Siweńczyk otworzył oczy. Malował się w nich głęboki ból.
— Pewnego razu zjawił się u mnie Riose. Było to rok temu. Mówił o kulcie, którym otacza się „magów”, ale nie znał prawdy. To nie jest kult. Widzisz, Siwenna już czterdzieści lat jęczy w stalowym uścisku tego kolosa, który teraz zagraża twemu światu. Wybuchło i zostało zduszonych pięć powstań. Potem odkryłem dawne zapiski Hariego Seldona… i powstał ten „kult”. Trwa w gotowości i czeka.
Czeka na przybycie „magów” i na odpowiednią chwilę. Tym, którzy czekają, przewodzą moi synowie. To jest ten sekret, który musiałem uchronić przed sondą. I dlatego moi synowie muszą zginąć jako zakładnicy, bo w przeciwnym wypadku zginęliby jako rebelianci, a z nimi pół Siwenny. Widzisz więc, że nie miałem wyboru. I nie jestem obcym.
Devers spuścił wzrok, a Barr mówił dalej:
To ze zwycięstwem Fundacji Siwenna wiąże swoje nadzieje. To dla zwycięstwa Fundacji poświęciłem swych synów. A Hart Seldon nie przewidział w swych obliczeniach nieuchronnego zwycięstwa Siwenny, lecz zwycięstwo Fundacji. Nie jestem pewien, jaki los czeka mój naród… mam tylko nadzieję.
— A jednak zadowala cię czekanie. Nawet teraz, kiedy flota Imperium jest już na Loris.
— Czekałbym z niezachwianą wiarą w zwycięstwo — odparł Barr — nawet gdyby wylądowali na samym Terminusie.
Handlarz zmarszczył czoło i rzekł bezradnie:
— Nie wiem. Przecież to nie może działać w ten sposób, to nie magia. Psychohistoria czy nie, faktem jest, że oni są strasznie silni, a my słabi. I co tu może zrobić Seldon?
— Nie ma nic do zrobienia. Wszystko zostało już zrobione. A teraz nadchodzi. To, że nie słyszysz turkotu kół i bicia w dzwony, wcale nie oznacza, że coś się zepsuło. To absolutnie pewne.
— Być może, ale wolałbym, żebyś wtedy roztrzaskał Riose'owi czaszkę na dobre. On jest groźniejszym wrogiem niż cała jego armia.
— Żebym roztrzaskał mu czaszkę? I żeby jego miejsce zajął Brodrig? — twarz patrycjusza wykrzywiła nienawiść. — Zapłaciłaby za to cała Siwenna. Brodrig już dawno pokazał, na co go stać. Jest taki świat, gdzie pięć lat temu zabito co dziesiątego mężczyznę, za to tylko, że nie mogli zapłacić zbyt dużych podatków. A podatki ściągał właśnie Brodrig. Nie, lepiej, że Riose żyje. W porównaniu z tym, co robi Brodrig, jego zemsta to dobrodziejstwo.
— Ale siedzieć pół roku w bazie wroga i nic nie wskórać! Pół roku bez żadnego wyniku!
Devers zacisnął swe potężne dłonie, aż chrupnęło. — Bez ładnego wyniku!
— Zaraz, zaczekaj. Przypomniałeś mi o czymś… — Barr sięgnął do kieszeni. — Może to jest jakiś wynik — rzekł i rzucił na stół małą metalową kulkę.
Devers złapał ją.
— Co to jest?
— Kapsułka z depeszą. Ta, którą otrzymał Riose, zanim go rąbnąłem. Czy można to uważać za jakiś wynik?
— Nie wiem. Zależy od tego, co jest w środku — Devers usiadł i zaczął ją ostrożnie obracać w dłoni.
Kiedy Barr wyszedł spod zimnego prysznica wprost w przyjemny strumień ciepłego powietrza bijący z suszarki, zastał Deversa pochylonego w skupieniu nad warsztatem.
Siweńczyk spytał, masując ciało miarowymi uderzeniami dłoni:
— Co robisz?
Devers uniósł głowę. Na brodzie osiadły mu krople potu.
— Mam zamiar otworzyć kapsułkę.
— Potrafisz ją otworzyć bez linii papilarnych Riose'a? — w glosie Siweńczyka brzmiało zdziwienie.
— Jeśli nie otworzę, to wycofuję się ze Związku i już do końca życia nie zasiądę za sterami statku. Zrobiłem trójkierunkową analizę elektroniczną wnętrza i mam tu takie przyrządziki, o których nigdy nie słyszano w Imperium… specjalnie zrobione dla otwierania cudzych kapsułek. Widzisz, przedtem byłem włamywaczem. Handlarz musi znać się na wszystkim po trochu.
Pochylił się nisko nad kapsułką i zaczął ją delikatnie badać jakimś małym, płaskim przyrządem, który przy każdym zetknięciu z jej powierzchnią iskrzył czerwono.
— W każdym razie, to toporna robota — powiedział. — Chłopcy z Imperium to partacze. To widać. Widziałeś kiedy kapsułkę z Fundacji? Jest o połowę mniejsza, a przede wszystkim niedostępna dla analizy elektronicznej.
Przerwał. Widać było jak naprężyły się mięśnie pod tuniką. Wolno naciskał kapsułkę, swą małą sondą…
Otworzyła się bezgłośnie. Devers rozluźnił mięśnie i głęboko odetchnął. W ręku trzymał lśniącą kapsułkę i depeszę rozwiniętą jak skrawek pergaminu.
— To od Brodriga — powiedział. — Trwały materiał — dodał z pogardą. W kapsułce z Fundacji depesza utleniłaby się i wyparowała w ciągu minuty.
Ale Ducem Barr uciszył go ruchem ręki. Szybko odczytał depeszę.
„Nadawca: Ammel Brodrig, Poseł Nadzwyczajny Jego Wysokości Imperatora, Tajny Sekretarz Rady, Par Królestwa
Odbiorca: Bel Riose, Wojskowy Gubernator Siwenny, Generał Wojsk Cesarskich, Par Królestwa
Pozdrawiam.
Planeta # 1120 nie stawia już oporu. Ofensywa rozwija się bez przeszkód, zgodnie z planem. Nieprzyjaciel wyraźnie słabnie i cel ostateczny z pewnością zostanie osiągnięty.”
Barr oderwał wzrok od niemal mikroskopijnego druku i krzyknął ze złością:
— Dureń! Ten przeklęty fircyk! To ma być depesza?
— Ha? — mruknął Devers. Miał także uczucie, jakby został oszukany.
— To nic nie mówi — zazgrzytał zębami Barr. — Nasz cesarski wazeliniarz bawi się teraz w generała. Kiedy nie ma Riose'a, on jest dowódcą i musi ulżyć swej nikczemnej, próżnej duszy, rzygając raportami dotyczącymi spraw wojskowych, o których nie ma najmniejszego pojęcia. Taka i taka planeta nie stawia już oporu! Ofensywa posuwa się. Nieprzyjaciel słabnie. Nadęty błazen!
— Zaraz, chwileczkę. Zaczekaj…
— Wyrzuć to — starzec odwrócił się ze wstydem. — Galaktyka jedna wie, że nie spodziewałem się, żeby to było nadzwyczaj ważne, ale podczas wojny można przypuszczać, że niedostarczenie nawet zwykłego rutynowego raportu opóźni działania i spowoduje jakieś komplikacje. Dlatego to zabrałem. Ale to śmieć! Lepiej by było, żebym to zostawił. Riose straciłby na to przynajmniej minutę ze swego cennego czasu, który teraz przeznaczy na bardziej konstruktywne działanie.
Devers podniósł się z miejsca.
— Może wreszcie przestaniesz się ciskać? Na Seldona…
Podetknął rozwiniętą depeszę pod nos Barrowi.
— Przeczytaj to jeszcze raz. Co znaczy „ostateczny cel”?
— Podbój Fundacji. A co?
— Tak? A może podbój Imperium? Wiesz przecież, że Brodrig jest przekonany, że to właśnie jest ostateczny cel.
— No i co z tego?
— Co z tego! — Devers uśmiechnął się półgębkiem. — Uważaj, zaraz ci pokażę. — Wsunął palcem ozdobioną zawiłym monogramem Brodriga depeszę w otwór w kapsułce. Rozległ się lekki brzęk i kapsułka przybrała znowu swój pierwotny wygląd. Na jej gładkiej i lśniącej powierzchni nie było najmniejszego śladu wskazującego, że ktoś się do niej dobierał. Z jej wnętrza dobiegały jeszcze przez pewien czas lekkie trzaski świadczące o tym, że części mechanizmu zabezpieczającego ją przed otwarciem zaskakują z powrotem na swoje miejsce.
— Teraz nie ma żadnego sposobu, żeby ją otworzyć bez linii papilarnych Riose'a, prawda?
— Zgodnie z wiedzą Imperium, tak.
— Wobec tego, jej zawartość jest całkowicie autentyczna i nic o niej nie wiemy.
— Zgodnie z wiedzą Imperium, tak.
— Ale imperator może ją otworzyć, prawda? Linie papilarne członków rządu muszą być w ich aktach. Przynajmniej tak jest w Fundacji.
Читать дальше