Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierwszy Ziemianin: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierwszy Ziemianin»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tarcza słoneczna zeszła już za leżące nad widnokręgiem pasemko wieczornych chmur. Dzień miał się ku końcowi. Mój ostatni dzień na Ziemi… bez względu na to, czy Stanza i jego towarzysz doprowadzą mnie szczęśliwie na orbitę Plutona, czy też tropiący ich mściciele z gwiazd zdążą udaremnić wykonanie planu, którego celem miało być przesunięcie zwrotnicy na torze wszechświata. W tym drugim przypadku będzie to mój ostatni dzień nie tylko na Ziemi…

Pierwszy Ziemianin — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierwszy Ziemianin», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— O czym mówisz? — spytał cicho Stanza.

— O doraźnym przemieszczeniu wycinka sfery czasu — odpowiedział nadal niezbyt przytomnym tonem Blane. — O pewnego rodzaju pożyczce… która, w razie gdyby pan Hagert wystartował jutro o ściśle określonej godzinie, rokowałaby pewne szansę powodzenia.

Coś zaczęło mi świtać.

— Chcecie zaciągnąć kredyt w świecie, a raczej wszechświecie, jaki istnieje p o moim udanym locie?

— Sądzę — rzekł powoli i dobitnie Stanza, patrząc nie na mnie, tylko prosto w oczy Blana — sądzę, że to właściwe określenie…

Ziewnąłem. Zamysł był niewątpliwie więcej niż frapujący, ale ja, po ostatnich trzech dniach,czułem się już uodporniony na wszelkie możliwe rewelacje.

Trafiłem do tej samej wielkie] hali, w której obejrzałem pierwszy, wstępny seans przygotowanego dla mnie szkolenia. Dziś także panował tutaj mrok. Tylko słabnące z odległością pastelowe płomyki czujników na pulpitach świadczyły o tym, że prace technicz-no-konstrukcyjne trwają. Za to „kącik mieszkalny”, zamknięty w kręgu pogodnego, mlecznego światła padającego od stojącej obok tapczanu lampy, wydawał się tym bardziej zaciszny i sielski. Teraz oprócz biurka, fotela i krzesła znalazło-się tu także miejsce dla barowego stoliczka, zastawionego barwnymi butelkami. Tapczan był zasłany świeżą pościelą, a na poduszce leżała biała piżama, jakby Przeniesiona tutaj z mojej letniskowej sypialni. Z mroku wyłonił ę robot i postawił na biurku tacę z kolacją.

— Rozpieszczacie mnie — powiedziałem. — Wprawdzie jako skazańcowi przysługuje mi prawo do ostatniego życzenia, ale zachowam je na jutro. Pośpieszyliście się. Poza tym Blane nakarmił mnie już jak matka dziecko. Jeśli tak dalej pójdzie — ciągnąłem, siadając przy biurku — będziecie musieli przekonstruować kabinę mojego szklanego pocisku, a także skafander, ponieważ nie zmieszczę się ani w jednym, ani w drugim.

— Łazienka jest w niszy, o tutaj — Stanza wskazał mi niewielkie drzwi, dyskretnie ukryte w ścianie. — Czy na pewno nic już panu nie trzeba?

— Nie. Słyszy pan przecież, że mówię dużo i od rzeczy. Zawsze tak się ze mną dzieje, kiedy jestem śpiący. Rozprzężenie, wie pan.

— Dobranoc.

— Dobranoc.

— Świat musi upaść, a to z winy nauki — powiedział grobowym głosem Amosjan. Nagle zaśmiał się szyderczo. — Jesteśmy irracjonalnym produktem skutków ubocznych! Gigantyczne śmietnisko, w którym grzebią szarlatani i młodzi asystenci, szukając kęsów strawy materialnej i duchowej w odpadkach powstałych dostatecznie dawno, by mogły budzić zaciekawienie i nadzieję na odkrycie jakiegoś przeoczenia starych nauczycieli! Znam się na tym! Jestem historykiem nauki. Robi ona wszystko, wszystko, rozumiesz?! — tylko bez myśli o tym, co powinna robić! Jest bezrozumna! Wypsnęła się nam jak mydło z dłoni jeszcze w dwudziestym wieku! Nie ma priorytetów, etyki ani celu! I ty, ty, nie donoszony płód cywilizacji ukształtowanej przez taką naukę, chcesz całemu istnieniu narzucić swoją pozlepianą z resztek osobowość?! Ty, „Ga-laktydo”?! Ha, ha, ha!

— Przecież sam mnie pan zachęcał… — broniłem się słabo.

— Bo chciałem sprawdzić, czy istnieje granica ludzkiej ignorancji, nieodpowiedzialności i pychy! Ale nie ma jej! I pomyśleć, że ja, ja sam, mogę stać się jutro czy pojutrze, kiedy spełnisz swój akt tworzenia, podobny do ciebie! „Tworzenia”! Koń by się uśmiał! Ha, ha, ha!…

Chciałem zaprzeczyć, powiedzieć, że pycha jest ostatnią wadą, o jaką mnie akurat można by posądzić, ale nagle odkryłem, że jestem niemy. Nie mogłem wykonać najmniejszego gestu głową, ręką, nie-mogłem poruszać wargami. Chwilę później z charakterystycznej gry załamanych promieni światła docierającego do moich oczu odgadłem, że tkwię wewnątrz kryształowego prostopadłościanu, jak pomnik oblany szkłem. A zaraz potem ujrzałem, że Amosjana otacza i więzi dokładnie taki sam blok przezroczystej masy. Jego srebrnobiałe włosy lśniły jak obraz ułożony z miniaturowych pryz-macików.

Raptem pomiędzy nami ukazał się Stanza. Szedł spowity w mrok, który jakby wypływał z niego samego, wysoki wyprostowany, z dumnie uniesioną głową. W ciemności, powiększającej jego sylwetkę, dostrzegłem maleńkie, złote punkciki gwiazd.

— Góro, do nogi — powiedział Stanza. Teraz dopiero zauważyłem, że z jego prawej dłoni wybiega długa smycz, u końca której na dwóch małych nóżkach biegł księżyc w kształcie rożka, taki, jaki rysują dzieci.

Nigdzie nie polecę! — chciałem zawołać, ale nadal nie mogłem dobyć głosu. Jednak Stanza umiał przecież przechwytywać myśli.

— Już czas! — rzucił surowo., Napiąłem mięśnie do bólu, zęby rozkruszyć moją szklaną klatkę. Na próżno. Stanza zaśmiał się cicho, po czym powtórzył:

— Już czas.

— Już czas, panie Hagert — patrzyłem szeroko otwartymi oczami w pozbawioną wyrazu twarz Stanzy, pochylonego nad moim tapczanem. — Minęła dziesiąta. Wprawdzie program przewidziany na dzisiaj jest krótki, ale sądzę, że będzie pan chciał odbyć trening, jaki zawsze przechodzą wasi astronauci bezpośrednio przed startem.

Odruchowo powędrowałem wzrokiem ku jego dłoni, a potem na podłogę, szukając księżyca, imieniem Góro. Nie było go, oczywiście. Odetchnąłem głęboko, zamknąłem oczy i mocno potarłem powieki Palcami. Następnie ponownie spojrzałem na istotę, która wyszła z mojego snu.

— Mówi pan, dziesiąta? — mruknąłem.

— Tak, proszę pana — gdyby nie odrobinę zbyt miękkie brzmie-nle głosu, mógłbym pomyśleć, że przemówił do mnie grzeczny, do-0”owy robot.

Wstałem, zrzuciłem piżamę i nago poszedłem do łazienki. Stanza odwrócił głowę, jakby szczegóły ludzkiej anatomii były czymś, z czym pomimo usilnych starań i najlepszej woli absolutnie nie mógł się oswoić.

Kiedy wróciłem, na biurku czekało już śniadanie. Zjadłem je w asyście milczącego emigranta z gwiazd, po czym pozwoliłem zaprowadzić się do owej sali, a raczej studni, gdzie umieszczono makiety statków.

— Czy wy miewacie sny? — spytałem, zagłębiając się w świetlistej masie, w której miałem odnaleźć niewidoczną kabinę.

— Sny? Wiem, o czym pan mówi. Nie, nie miewamy snów.

— Szkoda. Może bylibyście nieco mniej pewni siebie — przybrałem pozycję pilota spoczywającego w zwykłym fotelu i ułożyłem się wygodnie. Pulpit przede mną był czarny. Wielki ekran zniknął.

— Dzisiaj przećwiczymy ręczne sterowanie podczas startu i lądowania — zawyrokował Stanza. — Na wszelki wypadek…

\

Po kilkunastu krótkich pozorowanych lotach, przerwanych w momencie, gdy zacząłem wykonywać wymienione przez Stanzę manewry z taką samą łatwością, z jaką wczoraj przyśpieszałem lub opóźniałem bieg czasu wokół pojazdu, przyszła kolej na awaryjne zdejmowanie zapisu osobowości. Najpierw musiałem się wraz z fotelem obrócić do tyłu. Wtedy ujrzałem wtopione w kryształ zarysy pudełkowatych pojemników, trochę podobnych do tych, w jakich przechowuje się szczególnie niebezpieczne bakterie.

— Gdyby pan przeprowadzał tę operację po wylądowaniu na jakiejś stacji pośredniej, do czego zmusiłaby pana na przykład konieczność wyskalowania uszkodzonych automatów nawigacyjnych, choć nic takiego nie powinno się zdarzyć, wówczas mógłby pan zasobniki wraz z aparaturą stymulującą wyjąć na zewnątrz — powiedział Stanza. — W takim wypadku powinien pan najpierw wypchnąć ze statku jeden kompletny zestaw zapisujący, a dopiero potem wysiąść samemu. Z powrotem, rzecz jasna, należałoby odwrócić kolejność. Aparatura natychmiast odnajdzie właściwe miejsce, gdy użyje pan podręcznego kondensatora energii wiązań. I wystarczy, jeśli pan poprzestanie na jednym zabiegu, bo chociaż w statku jest więcej zasobników, to pozostałe, po umieszczeniu w ich sąsiedztwie nowego, właściwego zapisu, zaktualizują się automatycznie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierwszy Ziemianin»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierwszy Ziemianin» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x