— Teraz rozumiem, dlaczego w pańskiej historii choroby widnieje notatka przestrzegająca przed podawaniem leków bez uprzedniej konsultacji z pacjentem — wtrącił się Medalont. — Pański wiekowy lekarz wykazał się sporym rozsądkiem, którego brakuje wielu jego młodszym i bardziej entuzjastycznie nastawionym kolegom. Gdy stan pacjenta nie zagraża życiu i gdy nie wiadomo dokładnie, co robić, rzeczywiście najlepiej nie robić nic. Skoro jednak choroba stała się naprawdę dokuczliwa, będzie pan musiał nam zaufać. Nie jesteśmy w stanie pana wyleczyć, nadal niczego nie robiąc.
— Wiem — mruknął Hewlitt. — Mam mówić dalej?
— Za chwilę — powiedział lekarz. — Niebawem pora głównego posiłku, a Leethveeschi dałaby mi do wiwatu, gdyby pana przegłodził. Siostro, proszę o przejście na kanał konsultacji.
Lekarz i pielęgniarka zmienili ustawienia autotranslatorów i Hewlitt przestał cokolwiek rozumieć. Zachowywał cierpliwość, dopóki się dało, ale w końcu nie wytrzymał.
— Rozmawiacie o mnie? — rzucił ze złością. — Jeśli tak, to róbcie to w taki sposób, bym was rozumiał. Jesteście tacy sami jak cała reszta. Uważacie, że wcale nie jestem chory i wszystko sobie uroiłem. Tak?
Oboje znowu pomanipulowali przy autotranslatorach.
— Może pan się przysłuchiwać naszej rozmowie, jeśli panu na tym zależy, pacjencie Hewlitt — powiedział lekarz. — Nie zamierzamy czegokolwiek przed panem ukrywać, może poza zakłopotaniem klinicystów, którzy trafili na nietypowy przypadek. Czy naprawdę ważne jest dla pana, co inni o panu myślą?
— Nie lubię, gdy ludzie mają mnie za kłamcę — powiedział spokojniej Hewlitt. — Albo, gdy próbują mi wmówić, że jestem zdrowy.
Medalont milczał chwilę.
— W ciągu najbliższych dni albo tygodni usłyszy pan wiele dziwnych rzeczy. Różne istoty będą wyrażać swoje domysły na pański temat, próbując dojść istoty problemu. Nikt jednak nie uzna pana za kłamcę. Gdyby był pan zdrowy, nigdy by pan tu nie trafił. Ale teraz proszę mi wybaczyć. — Przeniósł spojrzenie wielkich, wybałuszonych oczu na Hudlariankę. — Nie ma większych wątpliwości, że stan pacjenta Hewlitta ma pewien związek z jego psychiką. Niezależnie od poczynań klinicznych poprosimy psychologię o przeprowadzenie odpowiednich badań. Ponieważ znane nam objawy wskazują na występowanie ksenofobii, któryś z Ziemian, O'Mara albo Braithwaite, będzie chyba najwłaściwszy…
— Z całym szacunkiem, doktorze — powiedziała pielęgniarka — moim zdaniem major O'Mara to nie najlepszy kandydat.
— Zapewne ma pani rację — rzekł Medalont. — Należy do tego samego gatunku i jest utalentowanym psychologiem, ale brakuje mu podejścia. Porucznik Braithwaite jest mniej szorstki. Na razie — kontynuował — pozostaniemy przy zasadzie nie podawania żadnych lekarstw z wyjątkiem łagodnych środków uspokajających, jeśli pacjent ich sobie zażyczy. Nie przebywał jeszcze tak długo w jednym pomieszczeniu z tyloma obcymi i może mieć przez to kłopoty z zaśnięciem, proszę jednak obserwować, czy środki te nie wywołają kolejnego ataku. Symptomy mogą pojawić się nagle i być poważne. Z tego też względu chcę, aby poza zwykłym monitorowaniem nosił osobisty czujnik medyczny z priorytetem sygnału. Pacjent może wstawać, swobodnie poruszać się po oddziale i zawierać znajomości z innymi pacjentami, o ile tylko będzie pozwalał na to ich stan kliniczny. Nie zalecam żadnych ograniczeń diety, na razie jednak powinien jadać sam, przy swoim łóżku. — Spojrzał znowu na Hewlitta. — Wiele przybywających tu istot nie potrafi z początku znieść widoku przedstawicieli innych ras podczas przyjmowania pokarmu. Nie ma w tym nic wstydliwego. Sam dostałem mdłości, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Kelgianina spożywającego potrawkę klejową.
— Nie! — krzyknął przerażony Hewlitt. — Nie mam zamiaru bratać się lub jadać w niczyim towarzystwie, ani teraz, ani w przyszłości, ani nigdy. Wystarczy, że to słoniowate coś, co weszło właśnie na oddział i stoi przy dyżurce, wygląda, jakby zaraz miało mnie pożreć.
— Pacjent Cossunallen jest roślinożerny, nie ma się, więc czego obawiać — powiedział lekarz. — Co zaś do nawiązywania kontaktów towarzyskich z innymi pacjentami, nie jest to obowiązkowe, ale ile można leżeć w łóżku, wstając tylko do toalety? Przy pańskiej niezłej kondycji zacznie pan w końcu odczuwać nudę, a wówczas rozmowy z pozostałymi pacjentami mogą się okazać atrakcyjną perspektywą.
Hewlitt jęknął przeciągle, wiedząc, że autotranslator zignoruje ten dźwięk.
— Na razie dam panu spokój — stwierdził Medalont. — Gdyby miał pan pytania, z którymi personel pielęgniarski nie mógłby sobie poradzić, w co zresztą wątpię, zjawię się ponownie, nim pan zaśnie. A teraz życzę smacznego obiadu.
Postukiwanie melfiańskich kończyn i cięższe stąpanie macek Hudlarianki oddaliły się z wolna i ucichły. Hewlitt wpatrzył się w parawan. Nie miał pojęcia, co podadzą mu do jedzenia, ale oczekiwał najgorszego. Kilka minut później między osłonami pojawiła się hudlariańska siostra z tacą i umieściła ją na stoliku obok łóżka.
— Nie wiemy nic o pańskich upodobaniach żywieniowych, zamówiliśmy, więc najpopularniejszy zestaw wybierany przez ziemski personel. Składa się on z płaskiego kawałka materii organicznej zwanego stekiem, podawanego z mało kształtnymi obiektami o cechach warzyw. Ale nim zacznie pan jeść, muszę przyczepić to urządzenie do pańskiego ciała. Czujnik na piersi pozwoli pielęgniarkom czuwać na bieżąco nad pańskim stanem. Translator proszę zawiesić na szyi. Jest zaprogramowany na języki używane przez pacjentów i personel tego oddziału. Teraz będzie pan już zawsze wiedział, o czym się rozmawia w pańskiej obecności. Pomyślałam — ciągnęła — że na razie wolałby pan zachować nieco prywatności podczas posiłku, i nie uniosłam parawanu. Muszę już iść, ale gdyby pan czegoś potrzebował, proszę skorzystać z przycisku przywołania. Wszystko w porządku, pacjencie Hewlitt?
— Tak, tak, dziękuję — odparł. — Chociaż, siostro…
Przerwał zmieszany, nie rozumiejąc, dlaczego poczuł nagle tak wielki przypływ wdzięczności do tej istoty. Chciałbym powiedzieć jej coś więcej niż zwykłe „Dziękuję”. Może jakiś komplement?
Pielęgniarka cofnęła się, rozchylając fragment parawanu. Pokrywająca jej ciało substancja zostawiła na nim ciemną smugę.
— Tak, pacjencie Hewlitt?
— Siostro, nie oczekiwałem aż takiej troski — powiedział, lekko się jąkając. — Nie przypomina pani żadnej ziemskiej istoty…
— No myślę.
— Nie tylko w sensie dosłownym — dodał. — Przede wszystkim chcę jednak podziękować i powiedzieć, że świetnie pani w tym makijażu.
Pielęgniarka zamamrotała coś niezrozumiale.
— Hudlarianie nie malują ciała, pacjencie Hewlitt — powiedziała. — To mój obiad.
Pierwszej nocy na oddziale Hewlitt nie mógł zasnąć. Łóżko okazało się bardzo wygodne, przytłumione światło lampki nie przeszkadzało, on zaś był bardzo zmęczony, szczególnie, że ciągle jeszcze nie przestawił się z czasu pokładowego na szpitalny, a mimo to sen nie nadchodził. Próbując po raz kolejny zamknąć ciężkie powieki, doszedł do wniosku, że podświadomie obawia się zasnąć w miejscu pełnym obcych.
Całymi godzinami, jak mu się wydawało, leżał i słuchał docierających zza parawanu nocnych odgłosów. Coraz wyraźniej słyszał szum wentylacji, na który za dnia w ogóle nie zwrócił uwagi. Czasem dobiegały go też ciche kroki pielęgniarek, które zmierzały do któregoś z pacjentów. Raz czy drugi ktoś zamamrotał przez sen albo jęknął, chociaż biorąc pod uwagę, że w Szpitalu nie skąpiono środków uśmierzających prawdopodobnie było to po prostu pozaziemskie chrapanie.
Читать дальше