Bohdan Petecki - Sola z Nieba Północnego

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Sola z Nieba Północnego» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1985, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sola z Nieba Północnego: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sola z Nieba Północnego»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opuścił głowę i osłupiał. Jakieś sześćdziesiąt metrów przed nim, w samym środku polany, wyrósł czwarty bunkier. Tak samo, jak tamte, miał białoszare ściany, pozbawione okien i w ogóle jakichkolwiek otworów. Tyle, że jego powierzchnia lśniła jak szkło. A poza tym Jarek nie widział w życiu bunkra, który by miał kształt lekko spłaszczonego jaja o obwodzie co najmniej trzydziestu metrów w najszerszym miejscu. Mało tego. Wodząc nieprzytomnym wzrokiem po tajemniczej budowli chłopiec odkrył nagle, że…

Sola z Nieba Północnego — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sola z Nieba Północnego», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mało tego. Z każdą sekundą oddalam się od Ziemi, nie mając bladego pojęcia, czy ta podróż skończy się na Księżycu czy na najdalszej ze wszystkich możliwych gwiazd. Nie wiem także, czy przywitają mnie tam jak stworzenie obdarzone w końcu jakimś ludzkim rozumem czy też wsadzą do klatki i będą pokazywać swoim dzieciom, pouczając, że wolno mi dawać tylko marchewkę. Nie mówiąc o takim drobiazgu jak ten, że nie wiem, czy kiedykolwiek strzeli im do głowy odstawić mnie z powrotem, to znaczy czy zobaczę jeszcze rodziców, kolegów, Solę… Biorąc to wszystko pod uwagę, powinienem być nieprzytomny ze strachu. Powinienem się kulić, kłapiąc zębami, niezdolny do poruszenia ręką ani nogą i tylko bełkotać coś bez związku, jak baran, pędzony do rzeźni. Tymczasem czuję się jak młody bóg, zabawiam przyjacielską rozmową te, jak im tam… przystawki, chce mi się tańczyć i śpiewać, a nawet nie miałbym nic przeciw uczciwej jajecznicy na kiełbasie. Czy ktoś tutaj nie próbuje zrobić ze mnie balona? Że niby wszystko tak cacy, cacy?…

— Słuchaj no — odezwał się z groźbą w głosie. Jest mi odrobinę zbyt wesoło. Czy to znaczy, że zwariowałem, czy też byliście łaskawi zaaplikować mi jakieś paskudztwo?…

— Proszę powtórzyć pytanie — zafrasowały się przystawka.

Jarek wzruszył ramionami. To znaczy, wzruszyłby, gdyby nie pewne okoliczności.

— Czy daliście mi coś, co wprowadza człowieka w dobry humor, chociaż on sam wcale sobie tego nie życzy? — powiedział wyraźnie akcentując sylaby.

— Jesteś pod opieką automatycznego zespołu medycznego — padła odpowiedź. — Zastosowano normalną terapię przeciwwstrząsową, przewidzianą dla organizmów białkowych. Twój system nerwowy podłączony do aparatury diagnostycznej jest chwilowo pod wpływem stymulatorów. Ten stan…

— Czego?! — przerwał niezbyt uprzejmie Jarek. Pod wpływem czego?!

— Stymulatorów. To znaczy jego funkcjonowanie reguluje specjalna aparatura…

— Wyłącz to zaraz!

Tym razem przystawka spóźniły się z odpowiedzią o kilka sekund.

— Stymulatory wyłączą się automatycznie — w głosie komputera zero jeden zero… i tak dalej zabrzmiała nutka urazy — po zakończeniu kuracji. Już niedługo. Trzy, cztery podstawowe jednostki czasu…

— To, znaczy kiedy?! — wyrwało się Jarkowi. Nie umiesz mówić po ludzku?

— Nie — odrzekły uprzejmie niezrażone przystawka. — Nie mamy zakodowanej waszej miary czasu.

Jarek ugryzł się w język. Rychło w czas. „Mówić po ludzku”. Po ludzku, też coś!

Umilkł. Ale coś go korciło, żeby mówić dalej. Po prostu był w zbyt dobrym nastroju, żeby milczeć dłużej, niż przez kilka sekund. Wszystko jedno, czy to za sprawką tych jakichś stymulatorów czy innego świństwa, czy w końcu całkiem zwyczajnie, jak to bywa, kiedy człowieka spotka bardzo przyjemna niespodzianka.

— Dokąd lecimy? — spytał.

— Lot w nadświetlnej zwykłym korytarzem do bazy numer zero jeden zero…

— Dobra, dobra — zirytował się Jarek. — Gdzie to jest?

— Na trzecim satelicie największej planety badanego układu.

Chłopiec pomyślał chwilę. Oczywiście, układ planetarny przewertował z ojcem od deski do deski. Mimo to nie byłby sobie przypomniał, gdyby nie uczucie niezwykłej lekkości, jakiego doznawał. Uczuciu temu towarzyszyła przedziwna jasność myśli, jakby jego umysł, tworzący i przetwarzający najróżniejsze obrazy, pracował pod wpływem specjalnych, a nie znanych ziemskiej nauce wzmacniaczy. Jedna rzecz pozostała jednak do wyjaśnienia.

— Jaki to układ? — spytał Jarek, tak spokojnie, jakby chodziło o pierwsze lepsze miasteczko, przelatujące za oknami pociągu.

Układ gwiezdny numer… — przystawka urwały i odczekały chwilę, jakby potrzebowały czasu do zastanowienia.

— Wasz układ słoneczny — padło wreszcie.

Mimo wszystko Jarek odetchnął. No tak, dla nich to po prostu system planetarny gwiazdy numer taki a taki. Układ słoneczny. Cóż, można i tak.

A więc to, że sobie przypomniał, ma jednak pewne znaczenie. Największą planetą jest Jowisz. O, o Jowiszu nasłuchał się od ojca wielu różnych ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że ma aż kilkanaście księżyców. Więc to na jednym z nich te stwory założyły swoją bazę. Trzeba przyznać, że dyskretnie. I w przyzwoitej odległości. Trzeci satelita… nie, jego nazwa jakoś, nie przychodziła chłopcu na myśl. Ale mniejsza z tym.

Przypomni sobie na miejscu albo… po powrocie.

— Odeślecie mnie na Ziemię? — zaryzykował pytanie.

Komputer znowu zrobił kilkusekundową przerwę, zanim odpowiedział:

— Tak.

— Kiedy?

— Zaraz, kiedy tylko będzie to możliwe — obiecały przystawka.

— To znaczy kiedy? — Jarek nie dawał się zbyć byle czym.

— Niedługo. Dowiesz się na miejscu. Baza nie otrzymała jeszcze szczegółowych dyspozycji z Centrali.

Aha — pomyślał chłopiec. Porozumiał się z tą swoją bazą. Pewnie dlatego kazał mi czekać na odpowiedź.

Jeśli pytam o coś, co ma zapisane w swojej własnej „pamięci”, odzywa się od razu. Kiedy indziej musi najpierw nawiązać łączność z bazą. Ciekawe, czy rozmawia wtedy z komputerem, maszyną, taką jak on sam, tyle że odrobinę „mądrzejszą”, czy też z jakąś istotą z krwi i kości.

— Czy w waszej bazie na tym satelicie są żywi… — Jarek zawahał się — …ludzie?…

— Czasem przylatują — padła enigmatyczna odpowiedź.

— A teraz?

— Teraz baza jest sterowana automatycznie. Łączność utrzymuje główny komputer scalający, numer jeden zero zero jeden…

— Zamknij się — uciął niegrzecznie Jarek.

— Nie zrozumieliśmy?… —

— Nic, nic… — wycofał się szybko chłopak. — To znaczy, że nie ma tam nikogo żywego?

— Obecnie nie…

W tym momencie „kuracja” Jarka dobiegła końca. Nagle oślepiło go światło. Poczuł, że kulisty przedmiot, obejmujący dotąd jego głowę, zniknął. Zrobił to nie wydając najcichszego szmeru, jakby roztopił się w powietrzu. Równocześnie w otoczeniu zaszła jakaś nieuchwytna w pierwszej chwili zmiana. Wrażenie obezwładnienia ustąpiło miejsca poczuciu dziwnej, niczym nie skrępowanej swobody. Chłopca ogarnął ten szczególny nastrój, który zdarza się bardzo rzadko, ale kiedy się już zdarzy, człowiek gotów jest wierzyć, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, że może zrobić dosłownie wszystko, o czym tylko pomyśli.

Pozwolił wzrokowi przywyknąć do światła, po czym uniósł głowę i rozejrzał się wokół siebie.

Pomieszczenie, do którego trafił w tak dramatycznych okolicznościach, nie przekraczało wielkością wnętrza przeciętnej łazienki. Poza prostokątnym ni to stołem, ni tapczanem, na którym leżał, znajdował się tu tylko ustawiony w rogu jakiś nieduży, jak gdyby kredens czy pulpit, opatrzony mnóstwem kolorowych przycisków. Równie dobrze mógłby to być na przykład instrument muzyczny, gdyby oczywiście sterujące pojazdem automaty miały zwyczaj przygrywać sobie po kolacji. Poza tym przedmiotem wnętrze kabiny było zupełnie puste. Lekko zaokrąglone ściany, pozbawione jakichkolwiek uchwytów, ozdób, czy innych sprzętów świeciły. Sączący się z nich blask był jednak łagodny. Miał delikatne, bladoróżowe zabarwienie i stwarzał złudzenie ciepła. Innego źródła światła w kabinie nie było.

Wodząc spojrzeniem po tych poświęcających matowo ścianach, Jarek uprzytomnił sobie nagle, że nie ma w nich żadnych drzwi, ba, żadnego, najmniejszego nawet otworu. To odkrycie zmroziło go w pierwszej chwili. Czyżby ta kabina, a może i cały pojazd obcych miał się okazać pułapką bez wyjścia?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sola z Nieba Północnego»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sola z Nieba Północnego» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Sola z Nieba Północnego»

Обсуждение, отзывы о книге «Sola z Nieba Północnego» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x