Arthur Clarke - Miasto i gwiazdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Miasto i gwiazdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, Издательство: Mizar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miasto i gwiazdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miasto i gwiazdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Miasto i gwiazdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miasto i gwiazdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Być może patrzył na zastygłe na zawsze morze. Piaskowe wydmy odpływały falami, mila za milą, ku zachodowi. Ich kontury wyolbrzymiało padające z ukosa światło. Tu i ówdzie jakiś kaprys wiatru wyrzeźbił w piasku osobliwe wiry i żleby, tak że czasem trudno było wprost uwierzyć, iż te twory nie są dziełem inteligencji. W bardzo dużej odległości, tak daleko, że nie potrafił ocenić dystansu, ciągnęło się pasemko niskich, łagodnie zaokrąglonych wzgórz. Rozczarowały one Alvina; wiele by dał, aby ujrzeć na własne oczy te niebotyczne szczyty ze starożytnych przekazów i własnych snów.

Słońce opierało się już krawędzią o wierzchołki wzgórz. Jego promienie rozpraszały się i czerwieniały. Na słonecznej tarczy widniały dwie duże plamy; Alvin wiedział już ze swych obserwacji, że istnieją takie rzeczy, ale dziwiło go, iż może je bez trudu dostrzec. Wyglądały jak para spoglądających nań oczu.

Zmierzchu nie było. Z odejściem słońca sadzawki cieni zalegające między wydmami zlały się szybko w jedno ogromne jezioro mroku. Z nieba odpłynęła barwa; odpłynęły ciepłe odcienie czerwieni i złota ustępując miejsca arktycznemu granatowi, który ciemniejąc przeradzał się z wolna w noc. Alvin czekał na ten zapierający dech w piersiach moment, który z całej ludzkości oglądał tylko on — na moment, kiedy drżąc zabłyśnie pierwsza gwiazda.

Upłynęło już wiele tygodni od czasu, kiedy był tu po raz ostatni, i domyślał się, że układ nocnego nieba musiał się w tym czasie zmienić, ale pomimo to pojawienie się Siedmiu Słońc zaskoczyło go.

Nie mogły nosić innej nazwy; to określenie samo cisnęło się na usta. Na tle poświaty zachodzącego słońca tworzyły maleńką, bardzo zwartą i zadziwiająco symetryczną formację. Sześć z nich rozłożonych było na obwodzie lekko spłaszczonej elipsy, która w rzeczywistości musiała stanowić idealne koło, nachylone nieco w kierunku linii obserwacji. Każda gwiazda miała inną barwę; odróżniał teraz kolor czerwony, niebieski, złoty i zielony, ale inne odcienie wymykały się jego oczom. W samym środku tej formacji tkwił biały olbrzym — najjaśniejsza gwiazda na całym widocznym nieboskłonie. Grupa ta, jako całość, przywodziła na myśl klejnot: wydawało się nieprawdopodobne i sprzeczne z wszelkimi prawami teorii prawdopodobieństwa, żeby Natura mogła kiedykolwiek utworzyć tak idealny twór.

W miarę jak oczy Alvina przywykały do zapadających ciemności, widział coraz wyraźniej wielki mglisty welon rozpostarty na nocnym niebie, a nazywany niegdyś Drogą Mleczną. Rozciągał się od zenitu po horyzont i ogarniał swymi fałdami Siedem Słońc. Zaczęły się pojawiać inne gwiazdy, a ich bezładnie rozrzucone skupiska uwypuklały tylko zagadkę tej idealnej symetrii. Wydawało się, że jakaś siła rozmyślnie sprzeciwiała się chaosowi wszechświata, układając z tych siedmiu gwiazd swój znak.

Dziesięć razy, nie więcej, obróciła się wokół swej osi Galaktyka, od kiedy stopa Człowieka zaczęła stąpać po Ziemi. W skali Galaktyki była to tylko chwila, jednak Ziemia zmieniła się od tego czasu całkowicie — zmieniła się daleko bardziej, niż miała prawo to uczynić naturalną koleją rzeczy. Wielkie słońca, które niegdyś, w glorii młodości, płonęły tak jasnym blaskiem, dopalały się teraz dążąc ku nieuchronnej zgubie. Ale Alvin, który nie widział nigdy nieboskłonu w jego starożytnej krasie, nieświadom był wszystkiego, co zostało utracone.

Przenikające do szpiku kości zimno skłoniło go do powrotu do miasta. Oderwał ręce od kraty i zaczai je rozmasowywać przywracając w nich krążenie krwi. Światło wpadające do tunelu przez przeciwległy wylot było tak jasne, że musiał na chwilę odwrócić wzrok. Poza granicami miasta nadal istniały dnie i noce, ale w jego granicach trwał wieczny dzień. Gdy zachodziło słońce, niebo nad Diaspar rozjarzało się sztucznym światłem tak łudząco podobnym do naturalnego, że nikt nie potrafił dostrzec różnicy.

Alvin wracał powoli przez salę luster rozmyślając o nocy i gwiazdach. Czuł natchnienie, a zarazem przygnębienie. Wyglądało na to, że nie ma drogi ucieczki z miasta w tę ogromną pustkę — i nie ma też żadnego w tym celu. Jeserac twierdził, iż człowiek umarłby szybko na pustyni, i Alvin mu wierzył. Być może któregoś dnia odkryje jakiś sposób opuszczenia Diaspar, ale co z tego, jeśli będzie musiał szybko wrócić do miasta. Wydostanie się na pustynię byłoby niczym więcej, jak niezwykłą rozrywką. Byłaby to zabawa, w którą mógłby się bawić samotnie bez udziału partnerów, i nie prowadziłaby do niczego. Ale warto było spróbować po to chociażby, aby ugasić pożar tęsknoty płonący w jego duszy.

Ociągając się z powrotem do znajomego sobie świata, Alvin stał przed jednym z wielkich luster i obserwował wynurzające się i znikające w jego głębi sceny. Jakikolwiek był mechanizm powstawania tych obrazów, sterowała nim jego obecność i w pewnym stopniu jego myśli. Zawsze, kiedy tutaj wchodził, lustra nie pokazywały nic i wypełniały się akcją dopiero wtedy, gdy pojawiał się przed nimi.

Teraz wydawało mu się, że stoi na wielkim otwartym dziedzińcu, którego nigdy w rzeczywistości nie widział, ale który prawdopodobnie istnieje wciąż gdzieś w Diaspar. Dziedziniec był niezwykle zatłoczony i wyglądało na to, że odbywa się na nim coś w rodzaju publicznego wiecu. Na trybunie pośrodku placu dyskutowali o czymś dwaj mężczyźni, a zebrani otaczali podium, wznosząc od czasu do czasu jakieś okrzyki.

Chciał już odejść, gdy nagle zauważył dziwnie ubranego mężczyznę stojącego w pewnym oddaleniu od głównej grupy. Jego ruchy, jego ubiór… wszystko, co było z nim związane, wydawało się nie pasować do rozgrywającej się w głębi lustra sceny. Psuł całość kompozycji. Podobnie jak Alvin, był anachroniczny.

Ten mężczyzna był człowiekiem z krwi i kości i przyglądał się Alvinowi z zagadkowym uśmiechem.

Rozdział 5

W swym krótkim życiu Alvin nie spotkał jeszcze tysięcznej części mieszkańców Diaspar. Nie zdziwiło go więc, że nie zna stojącego przed nim mężczyzny. Zaskoczyło go tylko to, że w ogóle spotkał kogoś w tej opuszczonej wieży, tak blisko granicy z nieznanym.

Odwrócił się plecami do lustrzanego świata i stanął twarzą w twarz z nieznajomym. Otworzył usta, aby zadać pytanie, ale tamten go uprzedził:

— Nazywasz się Alvin, o ile się nie mylę? Powinienem się domyślić, że to ty, kiedy usłyszałem, iż ktoś nadchodzi.

Alvina nie zdziwiło, że został rozpoznany; czy chciał tego, czy nie, fakt jego odmienności i nie ujawnionych jeszcze cech charakteru czynił go osobą znaną w mieście.

— Jestem Khedron — ciągnął nieznajomy, jak gdyby to imię wyjaśniało wszystko. — Nazywają mnie Błaznem. — Wzruszył z rezygnacją ramionami widząc zmieszaną minę Alvina. — Taka oto jest sława. Ale jesteś jeszcze młody i za twojego życia niczego nie zrobiłem. Twoja niewiedza jest usprawiedliwiona.

Khedron miał w sobie coś niezwykłego. Alvin szukał gorączkowo w pamięci znaczenia słowa „błazen”, ale go nie znalazł. W skomplikowanej strukturze socjalnej miasta wiele było różnych tytułów i określeń. Nie starczyłoby życia, żeby je wszystkie poznać.

— Często tu bywasz? — spytał Khedrona z nutką zazdrości w głosie. Dochodził już do przekonania, że Wieża Loranne jest jego prywatną własnością i złościło go, iż jej cuda znane są komuś jeszcze. Ale czy ten Khedron patrzył kiedyś na pustynię albo obserwował niknące na zachodzie słońce?

— Nie — odparł Khedron, jakby odgadując jego nie wypowiedziane pytanie. — Nigdy przedtem tutaj nie byłem. Ale znajduję przyjemność w śledzeniu niezwykłych wydarzeń mających miejsce w mieście, a upłynęło już sporo czasu, od kiedy ktoś wszedł do Wieży Loranne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miasto i gwiazdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miasto i gwiazdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Oko czasu
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Earthlight
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kladivo Boží
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Mesto s hvezde
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Le sabbie di Marte
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Miasto i gwiazdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Miasto i gwiazdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x