Ursula Le Guin - Lewa ręka ciemności

Здесь есть возможность читать онлайн «Ursula Le Guin - Lewa ręka ciemności» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, ISBN: 1988, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lewa ręka ciemności: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lewa ręka ciemności»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na planetę Gethen (zwanej również Zimą) przybywa pierwszy reprezentant Ekumeny z wydaje się prostą misją - zjednania sobie wielkich tego świata i nakłonienia ich do wstąpienia w jej szeregi . Genly Ai - bo takie imię nosi czarnoskóry "mobil", przybywa samotnie, bez żadnego uzbrojenia - wyposażony jedynie w przedmiot do komunikacji z najbliższym ludzkim światem, odpowiednie umiejetności oraz dobre chęci. Niestety Zima jest światem niezwykle nieprzyjaznym, panuje na niej permanentna epoka lodowcowa a na dodatek jej mieszkańcy to androgeni (osobniki dwupłciowe) z diametralnie odmienną od głównego bohatera filozofią życiową.
Powieść otrzymała nagrodę Nebula w 1969, nagrodę Hugo w 1970.

Lewa ręka ciemności — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lewa ręka ciemności», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Najlepiej czułem się, kiedy ciągnąłem: mogłem pochylić się w uprzęży, a wysiłek mnie rozgrzewał. Kiedy zatrzymaliśmy się w południe na mały posiłek, siedziałem chory, marzłem i nie mogłem jeść. Poszliśmy dalej, znów pod górę. Deszcz padał i padał, i padał. W środku popołudnia Estraven wybrał miejsce na postój pod wielkim nawisem czarnej skały. Prawie postawił namiot, zanim uwolniłem się z uprzęży. Kazał mi wejść do środka i położyć się.

— Nic mi nie jest — zaprotestowałem.

— Nieprawda — powiedział. — Proszę wejść do środka. Posłuchałem, ale nie podobał mi się jego ton. Kiedy wszedł do namiotu z naszymi wieczornymi racjami, usiadłem, żeby wziąć się do gotowania, bo była moja kolej. Tym samym rozkazującym tonem powiedział mi, żebym leżał.

— Nie musi mi pan tak rozkazywać — powiedziałem. — Przepraszam — rzucił bez przekonania odwrócony do mnie plecami.

— Nie jestem chory, rozumie pan?

— Nie, nie rozumiem. Jeżeli nie mówi pan prawdy, muszę kierować się pana wyglądem. Nie odzyskał pan jeszcze sił, a droga była ciężka. Nie wiem, gdzie są granice pana wytrzymałości.

— Powiem, kiedy do nich dojdę.

Drażniło mnie, że mnie tak traktuje z wyższością. Był o głowę niższy ode mnie i zbudowany bardziej jak kobieta niż jak mężczyzna, więcej tłuszczu niż mięśni. Kiedy ciągnęliśmy razem, musiałem skracać krok i hamować się, żeby się do niego dostosować, ogier w zaprzęgu z mułem…

— Więc nie jest już pan chory?

— Nie. Jestem tylko zmęczony. Pan też.

— Tak, to prawda — powiedział. — Niepokoiłem się o pana. Mamy przed sobą długą drogę.

Nie chciał okazywać wyższości. Myślał, że jestem chory, a chorzy muszą słuchać. Był szczery i oczekiwał ode mnie takiej samej szczerości, do której, być może, nie byłem zdolny. On nie miał wyobrażeń o "męskości", które komplikowałyby jego poczucie dumy.

Z drugiej strony, jeżeli on mógł obniżyć swoje standardy co do szifgrethoru, jak to zrobił w stosunku do mnie, to może i ja mógłbym pozbyć się części instynktu współzawodnictwa wynikającego z poczucia męskiej godności, z której on tyle rozumiał, co ja z jego szifgrethoru…

— Ile zrobiliśmy dzisiaj?

Rozejrzał się dokoła i z łagodnym uśmiechem powiedział:

— Dziewięć kilometrów.

Następnego dnia przeszliśmy jedenaście kilometrów, następnego osiemnaście, a jeszcze następnego wyszliśmy z deszczu, chmur i strefy, w której można jeszcze napotkać ludzi. Był to dziewiąty dzień naszej podróży. Znajdowaliśmy się około dwóch tysięcy metrów nad poziomem morza, na wysokim płaskowyżu pełnym oznak niedawnych ruchów górotwórczych i wulkanizmu. Byliśmy w Ognistych Wzgórzach pasma Sembensyenu. Płaskowyż zwężał się stopniowo w dolinę, która przechodziła między długimi grzbietami. Kiedy zbliżyliśmy się do ujścia doliny, zimny północny wiatr potargał i rozpędził resztki deszczowych chmur obnażając szczyty po prawej i po lewej stronie, bazalt i śnieg, mozaika czerni i jaskrawej bieli w nagłym blasku słońca z oślepiającego nieba. Przed nami, odsłonięte tym samym potężnym podmuchem wiatru, leżały w dole kręte doliny pokryte lodem i głazami. Doliny przegradzała potężna ściana, ściana lodu, i wznosząc wzrok wyżej, aż do skraju ściany, ujrzeliśmy w całej okazałości Lód, lodowiec Gobrin, olśniewająco biały, taką bielą, której nie wytrzymywały oczy, ciągnący się bez końca ku najdalszej północy.

Tu i ówdzie z dolin zasypanych rumowiskiem, z urwisk, załomów i bloków na skraju tego olbrzymiego pola lodowego wznosiły się czarne grzbiety. Jedna wielka masa wyrastała z białej równiny do wysokości szczytów skalnej bramy, w której staliśmy, i z jej boku wypływał ciężko przeszło kilometrowej długości pióropusz dymu. Dalej widać było następne: wierzchołki, turnie, czarne wypalone stożki na bieli śniegu. Rozdziawione ogniste paszcze ziały z lodu dymem.

Estraven stał obok mnie w uprzęży patrząc na to wspaniałe i nieopisane pustkowie.

— Cieszę się, że dożyłem chwili, kiedy mogę to zobaczyć — powiedział.

Czułem to samo co on. Dobrze jest mieć cel na końcu podróży, ale w końcu to podróż jest ważna.

Tutaj, na północnych zboczach, nie padał deszcz. Pola śniegu rozciągały się z przełęczy ku morenowym dolinom. Spakowaliśmy koła, zdjęliśmy pokrowce z płóz, założyliśmy narty i zjechaliśmy w dół, na północ, przed siebie, w milczący bezmiar lodu i ognia, na którym ogromnymi czarnymi literami na białym tle przez cały kontynent wypisane było słowo ŚMIERĆ. Sanki jechały same i śmialiśmy się z radości.

16. Między Drumnerem a Dremegole

Odyrny thern. Ai pyta ze swojego śpiwora:

— Co pan tam pisze, Harth?

— Sprawozdanie. Śmieje się.

— Powinienem prowadzić dziennik dla archiwum Ekumeny, ale nie potrafię tego robić bez aparatu do zapisywania głosu.

Wyjaśniam, że moje notatki są przeznaczone dla rodu Estre, który, jeżeli zechce, włączy je do archiwum domeny. To skierowało moje myśli ku ognisku i synowi; próbuję je odwrócić i pytam:

— Pana rodzic… to znaczy rodzice… czy żyją?

— Nie — odpowiada Ai — od siedemdziesięciu lat nie żyją.

To mnie zdziwiło, bo Ai nie ma jeszcze trzydziestu lat.

— Czy wasze lata są innej długości niż nasze?

— Nie. A, rozumiem. To przeskoki czasowe. Dwadzieścia lat z Ziemi do Hain-Davenant, stamtąd pięćdziesiąt na Ollul, z Ollul tutaj siedemnaście. Żyłem poza Ziemią tylko siedem lat, ale urodziłem się tam sto dwadzieścia lat temu.

Dawno temu w Erhenrangu tłumaczył mi, jak czas skraca się na statkach, które pędzą między gwiazdami prawie z szybkością światła, ale jakoś nie wiązałem tego faktu z długością życia ludzkiego albo z życiem ludzi, których zostawia się na rodzinnej planecie. Podczas gdy on żył kilka godzin w jednym z tych niewyobrażalnych statków lecących od planety do planety, wszyscy, których pozostawił w domu, starzeli się i umierali, ich dzieci zamieniały się w starców… — Myślałem, że to ja jestem wygnańcem — powiedziałem po chwili.

— "Ty dla mnie, ja dla ciebie" — powiedział i znów się roześmiały słaby, podnoszący na duchu odgłos w tej przygniatającej ciszy. Ostatnie trzy dni od zejścia z przełęczy były wypełnione ciężką, daremną pracą, ale Ai nie jest już ani przygnębiony, ani zbyt optymistyczny, i ma więcej cierpliwości do mnie. Może to sprawa wypocenia narkotyków, a może nauczyliśmy się iść w jednej uprzęży.

Cały dzień zajęło nam schodzenie z bazaltowej ostrogi, na którą wczoraj cały dzień wchodziliśmy. Z doliny wyglądało to na dobrą drogę na Lód, ale im wyżej wchodziliśmy, tym bardziej śliskie i gładkie skały napotykaliśmy, coraz bardziej strome, aż w końcu nie mogliśmy ich pokonać nawet bez sanek. Dzisiaj jesteśmy na powrót u jej stóp na morenie, w dolinie głazów. Nic tu nie rośnie. Skała, rumosz, głazy, glina, błoto. Jęzor lodowca wycofał się z tego zbocza przed pięćdziesięciu czy stu laty pozostawiając na wierzchu gołe kości planety, bez mięsa gleby i traw. Tu i ówdzie fumarole rozsnuwają żółtawą mgłę pełzającą nisko nad gruntem. W powietrzu czuć zapach siarki. 11 stopni, bez wiatru. Mam nadzieję, że nie będzie dużych opadów śniegu, póki nie przejdziemy ciężkiego terenu stąd do jęzora lodowca, który widzieliśmy z grzbietu skalnego w odległości kilkunastu kilometrów na zachód. Wyglądało, że jest to szeroka rzeka lodu spływająca z płaskowyżu między dwoma stożkami wulkanicznymi zwieńczonymi parą i dymem. Jeżeli uda nam się wejść na ten jęzor ze zbocza bliższego wulkanu, może on nam posłużyć za drogę na lodową wyżynę. Na wschód od nas mniejszy jęzor schodzi do zamarzniętego jeziora, ale ten jest kręty i nawet stąd widać na nim wielkie szczeliny, nie do pokonania z naszym wyposażeniem. Uzgodniliśmy, że spróbujemy jęzora między wulkanami, mimo że idąc ku niemu na zachód tracimy co najmniej dwa dni w stosunku do naszego celu, jeden w drodze na zachód i drugi dla odzyskania tej odległości.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lewa ręka ciemności»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lewa ręka ciemności» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Lewa ręka ciemności»

Обсуждение, отзывы о книге «Lewa ręka ciemności» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x