Arthur Clarke - Miasto i gwiazdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Miasto i gwiazdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, Издательство: Mizar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miasto i gwiazdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miasto i gwiazdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Miasto i gwiazdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miasto i gwiazdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie ryzykowali zbliżenia się i obserwowali maszynę stojąc w bezpiecznej odległości. Byli na właściwym tropie; teraz pozostaje tylko stwierdzić, kto — czy też co — ustawiło tutaj ten aparat i jakie mogło być jego przeznaczenie. Ta nachylona obręcz była najwyraźniej wycelowana w kosmos. Czyżby błysk, który obserwowali w nocy, był rodzajem sygnału? To przypuszczenie niosło ze sobą zapierające dech w piersiach implikacje.

— Ahdnie — powiedział nagle Hilvar cichym, ale ponaglającym głosem — mamy gościa.

Alvin odwrócił się na pięcie i znalazł się oko w oko z trzema pozbawionymi powiek ślepiami. Takie było przynajmniej pierwsze wrażenie: potem za tymi wytrzeszczonymi ślepiami dostrzegł zarysy małej, ale skomplikowanej maszyny. Unosiła się w powietrzu kilka stóp nad ziemią i nie była podobna do żadnego znanego mu robota.

Gdy tylko minęło pierwsze zaskoczenie, poczuł się panem sytuacji. Całe życie wydawał rozkazy maszynom, a że ta nie była mu znana, nie miało tu żadnego znaczenia. Przecież nigdy nie widział na oczy więcej niż kilka procent robotów zaspokajających jego codzienne potrzeby w Diaspar.

— Umiesz mówić? — spytał. Zapadła cisza.

— Czy ktoś tobą steruje? Nadal cisza.

— Odejdź. Przyjdź. Wznieś się. Opuść się.

Żaden z konwencjonalnych rozkazów nie wywołał najmniejszej reakcji. Maszyna pozostawała pogardliwie bierna. Sugerowało to dwie możliwości. Albo była zbyt mało inteligentna, aby go zrozumieć, albo bardzo inteligentna z możliwością dokonywania wyboru i kierowania się własną wolą. W tym drugim przypadku musi traktować ją jak równą sobie. Nawet i tego może być za mało — ale przecież jej nie urazi; próżność nie jest wadą często spotykaną u robotów.

Widząc oczywistą klęskę Alvina, Hilvar nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Miał mu właśnie sugerować inny sposób porozumienia się z maszyną, lecz słowa uwięzły mu w gardle. Cisza Shalmirane zmącona została złowieszczym i zupełnie wyraźnym dźwiękiem — bulgotem wody ustępującej wielkiemu cielsku wynurzającemu się z toni jeziora i ściekającej z niego kaskadami.

Po raz drugi od chwili opuszczenia Diaspar Alvin zapragnął znaleźć się z powrotem w domu. Potem przypomniał sobie, że nie jest to nastrój, w którym spotyka się przygodę, i ruszył wolno, ale stanowczo w stronę jeziora.

Wynurzający się spod ciemnej wody stwór przypominał potworną karykaturę robota, który wciąż poddawał ich milczącym oględzinom, tyle że zbudowaną z żywej materii. Ten sam układ oczu rozmieszczonych w wierzchołkach równobocznego trójkąta nie mógł być żadnym zbiegiem okoliczności; odtworzone zostało nawet z grubsza rozmieszczenie macek i krótkich, zaopatrzonych w stawy kończyn. Na tym jednak podobieństwo się kończyło. Robot nie miał, bo prawdopodobnie jej nie potrzebował, falbany delikatnych, pierzastych wici, które u jego ożywionej kopii smagały wodę w jednostajnym rytmie, a także wielu krótkich i grubych nóg, na których bestia gramoliła się na brzeg, oraz otworów oddechowych, jeśli takimi one były, sapiących teraz nierówno w rozrzedzonej atmosferze.

Większa część cielska stwora pozostała pod wodą; wynurzył się tylko na dziesięć stóp ponad powierzchnię. Cały potwór mierzył sobie około pięćdziesięciu stóp długości i nawet ktoś nie mający żadnego przygotowania z zakresu nauk biologicznych, zorientowałby się, że coś jest z nim nie w porządku. Budową swoją przywodził na myśl niedbałą, niezwykłą improwizację, jak gdyby elementy składowe jego cielska wytworzone zostały w pośpiechu bez jakiejkolwiek myśli przewodniej i pozlepiane z grubsza, gdy zaistniała tego potrzeba.

Pomimo rozmiarów stwora i swych początkowych wątpliwości ani Alvin, ani Hilvar nie odczuwali najmniejszej obawy, przyjrzawszy się dobrze mieszkańcowi jeziora. Stworzenie to miało w sobie tyle ujmującej niezgrabności, że było wprost niemożliwe spodziewać się z jego strony poważnego zagrożenia, nawet gdyby istniały powody, aby przypuszczać, że może być niebezpieczne. Rasa ludzka już dawno przezwyciężyła swój dziecinny lęk przed czymkolwiek o obcym wyglądzie. Ten strach nie mógł przetrwać po pierwszym kontakcie z przyjaznymi, pozaziemskimi rasami.

— Pozwól, że ja się tym zajmę — powiedział spokojnie Hilvar. — Umiem postępować ze zwierzętami.

— Ależ to nie jest zwierzę — wyszeptał w odpowiedzi Alvin. — Jestem pewien, że to istota inteligentna i że do niej należy ten robot.

— To ona może należeć do robota. W każdym razie jej mentalność musi być bardzo dziwna. Wciąż nie wykrywam żadnego rodzaju myśli. Hej — co się dzieje?

Potwór nie zmienił pozycji, w której spoczywał na krawędzi wody i w której utrzymanie wkładał najwyraźniej sporo wysiłku, ale pośrodku trójkąta wyznaczanego przez oczy zaczęła się tworzyć półprzeźroczysta membrana — membrana, która łopotała i drżała i nagle wydobył się z niej słyszalny dźwięk. Był to niski, donośny bełkot nie układający się w żadne zrozumiałe słowa, chociaż stało się oczywiste, że stwór chce do nich przemówić.

Przykro było patrzeć na tę desperacką próbę porozumienia się. Przez kilka minut wysiłki stworzenia spełzały na niczym; potem, zupełnie nagle, uświadomiło sobie chyba, że popełniło jakiś błąd. Łopocząca membrana skurczyła się, a częstotliwość emitowanych przez nią dźwięków skoczyła o kilka oktaw w górę i znalazła się w spektrum normalnej mowy ludzkiej. Poczęły padać zrozumiałe już słowa, nadal jednak przeplatane bełkotem, jak gdyby stwór przypominał sobie dopiero słownictwo, które znał dawno temu, ale przez dłuższy okres go nie używał. Hilvar starał się mu pomóc, jak mógł.

— Teraz cię rozumiemy — powiedział wolno i wyraźnie. — Czy możemy ci w czymś pomóc? Widzieliśmy światło, które wysłałeś. Sprowadziło nas tutaj z Lys.

Na dźwięk słowa „Lys” stwór zdał się oklapnąć, jak gdyby spotkało go jakieś wielkie rozczarowanie.

— Lys — powtórzył za Hilvarem. Nie mógł sobie poradzić z „s” i słowo to w jego wykonaniu zabrzmiało jak „Łyd”. — Zawsze Lys. Nikt więcej nie przychodzi. Wołamy Wielkich, ale oni nas nie słyszą.

— Kto to są Wielcy? — spytał Alvin pochylając się z ożywieniem do przodu. Delikatne, nieustające w ruchu wici zafalowały szybciej wskazując na niebo.

— Wielcy — powtórzył stwór. — Z planet wiecznego dnia. Oni przyjdą. Mistrz nam obiecał.

Niczego to nie wyjaśniało. Zanim Alvin przystąpił do zadawania dalszych pytań, wtrącił się Hilvar. Jego indagacje były tak cierpliwe, tak spokojne i tak wnikliwe, że Alvin, pomimo rozsadzającej go niecierpliwości, wolał mu nie przerywać. Wzbraniał się przyznać, że Hilvar przewyższa go inteligencją, ale nie ulegało wątpliwości, że jego umiejętność postępowania ze zwierzętami rozciąga się nawet na tę fantastyczną istotę. Co więcej, ona udzielała mu odpowiedzi. Jej wymowa stawała się, w miarę postępującej konwersacji, coraz wyraźniejsza i chociaż z początku jej odpowiedzi były szorstkie, prawie niegrzeczne, to teraz lody zostały przełamane i stwór coraz chętniej odpowiadał na stawiane mu pytania.

Alvin stracił zupełnie poczucie upływu czasu przysłuchując się, jak Hilvar składa po kawałku niewiarygodną historię. Nie mogli dowiedzieć się całej prawdy; wciąż pozostawało wiele miejsca na przypuszczenia i domysły. Z czasem stwór zaczął zmieniać swój wygląd. Osunął się w wody jeziora, a krótkie nogi, na których się wspierał, zdawały się zlewać z resztą cielska. Naraz zaszła jeszcze bardziej niezwykła zmiana; trzy ogromne ślepia zamknęły się powoli, skurczyły do rozmiarów główki od szpilki i zamilkły zupełnie. Odnosiło się wrażenie, że stwór zobaczył wszystko, co chciał zobaczyć, i oczy przestały mu być potrzebne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miasto i gwiazdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miasto i gwiazdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Oko czasu
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Earthlight
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kladivo Boží
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Mesto s hvezde
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Le sabbie di Marte
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Miasto i gwiazdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Miasto i gwiazdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x