Po trzecie, ty i twoje rzekome szczęście, Ono właśnie ma być badane. Po czwarte, ja — prawdopodobnie obiekt kontrolny. Wiesz, co sobie myślę? — Louis stał już od dosyć dawna, wylewając z siebie potok słów w opanowany do perfekcji sposób, dzięki któremu przed stu trzydziestoma laty przegrał wybory na Sekretarza Generalnego ONZ. Nie miał zamiaru do niczego Teeli zmuszać, ale bardzo, bardzo zależało mu na tym, żeby ją przekonać. — Że lalecznikom ani trochę nie zależy na tej planecie, na którą lecimy. Na co im ona, skoro wynoszą się z galaktyki? To będzie po prostu test, Zanim zginiemy, laleczniki dowiedzą się o nas masę ciekawych rzeczy.
To chyba nie jest planeta — powiedziała z namysłem Teela.
— Nieżas! Co to ma do rzeczy?! — wybuchnął Louis.
— Jeżeli mamy zginąć, to dobrze byłoby wiedzieć, gdzie i dlaczego, Moim zdaniem to statek kosmiczny.
— Co ty powiesz.
— Duży, w kształcie pierścienia, z polem siłowym do wychwytywania atomów wodoru. Wodór jest spalany, dzięki czemu uzyskuje się siła napędową i małe słońce. Pierścień kreci się cały czas, dzięki czemu na jego wewnętrznej powierzchni wytwarza się siła odśrodkowa.
— Mmm… — mruknął Louis, myśląc o dziwnym hologramie. Chyba za mało się nad nim zastanawiał. — Możliwe. Duży, prymitywny i trudny do sterowania. Czemu mieliby się nim interesować Ci-Którzy-Rządzą?
— Na tym statku również mogą być uciekinierzy. Istoty mieszkające bliżej jądra galaktyki dowiedziały się o wybuchu dużo wcześniej. Mogły go nawet przewidzieć tysiące lat temu, kiedy reakcja dopiero się zaczynała.
— Może i tak… A tobie udało się zmienić temat. Powiedziałem ci już, w co, według mnie, bawią się laleczniki. Mimo to lecę, bo mnie też to bawi. A dlaczego tobie wydaje się, że też chcesz lecieć?
Altruizm to okropna rzecz, ale nie powiesz mi, że przejmujesz się czymś, co ma nastąpić za dwadzieścia tysięcy lat. No, słucham dalej.
— Do licha, jeśli ty możesz być bohaterem, to ja też! A poza tym mylisz się, jeśli chodzi o Nessusa. Z pewnością wycofałby się, gdyby chodziło o misje samobójczą. Zresztą, po co lalecznikom jakieś dokładne wiadomości o nas, czy o kzinach? W jakim celu mieliby nas testować? Przecież opuszczają naszą galaktykę i już nigdy nie będą mieli z nami do czynienia.
Nie, Teela absolutnie nie była głupia. Ale…
— Nie masz racji. Laleczniki mają bardzo poważną motywację, by wiedzieć o nas jak najwięcej.
Spojrzenie Teeli ośmieliło go, by mówić dalej.
— Wszystko, co wiemy o ich migracji to tyle, że każdy zdrowy, normalny lalecznik bierze w niej teraz udział. Wiemy też, że poruszają się z prędkością o ułamek procentu mniejszą od prędkości światła. Laleczniki boją się hiperprzestrzeni.
A teraz; lecąc z taką prędkością dotrą do Obłoków Magellana za około osiemdziesiąt pięć tysięcy lat. I kogo zastaną na miejscu? — Uśmiechnął się do niej szeroko, — Nas, oczywiście. Na pewno ludzi i kzinów. Być może jeszcze kdatlyno i pierinów. Wiedzą, że będziemy zwlekać do ostatniej chwili. Wiedzą, też, że użyjemy statków poruszających się szybciej niż światło. Kiedy dotrą do Obłoków, będą mieli do czynienia z nami… albo z tym, co nas wybije. Znając nas, będą też znali naszych zwycięzców. Tak, tak, mają swoje powody, by nas dokładnie badać.
— Okay.
— Nie zmieniłaś zdania?
Teela potrząsnęła głową.
— Dlaczego?
— To moja sprawa.
Była zupełnie spokojna i pewna swego. I co miał z nią począć? Gdyby miała dziewiętnaście lat, zawiadomiłby rodziców. Ale ona miała dwadzieścia i oficjalnie była już dorosła. Gdzieś trzeba było zakreślić granice.
Jako dorosły człowiek miała swobodę wyboru; miała prawo oczekiwać od Louisa Wu dobrych manier; jej prywatne przekonania i decyzje były święte. Louis mógł tylko przekonywać. Najwyraźniej mu to się nie udało.
Tak więc Teela wcale nie musiała robić tego, co zrobiła. Niespodziewanie wzięła jego dłonie w swoje i łagodnie, z uśmiechem, poprosiła:
— Weź mnie ze sobą, Louis. Ja naprawdę przynoszę szczęście. Gdyby Nessus nie wybrał akurat mnie, spałbyś sam. Byłoby okropnie, sam o tym wiesz.
Miała go. Nie mógł już zrobić nic, by ją powstrzymać.
— W porządku — westchnął. — Dam mu znać.
Samotne noce byłyby rzeczywiście czymś okropnym.
— Przyłączam się do ekspedycji — powiedziała Teela do ekranu wizjofonu.
Lalecznik zaświszczał przeciągle w okolicach dźwięku e.
— Słucham?
— Przepraszam — zreflektował się Nessus. — Jutro o 08.00 na Australijskim Polu Startowym. Rzeczy osobiste do dwudziestu pięciu ziemskich kilogramów. Louis to samo. Aaa… — Lalecznik uniósł obie swoje głowy i zajęczał rozdzierająco.
— Jesteś chory? — zapytał z niepokojem Louis.
— Nie. Zobaczyłem jedynie swoją śmierć. Miałem nadzieje, że twoja argumentacja nie będzie mieć aż takiej siły przekonywania. Do zobaczenia. Spotykamy się na Polu Startowym.
Ekran ściemniał.
— Widzisz? Widzisz, co otrzymujesz w nagrodę za to, że potrafisz tak znakomicie przekonywać?
— Nic nie poradzę, że jestem takim krasomówcą — mruknął Louis. — W każdym razie, robiłem, co mogłem. Nie miej do mnie pretensji, jeśli zginiesz straszliwą śmiercią.
Tej nocy, kiedy Louis spadał już w bezdenną otchłań snu, usłyszał jej słowa:
— Kocham cię. Lecę z tobą, bo cię kocham.
— Ja też cię kocham — wymamrotał z na wpół śpiącą uprzejmością i dopiero wtedy w pełni dotarło do niego to, co powiedziała.
— Co? Lecisz dwieście lat świetlnych dlatego, że nie chcesz się ze mną rozstać?
— Mhmm.
— Sypialnia, półjasno! — powiedział podniesionym głosem Louis.
Rozjarzyły się lampy. Unosili się tuż przy sobie miedzy dwiema równoległymi płaszczyznami. Przygotowując się do podróży kosmicznej obydwoje usunęli ze skóry i włosów sztuczne barwniki. Warkoczyk Louisa był teraz prosty i czarny, zaś wygolony zwykle skalp porastała mu siwa, krótka szczecinka. Żółtobrązowa skóra i brązowe, już nie skośne oczy zmieniły w sposób zasadniczy jego wygląd.
Teela również bardzo się zmieniła. Włosy, czarne i miękkie, związała w ogon. Jej skóra miała blady, nordycki odcień. W owalnej twarzy najbardziej zwracały na siebie uwagę duże, brązowe oczy i małe, poważne usta; nos był niemal niedostrzegalny. W emitowanym przez dwie płaszczyzny „łóżka” polu unosiła się równie lekko i nieskrępowanie jak olej na wodzie.
— Przecież nigdy nie byłaś nawet na Księżycu.
Skinęła głową.
— A ja wcale nie jestem najwspanialszym kochankiem na świecie. Sama to powiedziałaś.
Powtórne skiniecie. Teela Brown nie uznawała niedomówień. Przez te dwa dni i dwie noce ani razu nie skłamała, nie powiedziała półprawdy, nie starała się uniknąć odpowiedzi na żadne pytanie. Opowiedziała Louisowi o swoich dwóch kochankach; jeden z nich przestał się nią interesować po pół roku, drugi zaś był jej kuzynem, którzy otrzymał szansę wyemigrowania na Górę Widoku. Louis był znacznie bardziej powściągliwy w zwierzeniach, ona zaś zdawała się tą powściągliwość akceptować. Sama zaś była zupełnie otwarta. I zadawała cholerne pytania.
— Więc dlaczego właśnie ja? — koniecznie chciał wiedzieć Louis.
— Nie mam pojęcia — przyznała. Może to twój czar? Jesteś przecież bohaterem.
Był w tej chwili jedynym żyjącym spośród tych, którzy po raz pierwszy zetknęli się z obcą cywilizacją. Czy ten epizod z trinokami będzie się za nim ciągnął aż do końca?
Читать дальше