Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierwszy Ziemianin: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierwszy Ziemianin»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tarcza słoneczna zeszła już za leżące nad widnokręgiem pasemko wieczornych chmur. Dzień miał się ku końcowi. Mój ostatni dzień na Ziemi… bez względu na to, czy Stanza i jego towarzysz doprowadzą mnie szczęśliwie na orbitę Plutona, czy też tropiący ich mściciele z gwiazd zdążą udaremnić wykonanie planu, którego celem miało być przesunięcie zwrotnicy na torze wszechświata. W tym drugim przypadku będzie to mój ostatni dzień nie tylko na Ziemi…

Pierwszy Ziemianin — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierwszy Ziemianin», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

i..dobranoc” były to jedyne słowa, jakie wypowiedziała w czasie całej wizyty. Pielęgniarka. No, tak.

Kawa z nie istniejącego automatu, którą wypiłem w towarzystwie nie istniejącego konserwatora, w nie istniejącym mieście, dla mnie pozostała przeżyciem najzupełniej realnym. Ciągle byłem ożywiony, jakby lekko niespokojny i nawet po kolacji czułem jeszcze w ustach jej smak. W każdym razie o spaniu nie było mowy. Zszedłem na dół, obrzuciłem niechętnym spojrzeniem matowy ekran holowizora, myśląc o następnych „programach” czekających na mnie w „ośrodku” Stanzy, po czym mój wzrok padł na książkę, którą porzuciłem na fotelu, gdy po raz pierwszy gościłem u siebie osobnika w niebieskiej pelerynie. Usiadłem i próbowałem czytać. Po chwili musiałem zacząć od nowa, bo nie pamiętałem ani jednego zdania z kartek, które zdążyłem przerzucić.

Zamknąłem książkę, oparłem się wygodnie i poszybowałem wzrokiem w ciemnogranatowe niebo nad czarnymi koronami palm. Księ-życ zaszedł już dawno. Gwiazdy świeciły jak ogromny.port, oglądany nocą z powietrza. Port. Przystań. Cóż, nie łudźmy się. To zaledwie przystanki… i kto wie, czy nie na bocznej drodze? Ale czy kiedykolwiek dotychczas myślałem lub marzyłem o prawdziwym porcie? Niektórzy nazywają tak dom, rodzinę lub pracę, w której osiągają satysfakcję. U dawnych poetów słowo „port” bywało synonimem szczęścia. Czyż jednak prawdziwym portem dla prawdzi wych ludzi nie są po prostu wszystkie owe nieuchwytne cezarowa nią, wynikające z faktu, że istnieją drogi?

— I ty — powiedziałem na głos — właśnie ty, miałbyś być tym „prawdziwym człowiekiem”? Czy to nie zniekształcone echo pochlebstw, jakich nasłuchałeś się od Stanzy, i jakie najwyraźniej miał ci ochotę powtórzyć stary, mądry profesor Amosjan? Ale jeśli uwierzysz we wszystko, co to echo mówi, to Stanza będzie musiał zrezygnować z kilku przymiotników. Na przykład: skromny. A także: inteligentny. Takie nocne rozmyślania…

— Dobry wieczór panu — przerwał mi moje nocne rozmyślania słaby głos z ogrodu. Odruchowo zmarszczyłem brwi i wytężyłem wzrok, ale pod tarasem było zbyt ciemno, bym mógł cokolwiek zobaczyć.

— Przepraszam, że panu przeszkadzam, ale właśnie przechodziłem… w drodze na przystań i zauważyłem, że u pana pali się jeszcze światło. Więc podszedłem bliżej i ujrzałem pana na wprost otwartych drzwi…

— To pan? — zrozumiałem wreszcie, że po raz drugi tego dnia spotykam starego konserwatora z nabrzeża… a także z miasta, pojawiającego się i znikającego jak duch w wyniku „manewrowania czasem”. — Proszę, niech pan wejdzie.

— Nie, nie — odpowiedział szybko, jakby przestraszony. — Miałem dzisiaj małą awarię do usunięcia”! jestem spóźniony. A jeszcze muszę popracować na przystani. Był pan tam dzisiaj?

— Nie — potrząsnąłem głową. Przyszło mi na myśl, że siedzę jak oskarżony w czasie przesłuchania. Oglądałem takie sceny w archiwalnych filmach holowizyjnych. Człowiek w krześle, mrużący oczy rażone smugą ostrego światła, a przed nim niewidoczni dla niego policjanci, klepiący wciąż” te same pytania. Ale ten „policjant” był dla mnie nie tylko niewidoczny. On w ogóle nie istniał. Przecież, jeśli ta lekarka, którą zresztą spotkałem podobnie jak jego, aż dwa razy, przeżyła swoją pływacką przygodę nie w „moim” czasie, to i on, obecny przy tym, nie mógł być tam wtedy naprawdę. Potem nie było go także, kiedy ocknąłem się w owym mieście z przeszłości, przyszłości czy też innej teraźniejszości, a raczej był, owszem, tyle że należał do czasu tego miasta, pojawił się razem z nim i razem z nim zniknął. A teraz słyszałem jego głos, siedząc w hallu domku, który ponad wszelką wątpliwość istniał tutaj i te- raz. W dodatku on powoływał się na naszą znajomość, zawartą w okolicznościach, których nie mógł pamiętać, ponieważ stanowiły element innej czasoprzestrzeni. — Nie — powtórzyłem, starając się panować nad głosem. — Widzi pan, jestem niby na urlopie, nad oceanem, a od dwóch dni nie widziałem plaży. Zna pan przecież Stanzę?…

Chciałem go zaskoczyć. I popełniłem błąd.

— Stanzę? — podchwycił odrobinę nazbyt skwapliwie. — Powiedział pan: Stanzę?

— Owszem — uśmiechnąłem się. — Roberta. A raczej Boba. To mój dawny kolega szkolny. Mieszka w tej okolica od lat i jest zapalonym żeglarzem, więc myślałem, że powinniście się widywać. Właśnie w jego towarzystwie spędziłem te dwa dni — próbowałem ratować sytuację, zdając sobie doskonale sprawę, że jest na to za późno. Jeśli znał nazwisko… — Pozwól tutaj! — rzuciłem przez ramię. Niemal natychmiast usłyszałem ciche kroki robota. Podszedł, zatrzymał się koło mnie i zastygł w pozie kornego oczekiwania. — Proszę cię, idź do ogrodu i spytaj tego pana, który tam stoi, czy mu czegoś nie trzeba. Może zmarzł i chciałby się napić gorącej herbaty?

— Służę uprzejmie — odpowiedział i wyszedł na taras. Po chwili wrócił. — Proszę pana, w ogrodzie nie ma nikogo — oświadczył.

— Halo! — zawołałem, podnosząc się z miejsca. Cisza. Odczekałem jakiś czas, po czym zwróciłem się ponownie do robota: — Może już poszedł?

— Nie, proszę pana — usłyszałem w odpowiedzi. — Moje receptory są bardzo czułe i mają zakres do dwudziestu kilometrów. Nie zdążyłby się oddalić poza tę granicę, nawet gdyby dysponował najszybszym pojazdem. Kiedy pan z nim rozmawiał?

— Kilka sekund temu.

— Przepraszam, ale to niemożliwe. Być może zdrzemnął się pan w fotelu i to był po prostu sen. Nawiasem mówiąc, naprawdę powinien pan się położyć. Nie chciałbym być natrętny…

— Nie szkodzi — powiedziałem. — Masz rację, powinienem się położyć. Powinienem zrobić dużo różnych rzeczy. Wiesz co, pozamykaj dokładnie wszystkie okna i drzwi. Chcę mieć pewność, że nie trafią mi się więcej tacy goście… to znaczy, przepraszam, takie sny…

Rozdział VI

Robot obudził mnie o ósmej, tak jak o to prosiłem. Za pięć dziewiąta wykąpany, ogolony, po dobrym śniadaniu, czekałem na tarasie, oparty o chudą kolumienkę, ozdobioną u góry czymś, co mia-ło udawać stylizowane liście akantu. Kiedy go ujrzałem, od razu skinąłem, żeby się pośpieszył.

— Od dawna pan tutaj czeka? — spytał przepraszającym tonem. — Czy bardzo się spóźniłem?

Wprowadziłem go do domu i zamknąłem za nim drzwi. Przedtem rozejrzałem się uważnie po ogrodzie, ale nie zauważyłem niczego podejrzanego.

— Spóźnił się pan — mruknąłem, wskazując mu fotel. — Chociaż nie akurat dlatego, że zbyt długo musiałem na pana czekać…

Zrelacjonowałem mu pobieżnie moje pierwsze spotkanie po wyjściu od Amosjana, w nie istniejącym mieście, a potem bardzo dokładnie, ze wszystkimi szczegółami to drugie, w moim własnym, najzupełniej rzeczywistym domku. Kiedy skończyłem, milczał dłuższą chwilę, patrząc martwo przed siebie. Wreszcie lekko wzruszył ramionami.

— No, cóż — westchnął — prędzej czy później to chyba musiało się stać. Niepotrzebnie wymienił pan moje nazwisko, a skoro już ono padło, nie trzeba było dodawać, że spędziliśmy te dwa dni razem… ale oczywiście nie mam o to do pana pretensji — zastrzegł się szybko. — Sam nie rozumiem, jak mogli wpaść na ślad… i trafić właśnie tutaj. Stanza… hm… nie, to nie powinno im nic mówić. Ale nie przeciwstawiajmy teorii faktom. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Ma pan rację, okolicznościpojawienia się tego… tej postaci, wykluczają ewentualność, że mieliśmy do czynienia z jeszcze jednym kolapsem czasowym. Niestety, ten incydent może oznaczać tylko jedno.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierwszy Ziemianin»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierwszy Ziemianin» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x