Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierwszy Ziemianin: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierwszy Ziemianin»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tarcza słoneczna zeszła już za leżące nad widnokręgiem pasemko wieczornych chmur. Dzień miał się ku końcowi. Mój ostatni dzień na Ziemi… bez względu na to, czy Stanza i jego towarzysz doprowadzą mnie szczęśliwie na orbitę Plutona, czy też tropiący ich mściciele z gwiazd zdążą udaremnić wykonanie planu, którego celem miało być przesunięcie zwrotnicy na torze wszechświata. W tym drugim przypadku będzie to mój ostatni dzień nie tylko na Ziemi…

Pierwszy Ziemianin — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierwszy Ziemianin», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wyłącz automaty nawigacyjne — powiedziałem.

— Automaty wyłączone.

— Przechodzę na ręczne sterowanie.

— Sterowanie awaryjne — sprostował głoś., Prowadziłem statek spokojnie i pewnie. Wkrótce czujniki powiedziały mi, że przebiegłem czas, potrzebny dla zorganizowania się materii w pierwsze mgławice. Widziałem je, równie rzeczywiste jak statek, w którym tkwiłem, i równie jak w epoce Kopernika zagadkowe dla mieszkańca Ziemi, wciąż szukającego w kosmosie nowych praw i nowych prawd. Zostawiłem te mgławice daleko za sobą, czekały na mnie w jeszcze dalszej przyszłości, a zarazem były i tutaj, były naprawdę, ponieważ wędrowałem przecież przez mój, istniejący wszechświat.

— Odpalenie drugiej serii zasobników — wydałem rozkaz.

— Zasobniki odpalone — głos potwierdził informację, którą ujrzałem na ekranie.

Powtórzyłem to samo polecenie jeszcze dwukrotnie. Zadanie, powierzone mi przez obcych, zostało wykonane. Zacząłem się bawić. Zwalniałem tak, że.gwiazdy wokół mnie nieruchomiały, jakby to one zatrzymały się w pędzie, potem przyśpieszałem, przekraczając

/ wszystkie bariery, znane naszej fizyce, tak niby uniwersalnej w. epoce geoniki, epoce stale doskonalącej spuściznę pozostałą po Krentzu i Barcewie. Zmieniałem kierunek lotu, po czym wracałem na kurs, pewny, że cokolwiek bym zrobił i tak trafię do punktu wyjścia, ponieważ patrząc na przestrzeń ze świeżo odkrytej perspektywy,

w pewnymsensie nigdy go nie opuściłem. Oczywiście gdybym w czasie lotu, już prawdziwego, zginął, to moja śmierć byłaby najzupełniej realna. Ale lecąc naprawdę, nie będę rezygnował z pomocy zawsze szybszych od ludzi automatów.

Kiedy do końca podróży pozostało miliard lat, to znaczy kiedy odczytałem z danych, że na widocznej przede mną Ziemi, spowitej w gęste welony chmur, pojawiają się pierwsze kręgowce, oddałem stery.

— Kurs zgodny z programem — poinformował mnie natychmiast głos,

— A co z dwoma pozostałymi statkami? — przypomniałem sobie. — Mieliśmy przecież eskortę?

— Lecą obok was, ale poza horyzontem zdarzeń — usłyszałem. — Są wyposażone w stabilizatory lokalnych superwielkich pól grawitacyjnych. Chodziło o to, żeby każdy z trzech pojazdów funkcjonował jako jednostka całkowicie samodzielna. Automaty dwóch statków towarzyszących także przecież wystrzeliwują ładunki w identycznych punktach czasowych. Jeśli któremuś coś by się przytrafiło, a miałby możność wezwania na pomoc pozostałych, to tym samym naraziłby całość przedsięwzięcia.

— Mój pokładowy kompan stał się naraz niezwykle rozmowny — zaśmiałem się. — Ale, Bob, miał. się pan nie odzywać do końca lotu. Nawiasem mówiąc, co z lądowaniem? O tym drobnym szczególe „przedsięwzięcia” jakoś nikt dotąd nie wspomniał?

— Niech pan popatrzy na ekran, Lin. Posłuchałem. Cyfry i dane liniowe zgasły. W lewym górnym rogu ekranu palił się żółtawym światłem napis: Ziemia.

— Gdzie jestem?

— Tego niestety nie wiem — głos Stanzy brzmiał tak poważnie, że i ja natychmiast przestałem się uśmiechać.

— Przepraszani — burknąłem ponuro. — Na chwilę zapomniałem, że wracam do zmienionej rzeczywistości. Wprawdzie zmiftnio-nej na mój obraz i podobieństwo, ale przed dwudziestoma miliardami lat. Nie wiadomo na przykład, czy wyląduję w atmosferze, zawierającej choćby jeden procent tlenu — podniosłem się, przewiercając głową litą konstrukcję statku i ujrzałem Stanzę, stojącego tuż obok nieruchomego ostrosłupa. — Nie wiadomo zresztą także, czy ja sam miałbym ochotę oddychać czymś takim jak tlen… chociaż nie, ja się nie zmienię, prawda? To tylko moi ziomkowie mogą mnie z wielką pompą powitać jako w miarę inteligentnego parlamentariusza innej gwiezdnej cywilizacji/ Powiem im wtedy od razu, że nie przyleciałem ich hodować — zeskoczyłem na podłogę i odetchnąłem głęboko. — No, cóż — podjąłem po krótkiej pauzie, widząc, że Stanza nadal stoi bez ruchu i milczy — jak wypadł egzamin? Macie jakieś dodatkowe testy? Czy też zostawiliście coś jeszcze na deser… jeśli chcecie opuścić tę planetę dopiero jutro wieczorem? A właśnie, byłbym zapomniał. Skoro są trzy identyczne statki, z których każdemu coś może się przytrafić, czy nie lepiej byłoby znaleźć trzech Hagertów? Przecież ja mam lecieć tylko po to, żeby w razie czego, gdyby ktoś, powiedzmy, ukradł po drodze zasobniki, powtórzyć operację zapisu osobowości… Wobec tego powinniście byli tak samo zatroszczyć się o dwa pozostałe wehikuły.

— Być może tak rzeczywiście byłoby lepiej — odpowiedział. — Ale nie jesteśmy u siebie. Już zawdzięczamy Ziemi wiele… a jeśli się nam powiedzie, będziemy jej zawdzięczać znacznie więcej. Wciąganie w realizację naszego programu trzech ludzi, trzech pilotów, przekraczałoby trzykrotnie minimum potrzeb. Żaden z nas nie odważyłby się wystąpić z podobną propozycją. Poza tym zachowanie tajemnicy okazało się trudne, jak pan sam miał okazję stwierdzić, nawet przy współpracy z jednym tylko astronautą. Gdybyśmy zaprosili trzech, byłoby wręcz niemożliwe. Wracając do tego, o czym mówił pan przed chwilą. Na wypadek lądowania poza atmosferą, będzie pan miał na sobie próżniowy skafander. A jdtro zapozna się pan z aparaturą, która umożliwi panu powtórzenie zapisu osobowości… w sytuacji awaryjnej.

— To znaczy, że teraz mogę iść spokojnie do domu?

— Chce pan przez to powiedzieć, że skoro kloś niepożądany odkrył naszą obecność na Ziemi i pana związki z nami, to istnieje nie bezpieczeństwo, że. ten ktoś nie dopuści do naszego jutrzejszego spotkania — stwierdził. — Cóż, stuprocentowej pewności istotnie nie mamy. W każdym razie, od momentu opuszczenia ośrodka, będzie panu stale towarzyszył Blane. Zabierze ze sobą podręczną aparaturę. Odtąd nie grozi już panu niespodziewane przeskakiwanie w inne, równolegle czasoprzestrzenie. Blane do tego nie dopuści… a gdyby mimo wszystko zdarzyło się coś takiego, to będzie pan przynajmniej od razu wiedział, że chodzi o bezpośrednią interwencję moich ziomków… tak, moich ziomków, czas mówić otwarcie. Aparatura, o której wspomniałem, powinna ich trzymać z daleka przez te kilkanaście godzin, jakich jeszcze potrzebujemy. Jeśli nie… ale sądzę, że pan, jako astronautą, także nie lubi uprzedzać faktów, którym, jeśli już zaistnieją, i tak nie będzie można zaradzić. Nie mylę się, prawda?

— Nie myli się pan. To na razie…

— I radziłbym już nie odwiedzać profesora Amosjana. Zatrzymałem się w drodze do wyjścia.

— Jak to? Przecież muszę… wypada mi pożegnać się z nim. To jedyny człowiek jak Ziemia długa i szeroka, któremu mogę powiedzieć: do widzenia. W domyśle: żegnaj. Poza tym, on się mnie spodziewa.

— Nie tylko on może spodziewać się tej wizyty. Każde dodatkowe ryzyko byłoby teraz, przynajmniej moim zdaniem, błędem nie do wybaczenia. Jestem zupełnie pewny, że to samo usłyszałby pan od samego Amosjana

— Więc pożegnam się z oceanem, ptakami i zielenią — skapitulowałem.

Zastanowił się przez chwilę.

— Dobrze — rzekł wreszcie. — Sądzę, że to zupełnie obojętne, czy pozostanie pan u siebie, w pustym i nie strzeżonym domu, czy też wybierze się pan na plażę, gdzie bądź co bądź będą i inni ludzie. I proszę nie utrudniać zadania Blanowi.

— Na pewno zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby mu je ułatwić — odpowiedziałem. — Nie jestem samobójcą.

— Była tu pielęgniarka, ta, która w nocy opatrywała panu plecy — oznajmił mi na powitanie robot. — Powiedziała, że wstąpiła po drodze do domu, żeby zapytać, jak pan się czuje.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierwszy Ziemianin»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierwszy Ziemianin» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x