James White - Szpital kosmiczny
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Szpital kosmiczny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2002, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Szpital kosmiczny
- Автор:
- Жанр:
- Год:2002
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Szpital kosmiczny: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szpital kosmiczny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Szpital kosmiczny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szpital kosmiczny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Niemniej jednak — mówił Kontroler — gdyby podobny wypadek przydarzył się panu w którymś z poprzednich miejsc pracy, uwierzono by panu. Gdyby nawet była to pańska wina, wszyscy broniliby pana przed ludźmi z zewnątrz takimi jak ja. Co więc spowodowało tę przemianę z dobrego, lubianego kolegi w kogoś takiego?
— Nudziłem się — odrzekł krótko O’Mara.
Malec nie wydał jeszcze żadnego dźwięku, ale charakterystyczne ruchy macek sygnalizowały, że wybuch nastąpi za chwilę. I nastąpił. Przez kolejne dziesięć minut rozmowa była, oczywiście, niemożliwa.
O’Mara z wysiłkiem przekręcił się na bok i uniósł na krwawiących już, porozbijanych łokciach. Wiedział, o co chodzi: malec domagał się pieszczot, które zwykle dostawał po jedzeniu. O’Mara podczołgał się powoli do dwóch lin przeciwwag wchodzących w skład jego wynalazku do poklepywania. Zamierzał naprawić swoje przeoczenie. Tyle że końce lin zwisały metr nad podłogą.
Oparty na jednym łokciu, usiłując unieść potężny ciężar drugiej ręki, O’Mara pomyślał, że równie dobrze od końca liny mogłoby go dzielić sześć kilometrów. Twarz i całe ciało pokrywał mu pot, gdy powoli, chwiejąc się do tego stopnia, że za pierwszym razem chybił, dosięgnął liny i uchwycił jej koniec. Trzymając mocno linę, opadł wolno i pociągnął ją za sobą.
Przyrząd działał na zasadzie przeciwwag, toteż linki można było ciągnąć bez specjalnego wysiłku. Solidny ciężarek opadł niezgrabnie na grzbiet malca, co równało się uspokajającemu klepnięciu. O’Mara odpoczął chwilę, a następnie z ogromnym trudem powtórzył klepnięcie za pomocą drugiej linki; gdy za nią pociągał, unosił jednocześnie pierwszy ciężarek.
Mniej więcej po ósmym klepnięciu stwierdził, że nie widzi już końca liny, po którą sięga, jednak i tak udało mu się jeszcze go odnaleźć. Zbyt długo trzymał głowę powyżej reszty ciała i przez cały czas balansował na granicy utraty przytomności. Zmniejszenie dopływu krwi do mózgu miało również inne skutki…
— No już dobrze, dobrze. — O’Mara usłyszał swój wyraźnie rzewny głos. — Już wszystko dobrze, tatuś jest przy tobie, tylko cicho…
Najzabawniejsze, że istotnie odczuwał odpowiedzialność i jakąś gniewną troskę o malca. Nie po to go raz uratował, żeby teraz mu się coś przytrafiło! Zapewne trzy g, które przyciskały go do podłogi, powodując, że każdy oddech równał się wysiłkowi całego dnia pracy, a najmniejszy ruch stawał się wyczynem, do którego potrzebował wszystkich sił, przypomniał mu inny nacisk — powolnego, nieubłaganego parcia ku sobie dwóch olbrzymich martwych i bezlitosnych mas metalu.
Wypadek.
Jako montażysta przydzielony do tej zmiany O’Mara włączył właśnie światła ostrzegawcze, kiedy ujrzał dwoje dorosłych Hudlarian w pogoni za ich małym dokładnie tam, gdzie miały się zewrzeć dwie płaszczyzny. Wołał przez autotranslator, namawiając ich, aby oddalili się w bezpieczne miejsce, podczas gdy on sam wyciągnie malca. Był znacznie mniejszy od jego rodziców i zwierające się płaszczyzny zagroziłyby mu nieco później, dzięki czemu zdołałby w porę wyprowadzić FROB-a z niebezpiecznej strefy. Ale albo autotranslatory Hudlarian były wyłączone, albo woleli nie powierzać losu dziecka miniaturowej przy nich istocie ludzkiej, dość że trwali między zbliżającymi się segmentami, aż było za późno. O’Mara patrzył bezsilnie, jak łączące się segmenty miażdżą ciała Hudlarian.
Do spóźnionego już działania poderwał O’Marę widok plączącego się wśród ciał rodziców malca, wciąż jeszcze całego i zdrowego ze względu na niewielkie wymiary. Udało mu się go stamtąd wyciągnąć, nim oba elementy zbliżyły się za bardzo, choć sam ledwie uszedł z życiem. Przez kilka zapierających dech sekund zdawało mu się, że jego noga również zostanie na miejscu wypadku.
W każdym razie to nie jest miejsce dla dzieci, pomyślał gniewnie, patrząc na dygocące, zwijające się ciało pokryte plamami jaskrawego, ostrego błękitu. Nikomu nie powinno się pozwalać na przywożenie tu dzieci, nawet takim twardzielom jak Hudlarianie.
Jednak major Craythorne znowu coś mówił.
— Sądząc po tym, co słyszę przez komunikator — powiedział cierpko Kontroler — nie najgorzej zajmuje się pan swoim podopiecznym. Utrzymanie małego w zdrowiu i dobrym samopoczuciu na pewno zostanie panu policzone.
W zdrowiu i dobrym samopoczuciu, pomyślał O’Mara, raz jeszcze sięgając po linę. W zdrowiu!
— Są jeszcze inne względy — kontynuował spokojny głos. — Czy zaniedbał pan włączenia świateł ostrzegawczych i zrobił to dopiero po wypadku, co się panu zarzuca? Pomijając poprzednie opinie, tutaj zyskał pan sobie opinię zgryźliwego kłótnika znęcającego się nad słabszymi. No, a pańskie zachowanie wobec młodego Waringa…! — Major przerwał, a na jego twarzy pojawił się lekki wyraz dezaprobaty. — Kilka minut temu — ciągnął — powiedział pan, że wszystko to dlatego, że się pan nudził. Proszę to wyjaśnić.
— Chwileczkę, majorze — przerwał Caxton. Jego twarz pojawiła się na ekranie za Craythorne’em. — On z jakiegoś powodu stara się zyskać na czasie, jestem tego pewien. Te wszystkie przerwy, ten zdyszany głos, to niby uciszanie malca, to wszystko jego gierki, żeby pokazać, jaki z niego znakomity pielęgniarz. Chyba pójdę i wyciągnę go stamtąd, żeby stanął przed panem twarzą w twarz…
— To niepotrzebne — rzucił szybko O’Mara. — Odpowiem na wszystkie pytania, w tej chwili.
Miał przed oczyma straszny widok reakcji Caxtona, gdyby ten zobaczył malca w obecnym stanie; jego samego obraz ten przyprawiał o mdłości, a przecież już przywykł. Kierownik nie zastanowi się nawet przez moment ani też nie będzie czekał na wyjaśnienia. Nie pomyśli też, czy to było w porządku zostawić młode stworzenie innej rasy pod opieką człowieka, który nie ma najmniejszego pojęcia o jego fizjologii ani chorobach. Caxton po prostu zareaguje. Gwałtownie.
Co się zaś tyczy Kontrolera…
O’Mara był zdania, że jakoś udałoby mu się wykręcić ze sprawy wypadku, ale jeśli mały umrze, nie ma żadnej szansy. Hudlarianin zapadł na łagodną, aczkolwiek rzadko spotykaną chorobę, która powinna ustąpić już przed kilkoma dniami, a zamiast tego czyniła dalsze postępy. Malcowi groziła więc śmierć, jeśli ostatni desperacki wysiłek O’Mary zmierzający do odtworzenia warunków z rodzinnej planety FROB-a nie da rezultatów. Teraz potrzebował czasu. Według książki — od czterech do sześciu godzin.
Nagle uświadomił sobie daremność tego wszystkiego. Stan malca nie poprawiał się: FROB nadal skręcał się i drżał, i w ogóle wyglądał na najbardziej chore i pożałowania godne stworzenie, jakie kiedykolwiek ujrzało światło dzienne. O’Mara zaklął bezsilny. To, co robił teraz, trzeba było zrobić wiele dni wcześniej. Mały był już na najlepszej drodze na tamten świat, a kontynuacja zabiegów ze sztucznym ciążeniem jego samego zapewne uśmierci lub uczyni kaleką na całe życie. I dobrze mu tak!
VI
Macki malca skuliły się w sposób wskazujący, że zaraz zacznie się płacz. O’Mara z ponurą determinacją zaczął unosić się na łokciach, przygotowując do kolejnego seansu pieszczot. Choć tyle mógł zrobić. I mimo iż sam był przekonany, że wszystko to jest niepotrzebne, maluchowi należało dać szansę. O’Mara potrzebował czasu, aby bez przeszkód zakończyć kurację, a tym samym zapewnić sobie możliwość udzielenia pełnych i wyczerpujących odpowiedzi na pytania Kontrolera. Jeśli FROB znowu zacznie płakać, wszystko szlag trafi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Szpital kosmiczny»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szpital kosmiczny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Szpital kosmiczny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.