Bohdan Petecki - Kogga z Czarnego Słońca

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Kogga z Czarnego Słońca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1978, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kogga z Czarnego Słońca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kogga z Czarnego Słońca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści ma miejsce w dalekiej przyszłości. Ludzkość podróżuje do gwiazd, broni się przed zalewem informacji przechwytywanej przez gigantyczne komputery. Z obawy przed szokiem informacyjnym powołano nawet specjalną jednostkę rządu światowego, której zadaniem jest strzeżenie dostępu do pełnej informacji. W pewnym momencie przestają przychodzić sygnały od ekspedycji, której celem było zbadanie jednego z układów gwiezdnych oddalonych od Ziemi o 35 lat świetlnych. W skład ekspedycji ratunkowej weszło 3 astronautów, z których dwóch dzieliła miłość do tych samych dwóch kobiet. Dodatkowo, jeden z nich odpowiadał przed specjalną komisją w związku z krótkotrwałym zerwaniem blokady informacyjnej. Wśród zaginionych jest jedna kobieta: była żona dowódcy i aktualna partnerka drugiego. Sytuacja psychologiczna jest więc wyjątkowo skomplikowana. Między obu mężczyznami istnieje więc napięcie. Ale nie tylko, ujawniają się też ich krańcowo różne postawy życiowe, które można by nazwać dyskusją między postawą artystowską i , nazwałabym ją inżynierską. Narratorem jest dowódca, postać nieco przypominająca t.zw. twardziela – uczciwy, inteligentny, zdyscyplinowany, odważny, bojący się tylko ujawniać uczucia, szczególnie te ciepłe. Paradoksalnie, to dzięki obu ekspedycja ratunkowa powiedzie się.Gdy ekipa ratunkowa dotarła na miejsce przeznaczenia zetknęła się z jednej strony z oceanem będącym zbiornikiem informacji i stale je przekazującym, z drugiej zaś z inteligentną rasą, z którą jednak porozumieć się nie było łatwo. Być może w ogóle nie byłoby to możliwe. W końcu jednak więzieni przez „koggi” (Kogga – to nazwa nadana przedstawicielowi obcych) zaginieni ludzie wracają do swoich domów na Ziemi.

Kogga z Czarnego Słońca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kogga z Czarnego Słońca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I jeszcze jedno. Znaliśmy już skład tutejszej atmosfery. Była rzadka i fatalna. Mieliśmy także dane, dotyczące średniej temperatury panującej na powierzchni. Wynosiła minus siedem stopni. Co za istoty mogły żyć i rozwijać się, ba, tworzyć gigantyczne konstrukcje, w takiej średniej temperaturze?

Lodowate zimno, kosmiczna samotność, mrok próżni. Dalekie, nigdy nie oglądane gwiazdy. Jur miał rację. Nam byłoby tu bardzo smutno.

Glob leżał już pod nami. Jego koordynaty… to słowo, które natchnęło Galina myślą, by sięgnąć po atlas nieba. Nie musieliśmy ich szukać długo.

W okolicy Telmura znajdowała się tylko jedna czarna gwiazda.

Lecieliśmy jak ona sama, milczący i mroczni. Silniki nie pracowały. Zawczasu ustawiłem statek tak, by wszedł na wysoką orbitę bez ingerencji hamownic i bez żadnych korektur. Parametry orbity nie odgrywały w tym wypadku żadnej roli. Byleby była dostatecznie wysoka. Dalej i tak polecimy Budkerem.

— Myślicie, że wiedzą? — odezwał się w pewnej chwili Nett.

Minęła może minuta, zanim Jur zdobył się na odpowiedź.

— Jeśli to oni przechwycili naszą stację… Zapanowało milczenie. Spełniało się odwieczne marzenie romantyków, czujących na swoich barkach ciężar kosmicznej samotności człowieka. Po raz pierwszy mieszkaniec Ziemi miał przed oczami dzieło stworzone przez obcą cywilizację.

Że doszło do tego w okolicznościach mniej odpowiadających romantykom, a bardziej zgodnych] z przewidywaniami sztabu Centrali? No cóż. To l nie mogło nas zdziwić. My byliśmy przecież właśnie z Centrali.

Dwie godziny później Nett i ja, zamknięci w pancerzu Budkera, znajdowaliśmy się w połowie trzeciego okrążenia, na wysokości tysiąca pięciuset metrów nad powierzchnią globu. I znaliśmy już odpowiedź na kilka najważniejszych pytań, związanych z jego gospodarzami. Wiedzieliśmy w każdym razie, że nie musimy się ich obawiać.

— Tak właśnie wygląda śmierć rasy… która nie była dość ciekawa, by w porę zdobyć informacje o zasobach energetycznych natury — odezwał się w pewnym momencie Nett. — Każdy uczeń wie, że te zasoby są praktycznie niewyczerpane. Jedyny warunek, jaki pozostaje do spełnienia, to zdążyć. Gdybyśmy w dziewiętnastym wieku, przed rozbiciem atomu, co wymagało zaangażowania ogromnej ilości energii, wyczerpali pokłady…

— …węgla, a potem ropy, to nigdy nie odkrylibyśmy energii jądrowej, nigdy nie zbudowalibyśmy najprostszej baterii słonecznej, nie latalibyśmy do gwiazd, bo nikomu nawet nie śniłoby się o generatorach kolapsacyjnych, a w ogóle dawno by nas już nie było — dokończyłem gładko. — Rozumiem, do czego zmierzasz. Mam cię traktować jak partnera i przyjmować twoje argumenty z należytą uwagą. Jesteś sprytny… ale nie za bardzo. Poza tym powtarzasz się…

— Może po prostu nie chcę, żebyś traktował mnie jak szaleńca — odburknął ponuro. — Dlatego przedstawiłem ci mój punkt widzenia… Energetyką jest szkolnym przykładem. Ale i w wielu innych żywotnych kwestiach każdej możliwej cywilizacji decydującą rolę odgrywa czas. Niektóre z owych kwestii znamy… i z tymi jako tako potrafiliśmy się uporać. Ale czy znamy wszystkie? Może w tej chwili właśnie, dzięki niezawodnemu funkcjonowaniu selektorów, strzegących systemu Gigama, ludzkość traci jakąś szansę… niepowtarzalną? Jesteś zupełnie pewien, że to niemożliwe? Mam swoje poglądy… ale los Ziemi leży mi na sercu tak samo, jak tobie. Nie chce, by kiedyś wyglądała tak właśnie — ponownie wskazał ekran.

Nie odpowiedziałem. Nie miałem ani prawa, ani ochoty wdawać się z nim w dyskusję. A poza tym… niezależnie od wszystkiego widok, który otwierał się przed nami na ekranach, nie zachęcał do mówienia.

Nie kończące się szeregi zabudowań, konstrukcji, poprzecinane wąskimi korytarzami o wypukłych nawierzchniach, które kiedyś pełniły pewnie funkcje szlaków komunikacyjnych. Wszystko to milczało nie wiedzieć odkąd i nie ulegało wątpliwości, że nie odezwie się już nigdy. W wielkich halach, w fabrykach z ich siłowniami, łącznością i rozrządem, w zespołach miejskich, w akumulatorach, bo jakieś przecież musieli mieć, bez względu na rodzaj magazynowanej w nich energii, nie pozostało śladu ruchu. Nasze anteny, czułe na każdy rodzaj promieniowania, nie wykryły jednego, najmniejszego źródła ogniska energetycznego.

Bez względu na to, co Nett miał na myśli, jego słowa trafiły w sedno. Tak wygląda śmierć.

— Lądujemy — mruknąłem.

— Gdzie?

— Wszystko jedno…

Glob był cały zabudowany. Także i to sprawiało paskudne wrażenie. Nie znali niczego, co przypominałoby ziemskie łąki, parki, rezerwaty… Jak okiem sięgnąć, tylko niskie, pudełkowate budowle, tworzące powielane w nieskończoność zwarte kompleksy. Ich dachy były płaskie, gładkie, nijakie. Wszystko w tonacji ciemnoszarej, jeśli nie liczyć brudnawego szronu, skażonego kosmicznym pyłem.

Jedynymi skrawkami gruntu, wolnymi od zabudowy, były małe, prostokątne placyki, wytyczone w miejscach, gdzie krzyżowały się tutejsze ulice, te jakieś wąskie, tunelowate korytarze.

Lecieliśmy teraz zaledwie sto pięćdziesiąt metrów nad dachami. Jeśli to słońce, stygnąc, przeżywało kiedyś okres erupcji tektonicznych, to potem jego mieszkańcy dołożyli starań, żeby powierzchnię swojej „ziemi” wyrównać jak jedno wielkie, staroświeckie lotnisko. Ale brakowało nie tylko wzniesień. Okrążając glob nie dostrzegliśmy niczego, co górowałoby nad nie kończącymi się płaszczyznami dachów. Żadnych placów ozdobionych obeliskami. Czegoś, co przypominałoby, na przykład, stare ziemskie kościoły. Równa, gładka, monotonna zabudowa, poprzecinana geometryczną siatką korytarzy.

Wybrałem w końcu jeden z tych miniaturowych placyków i położyłem maszynę w łuk. Zatoczyłem koło, po czym bez dalszych ceregieli usiadłem.

Musieliśmy odczekać, aż kamery ukażą nam znowu czysty obraz otaczającej nas zabudowy. Lądując wznieciliśmy chmurę białawego pyłu.

Sprawdziliśmy skafandry, po czym otworzyłem wieżyczkę.

— Idziemy obaj? — spytał Nett.

— Jeśli chcesz, możesz zostać. Nie wziąłeś przypadkiem łyżew? Mogłyby się przydać… — Temperatura na zewnątrz wynosiła minus jedenaście stopni.

Odwrócił się i wspiął po czterech stalowych szczeblach, umocowanych za oparciem środkowego fotela. Ruszyłem za nim.

Gładkie ściany, pozbawione jakichkolwiek otworów. Zgoda na to, że istotom, pogrążonym w wiecznym mroku, okna mogą być niepotrzebne. Swoje mieszkanka wietrzyli widać jakoś inaczej. Którędyś jednak musieli się do nich dostawać.

Wszedłem na grzbiet wypukłości, ciągnącej się środkiem drogi. Jeśli dołem biegł jakiś przewód, umieścili go dość głęboko. I tutaj odgłos kroków brzmiał głucho.

Postępowaliśmy obok siebie w zupełnym milczeniu. Analizatory przedstawiły nam już wcześniej swój pogląd na materiały, jakich używali tutejsi budowlani. Polimery, metal, tworzywa mineralne o nie znanej nam energetyce wiązań. W sumie nic szczególnego.

Najbliższe skrzyżowanie wypukłych dróżek, przy którym jedna ze ścian budowli cofała się, tworząc prostokątny zaułek, widniało przed nami w odległości niespełna dziesięciu metrów. Światła, padające z naszych czołowych lamp, niosły dalej. Mogliśmy się przekonać, że droga za placykiem jest tak samo obudowana i pusta jak ten odcinek, który zostawiliśmy za sobą.

Jeszcze parę kroków i stanęliśmy.

— Co to jest? — spytał nieswoim głosem Nett.

— W każdym razie coś wreszcie jest — powiedziałem ruszając w stronę, gdzie reflektorki wyłuskały z mroku konstrukcję zupełnie różną od wszystkiego, co widzieliśmy do tej pory.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kogga z Czarnego Słońca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kogga z Czarnego Słońca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Kogga z Czarnego Słońca»

Обсуждение, отзывы о книге «Kogga z Czarnego Słońca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x