W tej chwili wieczorną ciszę przerwał odgłos szybkich kroków. Seldon i Palver zawrócili, ale było już za późno; otoczyła ich banda napastników. Jednak tym razem Hari Seldon był przygotowany. Natychmiast zaczął wywijać laską. Widząc to, troje nastolatków, dwóch chłopaków i dziewczyna, roześmiało się.
— Więc nie ułatwisz nam zadania, staruszku?! — warknął chłopak, który najwyraźniej był przywódcą grupy. — I tak powalimy cię w dwie sekundy. Zro… — Nagle upadł na ziemię, otrzymawszy celny cios w żołądek. Pozostałych dwoje skuliło się, przygotowując do ataku. Ale Palver był szybszy. Oni także leżeli na ziemi, zanim się spostrzegli, skąd nadszedł cios.
I już było po wszystkim — niemal tak szybko, jak się zaczęło. Seldon stał z boku, opierając się ciężko na lasce, i trząsł się, wiedząc, że znów cudem uszedł z życiem. Palver, dysząc z wysiłku, przyglądał się polu walki. Troje napastników leżało na opustoszałym chodniku pod ciemniejącą kopułą.
— Uciekajmy stąd. Szybko! — nalegał znów Palver, choć tym razem to nie przed napastnikami mieli uciekać.
— Ależ Stettinie, nie możemy stąd odejść — zaprotestował Seldon. Wskazał na nieprzytomnych niedoszłych rabusiów. — To tylko dzieci. Mogą umrzeć. Nie możemy tak po prostu odejść. To niehumanitarne — tak, to dobre określenie — a przez te wszystkie lata usiłowałem bronić wartości humanitarnych. — Uderzył laską w ziemię, by podkreślić swoje słowa, a oczy mu błyszczały.
— Nonsens — odparł Palver. — Niehumanitarne jest postępowanie złoczyńców, którzy napadają na niewinnych obywateli takich jak pan. Myśli pan, że oni zastanawialiby się choć przez chwilę? Bez namysłu wbiliby panu nóż w brzuch, by ukraść ostatni kredyt, a potem kopnęliby pana i uciekli! I tak szybko dojdą do siebie i czmychną stąd, by lizać rany. Albo ktoś ich znajdzie i zadzwoni po pomoc. Niech pan tylko pomyśli! Po tym, co się stało ostatnim razem, może pan stracić wszystko, jeśli wplącze się pan w jeszcze jedną aferę. Proszę, Hari, uciekajmy stąd! — Mówiąc to, Palver chwycił Seldona za ramię. Ten zaś, obejrzawszy się po raz ostatni, pozwolił się odprowadzić.
Kiedy w oddali ucichły odgłosy kroków obu mężczyzn, zza drzew wyłoniła się postać. Chichocząc, młodzieniec o ponurych oczach wymamrotał:
— I pan, profesorze, będzie mi mówił, co jest dobre, a co złe. — Powiedziawszy to, obrócił się na pięcie i poszedł wezwać siły bezpieczeństwa.
— Spokój! Nakazuję spokój! — krzyknęła sędzia Tejan Popjens Lih. Publiczne przesłuchanie profesora Seldona Kruka i jego młodego towarzysza Stettina Palvera odbywało się w atmosferze nagonki na zbrodniarza. Stał tu człowiek, który przepowiedział Upadek Imperium, zniszczenie cywilizacji, który upominał innych, by przypomnieli sobie złoty wiek uprzejmości i porządku — i oto on, jak zeznał naoczny świadek, właściwie bez powodu kazał brutalnie pobić troje młodych Trantorczyków. O tak, zapowiadało się spektakularne przesłuchanie, które niewątpliwie doprowadzi do jeszcze bardziej spektakularnego procesu. Sędzia nacisnęła przycisk we wgłębieniu ławy i w zatłoczonej sali sądowej rozległ się donośny dźwięk gongu.
— Nakazuję spokój! — powtórzyła. — Jeśli będzie trzeba, opróżnię salę. To ostrzeżenie, którego już nie powtórzę.
Wyglądała imponująco w szkarłatnej todze. Pochodząca z jednego ze Światów Zewnętrznych, Lysteny, Lih miała nieco sinawą cerę, a odcień ten pogłębiał się, gdy była zmęczona; gdy się zdenerwowała, jej twarz przybierała odcień purpurowy. Krążyły pogłoski, że przez wszystkie lata, które spędziła w ławie sędziowskiej — choć uważano ją za wybitną prawniczkę, która zyskała sobie opinię jednej z najlepszych interpretatorek prawa imperialnego — Tejan chełpiła się swym kolorowym wyglądem, a jaskrawoczerwone szaty podkreślały delikatny turkusowy odcień jej skóry.
Mówiono, że Lih ostro traktuje tych, którzy złamali prawo imperialne; była jednym z niewielu sędziów, którzy trzymali się kodeksu prawa cywilnego i nie wahali się go stosować.
— Słyszałam o panu, profesorze Seldon, i o pańskich teoriach dotyczących nadejścia zagłady. Rozmawiałam też z sędzią pokoju, który ostatnio prowadził pańską sprawę. Uderzył pan wówczas pewnego człowieka laską wzmocnioną ołowiem. Wtedy także twierdził pan, że był ofiarą napadu. Jak sądzę, pańskie postępowanie wynika z poprzedniego, nie zgłoszonego siłom bezpieczeństwa wypadku, kiedy to pan i pański syn zostaliście rzekomo napadnięci przez ośmiu bandytów. Zdołał pan przekonać mojego szanownego kolegę, profesorze Seldon, że działał w obronie własnej, choć naoczny świadek mówił co innego. Tym razem, profesorze, musi pan być znacznie bardziej przekonujący.
Troje napastników, którzy wnieśli oskarżenie przeciwko Seldonowi i Palverowi, zachichotało nieprzyzwoicie w ławie oskarżyciela. Wyglądali całkiem inaczej niż tego wieczoru, gdy chcieli zaatakować Helikończyka: młodzieńcy mieli na sobie czyste luźne kombinezony, dziewczyna cienką pofałdowaną tunikę. Tak więc wydawało się, że tych troje przedstawia uspokajający obraz trantorskiej młodzieży.
Prawnik Seldona Civ Novker, który reprezentował także Palvera, zbliżył się do ławy sędziowskiej.
— Wysoki Sądzie, mój klient jest uczciwym członkiem trantorskiej społeczności. Jest byłym Pierwszym Ministrem o wybitnych zasługach. Zna osobiście naszego imperatora Agisa XIV. Cóż by zyskał, atakując niewinnych młodych ludzi? Jest jednym z najzagorzalszych rzeczników trantorskiej młodzieży i to dzięki niemu w pracach nad Projektem Psychohistorii zatrudniono bardzo wielu studentów. Jest uwielbianym przez wszystkich członkiem kadry profesorskiej Uniwersytetu Streelinga. A co więcej — tu Novker przerwał na chwilę, omiatając wzrokiem zatłoczoną salę sądową, jakby chciał powiedzieć: „Tylko poczekajcie, aż usłyszycie, co mam wam do powiedzenia, a będziecie się wstydzić, że choć przez chwilę wątpiliście w prawdomówność mojego klienta” — profesor Seldon jest jednym z bardzo niewielu ludzi, którzy mają swobodny dostęp do prestiżowej Biblioteki Galaktycznej. Przyznano mu swobodny dostęp do urządzeń biblioteki, by mógł pracować nad Encyklopedią Galaktyczną, prawdziwym peanem na cześć cywilizacji Imperium. Pytam was więc, jak to możliwe, że ten człowiek jest przesłuchiwany w takiej sprawie?
Novker wskazał na Seldona, który wraz ze Stettinem Palverem siedział w ławie obrońcy. Hari wyglądał nie najlepiej: policzki miał zarumienione, gdyż nie przywykł do pochwał (a przecież ostatnio stał się raczej obiektem kpin niż wyrazów uznania), a dłoń drżała mu lekko na rzeźbionej główce wiernej laski.
Sędzia Lih spojrzała na Seldona wcale nie przekonana.
— No właśnie, cóż by zyskał, mecenasie? Sama zadawałam sobie to pytanie. Przez ostatnie kilka nocy spędzało mi ono sen z powiek. Jaki jest prawdziwy powód? Dlaczego człowiek pokroju profesora Seldona atakuje nie sprowokowany, skoro sam zdecydowanie krytykuje tak zwane załamanie porządku publicznego? I nagle oświeciło mnie. Pewnie sfrustrowany profesor, któremu nikt nie wierzy, czuje, że musi udowodnić światom, że przewidywana przez niego zagłada rzeczywiście nadchodzi. Przecież mamy przed sobą człowieka, który spędził całe życie zawodowe, przepowiadając Upadek Imperium, a wszystko, co może nam pokazać, to kilka przepalonych żarówek w kopule, okresowe kłopoty z transportem publicznym, jakieś cięcia budżetowe… słowem, nic zatrważającego. Ale atak, albo dwa lub trzy, o tak, to by było coś poważnego.
Читать дальше