta, widać było dalekie wzgórza.

Ingrid pochyliła się nad mężem i pocałowała go w czoło. — Czy Wład i Hans już polecieli? — zapytał zoolog.

— Tak, kochanie.

— Obiecali wrócić za dwie godziny — wtrącił Allan zajęty przyrządzaniem odżywczgo napoju.

— To dobrze! Byle tylko zdążyli. Obawiam się, czy jednak do tego czasu nie wybuchnie epidemia.

— Czy ona wszystkim grozi? — spytał Szu.

— Ludziom w żadnym wypadku.

— A więc komu?

— Sądzę, że będzie najlepiej, jeśli opowiem chronologicznie o wszystkim. Takiemu gadule jak ja sprawozdanie z tych kilkudziesięciu godzin posłuży za wyborne lekarstwo na zmęczenie. Nazwijcie mnie samochwałem, lecz w swoim własnym mniemaniu spisałem się na medal.

Sięgnął po kubek i — wypiwszy kilka łyków pomarańczowego napoju — rozpoczął:

— Nie będę opowiadał szczegółowo o tym, co przeżyłem. Krótko mówiąc, po rozstaniu się z Alem w pewnej chwili spostrzegłem po drugiej stronie rozległej, może kilometrowej polany gromadkę zwierząt. Przez lornetkę wyglądały jak samotne głowy bez tułowia.

Rozejrzał się po trójce obecnych, chcąc należycie ocenić wrażenie swoich słów.

— Czy poruszały się? — zapytał Szu.

— Tak. Nawet dosyć prędko. Gdy pospieszyły w kierunku lasu, puściłem się w powietrzną pogoń. Samotne głowy… Ten widok zamącił mi spokój. Gdy uciekły na dźwięk silnika, zbadałem miejsce ich popasu. Wtedy stwierdziłem, że głowy musiały tkwić na pokaźnym tułowiu.

— Jak to możliwe? — wtrąciła Ingrid.

— Zwyczajnie. Stado przebywało nie na przyziemnym mchu, jak mylnie sądziłem, lecz na łące zarośniętej czymś podobnym do szuwarów. Z tym, że pojedyncze źdźbła rosły rzadziej i były zakończone szerokimi, bardzo puszystymi miotełkami. Z perspektywy gładka powierzchnia tego łanu wyglądała jak krótko przystrzyżony trawnik.

— I to stado było…? — spytał Allan domyślnie.

— Hordą Temidów.

Ingrid poruszyła się niespokojnie.

— Pognałem w pościg nad wierzchołkami drzew — ciągnął Renę. — Raz po raz zdawało mi się, że w dole migają mi ich sylwetki. W wyobraźni już stworzyłem sobie obraz Temida: mały kadłub na bocianich nogach, giętka, łabędzia szyja i normalne, ludzkie ręce. Ale tego samego dnia przekonałem się, jak bardzo ten obraz odbiegał od rzeczywistości. Po kwadransie natrafiłem na sięgającą aż po horyzont krzewiastą partię puszczy. Spodziewając się, że splątany gąszcz jest znacznie wyższy od Temidów i zapewne kłujący, musiałem zmienić taktykę. Poleciałem ku tej części lasu, która zapewniała lepszą widoczność i gdzie można było swobodnie się poruszać. Liczyłem na przypadek. Jak łatwo jednak mylnie ocenić puszczę z lotu ptaka! W czasie pierwotnego pościgu niemal wyraźnie dostrzegałem rzadki las złożony z palmowatych drzew, dosyć niskich, które wprost z ziemi wystrzelały pióropuszem symetrycznie rozłożonych liści. Uderzył mnie zdumiewająco ciemny ich kolor. Po wylądowaniu okazało się, że drzewa te są wyższe od jodeł, a to, co widziałem z góry, stanowiło szczytowe ich piętro. Znacznie niżej, prosto z pnia zwisały ku ziemi jakby olbrzymie grube węże zakończone imponującymi, chyba trzymetrowymi kielichami.

Temidów nie spotkałem. Za to zebrałem nowe dane o odurzającym działaniu roślin — spojrzał na botanika. — Ale znów wyprzedzam wypadki. Otóż dla większej swobody ruchów zdjąłem i złożyłem wirolot, dzięki czemu mogliście go zabrać jako pamiątkę po ofierze ludojadów. No tak: kto sądził inaczej, bez wątpienia jest złym przyrodnikiem.

— Nie mów tak — zdenerwowała się Ingrid.

— Zrobiwszy kilkanaście kroków — ciągnął zoolog — zauważyłem małe kolczaste zwierzę podobne do molocha australijskiego, tylko o bardziej spłaszczonej paszczy. Tuż obok leżał okazały barwny owoc. Chciałem wykorzystać sposobność i obserwować z bliska zwierzątko nie odrętwione. W tym celu wyłączyłem paralizator.

— Co za idiotyczny pomysł! — przerwała Ingrid z wyrzutem.

— Może rzeczywiście idiotyczny, ale któż by się spodziewał, co nastąpi? Nic nie wskazywało, aby mogło mi coś zagrażać. Zbadałem okaz, który, niestety, był martwy. Z kolei zająłem się owocem. Na Ziemi określiłbym go jako dorodną pomarańczę. Byłem w kłopocie. Jaki związek istniał między nim a zagadkową śmiercią zwierzęcia? Czyżby bliskie położenie obydwu stanowiło przypadek? Nie dotykałem owocu mając prawo przypuszczać, że jest trujący. Wątpliwe było, aby wyrósł wprost z ziemi. Spojrzałem w górę, na drzewa, ale nie pamiętam, co zobaczyłem. Zrobiło mi się słabo; w oczach zawirowało drzewo, niebo, jakieś obrazy…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Proxima»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Proxima» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Proxima»

Обсуждение, отзывы о книге «Proxima» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x