Bohdan Petecki - Messier 13

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Messier 13» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Messier 13: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Messier 13»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Messier 13 to nazwa gwiazdozbioru, w pobliżu którego odkryta została pewna planeta, na której odnaleziono ślady obcej cywilizacji. Planetę tę badają naukowcy, których z kolei strzeże tajna struktura o pięknej nazwie Słoneczna Agencja Ochrony (SAO), ale metodach działania nieodmiennie kojarzących się z KGB, SB, UB itp.
Główny bohater jest funkcjonariuszem SAO, więc dokładnie poznajemy styl i sposób działania organizacji i jedyne, co mi przychodzi na myśl, to że pomysł na taką powieść mógł powstać tylko w głowie pisarza wychowanego w ustroju totalitarnym.
Niemniej jednak, jeśli pominąć odczucia wywołane istnieniem, możliwościami i metodami działania tejże SAO, powieść czytało mi się zaskakująco dobrze.
Stara (1975 r.), dobra powieść o badaniu Kosmosu i kontakcie.

Messier 13 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Messier 13», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Opuściłem wzrok. Natrafiłem na czarne jak przestrzeń włosy, z lekkim, granatowym połyskiem. Tak zmienia się próżnia, kiedy człowiek wkracza w sąsiedztwo atmosfery, co zawsze oznacza powrót… choćby do obcego świata. Bo dla pilota to także jest powrót. Uśmiechnąłem się i dotknąłem wargami tych włosów. Przestałem się rozglądać.

— Urządzicie mi tutaj studio — ciągnąłem — i zapewnicie odbiór przez wszystkie stacje na Ziemi. Chcę, żeby mnie widzieli, kiedy będę mówił. Inaczej nie potrafię nikogo przekonać… rzecz jest, mimo wszystko, dość niezwykła… — uśmiechnąłem się szeroko, wodząc wzrokiem po ich skamieniałych twarzach. Wszyscy, ilu ich było, wytrzeszczali na mnie oczy. Najwyraźniej nie znajdowali słów. Niektórzy ich chyba nawet nie szukali.

Pierwszy ocknął się Offian. Westchnął głęboko, przejechał dłonią po swojej białej czuprynie, po czym powiedział zachrypniętym głosem:

— Brzmi to wszystko fantastycznie… ale już dawno nauczyliśmy się nie lekceważyć fantazji… jakie rodzi wyobraźnia człowieka. Jesteś pewny, że się nie mylisz?

— Nie mylę się — odpowiedziałem. — Zresztą rzecz jest do sprawdzenia. Jeśli potrafiliście — poszukałem wzrokiem łysego grubasa z Akademii SAO — stwierdzić, że nadaję sygnały, to powinniście także umieć przechwycić te, które stamtąd płyną do mnie. Wasza aparatura jest dostatecznie uniwersalna… tak przynajmniej zawsze słyszałem. Proponuję, żebyście zainstalowali swoje anteny w moim statku… będę tam siedział, aż dojdzie do tego wykładu, który mam zamiar wygłosić… przed pełną widownią.

Bess poruszył się niespokojnie w swoim fotelu.

— Czy te wiadomości — zaczął marszcząc brwi — nie będę zbyt… szokujące? — burknął bez przekonania.

— Co przez to rozumiesz? — spytałem. — A raczej czemu nie powiesz wprost, że znowu czegoś się boisz. Czego? Przecież zawsze będziecie w stanie wytłumaczyć ludziom, że opowiadam takie sobie bajeczki… bo przed czym innym mielibyście ich ochronić? Przed wiadomościami? Jeśli okażą się niebezpieczne, to będzie to tylko woda na nasz młyn. Cóż bardziej umocni pozycję SAO? A jeśli nie, to także potraficie przekonać, kogo trzeba, że chodzi o jedną tylko cywilizację, jedną jedyną z miliardów możliwych i że spotkanie z innymi nadal pozostaje wielką niewiadomą. Że mogą istnieć rasy mniej dobrotliwe. A wreszcie zapytajcie zainteresowanych. Reprezentujemy tu niemało różnych specjalności… ale tylko je reprezentujemy. Poradźcie się swoich instytutów, sztabów, Rady Naukowej… co do mnie, będę spał spokojnie. Ja znam ich odpowiedź…

Bess umilkł. Milczenie przeciągało się. Przerwał je wreszcie wysoki głos Arii:

— Nie rozumiem, nad czym myślicie — wy — dyszała. — To jasne jak słońce, że trzeba zrobić tak, jak chce Ago!

Głowy obecnych poruszyły się.

— Powinnaś wiedzieć — odezwał się Semow — że są słońca mniej i bardziej jasne… a co do myślenia, nie zaszkodziło ono jeszcze nikomu… chociaż rozumiem — dodał ze znaczącym uśmieszkiem — że w pewnych sytuacjach… może nawet nie powinno się myśleć zbyt jasno? Nie pamiętam. Chyba jestem już na to za stary…

Rozległo się kilka przytłumionych szeptów. Ktoś zaśmiał się krótko. Aria zaczerwieniła się tak, że białka jej oczu wydały się bielsze od śniegu. Uśmiechnąłem się i ja.

— Nie powinniście tego lekceważyć — powiedziałem, szukając wzrokiem Lany. Znalazłem ją tuż obok masywnej sylwetki Barcewa. — Za pierwszym razem, kiedy znaleźliśmy tutaj przekaźnik, porzucony przez obcych, okazało się, że reaguje on także, jeśli nie przede wszystkim, na stan naszych uczuć. Prawda, Lana?…

Tym razem zaśmiało się już kilka osób. Nawet twarzyczka Arii nieco złagodniała. Semow wstał. Było to jakby hasło do zakończenia naszego drugiego już w ciągu tej doby „plenarnego” spotkania.

— Poczekasz u siebie? — upewnił się Bess, patrząc na mnie surowym wzrokiem.

— Tak. Dajcie mi znać, kiedy ustalą termin tego… seansu, jeśli do niego dojdzie. Muszę się przygotować. Umyć, uczesać, ubrać w najmodniejszy kombinezon. Chciałbym wyglądać ładnie jako poseł obcych, przemawiający do Ziemian. To należy się jednym i drugim. A poza tym odkryłem właśnie w sobie wadę, której dotąd nie znałem. Jestem próżny. Chcę się podobać…

Albo potraktowali to moje ostatnie oświadczenie zbyt serio, o co mimo wszystko trudno ich było podejrzewać, albo też po prostu nie potrafili inaczej. Dość, że owe „przygotowania” przeszły wszystko, czego mogłem się spodziewać. Minęło zaledwie dziesięć dni, a na Petty pojawiła się liczna ekipa telekomunikacyjna. Kiedy dowiedzieli się, że w czasie ich lotu kilkakrotnie jeszcze obcy przekazywali mi informacje o sobie, oraz że ich sygnały zostały przechwycone przez aparaturę SAO, a więc stały się uznanym faktem, ich zapał przeobraził się w euforię. Zaczęli od tego, że wyrzucili mnie z mojego statku. Spektakl zapowiedziano na sobotę wieczór, czasu europejskiego. Miał być retransmitowany przez wszystkie ziemskie stacje holowizyjne, bez względu na geografię i związane z nią różnice pory dnia lub nocy na różnych kontynentach.

W sobotę rano zaczęli próby. Najpierw bez mojego udziału, potem, niestety, uznali moją obecność za niezbędną. Nie przestawałem wprawdzie odnosić wrażenia, że im przeszkadzam i najchętniej załatwiliby wszystko beze mnie, ale biegali tak gorączkowo, z takim przejęciem przenosili jakieś zastawki, instalowali płyty pogłosowe, najróżniejsze miksery trikowe, tak żwawo nawoływali się nawzajem, że nie powiedziałem im słowa. Po raz pierwszy w życiu czułem się zagubiony i bezradny jak dziecko. Kiedy reżyser, wysoki, szczupły blondyn o przygasłym spojrzeniu i niesłychanie ruchliwych dłoniach, zaczął mną tyrpać po kabinie, zawalonej najrozmaitszymi sztucznymi gwiazdozbiorami, mgławicami, krążącymi kryształowymi kulami i licho wie czym jeszcze, owładnęła mną nagła myśl, że nadszedł koniec. Że mogłem zmieniać się z człowieka w kosmatego potwora, lecieć do innych mgławic, wracać, zanim wyleciałem, uciekać ze stacji SAO, służyć obcej rasie kosmicznej jako szpieg i przekształcić się potem w ich skrzynkę kontaktową, ale z rąk tych tutaj nie wyjdę już żywy. Spokorniałem, stałem Się mały, niezgrabny, wszystko leciało mi z rąk, nie byłem w stanie wykrztusić jednego sensownego słowa. Na próbie stłukłem kamerę, przewróciłem fragment dekoracji, wypiłem herbatę, którą przygotował sobie asystent reżysera, za co zostałem zrugany od ostatnich, wreszcie zgubiłem kopię scenariusza, gdzie były wielkimi literami wypisane słowa, od których miałem zacząć. Bo przygotowali jakiś wystrzałowy wstęp do programu, chodziło tylko o to, żebym nie zepsuł efektu, otwierając usta ułamek sekundy za wcześnie albo za późno. Byłbym uciekł, ale mnie pilnowali.

Wreszcie wszystko się trochę uspokoiło. W mojej kabinie pozostało ich zaledwie trzech, wciśniętych w zakamarki między pulpitami a dekoracjami. Ktoś poinformował mnie, że Ziemia jest już na podglądzie. Nie wiedziałem, dlaczego podglądają Ziemię, chociaż rzecz polega na tym, żeby to właśnie Ziemia nas widziała, ale siedziałem cicho. Za moment ten sam głos oświadczył, że do rozpoczęcia programu zostały dwie minuty. Zapalono światła. W ich blasku przestałem widzieć. Dopiero po chwili ujrzałem jakiegoś dryblasa, a właściwie tylko jego rękę, wysuniętą zza lustra, pod którym biegły fioletowe tasiemki z wszytymi w nie płonącymi gwiazdami. Trzymał w niej chorągiewkę. Nikt mi tego nie powiedział, ale kiedy ta ręka wraz z ową chorągiewką wykonała gwałtowny zamach, zrozumiałem, że seans się zaczął. Skupiłem całą uwagę na tym, żeby rozpocząć we właściwym momencie. Kopii scenariusza nie dostałem, powiedzieli, że nie mają już żadnego rezerwowego egzemplarza. Słyszałem jakieś grzmoty, wycie wiatru, huk gazu wylatującego z dyszy startujących rakiet, przetłumaczone na języki dźwięków promieniowanie gwiazd… Niebawem do tego wszystkiego dołączyła się muzyka. Była fascynująca, posępna i ogromna. Czułem, że moje ciało pokrywa się gęsią skórką. Jakiś głos recytował coś, czego nie rozumiałem. W pewnej chwili umilkł. Przez moment trwała cisza, po czym nagle coś gruchnęło i w tym samym ułamku sekundy ujrzałem w jednym z ustawionych w kabinie zwierciadeł swoją własną twarz. Przyjrzałem się jej uważnie. Tak, to byłem ja. Kątem oka pochwyciłem ruch po przeciwnej stronie tego samego lustra. Facet z chorągiewką, wychylony tak, że niemal unoszący się poziomo w powietrzu, dawał mi jakieś rozpaczliwe znaki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Messier 13»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Messier 13» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Messier 13»

Обсуждение, отзывы о книге «Messier 13» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x