
Rysunek 7. Lot sond automatycznych badających gwiazdę Proxima Centauri
— Jak można wszystko sprowadzać do instrukcji opracowanych na Ziemi, i do tego półtora wieku temu?
— Opracowali je wybitni znawcy prawa kosmicznego i jak dotychczas bardzo dobrze spełniają one swój cel. A celem tym jest właśnie uwolnienie nas od jałowych, niepotrzebnych sporów, co nam wolno, a czego nie wolno robić.
— Cóż ci twoi wybitni znawcy mogli wiedzieć?… A jeśli życie przybrało tu formy zupełnie nam, ludziom, nie znane? Czy nie słuszniej ograniczyć program do zdjęć w różnych zakresach promieniowania, do zdalnych pomiarów i pobierania próbek? Można rozstawić tysiące zautomatyzowanych stacji obserwacyjnych, zebrać ogromny materiał bez naruszania niczego, co stworzyła tu natura lub obcy rozum. Nawet jeśli plon badań nie będzie tak bogaty, jak w przypadku kierowania się instrukcjami, zdobędziemy pewność, że nie popełnimy nieświadomie czegoś, co uczyni z nas intruzów, a może nawet śmiertelnych wrogów mieszkańców tego świata. Właśnie pierścień Zoe, odnaleziony na planecie rzekomo martwej, gdzie jakoby możemy sobie poczynać swobodnie, jest dowodem, że na sprawę kontaktu międzycywilizacyjnego należy spojrzeć w zupełnie innym świetle, niż przewidują instrukcje. Czy to, co mówię, nie ma sensu?
Astronom uśmiechnął się pobłażliwie.
— No, teraz wreszcie zrozumiałem: twoje sprawozdanie odzwierciedla opinię „frakcji kontaktowców”…
— Nie ma niczego takiego. To wymysł Nyma — oburzyła się niezbyt szczerze.
— W każdym razie ty. Altan, Dean, Daisy, no i oczywiście Zoe jesteście zdania, że należy dać prymat sprawie poszukiwania kontaktów międzycywi-lizacyjnych nad innymi naszymi zadaniami. Czy nie tak?
— Powiedzmy… Zresztą… Wład, a nawet Mary są tego samego zdania.
— Nie sądzę. Rozmawiałem dziś rano z Władem. Bardzo spokojnie i rozsądnie podchodzi do sprawy pierścienia…
— To znaczy, że my…? — zaperzyła się, urywając znacząco.
— To znaczy, że nie należy wyciągać zbyt pochopnych wniosków! Chciałbym bardzo, tak samo jak ty, aby nawiązanie łączności z obcą cywilizacją stało się udziałem naszej ekspedycji — podjął innym, nieco cieplejszym tonem. — I chociaż przed laty, gdy wyruszaliśmy w drogę, spotkanie istot inteligentnych w Układzie Alfa Centauri uznano powszech lie za bardzo mało prawdopodobne, a wokół Proximy za wręcz wykluczone, tak w głębi duszy każdy z nas jakąś tam iskierkę nadziei zachował… Rozumiem, że znalezienie pierścienia nadzieje te zdaje się rozpalać… Ale czym on jest? Czego on dowodzi? Najwyżej tego, że Układ Prosimy odwiedziły kiedyś… może przed tysiącami lat… jakieś istoty cywilizowane albo też ich zautomatyzowane aparaty zwiadowcze. Na powierzchni żadnej z planet, nawet na Temie, nie zaobserwowaliśmy nic, co mogłoby wskazywać na obecność istot inteligentnych czy choćby na ich obecność przed wiekami.
— Nie wiemy, co zawierają kopce na równiku Temy.
— I nie dowiedzielibyśmy się nigdy, gdyby twoje wnioski zostały przyjęte. Nie sądzę zresztą, aby ta pustynia kryła jakieś rewelacje. Zdaniem Igora i Mary mogą to być po prostu czapki tektoniczne zasypane piaskiem. Prawdopodobieństwo, że istniała tu jakaś wysoka cywilizacja i zniknęła bez śladu, jest bardzo małe. A jednocześnie Układ Proximy wykazuje tak wiele zaskakujących anomalii planetologicznych, które wręcz burzą nasze dotychczasowe poglądy na ewolucję systemów planetarnych, że byłoby nonsensem ograniczanie czy skracanie programu badawczego i rezygnowanie z wyjaśnienia zagadek tego układu dlatego tylko, że pojawił się cień możliwości spełnienia naszych marzeń o spotkaniu dwóch cywilizacji. Mamy do wykonania określone zadania i nie będziemy zmieniać naszych planów, aby gonić za cieniami!
— A jeśli w czasie narady kierunkowej zdołamy was przekonać?
— To znaczy: kogo i o czym?
— No… — zawahała się. — Przekonać większość, że należy zmienić plany:
że są już nieaktualne.
— Chętnie wysłucham argumentów. Choćby zaraz! Spuściła szybko oczy.
— Teraz nie… Jeszcze nie… — powiedziała po chwili.
— Jak chcesz. Mogę poczekać do narady. Ale sprawozdanie trzeba będzie zmienić. Musi ono odzwierciedlić rzetelnie stan faktyczny, a nie poglądy subiektywne.
Zina wstała z fotela.
— Chciałabym cię o coś zapytać… — podjęła nieśmiało.
— Słucham.
— Czy to prawda, że Mary złożyła rezygnację? Astronom spochmurniał.
— Tak. Czuje się odpowiedzialna za wypadek Zoe. Ale sądzę, że da się przekonać, iż to nie ma sensu…
— Czy tylko o to jej chodziło?
— Tak. Myślę, że tak…
Wyczuła w jego głosie niepewność.
Narada kierunkowa, wyznaczona na godzinę dziewiątą, rozpoczęła się o jedenastej. Krawczyk zwołał bowiem w ostatniej chwili posiedzenie kierownictwa ekspedycji, w którym wzięli udział szefowie wszystkich zespołów, z wyjątkiem Igora, zajętego wraz z Suzy badaniami księżyców Primy. Wyniki tych badań mogły mieć kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia zagadki planety X i ich przerywanie dla uczestnictwa w naradzie spowodowałoby niepotrzebną zwłokę. Wszelkie kwestie wymagające udziału Kondratiewa można było zresztą wyjaśnić drogą radiową.
Nieobecność w bazie Igora i Suzy była dla Ziny dużym zawodem. Co prawda, nie była pewna, czy uda jej się przekonać ojca o konieczności zmian w programie badań, niemniej nie dopuściłaby do zbagatelizowania całej sprawy — czego obawiała się najbardziej. Suzy zaś, jako bliska przyjaciółka Daisy, mogła być cennym sojusznikiem. Nie bez znaczenia był tu również jej wpływ na Włada, który, jakkolwiek odnosił się z wyraźną sympatią do „dysydentów”, nie traktował ich zbyt poważnie. A od jego opinii mogło wiele zależeć. Przez ostatnie trzy tygodnie zajmował się wyłącznie badaniem pierścienia i jakkolwiek nie udało mu się potwierdzić doświadczalnie rzekomej zdolności do przeistaczania się znaleziska w postać gazową czy pyłową, zebrał wiele danych świadczących, że jest to wysoko zorganizowany twór.
Narada ogólna z udziałem wszystkich obecnych na Sel członków ekspedycji rozpoczęła się z dwudziestominutowym opóźnieniem. Nie ulegało wątpliwości, że „kolegium szefów” miało przebieg burzliwy i trudny, bo nawet Renę, zawsze pełen optymizmu, humoru i energii, usiadł za stołem chmurny i przygnębiony. Tylko na moment, gdy dostrzegł Zoe, po raz pierwszy obecną na naradzie, oczy jego zabłysły wzruszeniem i radością.
Na twarzy Krawczyka widoczne było zmęczenie. Dłużej niż zwykle rozkładał przed sobą papiery, wyraźnie usiłując opanować zdenerwowanie. Wreszcie podniósł wzrok. Spojrzał przelotnie na Mary, potem na skupionych wokół Zoe „buntowników”.
— Na dzisiejszej naradzie mamy przedyskutować kierunkowy plan badań Temy — rozpoczął po chwili tonem rzeczowym i suchym. — Proponuję, abyśmy ograniczyli dyskusję do tego jednego punktu. Jest to temat bardzo obszerny i wymagający wszechstronnego omówienia. Program badań podjętych już na innych planetach, ich księżycach i planetoidach oraz plan wstępnego sondażu atmosfery Proximy pozostaje bez zmian. W zawieszeniu, aż do zakończenia wstępnego sondażu Proximy, pozostaje sprawa decyzji o wykorzystaniu metody stymulowania quasi-rozbłysków do łączności z Ziemią. Drugiego przekazu materiałów sprawozdawczych dokonamy więc tak jak pierwszego:
Читать дальше