Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru

Здесь есть возможность читать онлайн «Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żebracy nie mają wyboru: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żebracy nie mają wyboru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Żebracy nie mają wyboru
Hiszpańskich żebraków
W zaciszu stworzonej przez siebie wyspy opracowują własny porządek świata, od czasu do czasu zadziwiając ludzkość wynalazkami. Ameryka, przytłoczona ciężarem wielomilionowej populacji bezczynnych trutni, wstrząsana nieodpowiedzialnymi eksperymentami genetyków i nanotechników, pogrąża się w chaosie i chyli ku upadkowi.

Żebracy nie mają wyboru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żebracy nie mają wyboru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wszystko w porządku, kochany? — zapytała Annie. Zabrała ramiona, a ja z miejsca za nimi zatęskniłem. Ze mnie to dopiero stary dureń. — No to powiedz nam wszystko jeszcze raz, tylko powoli.

Odzyskałem oddech.

— Cztery wściekłe szopy. Monitor nadzoru terenowego wył jak sama śmierć. Musiały zejść, dranie, z gór. Monitor pokazywał je nad rzeką, szły w stronę miasta. Bioalarm błyskał na czerwono. A potem monitor się zaciął i nic go już nie mogło ruszyć. Jack Sawicki go kopnął i ja tak samo, ale nie pomogło. Te szopy mogą teraz być wszędzie.

— Czy monitor posłał robostrażnika, żeby je zabił, zanim się zepsuł?

— Robostrażnik też się zepsuł.

— Cholera. — Annie wykrzywiła twarz. — Następnym razem nie głosuję na Samuelsona.

— A myślisz, że to jakaś różnica? Oni wszyscy jednacy. Ale ty musisz trzymać Lizzie w domu, póki ktoś nie zrobi porządku z tymi szopami. Lizzie, masz nie wychodzić, słyszysz?

Lizzie pokiwała głową. Ale zaraz, jak to Lizzie, zaczęła te swoje pytania.

— Ale kto, Billy?

— Co kto?

— Kto zrobi porządek z tymi szopami? Jak robostrażnik jest zepsuty?

Nikt jej nie odpowiedział. Annie wzięła z powrotem nóż i wróciła do obierania jabłek. Oparłem się wygodniej o ścianę. Nie było tu żadnych krzeseł, to jasne — w kuchni kafeterii nie ma być nikogo poza robotami. Annie pierwszy raz włamała się tutaj zeszłego roku, we wrześniu. Nie przejmowała się robotami, które przygotowywały jedzenie na pas żywieniowy. Brała tylko a to odrobinę cukru, a to trochę sojsyntu, a to kilka świeżych owoców z kontenera dostawczego i gotowała. Pyszności — nikt nie umiał gotować tak jak Annie.

Owocowe placki takie, że na sam widok słodka ślinka ciekła do ust. Gorące, korzenne pasztety. Maślane bułeczki puszyste jak chmurki.

A ona kładła je do pojemników na pasie żywieniowym, na którym jechały potem do kafeterii, a ludzie wybierali je na swoje chipy żywnościowe. Ci głupcy pewnie nawet nie zauważyli, o ile lepsze są jej dania od tego, co zwykle dzień i noc krąży na pasie żywieniowym. No i oczywiście przy ryczącym na pełen regulator holoterminalu i grającej ciągle muzyce tanecznej nikt nie mógł usłyszeć, że są w środku, nawet gdyby Annie i Lizzie wysadziły całą tę cholerną kuchnię w powietrze.

Annie mówi, że lubi gotować. Lubi być zajęta. Czasem to mi się wydaje, że jak na kogoś, kto tak strasznie chce wychować Lizzie na dobrą Amatorkę Życia, Annie sama coś za bardzo przypomina Woła. Ale w życiu bym jej tego nie powiedział. Bo mi jeszcze to życie miłe.

Annie zaczęła nucić pod nosem przy obieraniu. Ale Lizzie wcale nie przestała pytać.

— Kto zrobi porządek z tymi szopami? — powtórzyła jeszcze raz. Annie zmarszczyła brwi.

— Może ktoś przyjedzie naprawić robostrażnika.

Brązowe oczy Lizzie nawet nie mrugnęły. Czasem to aż się człowiekowi robi straszno, kiedy ona tak się w niego wpatruje i nawet przy tym nie mrugnie.

— Nikt nie przyjechał naprawić obieraka. Nikt nie przyjechał naprawić robosprzątaczki w kafeterii. A sama wczoraj mówiłaś, że Woły nie przyślą nikogo, nawet kiedy zepsuje się główna linia z sojsyntem.

— No, nie mówiłam tego na poważnie — odpowiedziała Annie. Obierała teraz trochę szybciej. — Jakby to się zepsuło, to już nikt w całym mieście nie miałby nic do jedzenia!

— No to mogliby się dzielić. Mogliby się podzielić jedzeniem, które ludzie wzięli z pasa, zanim się zepsuł.

Annie i ja spojrzeliśmy po sobie. Ja sam kiedyś widziałem miasto, w którym zepsuł się pas żywieniowy. Skończyło się na zabiciu sześciu ludzi. A to było jeszcze, kiedy grawkolej działała bez problemu i ludzie mogli pojechać do innych miast w tamtym okręgu.

— Tak, kochanie — powiedziała Annie. — Ludzie mogliby się podzielić.

— Ale ty i Billy myślicie, że nie będą chcieli, co?

Annie nie odpowiedziała. Nie lubiła okłamywać Lizzie.

— Tak, Lizzie — odezwałem się. — Wielu nie będzie chciało.

Lizzie zwróciła na mnie swoje brązowe oczy.

— Dlaczego nie będą chcieli się podzielić?

— Bo ludzie już się odzwyczaili od dzielenia. Teraz myślą, że im się należy. Mają do wszystkiego prawo, bo przecież po to wybierają polityków. Woły-politycy płacą za to podatki, a te podatki to nasze kafeterie, składy, jednostki medyczne i łaźnie, które pozwalają Amatorom uczciwie żyć.

— Ale ludzie bardziej się ze sobą dzielili, jak byłeś młody, co, Billy? Bardziej się dzielili, prawda?

— Od czasu do czasu. Przeważnie pracowali, jak coś chcieli mieć.

— Dosyć tego — wtrąciła ostro Annie. — Nie zawracaj jej głowy tym, co minęło, Billy Washingtonie. Ona jest Amatorką Życia. Przestań gadać tak, jakbyś sam był Wołem! A ty, Lizzie, masz już więcej o tym nie mówić.

Ale nikt nie zatrzyma Lizzie, kiedy już raz zacznie. Ona jest jak grawkolej. To znaczy: jak grawkolej kiedyś, nie jak ta od zeszłego roku.

— W szkole mówią, że mam szczęście, że jestem Amatorką Życia. Mogę żyć jak arystokratka, bo to Woły muszą wykonać za mnie całą pracę. Woły służą Amatorom, bo to Amatorzy rządzą przez swoje głosy. Ale jeśli to my rządzimy, to czemu nie możemy się doprosić, żeby ktoś naprawił robostrażnika, robosprzątaczkę i roboobierak?

— Od kiedy to chodzisz do szkoły? — zażartowałem, żeby zmienić temat, zanim Annie na dobre się wścieknie. — Myślałem, że tylko się bawisz nad rzeką, razem z Susie Mastro i Carleną Terrell. Agro z ciebie Amatorka, niech mnie!

Popatrzyła na mnie, jakbym był zepsutym robotem.

— Bo masz szczęście, że jesteś Amatorką Życia — wtrąciła sucho Annie. — I masz tak mówić, jakby się kto pytał.

— A kto?

— Wszystko jedno kto! A w ogóle to nie powinnaś tyle chodzić do tej szkoły. Prawie wcale nie spotykasz się z innymi dziećmi. Chcesz, żeby miały cię za wariatkę? — Rzuciła jej groźne spojrzenie.

Ale Lizzie już mówiła do mnie:

— Billy, kto zrobi porządek z tymi szopami, jak nikt nie naprawi robostrażnika?

Rzuciłem okiem na Annie. Zasapany, zacząłem dźwigać się z podłogi.

— Nie mam pojęcia, Lizzie. Po prostu na razie nie wychodź z domu, zgoda?

— Ale co będzie, jak któryś z tych szopów kogoś ugryzie?

Miałem dość rozumu, żeby się nie odzywać. W końcu odpowiedziała jej Annie:

— Jednostka medyczna jeszcze działa.

— A jak się zepsuje?

— Nie zepsuje się.

— A jak tak?

— Nie zepsuje się!

— A skąd wiesz? — zapytała Lizzie i dopiero teraz się zorientowałem, że to coś w rodzaju prywatnych wyścigów skuterowych między matką a córką. Niewiele z tego rozumiałem, ale wiedziałem jedno: prowadzi Lizzie. Powtórzyła teraz: — A skąd ty wiesz, że jednostka medyczna się nie zepsuje?

— Bo jak się zepsuje, kongresmenka Land przyśle tu kogoś, żeby ją naprawił. Jednostka medyczna to część jej podatków.

— Nie przysłała nikogo, żeby naprawił robosprzątaczkę. Ani roboobieraka. Ani…

— Jednostka medyczna to co innego! — warknęła Annie. Dziabnęła jabłko tak mocno, że kawałek miąższu stoczył się ze stołu, który ukradłem dla niej z kafeterii.

— Dlaczego jednostka medyczna to co innego?

— Bo tak! Jak się zepsuje medjednostka, ludzie mogą zacząć umierać, a na to żaden polityk nie pozwoli. Bo nikt by na niego nie głosował!

Lizzie myślała nad tym chwilę. A ja pomyślałem sobie, że już po wyścigu, i odetchnąłem swobodniej. Ostatnio mi się zdaje, że one przez cały czas się kłócą. Lizzie dorasta, a mnie się to bardzo nie podoba. Coraz trudniej chronić ją przed niebezpieczeństwem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żebracy nie mają wyboru»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żebracy nie mają wyboru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żebracy nie mają wyboru»

Обсуждение, отзывы о книге «Żebracy nie mają wyboru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x