Wpatrywali się dłuższą chwilę w stronę, gdzie stałem, usiłując przebić wzrokiem cień i odgadnąć wyraz mojej twarzy. Ale z niej niewiele by wyczytali…
— Tak, Ago — odpowiedział wreszcie powoli Semow — o ile, oczywiście, Ziemia nam na to pozwoli…
— Och, Sem — wykrzyknęła Aria — ja… to znaczy jestem pewna, że tak!
Semow uśmiechnął się. Odpowiedziałem mu uśmiechem. Tego jednak nie mógł widzieć.
— Zostałem wysłany w kierunku, w którym szły sygnały nadajników zainstalowanych przez obcych na Petty… i nie tylko tutaj — powiedziałem. — To długa historia i nie wszystko w niej jest ważne. Będę się streszczał — mówiłem cały czas łagodnym, przyjacielskim tonem, podobnie zresztą, jak w czasie łączności z Bessem i innymi. Nie zapomniałem ani przez moment, że jestem na podsłuchu. — Leciałem krótko… jeśli wziąć pod uwagę, że wróciłem tego samego dnia. Ale wiecie przecież, jak to jest. Mogłem być w najdalszej galaktyce. Powróciłem jako szpieg… obcych. Nie przerywaj — powstrzymałem Arię, która, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczyma, chciała coś powiedzieć. — Zaraz skończę. Zrobili to tak, że wykorzystali jakiś układ w naszym organizmie, nadrzędny w stosunku do systemu nerwowego razem z jego wszystkimi polami, neuronami i tak dalej. Krótko mówiąc, przerobili mnie na jedyny w swoim rodzaju nadajnik… organiczny. Wszystko, o czym myślę, co mówię, na co patrzę, każda informacja, jaką odbieram, jest od razu przeze mnie wysyłana tym obcym. Poczekam chwilę, żebyście mogli zdać sobie sprawę, co to oznacza… Umilkłem. Nie na długo jednak. Nie potrzebowali się długo zastanawiać. Żyli przecież myślą o Kontakcie…
— Czy to pewne? — spytał krótko Semow.
— Pewne. Przewidziałem także, że mi nie uwierzycie. Że będziecie podejrzewać jakieś nowe środki, podjęte przez SAO. Mam na to odpowiedź. Niczym nie ryzykujecie. To znaczy wy, jeśli mi pomożecie. Bo ja i tak przekazuję te wiadomości. A od was zależy, jakie one będą. Natomiast czy wasza odmowa może mieć wpływ na ograniczenie lub rozszerzenie naszej ingerencji?…
— Powiedz, Ago — nie wytrzymała Arika — co mamy zrobić? Dlaczego jesteś w skafandrze i kryjesz się w cieniu?
— Po kolei — mruknąłem. — Przede mną poleciał ktoś inny i wrócił pozbawiony pamięci. Na szczęście przed startem zdjęto mu zapis osobowości, tak że teraz jest znowu sobą — nie chciałem przecież im mówić wszystkiego. — Otóż ze mną było to samo — ciągnąłem. — Pamięć mi przywrócono… ale tylko pamięć. Przypominacie sobie ten statek, ten obcy wrak, który spotkaliśmy w przestrzeni, kiedy leciałem razem z ostatnią grupą na Petty? Na pokładzie tego wraku był martwy od… no, w każdym razie od bardzo dawna, pilot. Wyglądał jak małpa. Porośnięty sierścią, miał garby z przodu i z tyłu, po sześć palców i różne inne ciekawe rzeczy. Więc kiedy leciałem, poddano mnie operacji…
— Myśmy takiego widzieli! — wykrzyknęła Aria. — Ty nie wiesz, ale zanim przyleciałeś na Petty, żeby nas pilnować…
— Wiem — przerwałem. — Muszę cię rozczarować. To byłem ja. Przyleciałem tu wtedy… powiedzmy, incognito. Już po operacji plastycznej. Chodziło o to, żebym mógł zbliżyć się do obcych… jeśli rzeczywiście penetrują tę planetę. Wylądowali koło waszej bazy i musiałem działać szybko. Zabiegłem im drogę, jeśli można się tak wyrazić. A potem…
— To ty — w głosie Arii zaskoczenie ustąpiło miejsca oburzeniu — pokazałeś nam…
— … język? — dokończyłem. — Ja. Głupi kawał. Chciałem was trochę ostudzić w waszym zapale…
— To ci się udało — mruknął po chwili kwaśnym głosem Semow. — Nie tyle może jeśli chodzi o nas, co o nich. Od tamtego dnia przestali się pojawiać na planecie…
— Mieli jeszcze inne powody — odparłem. — Wyłączyliśmy ich nadajnik, ten w ruinach, a w ich kierunku wystartował z naszej stacji pilot… mniejsza z tym. Tamte sprawy należą już do historii. Teraz trzeba wszystko naprawić. Zaraz wam się pokażę… bo to będzie pierwsza rzecz, o którą was poproszę…
Zacząłem, ściągać skafander. Zdjąłem kask, zrzuciłem bluzę i zrobiłem kilka kroków do przodu. Wszedłem w krąg światła…
— Och, tak! — wykrzyknęła Aria. Dłuższą chwilę panowała cisza.
— Skąd mamy wiedzieć — odezwał się wreszcie półgłosem Semow — że jesteś tym samym Ago, który spędził z nami kilka dni na Petty?
— Spytaj jej — odrzekłem z pewnością, która przyszła mi nie wiadomo skąd. — Ona ci powie. Jak, Aria?…
— To jego głos — odpowiedziała zacinając się. — Ale…
— Halo, Ago — zabrzmiało nagle z głośnika. Uśmiechnąłem się. Czekałem na to. Musieli przemówić. A ja musiałem ich do tego sprowokować. Operację mogli przecież przeprowadzić tylko ci, którzy wiedzieli, o co chodzi…
— Słucham, Bess? — rzuciłem pogodnie. — Przysłuchujesz się naszej rozmowie? Ty także? — podkreśliłem ostatnie słowo.
— Tak — warknął. — Ja także. Możesz teraz ty przez chwile posłuchać?
— Z największą przyjemnością — przystałem.
— Mam ci przekazać decyzję sztabu. Zgadzamy się na operację. Wróć tutaj i jeszcze tego samego dnia…
— Słuchaj, Bess — roześmiałem się głośno. — Obiecałem ci nie przerywać, ale nie przypuszczałem, że to mają być żarty. Kiedy zaczniesz mówić poważnie, przysięgam, że będę siedział jak trusia…
Semow i Aria spojrzeli po sobie. Dziewczyna zagryzła wargi. Nie byli przyzwyczajeni do takiego tonu… nawet w moich ustach.
Głośniki milczały dłuższą chwilę. Kiedy wreszcie odezwały się, znowu, głos Bessa tchnął lodowatym zimnem.
— Kiedy chcesz, żeby przylecieli?
— Dzisiaj.
— U was jest już prawie noc. Co to znaczy dzisiaj?
— Droga nie zajmie im więcej niż dwie godziny… z przygotowaniami. Poczekam. Nie jestem śpiący…
— Dobrze.
Nasłuchiwałem jeszcze jakiś czas, ale głośniki umilkły na dobre. Wtedy wycofałem się do cienia, aby nie widzieli mego uśmiechu. Pamiętałem, jak w tym grymasie wygląda moja obecna twarz.
— Widzicie — rzuciłem lekko — jedna sprawa rozwiązała się sama. A właściwie dwie. Zdobyłeś odpowiedź — zwróciłem się do Semowa — na swoje pytanie, czy jestem rzeczywiście tym Ago, którego znacie, a także, co ważniejsze, już jutro będę miał normalną ludzką postać… jaka by tam ona była. Miałem zamiar prosić was o pośrednictwo w sprawie tej operacji, ale to okazało się zbyteczne. Oczywiście mógłbym problem załatwić sam, tylko że gdybym próbował połączyć się z Ziemią, postawiłbym na nogi całą prasę i narobił okropnego szumu. Co innego wy… macie przecież swoje zastrzeżone kanały. Na szczęście to mamy za sobą. Teraz najważniejsze. Chciałbym zorganizować konferencję teoretyczną… z udziałem was wszystkich. Nie chodzi o jakiś określony temat. To powinien być sumaryczny wykład dotyczący ziemskiej cywilizacji. Historii, stosunków społecznych, etyki, procesów rozwojowych… jak najmniej techniki — zastrzegłem się.
— Jednak pozostajesz agentem — wtrącił z przekąsem Semow.
— Jestem nim — zapewniłem. — I to także powinniśmy wziąć na warsztat. O co mianowicie chodzi takim jak ja. Z SAO, a szczególnie z „Trójki”. Muszą zrozumieć, że troszczymy się
wyłącznie o bezpieczeństwo… tylko trzeba, żebyście przedtem zrozumieli to i wy. Ale wymiana poglądów na ten temat nie zaszkodzi. Zamierzam nawet zaprosić któregoś z tych, którzy przylecą z naszej stacji. Przyjdzie także Change… a propos, jak wam się z nim żyje?
Читать дальше